Pages

Angielska robota

The Bank Job (2008 / 111 minut)
reżyseria: Roger Donaldson
scenariusz: Dick Clement, Ian La Frenais

Temat napadów na banki jest tak oklepany, że trudno widza takim tematem zainteresować. A jeśli już widz jest zaintrygowany nazwiskami w obsadzie to oglądając film przeżywa rozczarowanie przewidywalnym rozwojem intrygi. Dotyczy to nie tylko filmów o napadach na banki, ale np. o skoku na kasyna w Las Vegas, jak to miało miejsce w Ocean's Eleven - zarówno stara wersja (z 1960) jak i remake (z 2001) nie były mnie w stanie zainteresować. Jednak ku mojemu zaskoczeniu Angielska robota podobała mi się od początku do końca. Oglądałem ten film trzykrotnie i za każdym razem dostarczył mi emocji oraz sprawił, że zacząłem wierzyć w sens powstawania takich filmów.

Film Rogera Donaldsona jest oparty na faktach - w roku 1971 w Londynie grupa złodziei okradła sejfy w jednym z banków na Baker Street. Z tego tematu udało się stworzyć wciągający angielski thriller. Scenariusz pozbawiony jest humoru i lekkości, typowych dla większości filmów 'rabunkowych', ale w tym przypadku jest to zaleta. Reżyserowi udało się z ogranych chwytów i schematów zrobić przykuwający uwagę film sensacyjny, w którym napad na bank jest początkiem kłopotów i to nie tylko z policją. W sejfach londyńskiego banku znalazły się nie tylko pieniądze, ale również zdjęcia kompromitujące ważną osobę z rodziny królewskiej oraz materiały demaskujące skorumpowanych policjantów i producenta filmów pornograficznych. Zrobią oni wszystko, by odzyskać kompromitujące materiały i pozbyć się tych, którzy je widzieli. Została otwarta puszka Pandory, a złodzieje znaleźli się w pułapce, z której nie ma ucieczki - trzeba użyć inteligencji i sprytu by wyjść z tego cało.

Scenariusz świetnie łączy wydarzenia autentyczne, klasyczne schematy gatunku i zaskakujące zwroty akcji oraz w interesujący sposób przedstawia wplątanych w aferę zróżnicowanych bohaterów - rabusiów, gangsterów, gliniarzy, agentów. Reżyser doskonale podkręca tempo, zaskakuje brutalną przemocą i odrobiną pikanterii, zaś aktorzy maksymalnie wczuwają się w swoje role. Jason Statham, Saffron Burrows, mało znana i niedoceniana Keeley Hawes (w roli żony głównego bohatera) oraz wielu innych dobrych brytyjskich aktorów wykorzystało pracę u Donaldsona do stworzenia zapadających w pamięć, ciekawych i wyrazistych postaci uwikłanych w brutalną rozgrywkę, w której reputacja jest równie ważna co pieniądze i aby zachować dobre imię ludzie są gotowi poświęcić wiele, bez względu na konsekwencje.

Znakomicie dobrane składniki połączone w jedną całość dały niesamowity efekt. Ogląda się z zainteresowaniem, w ciągłym napięciu i z ogromnym niepokojem oczekując finału. Nieoczekiwane zwroty akcji zostały wplecione w fabułę w odpowiednich dawkach i momentach, przez co robią duże wrażenie. Sprawna reżyseria powoduje, że skomplikowana intryga i wielowątkowa narracja nie sprawiają widzom problemu. Toczy się tu strategiczna rozgrywka niczym na szachownicy, gdzie nawet pionki spełniają ważną rolę i mogą zaszachować króla, pod warunkiem, że dysponują niepodważalnym atutem, a za plecami mają lojalnych współpracowników. Postacie są wiarygodne, bo nawet szlachetny i rozsądny bohater grany przez Stathama wpada w pułapkę moralności, kiedy jest rozdarty między miłością do żony i przyjaźnią do dawnej kochanki, z którą łączy go zamiłowanie do ryzykownych zadań. Naprawdę dobry, niegłupi film, w którym bez zbytniej brawury i przesady zrekonstruowano wydarzenia sprzed 40-tu lat.

3 komentarze:

  1. "Scenariusz pozbawiony jest humoru i lekkości ..."
    Nie byłbym sobą gdybym się z tym zgodził. Moim zdaniem film ma w sobie tą lekkość, owszem trzyma napięcie ale jednocześnie potrafi widza rozluźnić. Z humorem też nie jest źle, przecież to angielskie kino! Tam z humorem prawie zawsze jest dobrze ;-)
    Sory, ale musiałem ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądając film ani przez chwilę nie czułem, że jest to komedia, więc dlatego napisałem o braku humoru. Być może była ta lekkość, bo gdyby jej nie było, to pewnie nie oglądałoby się tak dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, Peckinpah :) Ocean's eleven to jeden z moich ulubionych filmów! A Bank Job jakoś mnie nie porwało. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń