Pages

W starym kinie


Kiedy kino zaczyna powielać stare pomysły, a wśród premier kinowych widać przewagę remake’ów widz jeszcze bardziej niż zazwyczaj ma ochotę sięgnąć po te stare, przykurzone i zapomniane filmy, które tworzyły historię kina. A jest z czego wybierać. W epoce komputerowych efektów specjalnych warto zwrócić uwagę na pierwsze triki filmowe, jakimi zachwycał publiczność Georges Méliès, który na przełomie XIX i XX wieku realizował przed kamerą niewiarygodne, pomysłowe sztuczki typu: zdejmowanie własnej głowy, jeden człowiek w roli siedmioosobowej orkiestry i wiele innych. Kino nieme to okres niewinności, na ekranach trudno było znaleźć brutalną przemoc, seks czy wulgaryzmy, zamiast tego można było oglądać zwariowane komedie, sentymentalne romanse, niezwykłe wyczyny bohaterów filmów przygodowych i westernów oraz popisowe triki w jakich specjalizował się wspomniany Méliès. Chociaż mało kto narzekał na brak dźwięku w filmach, musiał w końcu nadejść ten moment, gdy filmy zaczną opowiadać historie za pomocą dialogów, komicy będą bawić dowcipami słownymi, zaś aktorzy będą nie tylko mówić, ale i śpiewać.

Człowiek orkiestra - Georges Melies dwoi się i troi, by zagrać koncert, ale... muzyki nie słychać ;)

W tym roku swoje polskie premiery miały cieszące się powodzeniem dwa filmy nawiązujące do klasycznych staroci. Mowa o niemym Artyście oraz będącym hołdem dla Georgesa Mélièsa filmie Hugo i jego wynalazek. Ten pierwszy pokazuje, że kiedy kino za bardzo się rozgadało utraciło dawną magię, tajemniczość i pewną artystyczną wartość, zaś aktorzy utracili swobodę ruchów i niezależność, ograniczeni przez szczegółowy scenariusz przepełniony dialogami. Nowinki techniczne nie zawsze są lepsze od starych i wielokrotnie już sprawdzonych metod, ale nie zawsze muszą też oznaczać destrukcję pewnych wartości – finał Artysty sugeruje, że mogą też przynieść wiele radości oraz stanowić początek nowej epoki i sprawdzian swoich umiejętności w nowych warunkach. Wyróżnienie nominacjami do Oscara filmów Hugo i Artysta świadczy niekoniecznie o wybraniu najlepszych filmów, ale przede wszystkim o wyrażeniu miłości do starego kina. Niekoniecznie do kina niemego, bo w czasach kiedy wielu twórców przykłada większą wagę do oprawy wizualnej niż scenariusza to kinomani zaczynają tęsknić za pomysłowymi scenariuszami, nawet jeśli są przepełnione dialogami, oraz za kreatywnymi reżyserami, którzy nawet z banalnych tekstów potrafią zrobić arcydzieła. 

Artysta - błyskotliwa i pełna wdzięku zabawa w stare kino

Jednym z takich kreatywnych twórców był Alfred Hitchcock, mistrz pełnych napięcia thrillerów. Obecnie thriller kojarzy się z ponurym i brutalnym, często też sadystycznym, dreszczowcem, przez co czasem trudno go odróżnić od horroru. Filmy Hitchcocka nie epatowały okrucieństwem, częściowo z powodu obowiązującego w Hollywood kodeksu Haysa, częściowo z powodu rozrywkowego podejścia reżysera. Hitchcock łączył tajemniczą zbrodnię i mroczny klimat z ironią, humorem i wątkiem romansowym, często osiągając niezwykłą dramaturgię i suspens, jakich nie udałoby się uzyskać przez monotonne kreowanie posępnej atmosfery, typowej dla klasycznych thrillerów. Nieliczni reżyserzy potrafili przykuć uwagę widza za pomocą oszczędnej formy, minimalnej ilości bohaterów i miejsc akcji. Udało się to m.in. Hitchcockowi (Okno na podwórze), Polańskiemu (Wstręt) i Johnowi Sturgesowi (Czarny dzień w Black Rock). Wymieniony w nawiasie film Sturgesa jest także doskonałym łącznikiem pomiędzy dwoma popularnymi w latach 50-tych gatunkami kina hollywoodzkiego – thrillerem i westernem. 

