Pages

Sin City - Miasto grzechu

Sin City (2005 / 124 minuty)
reżyseria: Frank Miller, Robert Rodriguez i gościnnie Quentin Tarantino
scenariusz na podstawie graficznych powieści Franka Millera

Ten film warto obejrzeć z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, to jeden z najbardziej oryginalnych, pod względem wizualnym, filmów w historii kina, na co wpływ ma kompozycja kadrów zaczerpnięta z graficznych powieści Franka Millera. Nieprzypadkowo autor komiksów jest wpisany w czołówce jako współreżyser, gdyż jego komiksy posłużyły jako storyboard - wskazówka dla reżysera, jak ma ustawić kamerę i aktorów. Nieprzypadkowo też w czołówce nie ma wpisanego autora scenariusza, gdyż za scenariusz posłużył graficzny pierwowzór. Drugi powód, dla którego warto obejrzeć film to doborowa obsada nawet w epizodach. Każdy z aktorów dopasował się idealnie do komiksowej stylistyki, a na pierwszy plan wysuwają się: Bruce Willis, Mickey Rourke i Clive Owen.

Ten film to prawdziwa uczta dla oka, każdy kadr zachwyca precyzją i pomysłowością. Efekty wizualne powstawały przy pomocy green screenu i zostały zrealizowane bardzo sprawnie, bo nie widać tu granicy między animacją komputerową a tradycyjną scenografią. Specyficzna narracja, postać samotnego, pozbawionego złudzeń uczciwego gliniarza, konflikt prywatnego detektywa ze skorumpowanym policjantem oraz klimat mrocznej, pełnej przemocy metropolii - wszystkie te elementy wskazują na pokrewieństwo z czarnymi kryminałami lat 40-tych. Ale nie brakuje tu także elementów mrocznej fantastyki, przedstawiającej ponurą metropolię jako świat przyszłości, w którym na ulicach rządzą: przemoc, korupcja, bezprawie. Jednak nawet w tak zdeprawowanym, zepsutym do szpiku kości mieście znajdą się ludzie sprawiedliwi, którzy podejmą walkę ze złem i ochronią niewinnych obywateli. Chociaż tak naprawdę w tym świecie nie ma ludzi całkowicie niewinnych, każdy ma coś na sumieniu.

Ekipa Roberta Rodrigueza pokazała sekwencje przemocy w sposób przerysowany, co dało efekt niezwykły i wprowadziło pewnego rodzaju powiew świeżości. Mimo że dominują barwy czerni i bieli to nie da się nie zauważyć bardziej jaskrawych kolorów - krew bywa czerwona, ale także biała i żółta, co jest dość zabawnym pomysłem. Ale w takiej stylizowanej na komiks produkcji nie przeszkadza zupełnie. Mimo że film jest niemal przez cały czas przegadany, a oprócz dialogów występują monologi wewnętrzne, to znalazło się miejsce na sporą ilość scen akcji, brutalnej przemocy, a nawet odrobiny erotyki. Jeśli zaś występuje humor to jest czarny jak dusze psychopatycznych morderców.

W tym wizualnym majstersztyku świetnie odnajdują się bohaterowie, grani przez świetnych aktorów. Bruce Willis jest znakomity w roli nieugiętego policjanta, próbującego uchronić niewinną dziewczynę przed przestępcami (nawiasem mówiąc, ta dziewczyna to chyba jedyna niewinna istota w Basin City). Mickey Rourke głęboko zapada w pamięć w roli twardziela, który jest bezlitosny dla morderców i delikatny dla kobiet. Clive Owen i Benicio Del Toro tworzą zaś wyraziste kreacje antagonistów - jeden jest pechowym i porywczym prywatnym detektywem, drugi jest pozbawionym dobrych manier, skalanym korupcją policjantem. Wszyscy doskonale sobie poradzili w konwencji zaproponowanej przez Rodrigueza i Millera, nawet ci mniej doświadczeni aktorzy.


Dużym i być może najważniejszym atutem filmu jest bogactwo zróżnicowanych charakterów. Scenariusz nie pozwala jednak wszystkim aktorom na wykazanie się swoimi umiejętnościami. Ale dzięki zręcznej reżyserii i sprawnemu montażowi trudno się pogubić w tej zagmatwanej, wielowątkowej historii, a mnogość postaci wcale nie utrudnia widzom zrozumienia całości. Wśród kobiet są femmes fatale, prostytutki i zabójczynie, wśród mężczyzn - twardziele i złoczyńcy, ludzie pełni wad i słabości, którzy z powodu trudnego charakteru często wpadają w kłopoty. Atrakcją są krwawe starcia, podczas których hałasują giwery, trup pada gęsto, a krew leje się strumieniami. A wszystko to zrealizowane w niespotykany dotąd w filmach sposób.

