Pages

22 kule

inny tytuł: Nieśmiertelny (L'immortel, 2010 / 117 minut)
reżyseria: Richard Berry
scenariusz: Richard Berry, Matthieu Delaporte, Alexandre de La Patellière na podst. powieści Franza Oliviera Giesberta

„Nie wyprzesz się przeszłości, masz krew na rękach i nigdy jej nie zmyjesz, bo zostaniesz tym, kim jesteś - bandytą, który złamał zasady”. W taki sposób dość trafnie został scharakteryzowany główny bohater tego filmu, grany przez Jeana Reno. Bo mimo pozornego chaosu i brudu w mafijnym świecie też istnieją jakieś zasady, których nieprzestrzeganie spowoduje, że przeleje się ludzka krew. Jean Reno rolą gangstera Charly'ego Matteï powraca do klimatów, jakie uczyniły go gwiazdą, gdyż Matteï jest podobny do Leona zawodowca, podobnie jak on jest samotnikiem i zabójcą z zasadami. A jakie ma zasady doskonale podsumowano w jednej scenie, w której jeden z gangsterów mówi do niego: „Kradniesz, ale nie tykasz się dragów, mścisz się, ale nie na rodzinach, strzelasz, ale nie do gliniarzy, a przecież zło jest jedno, jest w nas i musimy je zaakceptować”. Dialogi to jeden z wielu atutów tego znakomitego francuskiego kryminału.

Niemal każdy bohater kina akcji jest nieśmiertelny i Charly Matteï nie jest wyjątkiem. W podziemnym parkingu dopadła go kryminalna przeszłość i został podziurawiony jak sito przez zamaskowanych przestępców. Co dzieje się później? Standardowo: szpital, walka o przywrócenie go do życia, a potem wyrównywanie rachunków. Na pewno powstało już wiele podobnych filmów, ale film Richarda Berry'ego należy z pewnością do lepszych przedstawicieli eurocrime'u. Jest to film brutalny, akcja jest wartka, zaś gangsterskie porachunki wyglądają dość realistycznie. Fabuła także jest dopracowana, początek może nieco niemrawy i zbyt wyraźnie sugeruje, że za chwilę wydarzy się coś dramatycznego. Ale kiedy krew Charly'ego Matteï zostaje przelana, każdy kto wtedy strzelał może się czuć zagrożony, bo ofiara zamachu, by ochronić przede wszystkim swoją rodzinę, wkracza na drogę zbrodni.

Mimo banalnego zawiązania akcji film ma całkiem interesujący, niegłupi scenariusz, który przez długi czas wciąga i dostarcza emocji. Fabuła została poprowadzona bardzo rozsądnie, trzyma w napięciu i zawiera sporo pojedynczych fragmentów, które długo pozostaną w pamięci (np. scena z lalką pełną narkotyków albo świetna scena końcowa). Trafne są niektóre dialogi, doskonale charakteryzujące bohaterów, ale i aktorzy znakomicie sobie poradzili z odtworzeniem zróżnicowanych postaci gangsterów. To właśnie przestępcy, wśród których są m.in. nieustępliwy szef, bezduszny morderca, nędzny kapuś itp, wydają się postaciami bardziej wyrazistymi niż stróże prawa, mimo że Marina Foïs w roli policjantki pojawia się dość często. Świetne role zagrali Jean Reno i znany z komedii Jeszcze dalej niż północ, Kad Merad. Ale aktorzy drugoplanowi także są przekonujący w swoich rolach.

22 kule to bardzo dobry jakościowo film gangsterski z odpowiednią dla tego typu kina dawką przemocy. Film Richarda Berry'ego opowiada o tym, do jakich wydarzeń mogłoby dojść, gdyby Sonny Corleone z Ojca chrzestnego przeżył zamach na swoje życie. Rozgrywający się w Marsylii kryminał pokazuje narodziny anioła zemsty oraz jego bezkompromisową walkę z ludźmi, którzy bardziej od życia ludzkiego cenią narkotyki. Chociaż Matteï jest tu antybohaterem i realizując swoje cele popełnia zbrodnie, to reżyser i tak zadbał o to, by to jemu widzowie najbardziej kibicowali. Ma rodzinę, w tym małego syna, zaś jego przeciwnik nie waha się wydać wyroku śmierci na to dziecko, co jeszcze bardziej podkręca napięcie i powoduje, że widz nie może pozostać obojętny na los bohaterów. Dobre kino, które warto obejrzeć dla jednej z najlepszych kreacji Jeana Reno. Natomiast fani kina sensacyjnego i szorstkich thrillerów znajdą też wiele innych powodów, dla których warto ten film zobaczyć. Jednak bardziej jest to thriller, na co wskazuje mroczny i niepokojący klimat, odrażające typy ludzkie i niespieszne tempo akcji.