Czarny dzień w Black Rock - klasyczny thriller z wyższej półki

Western to gatunek, który znajduje się w stanie śmierci klinicznej od roku 1976 wraz z powstaniem dwóch udanych, lecz jak się później okazało, ostatnich „prawdziwych westernów” (Rewolwerowiec Dona Siegela i Wyjęty spod prawa Josey Wales Clinta Eastwooda). Znaleźli się reżyserzy, którzy próbowali przywrócić temu gatunkowi oznaki życia, najbardziej udane próby podjął Clint Eastwood. W XXI wieku także podjęto udane próby wskrzeszenia gatunku. Powstały zarówno westerny wykorzystujące fabułę filmów sprzed 50-ciu lat (3:10 do Yumy), jak i filmy przedstawiające w oryginalny sposób legendarne postacie Dzikiego Zachodu (Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda). Ale nawet nieco mniej znane produkcje, łączące klasyczne motywy z elementami antywesternu okazują się filmami nieprzeciętnymi i godnymi uwagi, czego przykładem Seraphim Falls

Niezależnie od tego jak dobre są nowe filmy o Dzikim Zachodzie, zawsze warto wrócić do filmów dawnych mistrzów. Klasyczne westerny z lat 50-tych oraz polemiczne wobec nich produkcje z następnych dekad nadal mogą być chętnie oglądane dzięki fabularnej prostocie, wizualnemu pięknu i nieskomplikowanym charakterom, zaludniającym dzikie prerie, równiny i miasteczka, w których rozkwita cywilizacja. Na szczególne wyróżnienie zasługują filmy „siódemki wspaniałych” mistrzów tego gatunku: Anthony’ego Manna (Naga ostroga), Johna Forda (Poszukiwacze), Howarda Hawksa (Rio Bravo), Johna Sturgesa (Ostatni pociąg z Gun Hill), Sergia Leone (Pewnego razu na Dzikim Zachodzie), Sama Peckinpaha (Dzika banda) i Clinta Eastwooda (Wyjęty spod prawa Josey Wales). 

Rio Bravo - prawdziwy klasyk i jeden z najlepszych westernów w historii kina

W przeciwieństwie do westernów, filmy wojenne nie były specjalnością amerykańską, gdyż w Europie powstało dużo równie dobrych lub nawet lepszych, bardziej dojrzałych filmów tego gatunku. Bardzo dobre kino powstawało w Polsce (Westerplatte Różewicza), Związku Radzieckim (Los człowieka Bondarczuka), RFN (Most Wickiego), Jugosławii (Bitwa nad Neretwą Bulajica), Wielkiej Brytanii (Bitwa o Anglię Hamiltona), Włoszech (Wielka wojna Monicellego, o I wojnie światowej) i Francji (Czy Paryż płonie? Clémenta). Z produkcji brytyjsko-amerykańskich warto zwrócić uwagę na efektowne widowiska sensacyjno-wojenne: Działa Navarony, Parszywa dwunastka i Tylko dla orłów. Imponowały rozmachem, pełne międzynarodowych gwiazd w obsadzie, rekonstrukcje operacji militarnych, mające cel edukacyjny (sztandarowym przykładem jest Najdłuższy dzień). Inwestowano w produkcje gloryfikujące militaryzm (np. Patton) jak i oskarżycielskie, antywojenne dramaty (Stąd do wieczności, Wzgórze). Realizacja filmów wojennych jednoczy narody, powoduje że twórcy z różnych nacji wspólnymi siłami kreują opartą na faktach opowieść o wojnie i braterstwie broni. Ciekawe i wartościowe są filmy, w których nawet wrogowie pokazani są z szacunkiem (Najdłuższy dzień, Bitwa nad Neretwą, Tora! Tora! Tora!). 

W powojennej historii kina istnieją trzy prawdziwie przełomowe momenty dla kina wojennego. Pierwszy to rok 1957, kiedy powstały brytyjsko-amerykański Most na rzece Kwai i radziecki Lecą żurawie, które zaprezentowały bardzo dojrzałe podejście do tematu II wojny światowej. Od tej pory zaczęły się kształtować dwa odrębne nurty kina wojennego: batalistyczny (prowojenny) i psychologiczny (antywojenny). Ten klasyczny okres gatunku kończy się w 1977 roku, kiedy powstały O jeden most za daleko i Żelazny krzyż. W następnym roku zrealizowano Łowcę jeleni, który zapoczątkował realizacje dosadnych, bezkompromisowych, krytycznych i wstrząsających dramatów o Wietnamie. No i wreszcie nadszedł kolejny przełom w historii gatunku za sprawą Szeregowca Ryana, który pokazał jak rozsądnie wykorzystać wielki budżet i widowiskowe efekty specjalne, by w sposób realistyczny przedstawić krwawe bitwy i dramat żołnierzy biorących udział w walkach.

Działa Navarony - jedna z ciekawszych produkcji wojenno-sensacyjnych

Ciekawym nurtem w starym kinie są czarne kryminały z lat 40-tych – stylowe, mroczne i pesymistyczne opowieści o zbrodni, korupcji, zadymionych spelunkach i ciemnych zaułkach, gdzie czai się niebezpieczeństwo. Sokół maltański, Podwójne ubezpieczenie, Wielki sen, Listonosz dzwoni zawsze dwa razy i Asfaltowa dżungla to najlepsze przykłady filmów o wszechobecnym cynizmie i gniewie, które ogarniają dusze detektywów, policjantów, przestępców, a nawet kobiet, przyczyniając się do powstania miejsc nieprzyjaznych, nędznych, zepsutych. Z tego nurtu wywodzi się także Bannion Fritza Langa – film, który można uznać za prekursora filmów o twardych policjantach. Bohaterowie czarnych kryminałów, gangsterzy i stróże prawa, znaleźli sobie miejsce w drugiej połowie lat 60-tych i pierwszej połowie lat 70-tych, bo właśnie wówczas sukcesy zaczęły odnosić filmy o przemocy w wielkomiejskiej dżungli: Bonnie i Clyde, Zbieg z Alcatraz, Brudny Harry, Dopaść Cartera, Ojciec chrzestny, Ucieczka gangstera, Chinatown i Ojciec chrzestny II.