Myślę, że pewnym wyznacznikiem jest prolog z udziałem Josha Hartnetta i Marley Shelton. Jeśli ta scena nie zaintryguje widza to pewnie i cały film okaże się pozbawionym polotu kiczem, ale jeśli ten prolog zachwyci stroną techniczną i chłodem bijącym od bohaterów to film może okazać się (tak jak dla mnie) idealną pozycją na nocny seans, pozwalającą zapomnieć na dwie godziny o realnym świecie. Nasz świat z zewnątrz wygląda inaczej, ale kiedy przyjrzeć się bliżej to okazuje się, że żyjemy w świecie równie przygnębiającym i ponurym co Basin City, bo przemoc jest w nim równie brutalna, a ludzie tak samo cyniczni i bezlitośni.

Styl filmu jest niepowtarzalny, a klimat wyjątkowo mroczny i niepokojący, komputerowa scenografia tytułowego miasta imponująca, pomysły inscenizacyjne oryginalne, stawka aktorska doborowa. Miller i Rodriguez stworzyli doskonały film akcji, w którym styl komiksu połączono z poetyką czarnego kryminału amerykańskiego (film noir, neo-noir). Sin City zainteresuje przede wszystkim tych, którzy w kinowej produkcji szukają mocnych wrażeń i rozrywki, bo z opowiedzianej historii raczej nie wynika żadna głębsza myśl. Czarno-biały świat stworzony przez Millera to świat wyjęty z najstraszniejszego koszmaru - w końcu trzeba się przebudzić i zająć się czymś innym, a w razie braku wrażeń i z powodu męczącej nudy można ewentualnie do filmu wrócić. Miasto grzechu jest rewelacyjnym filmem i najlepszą ekranizacją komiksu w dziejach kina - zrobił na mnie większe wrażenie niż filmy Christophera Nolana o Batmanie.

9 komentarzy:

  1. 100 lat już tego nie widziałem, a swego czasu uwielbiałem. Muszę koniecznie odświeżyć. Tylko nie ma kiedy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam w momencie, gdy film zdobywał sobie polskich widzów. Wizualnie, aktorsko, owszem, zachwycił. Pamiętam, że byłam pod wrażeniem Rosario Dawson, to ten film sprawił, że zapamiętałam jej nazwisko. Ogólnie fajna sprawa, jako wydarzenie formalne, skrojone dokładnie pod konkretne emocje widzów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeden z najlepszych, mrocznych filmó, w historii. Uwielbiam tą produkcję.

    quentinho

    OdpowiedzUsuń
  4. oglądałam ten film pare lat temu, ale nie zrobił na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia; pamiętam że przeszłam obok niego raczej obojetnie, aczkolwiek pomysł na nietypowe kino akcji tam jest i to całkiem udany pomysł ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć. Fajna recenzja. Wg mnie żeby w pełni docenić film trzeba liznąć też komiksy Millera - żeby zrozumieć jak wybornie Rodriguez oddał jego klimat. Ponoć Millera wielokrotnie chciano ekranizować, ale nigdy się nie zgadzał. Do momentu aż Rodriguez przysłał mu taśmę z jedną ze scen - Miller od razu się zgodził. Film bardzo udany i równie oryginalny, jak większość filmów z warsztatu Tarantino-Rodriguez. Mnie najbardziej rozwalił Elijah Wood w roli dla siebie całkowicie nietypowej - psychopatycznego zabójcy :). Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie też Wood zaskoczył, w dodatku nie mówi w filmie ani słowa. I te jego białe okulary :) Komiksów nie czytałem, ale po obejrzeniu filmu wyobrażam sobie jak wyglądały te rysunki Millera. Czytałem też taką ciekawostkę, że w jednej ze scen Rodriguez zamiast komiksowego dymku z tekstem wstawił dymek z papierosa :) Niezły pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oglądałam kilka lat temu ze względu na udział weń Tarantino. Ciekawy, specyficznie klimatyczny, fajnie przerysowany dzięki komiksowej konwencji, no i ta obsada - aż miło popatrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgodzę się, że oddaje charakter komiksu, a aktorzy całkiem nieźle w tym się odnaleźli.Jdnak Sin City grzeszy nudą. Nudy, nudy, nudy. Plus brak pewnej wartości dodanej. Pozdrawiam :) Alek

    OdpowiedzUsuń
  9. Po przeczytaniu nie mogłam się powstrzymać żeby nie włączyć Sin City i wrócić do pierwszej sceny - dialogu Josha Hartnetta z dziewczyną na balkonie ;) Film wg mnie dobry, rzeczywiście "mroczny i niepokojący"

    OdpowiedzUsuń