Tower of London

Tower of London (1962 / 79 minut)
reżyseria: Roger Corman
scenariusz: Leo V. Gordon, Amos Powell, James B. Gordon

Amerykański reżyser i producent Roger Corman słynął z oszczędzania, nie marnował czasu ani pieniędzy, kręcił filmy w szybkim tempie i za niewielką kasę. W pierwszej połowie lat 60, w ciągu zaledwie pięciu lat, zrealizował około 20 filmów (największy sukces osiągnęły luźne adaptacje utworów Edgara Allana Poe). Nierzadko udawało mu się zatrudniać świetnych aktorów, którzy podwyższali jakość przedsięwzięcia, sprawiali że scenariusz wydawał się lepszy, a historia bardziej wciągająca. Wybaczało się tandetne dialogi i dekoracje, bo urok tkwił w czymś zupełnie innym. Gdy budżet nie wystarcza na widowiskowe zdjęcia, efektowną scenografię i malownicze plenery to pozostaje cieszyć się wybornym aktorstwem oraz reżyserską maestrią w budowaniu odpowiedniego nastroju.

Umiejętność kreowania właściwej atmosfery Corman akurat posiadał i mimo ograniczeń budżetowych potrafił stworzyć, za pomocą prostych trików i specyficznych ustawień kamery, szereg niezłych filmów grozy. Dogadywał się też z aktorami, np. z Vincentem Price'em, który potrafił wnieść do jego filmów arystokratyczność, szaleństwo i zagadkowość. Ale w polecanym dzisiaj Tower of London jest coś jeszcze - otoczona oceanem tajemnic i murem milczenia londyńska warownia. Miejsce różnego rodzaju kaźni, tortur i egzekucji. Zginęło tu tak wielu ludzi, że zyskała opinię miejsca najbardziej nawiedzonego przez duchy. I Corman to wykorzystał - jego film to nie tylko dramat historyczno-kostiumowy, ale też klasyczna ghost story.

W czołówce nie ma nazwiska Williama Szekspira, ale nie da się ukryć, że ten najbardziej rozchwytywany brytyjski scenarzysta dostarczył materiału dla Rogera Cormana. W czasach elżbietańskich napisał sztukę Ryszard III, która powstała niejako na zamówienie ówczesnych władz, czyli rządzącej Anglią Elżbiety I z dynastii Tudorów. Był to utwór propagandowy, mający usprawiedliwić odebranie Plantagenetom władzy. Ryszard III został w nim przedstawiony w jak najgorszym świetle - jako uzurpator ze zrytą psychiką, mordujący nawet dzieci, by zdobyć władzę w państwie. Dla „króla kiczu” (jak nazywano Cormana) to był dobry materiał. W jednym filmie mógł zawrzeć elementy historycznego dramatu, psychothrillera i opowieści o duchach.


Gdy w Pałacu Westminsterskim umarł król Edward IV York rozgorzała walka o władzę, gdyż następca tronu był jeszcze nieletni. Na łożu śmierci król wyznaczył swojego brata Jerzego, księcia Clarence, do roli Protektora Królestwa. Wzbudziło to wściekłość drugiego z braci, Ryszarda z Gloucester. Zarówno nowy Protektor jak i nieletni następcy króla, Edward i Ryszard, znaleźli się na celowniku księcia Gloucester. Będzie chciał ich zgładzić, bo chora ambicja podsunie mu morderczy plan, którego celem jest zdobycie korony i zapisanie się w annałach historii wielkimi zgłoskami. Zdobędzie koronę i zasiądzie na tronie, ale dorobi się także kainowego piętna, jego dusza pogrąży się w mroku, a umysł opanują duchy przeszłości. O jego ułomności świadczy nie tylko zwichrowana psychika, ale i fizyczne kalectwo (skrzywiony kręgosłup i niesprawna noga).

Dla Vincenta Price'a scenariusz okazał się kolejnym polem do popisu. Znów zagrał rolę oszalałego mordercy, w takich czuł się najlepiej, a dystyngowana postawa, staroświecki urok i teatralna maniera aktorska dodały wiarygodności postaci pyszałkowatego arystokraty. Odtwórca głównej roli próbował wzorem Laurence'a Oliviera zagrać tę postać jak najlepsi aktorzy szekspirowscy (w połowie lat 50. Olivier nakręcił zresztą własną adaptację Ryszarda III). Mógł wzorować się także na Basilu Rathbonie, innym świetnym brytyjskim aktorze teatralnym i filmowym, który w postać Ryszarda wcielił się w 1939 roku (Tower of London, reż. Rowland V. Lee). Price obserwował Rathbone'a przy pracy - zagrał w tym filmie księcia Clarence.


Tower of London Rogera Cormana nie jest żadnym przełomowym dziełem ani szczytowym osiągnięciem reżysera. Jest całkiem udaną próbą stworzenia gotyckiego filmu grozy na temat obłąkańczej ambicji, bezrozumnej przemocy i walki o najwyższy urząd w państwie. Aktualnie toczy się w Polsce walka o urząd prezydenta, media walczą o oglądalność wszelkimi sposobami, a politycy próbują zdyskredytować konkurentów. Obywatele zarzuceni są obietnicami i postulatami, idą głosować lecz i tak wiedzą, że mimo demokracji to lepiej raczej nie będzie. Corman w swoim filmie przenosi widza do późnego średniowiecza, gdy o składzie rządu decydowały wojny, a nie wolne wybory. Ludzie u szczytów władzy mogli sobie pozwolić na wszelkie nadużycia, bo media nie śledziły każdego ich kroku. Film Cormana nie ma ambicji, by krytykować monarchiczny ustrój ani przekazywać głębsze treści lub historyczną prawdę. Reżyser potępia bezsensowną przemoc, uważa że prowadzi ona do fiksacji i paranoi, jednak nie krytykuje wojny, mówiąc że takich tyranów i szaleńców jak Ryszard III należy pacyfikować.

1 komentarze:

  1. Oj bardzo lubię Vincenta, a i kadry wygląda naprawdę interesująco. Takie filmy mają zdecydowany klimat a że o tym tytule nie słyszałam, to trafia na moja listę!

    OdpowiedzUsuń