Bannion - "brudny Harry" lat 50-tych

Ci, którzy wolą komedie, dramaty lub horrory mają duży wybór spośród współczesnych filmów, ale jeśli sięgną po starsze tytuły nie powinni się rozczarować, gdyż dzięki temu poznają inne, nieco już archaiczne, ale zaskakujące subtelnością i urokiem, metody wywołania u widzów emocji: śmiechu, wzruszeń lub strachu (w zależności od gatunku). 

Większość najlepszych komedii cechuje się zabawnymi dialogami, ale rewelacyjne komedie powstawały również w czasach kina niemego. Jeszcze wyżej, Rozkosze gościnności i Generał to przykłady najbardziej godne zapamiętania – przezabawne, efektowne, pomysłowo zainscenizowane. W latach 20-tych i 30-tych świetne komedie robił też Charlie Chaplin, który potrafił nie tylko rozbawić, ale też wzruszyć widzów. Ta sztuka udała się także m.in. Frankowi Caprze w filmie Cieszmy się życiem. Genialne pomysły na rozbawienie publiczności miał Billy Wilder, twórca być może najlepszej komedii wszech czasów, Pół żartem, pół serio. Jego błyskotliwe komedie zawierające romantyczne wątki (np. Sabrina, Pół żartem, pół serio, Słodka Irma) biją na głowę wiele współczesnych, banalnych komedii romantycznych. Billy Wilder udowodnił, że nawet happy end może być zaskakujący, niebanalny i zabawny. Ten sam Wilder nakręcił też kilka poruszających dramatów, z których najlepszym i najbardziej poruszającym jest Bulwar Zachodzącego Słońca.

Generał - jedna z najlepszych komedii, jakie kiedykolwiek nakręcono

Długą tradycję ma również w historii kina horror. Współcześni reprezentanci tego gatunku, tacy jak np. Inni oraz Eden Lake to filmy, które potrafią wzbudzić niepokój i zaskoczyć widza, stosując przy tym bardzo różne metody wywoływania emocji. Inni to film bardzo klimatyczny, oszczędny, niepokojący, zaś Eden Lake jest bardziej dosadny, brutalny, krwawy. W czasach klasycznego Hollywood (do połowy lat 60-tych) większość twórców horrorów budowała klimat za pomocą subtelniejszych metod, takich jak: budzące grozę burze, ciemne tunele, skrzypiące drzwi, złowieszcze cienie i tym podobne niedopowiedzenia. Idealne przykłady subtelnego horroru to wyprodukowane przez Vala Lewtona nastrojowe filmy grozy z lat 40-tych: Ludzie koty i Porywacz ciał

Nową erę w dziejach tego gatunku rozpoczęły pełne napięcia i wstrząsające (pod względem fabuły) horrory z końca lat 60-tych: Dziecko Rosemary i Noc żywych trupów. W latach 70-tych można zauważyć rozwój podgatunku horroru, w którym oprócz budowanego solidnie klimatu reżyserzy pozwalali sobie na bardziej przerażającą dosłowność w pokazaniu kontaktu człowieka z nieznaną, nadprzyrodzoną siłą. Sztandarowymi reprezentantami takiego kina są filmy Egzorcysta, Omen i Carrie, ale warto też zwrócić uwagę na mniej znane horrory, które powstawały chociażby we Włoszech, a specjalizowali się w nich: Mario Bava (horrory gotyckie, np. Maska szatana), Dario Argento (horrory poetyckie, np. Suspiria) i Lucio Fulci (horrory gore, np. Zombi 2). Potrafili oni wykreować klimat zarówno przy pomocy krwawych efektów, jak i nieco bardziej delikatnych sposobów, skupiając uwagę widza na kryminalnej intrydze, a nie krwawych morderstwach.

Noc żywych trupów - głodne społeczeństwo jest groźne i kłopotliwe

Rozwój nowoczesnej technologii przyczynił się do tego, że powodzeniem zaczęły się cieszyć filmy science-fiction. Dawniej, przez takich twórców jak Roger Corman i Ed Wood, fantastyka stała się synonimem kiczu, ale wśród starych filmów s-f można znaleźć perełki, w których przekonujące efekty specjalne stanowią dodatek do interesującej fabuły z przesłaniem (np. Zakazana planeta, Wehikuł czasu). Jednym z najbardziej cenionych twórców fantastyki naukowej był Jack Arnold, reżyser filmów z lat 50-tych. Najwybitniejszym jego filmem jest Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza na podstawie historii wymyślonej przez Richarda Mathesona. Efekty, scenografia i scenariusz są na wysokim poziomie i wskazują na dużą kreatywność i nieprzeciętną wyobraźnię twórców. Zanim nadeszła era Spielberga, Lucasa i Camerona niewiele było prawdziwie wizjonerskich obrazów - jednym z tych niewielu jest oryginalny, wizualno-muzyczny spektakl Stanleya Kubricka 2001: Odyseja kosmiczna oraz m.in. wspomniany film Arnolda o malejącym człowieku.

Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza - jeden z najwybitniejszych filmów science fiction

Wielu przyjemności i wrażeń potrafią nadal dostarczyć klasyczne filmy przygodowe, które przenoszą widzów w odległe, egzotyczne miejsca bez użycia cyfrowych efektów specjalnych. Możemy poznać życie morskich rozbójników dzięki filmom: Kapitan Blood, Czarny łabędź, Anna z Indii, Karmazynowy pirat i Wikingowie. Innych awanturników poznajemy dzięki produkcjom: Przygody Robin Hooda (z Errolem Flynnem), Znak Zorro (z Tyronem Powerem), Trzej muszkieterowie (z Gene'em Kellym), Płomień i strzała (z Burtem Lancasterem) oraz Garbus (francusko-włoski film z Jeanem Maraisem). Podobnie jak w przypadku westernu koniec klasycznych filmów przygodowych widzę w 1976 roku, bo wtedy właśnie powstały Czarny korsarz Sergia Sollimy i Powrót Robin Hooda Richarda Lestera. Potem nadeszło Kino Nowej Przygody, którego głównym reprezentantem stał się archeolog Indiana Jones. Kino przygodowe zyskało nową jakość, ale stopniowo traciło dawną elegancję i urok.

Czarny łabędź - świetny film o piratach z Karaibów

Gatunkiem cechującym się dużą widowiskowością jest dramat historyczny. Komercyjny i artystyczny sukces Gladiatora zapoczątkował powstanie spektakularnych produkcji historycznych, które jednak większym powodzeniem cieszyły się nie w kinie, lecz w telewizji, czego najlepszym przykładem jest serial Rzym. Historia lubi się powtarzać – w 2004 powstały filmy Troja i Aleksander, zaś w 1956 Helena Trojańska i Aleksander Wielki, bo 5 dekad przed Gladiatorem istniał podobny nurt, zapoczątkowany przez hollywoodzką adaptację Quo vadis. Momentem kulminacyjnym tego nurtu są filmy Ben Hur i Spartakus, które zachęciły producentów do inwestowania w wystawne superprodukcje. Jednak finansowa porażka Kleopatry kazała się zastanowić hollywoodzkim filmowcom, czy przypadkiem ich dążenie do perfekcji, próby zadowolenia jednocześnie widzów i krytyków oraz zaślepienie myślą o rekordowych zyskach i prestiżowych nagrodach nie doprowadziło do tego, że zabrnęli w ślepą uliczkę i powinni czym prędzej się zatrzymać i zawrócić. I właśnie tegoroczny laureat Oscara, film Artysta próbuje nam uświadomić, abyśmy  nie gnali ciągle do przodu, tylko na chwilę przystanęli i odwrócili się za siebie. 

Ben - Hur - gigantyczne widowisko, imponujący wyścig rydwanów

Wymienione tu filmy to w większości produkcje hollywoodzkie, gdyż właśnie w Hollywood najlepiej rozwinęło się kino gatunków, na podstawie którego najłatwiej zaprezentować w skrócie historię kina. To w Ameryce powstają filmy tak różne, że każdy może tu znaleźć coś dla siebie. Ci, którzy chcą poznać szerzej kinematografię mogą sięgnąć po europejskie kino artystyczne i nowofalowe. Niemiecki ekspresjonizm, włoski neorealizm, francuska Nowa Fala i wiele innych nurtów czeka na odkrycie przez współczesną widownię, znudzoną już nieco amerykańską przewidywalnością. Na pewno stare filmy są wartościowe i godne uwagi, o czym zapomina wielu współczesnych kinomanów, goniąc za nowościami, bezmyślnie zaliczając kolejne nowe tytuły. Wśród nowych filmów można znaleźć sporo ciekawych produkcji, ale wiele z nich by nie powstało, gdyby dawni mistrzowie nie stworzyli sztandarowych klasyków z całego gatunkowego spektrum. Nie należy zapominać o starym kinie, bo wielu młodych filmowców, a także wielu widzów w różnym wieku bardzo dużo zawdzięcza dawnym reżyserom, scenarzystom, kompozytorom, twórcom oprawy wizualnej. Starocia  mają swój urok, a z biegiem lat zyskują jeszcze bardziej na wartości.  

38 komentarzy:

  1. Świetny tekst, jestem pod wrażeniem. Lubię stare kino, ale za rzadko mam na nie ochotę.Pod wpływem Twojego tekstu wygrzebałam z pudełka z wydaniami gazetowymi "Noc żywych trupów" Romera.

    Westerny prawie wcale nie są dodawane i nie dziwię się, że ten gatunek wymaga sztucznego podtrzymywania. Jako dziecko oglądałam je garściami, że nie jestem w stanie powiedzieć czy widziałam "W samo południe" czy osławione "Rio Bravo". Może gdyby ktoś znalazł na niego sposób jak Nolan na Batmana czy Snyder na komiksy.

    Mam nadzieję, że jeszcze nieraz zdarzy Ci się taki dobry i interesujący wpis. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię stare kino, ale widzę że dużo muszę nadrobić, może z wyjątkiem horroru :)
    "Karmazynowy pirat" to był jeden z moich ulubionych filmów z dzieciństwa. "2001: Odyseja kosmiczna" Kubricka oglądałam fragmentami, ale muszę kiedyś przysiąść i obejrzeć całość. Ale pewnie będę się tak długo za to zabierać jak za "Czas apokalipsy" :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Bannion'' aka ,,City Heat'' - pamiętam, że była niezła granda u mnie w domu w związku z tym filmem, bo miał on premierę na Ale Kino o 20-tej, a mama chciała oglądac ,,M jak Miłośc''. Jak się z reguły nie wcinam, tak tu postawiłem na swoim. W sumie myślałem, że będzie lepszy, ale żle nie było, Lee Marvin pozamiatał równo, ponoc faktycznie chlusnął w twarz Glorii Grahame gorącą kawą.
    ,,Czarny Dzień w Black Rock'' - znakomity film. Doczekał się nawet całkiem oglądalnego remake'u - ,,Conspiracy'' reż. Adam Marcus 2008. Spencera Tracy'ego bez ręki, zastąpił Val Kilmer bez nogi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z filmów wojennych na pierwszym miejscu jest u mnie "Tylko dla orłów". Genialna ekranizacja Alistaira Macleana, którego mam całą kolekcję w domu. Wielka stawka misji, wielkie role Burtona i Eastwooda. No i "Mission Impossible" to przy tej historii zabawa dla kulawych skautów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeden z hitów mojego dzieciństwa, widziałem to w kinie. Film mnie wydarł z butów, a Eastwood został moim absolutnym idolem po scenie, jak z maską okrucieństwa na twarzy stał na schodach i nakurwiał szkopów z dwóch MP-40. To był niewyobrażalny level, Janek z Gustlikiem, a nawet szlachetny Winnetou i przebiegły Zorro mogli się iśc wypałowac, po czymś takim :D W tym filmie mamy prawdopodobnie najniebezpieczniejszego stunta w historii kina; kaskader wykonał ( bez zabezpieczenia, bo jak?!) skok z kilkunastu metrów , z jednej kolejki linowej na drugą, obydwie jechały w przeciwnych kierunkach, mijając się. A pod nimi kilkadziesiąt metrów przepaści, jak nie lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  6. No i ta intryga uknuta przez Aliantów, skrzętnie poprowadzona przez Majora Smith'a. I scena przy stole w zamku, gdy jak kameleon co chwile zmieniał oblicza, wyprowadzając w pole nie tylko najwyższych oficjeli Wermachtu i SS, ale i niemieckich szpiegów w brytyjskim wywiadzie. Smith, grany przez Burtona, to dla mnie najinteligentniejszy żołnierz w historii kinematografii. A mając jako skrzydłowego amerykańskiego zabijakę (Eastwooda) potrafili rozpieprzyć w drobny mak najlepiej strzeżoną hitlerowską twierdzę, miodnie :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobry wpis, profesjonalny, zawodowy, konkretny, obszerny (aczkolwiek nie zanudza), napisany sprawną ręką. Bravo!

    Zawsze kiedy sięgam po coś starszego, czuję się spełniony jako kinoman amator. Gonitwa za nowosciami także coś w sobie ma, ale to odtwarzanie tego co już dawno zostało nakręcone ma w sobie tę nutkę wyjątkowości.

    Kilka z wymienionych filmów oczywiście widziałem, spora częśc jeszcze przede mną, za co kolejny raz "bardzo" dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Westerny
    No, Burton był wielki. Na początku była śmieszna scena, jak obaj w niemieckich mundurach mieli spotkanie z agentką, która robiła za barmankę w knajpie. Jakiś upierdliwy kapitan Wermachtu się do nich przystawił, a Burton mu powiedział, ze się nazywa Himmler i tamten momentalnie podał tyły:D Z kolei postac Shaffera lepiej wypadła w filmie, niż w książce. U MacLeana to był, pamiętam, jakiś nieprawdopodobny gaduła, a Clint nawet ,,one linerów''za bardzo nie rzucał, tylko siał rozpierduchę i podrzynał gardła...

    OdpowiedzUsuń
  9. Z wojennych ekranizacji Macleana jeszcze "Działa Nawarony" są wybitne. Szkoda, że tak spieprzyli "Komandosów...". Historia jest tam opowiedziana zgrabnie, ale aktorów dobrali kiepskich. Zamiast dekadentów-samobójcow, jak Peck, Quinn, Eastwood czy Burton, zaangażowali rubasznych komików Shawa, Foxa i Forda. O Wrathersie nawet nie wspominam. Jedynie Franco Nero trzymał poziom.

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Agna:
    Ja również posiadam "Noc żywych trupów" w wydaniu gazetowym :) Co do westernów to może Tarantino znajdzie na nie sposób, szykuje właśnie western "Django Unchained".

    @ Klaudyna:
    Ja za "Czas Apokalipsy" również się długo zabieram i jeszcze nie udało mi się obejrzeć tego filmu do końca. "Karmazynowy pirat" to także jeden z moich ulubionych filmów z dzieciństwa. Dawno go widziałem, ale niektóre sceny nadal pamiętam.

    @ Simply:
    "City Heat" to film z Eastwoodem i Reynoldsem, a "Bannion" to "The Big Heat" :) "Bannion" i "Czarny dzień w Black Rock" należą do moich ulubionych filmów w ogóle, widziałem je po trzy razy i za każdym razem świetnie się oglądało. Tego remake'u ("Conspiracy") nie oglądałem.

    @ Westerny, Simply:
    "Tylko dla orłów" to rewelacyjny film, ale bardziej podobał mi się jednak "Działa Nawarony". Oba filmy trwają dokładnie tyle samo (158 minut) i przy tak długim czasie trwania lepiej oglądało mi się "Działa...", bo w "Tylko dla orłów" zdarzały się dłużyzny.

    @ krótko o filmie, Agna:
    Dziękuję za miłe słowa :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja akurat Roberta Shawa bardzo lubię, ale tu się średnio popisał. Miał byc taki mega cool, a wyszedł nijaki. Aktorsko, to najlepiej wypadł Richard Kiel , jako kapitan Drażak ; to była postac! Z innych ekranizacji MacLeana, całkiem nieżle wypadła ,,Siła Strachu''( ,,Fear is the Key'') z 1973, z Barry Newmanem ( Kowalski ze ,,Znikającego Punktu''). To moja ulubiona powieśc MacLeana, przed ,,Lalką na Łańcuchu'' i ,,HMS Ulisses''.

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię takie wpisy o filmach. Dzięki temu łatwiej jest powrócić do starszych produkcji, które miało się kiedyś w planach. Wielokrotnie wolę sięgnąć po dzieła europejskie, bo ta amerykanizacja w nadmiarze powoduje, że odechciewa się niekiedy nowości;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspomniany przez Ciebie "Ben Hur" to jeden z moich ulubionych filmów. Wspaniała, wzruszająca opowieść. Filmy takie jak "Ben Hur" czy "Quo Vadis" mają w sobie coś mistycznego, czego nie mają nowoczesne filmy dziejace się w starożytności. Np. W starych filmach postać Jezusa kręcono zawsze tak, by nie było widać twarzy. To sprawiło, że była ona bardziej tajemnicza i wiarygodna. W filmach, gdzie twarz Jezusa widać, czar pryska (np. "Pasja).

    OdpowiedzUsuń
  14. Kapelusz w dół, padłam z wrażenia. I trochę wynotowałam :) Przede wszystkim uwielbiam fakt, że Ty znasz stare horrory, których ja nie znam w ogóle (Hitchcock i... może Polański. Tyle). Poprzednie dwa wpisy o Argento i Bavie, teraz tutaj kolejne wzmianki, nadmiar szczęścia.
    Ze starego kina kojarzę sporo komedii. Trochę filmów wojennych, tych najbardziej znanych , najlepiej pamiętam "Most na rzece Kwai", świetny film. A jeżeli chodzi o Davida Leana, którego coraz więcej filmów oglądam, jego film z Cowardem "Nasz okręt" z 1942r. też robi wrażenie, chociaż to był dopiero jego drugi film.
    Właściwie najlepiej to kojarzę kino noir i na coraz to nowe tytuły poluję, a ponieważ jest tego sporo, wybory bywają trudne, czasem niedobre.

    I nadal nie obejrzałam "Rio Bravo". A już miałam tyle razy do tego zasiadać :) Widziałam zwiastun "Django", sama nie wiem, niby czekam, bo Tarantino, ale szału chyba nie będzie... Chociaż może.
    No, ale mnie się "True Grit" Coenów podobało, więc może mam zły gust ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Z wymienionych: ,,Powrót Robin Hooda'' aka ,,Robin and Marian'' = zapomniane arcydzieło.
    Z nie wymienionych: ,,Fałszywy Król''= super rozrywka.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Iiritio mi też się "True Grit" Coenów podobało, więc nie jesteś sama ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. "Na pewno stare filmy są wartościowe i godne uwagi, o czym zapomina wielu współczesnych kinomanów, goniąc za nowościami, bezmyślnie zaliczając kolejne nowe tytuły."

    mądre zdanie, z którym w pełni się zgadzam, aczkolwiek nie można zapomnieć, że rozwój świadomości filmowej jest złożony i stopniowalny, każdy zaczyna od "bezmyślnego zaliczania" by po pewnym czasie móc docenić coś ambitniejszego; wydaje mi się, że nie można oglądać starego kina na siłę, bo niewprawiony kinoman mógłby zrobić sobie krzywdę, gdy niezrozumienie i nieumiejętność przemilczenia technicznych niedociągnięć, zbrzydziłaby mu takie kino na zawsze [ale to taka myśl na marginesie]

    co samego tematu wpisu, nabyłam ostatnio świetną książkę "kino klasyczne" Lubelskiego, która w sposób kompleksowy i zrozumiały prowadzi czytelnika przez kino z okresu '30-'61; fajna rzecz, strasznie gruba ale godna polecenia [wcześniejszy tom skupia się na kinie niemym, ale tego osobiści nie trawię, na razie]

    OdpowiedzUsuń
  18. Chcąc nie chcąc dobrnąłem do końca. Artykuł ciekawy, przepełniony informacją. Pewną część z tego dobrze znaną, inną trochę mniej a nie które rzeczy są dla mnie nowe. Nowe w sensie, że o tych starych się dowiaduję. :)

    Nie zgodzę się co do zdania: "Nieliczni reżyserzy potrafili przykuć uwagę widza za pomocą oszczędnej formy, minimalnej ilości bohaterów i miejsc akcji." co do filmu Matnia. Cul De Sac być może posiada jedno miejsce akcji (na pewno :P), bohaterów nie ma tak dużo - ale cóż, rodzina i przyjeżdżający goście. Rodzina chyba nie duża, no nie ważne. Wracając do miejsca akcji, co po części jest jak myślę formą. Widowiskowa budowla nad morzem, to nie jest minimalistyczne.

    Pozdrawiam
    Kacper

    OdpowiedzUsuń
  19. @ liritio:
    Ty też znasz filmy, których ja nie znam, np. "Nasz okręt" :) Wspomniałaś o Davidzie Leanie i przypomniało mi się, że zapomniałem wymienić wśród filmów przygodowych filmu "Lawrence z Arabii".
    A gust masz dobry, tylko że inny niż ja ;)

    @ Westerny:
    Myślę, że z tym Jezusem to za bardzo uogólniasz. W "Ben-Hurze" zarówno tym niemym z lat 20-tych jak i tym barwnym z Hestonem Jezusa pokazywano z dystansu, ale powstawały też filmy, w którym Jezus był postacią pierwszoplanową jak np. "King of Kings" (1961) Nicholasa Raya, "The Greatest Story Ever Told" (1965) z Maxem von Sydowem czy np. wspomniana "Pasja" :)

    @ Simply:
    Wydaje mi się, że ten "Fałszywy król" był pokazywany w niedzielnym dwójkowym cyklu "Gwiazdy w południe". Jeśli go oglądałem, to bardzo szybko wypadł mi z pamięci. "Powrót Robin Hooda" też bym chętnie sobie przypomniał, bo w pamięci mam tylko to zaskakujące zakończenie, które jeszcze bardziej podkreśla koniec ery klasycznego kina przygodowego.

    @ Ania:
    Widziałem w księgarni tę książkę Lubelskiego, ale grubość i cena mnie odstraszyły :) To prawda, że nie powinno się oglądać starego kina na siłę. Ja w powyższym tekście starałem się wspomnieć o najważniejszych, ale też raczej o najbardziej atrakcyjnych dla współczesnego widza filmach. Dlatego pominąłem "Obywatela Kane'a", różne staroświeckie dramaty i filmy artystyczne, a jeśli kogoś te filmy interesują to znajdzie je w takich właśnie książkach jak ta Lubelskiego, bo tacy zawodowi krytycy częściej skupiają się w swoich pracach na kinie ambitnym, pomijając rozrywkowe kino gatunków. Nie wspomniałem również o musicalach, bo wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach częściej one irytują niż zachwycają.

    @ Kacper:
    Polański ma na koncie bardziej minimalistyczne filmy, ale w "Matnii" też był widoczny ten minimalizm, co zostało jeszcze bardziej podkreślone czarno-białą fotografią. Nie budowano tu widowiskowej scenografii, tylko wynajęto budowlę (a że był to angielski zamek to nie powinno mieć znaczenia :D)

    OdpowiedzUsuń
  20. True. Poza tym ,,Matnia'', jako reprezentant thrillera? To raczej taka tragikomedia absurdu, swobodnie i przewrotnie bazująca na pewnych motywach kina kryminalnego, bardziej Beckett, niż Hitchcock. Filmem Polańskiego, który podane w tekście założenia spełnia idealnie , jest ,,Wstręt'', gdzie większośc akcji dzieje się w jednym mieszkaniu, z udziałem jednej postaci. Ze starszych tytułów, które przychodzą mi na myśl w tym kontekście, pasowałyby tu ,,Sorry, Wrong Number'' z Lancasterem i Barbarą Stanwyck, ewentualnie ,,Wait until Dark'' z Audrey Hepburn i Alanem Arkinem.