14 komentarzy:

  1. zastanawiam się, czy widzieliśmy ten sam film ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sugerujesz, że widziałaś znacznie gorsze "22 kule" z Jeanem Reno? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. widziałam tak złe "22 kule", że ledwie wytrwałam do końca [możliwe, że trochę przespałam] ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż się boję, bo zerknęłam wczoraj na Twoją recenzję, na końcówkę, dziś byłam w bibliotece i leżały "22 kule" z fizjonomią nie za bardzo przeze mnie lubianego Reno, ale zaryzykowałam i wypozyczyłam (na szczęście bezpłatnie), a teraz czytam opinię Ani. :) No to sie teraz okaże czyj gust jest mi bliższy. :) W razie czego poślę ci nie 22 kule, a 23. Ale poważnie, obawiam się jednego zdania, które wyczytałam na okładce, że Reno otrzymuje 22 kule i żyje! Zobaczymy. :) Czy zasłużył na taki cud. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to jestem ciekaw Twojej opinii. Czasem trudno się ogląda film z aktorem, którego się nie lubi, ja akurat Jeana Reno lubię i film miał u mnie plusa już za samą obecność tego aktora w obsadzie. Ale oczywiście według mnie ten film ma także wiele innych zalet. Gdyby główny bohater przeżył po otrzymaniu 22 kul w jakimś kluczowym, kulminacyjnym momencie to pewnie byłoby to zbyt naciągane i niezbyt wiarygodne, ale stało się to na początku filmu, jako zawiązanie akcji i należy to zaakceptować. Prawdopodobnie ten motyw został zaczerpnięty z książki pt. "Nieśmiertelny" Giesberta (nie czytałem) i nie było powodu, by te 22 kule zmieniać np. na 12 kul. Jak mówił Blofeld, przeciwnik Jamesa Bonda: "Żyje się tylko dwa razy", i ta bondowska zasada rządzi filmami akcji. Jean Reno w "22 kulach" otrzymuje właśnie takie drugie życie. Moim zdaniem zasłużył :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jeszcze nic. W filmie pani Bigelow ,,Point Break'' Patrick Swayze i Keanu Reeves wyskoczyli z samolotu bez spadochronów na wysokości 1000m. , przyjebali w ziemią i nic im się nie stało ( a to nie była komedia). Też tak sobie wtedy pomyślałem,że jakby to było z 200 m., pewnie bym się wkurwił. Ale z tysiąca? Nawet mi się to , nie wiedziec czemu, jakoś spodobało:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe pytanie. Co jest bardziej prawdopodobne: przeżycie skoku bez spadochronu z 1000 m czy przeżycie po otrzymaniu 22 ran postrzałowych? Postawiłbym chyba na to drugie :) Oglądałem "Point Break", film według mnie całkiem niezły, pamiętam taką scenę, w której obaj wyskoczyli z samolotu, ale to Swayze miał spadochron, zaś Reeves - nie. W pewnym momencie, spadając, trzymali się razem, i zaledwie sekundę przed lądowaniem otworzył się spadochron jednego z nich. Nie jestem jednak pewien, czy o tej scenie mówisz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dokładnie o tej scenie. To nie ma znaczenia, czy otwieracz spadochron za póżno, czy wcale, efekt jest ten sam, zwłaszcza przy podwójnym obciążeniu. Ale tu nie chodzi o realizm. Były przypadki przeżycia po upadkach z samolotu na wysokości większej, niż 1000 m., korony drzew zamortyzowały uderzenie, A w ,,Point Break'' to oni centralnie w glebę przywalili i żaden sobie chyba nawet nic nie złamał, czyli jedno wielkie WTF? Ale mnie to jakoś rozbawiło, chyba właśnie przez tę skalę przegięcia. Z 22 ranami postrzałowymi, to też raczej nie widzę szans na przeżycie w ,,realu''; utrata krwi jest potężna, a jak dochodzi odpowiedni kaliber i typ amunicji - rozległe obrażenia wewnętrzne i ubytek tkanki - raczej pozamiatane. Bo chyba on tych wszystkich kul nie zaliczył w rękę, czy nogę.Chociaż zdarzało się, że pod wpływem nadprodukcji adrenaliny ludzie z wieloma, teoretycznie śmiertelnymi postrzałami żyli nadal i jeszcze byli w stanie walczyc. Trudno tak generalizowac, zależy od przypadku, filmu nie widziałem, to nie wiem jak to tam wyglądało.

    OdpowiedzUsuń
  9. ...A tak BTW, ,,Point Break'' to bardzo dobry film i ta scena wcale go nie ciągnie w dół (nomen omen), a wręcz przeciwnie. Zostaje w pamięci i przytoczyłem ją wcale nie dla podarcia łacha.Film zapodaje wciągającą, emocjonującą story w tonie bardzo serio, a jak już idzie w przerysowanie, to na mega maxa, z fasonem:)Zresztą scena ma też głębszy sens, jest idealnym ekstraktem całego napięcia między kolesiami; jakby pierdolnęli z parteru i przeżyli:D:D ,to byłby większy LOL. Pani Bigelow zna się na swojej robocie, mnie przynajmniej, jak dotąd, nie zawiodła. Do tego ładna i zadbana. Tak trzymac.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się - z kobiet-reżyserów pani Bigelow wyróżnia się profesjonalizmem i wyczuciem. Również uważam, że "Point Break" to bardzo dobry film, ze wszystkich filmów tej reżyserki najbardziej go lubię i gdybym miał wybrać ponowny seans "Point Break" albo ponowny seans oscarowego "Hurt Lockera" to wybrałbym ten pierwszy. Dodam jeszcze, że czytając Twoje wcześniejsze wypowiedzi wcale nie odczułem, aby "Point Break" Ci się nie podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tu by chyba należało wysypac cały wór z superlatywami. Jej filmy, nie dośc, że niesztampowe i niebanalne, potrafią też autentycznie wzruszac; jak ,,PB'' czy anarcho-cyber-noir ,,Strange Days''. Kobieta z biglem :) - miksuje gatunki, jak natchniony DJ. ,, Film o wampirach w konwencji współczesnego westernu'' - brzmi dziwacznie, ale po obejrzeniu masz ochotę na sequel:) - mowa o ,,Near Dark'' z Lance Hendricksenem z 1987. ,,Hurt Locker''to też mocno angażujący film, poza jednym małym przegięciem ( nie fajnym;), bardzo realistyczny. Moim zdaniem Katheryn Bigelow bez wysiłku deklasuje bardziej utytułowanych burackich geszefciarzy pokroju Majkela Beja.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przyłączam się do dobrych słów o Pani Bigelow, super! za wyjątkiem Hurt Locker, ale nie względu na robotę reżyserką, film oglądało się dobrze, ale za pean na cześć agresorów, i te pozdrowienia dla tych, którzy nas bronią w Iraku, Nie wiedziałam, że Amerykanie są Irakijczykami. Ale "Na fali", "Dziwne dni" - świetne i inne też.
    Wracając do "22 kul" - Doooobre to było. I nawet uwierzyłam, że przeżycie 22 kul w ciele jest możliwe - jak się okazało, nie wszyscy celowali tam gdzie powinni, a więc wszsytko jest jak najbardziej wiarygodne, tym bardziej jak się jest mafioso z wielką kasą. :)
    Zgadzam się, film ma klimat, świetne aktorstwo, dobrze zarysowane postaci - każda ma coś w sobie charakterystycznego, nie mylą się w głowie, są interesujące, delikatnie ukazane pewne pararele w policji i mafii, kapitalne mordy, ale i pięknisi nie brakuje, scenariusz trzyma w napięciu do ostatniej chwili, niegłupie dialogi, pouczające kwestie - te o krwi :) można by jeszcze wymieniać trochę pozytywów, jak dodam jeszcze jeden na koniec - cudowne widoki, zarówno miejskie (Marsylia) jak i pozamiejskie. I co ważne - wyważona, nie przesadzona ilość pościgów, w tym jeden z motorem - świetnie.
    No cóż, Mariuszu, dziękuję za miłe chwile jakie spędziłam dzięki tobie, a dodam, że film oglądałam po 23-ej i nie usnęłam, co jest najlepszym dowodem, że się sprawdził.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszy mnie bardzo, że "22 kule" podobały się przynajmniej jednej kobiecie ;) Motyw z 22 kulami w ciele został przedstawiony dość realistycznie, można było uwierzyć, że takie cuda się zdarzają. No i mam nadzieję, że mówiąc "świetne aktorstwo" masz na myśli również niezbyt przez Ciebie lubianego Jeana Reno ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. No wiesz, ja się wychowałam na westernach, może dlatego lubię też takie współczesne "westerny". :) Tak, Reno też miałam na myśli. Był czas, że go dość lubiłam, nawet, kiedy załozyłam swoje forum filmowe pierwszy post jakim go otwierałam był poświęcony właśnie Reno. Potem mnie jakoś zmierził, może dlatego, że zaczął grać w lipnych filmach. Ale jak widać, czasem mu sie przydarzy coś ciekawszego.

    OdpowiedzUsuń