    OdpowiedzUsuń
  21. "Matnia" wykorzystuje elementy różnych gatunków, w tym także charakterystyczny dla thrillera motyw odcięcia od świata i niemożność komunikacji ze światem zewnętrznym. A umiejętne stopniowanie napięcia i wykreowana atmosfera zagrożenia stawiają ten film obok najlepszych thrillerów w stylu "Czarnego dnia w Black Rock" czy nawet filmów Hitchcocka. Nie oglądałem "Wstrętu" ani tego filmu z Lancasterem, ale "Wait Until Dark" jest według mnie rewelacyjnym, pełnym napięcia thrillerem.

    OdpowiedzUsuń
  22. Właśnie, przykładowo Śmierć i Dziewczyna Polańskiego, czy oczywiście Nóż w Wodzie. Ten pierwszy tytuł tak mi wypadł z głowy. Wiedziałem, że gra tam Sigourney Weaver, ale szukam szukam i nie mogę znaleźć tytułu ... Zamek, no tak zamek. I tu nasuwa się skojarzenie, Lew w Zimie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja bym raczej tych dwóch tytułów obok siebie nie stawiał. ,,Black Rock...''jest ,,contemporary westernem'' ( miasto bezprawia, jeden przeciw wszystkim), opowiedzianym w ,,języku'' thrillera. A przede wszystkim, mamy tu historię niezwykle rzeczową, realistyczną, podaną bardzo serio i tacy są też jej bohaterowie. ,,Matnia'' - wręcz przeciwnie, gatunkowe schematy zostają wzięte w nawias i sprowadzone do czystego nonsensu. Bohaterowie są w założeniu groteskowi i przerysowani, ich rozgrywka, to podjazdowa gra pozorów i gombrowiczowskie zdzieranie masek. Tu nie ma walki o jakąś stawkę, jak w thrillerze czy kryminale, tylko sadyzm psychiczny i dążenie do dominacji ...dla samego dążenia. Napięcie i zagrożenie zostają szybko przenicowane i dalej, w wydaniu karykaturalnym, służą zupełnie innemu celowi : ujawnieniu egzystencjalnej próżni i entropii. Chwyty z arsenału thrillera użyte zostają z pominięciem ich przeznaczenia i kontekstu. To tak, jakbyś wykonał realistycznie wyglądający młotek... z waty. Możesz nim co najwyżej ukrzyżowac własne marzenie o wbijaniu gwożdzi :D I taki to jest własnie thriller, ,,Cul De Sac''...

    OdpowiedzUsuń
  24. @ Westerny
    Dobre, z tym Jezusem! Jak o rekinie ze ,,Szczęk'':D

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie rozumiem, przecież rekinowi w "Szczekach" kręcili "twarz" ;).

    OdpowiedzUsuń
  26. Doskonale rozumiem o co ci chodzi, dla mnie "Black Rock" również jest "contemporary westernem", a "Matnia" tragikomedią, lecz zręczne połączenie takich gatunków z motywami i stylistyką thrillera nie przeszkadza mi zaliczyć tych filmów do thrillerów, choć na pierwszy rzut oka na takie nie wyglądają. A uwzględnienie tych dwóch filmów w leksykonie "100 thrillerów" (autor: R. Syska) utwierdza mnie w przekonaniu, że nie tylko ja widzę w tych filmach (dość wyraźne i znaczące) cechy tego gatunku. Dodam jeszcze, że w gatunku westernu istnieją zarówno filmy bardziej realistyczne jak i bardziej groteskowe, podobnie jest z thrillerami, niektóre są na serio, inne nie.

    OdpowiedzUsuń
  27. @ Westerny:
    Ale, podobnie, jak z Dżizasem, mocniejszy efekt był, kiedy pozostawał niewidoczny:)
    @Mariusz:
    Upraszczając: gdy mam ochotę na thriller, nie włączam sobie ,,Matni''. Gdy nachodzi mnie na teatr absurdu - owszem. Może dla kogoś działac to w tym wypadku w odwrotną stronę, dla mnie nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Simply
      Dokładnie o to mi chodziło :).

      @ Peck
      Z Westernami to jest tak, że nie sposób znaleźć podrecznikowy przykład gatunku. Zwykle mają one jakąś domieszkę, w zależności od reżysera. Dobrym przykładem są filmy Manna, który robił wiele filmów noir, przez co jego Westerny mają zacięcie kryminalne, z dużą dozą napięcia, zagadkowosci i nerwowej atmosfery.

      Usuń
  28. Coś w tym jest. U Manna dotyczy to także postaci, np. Arthur Kennedy w ,,Mścicielu z Laramie'' to podręcznikowy ,,loser'' - podstawowy topos bohatera ,,czarnego kryminału''. Z kolei protagoniści w ,,Nagiej Ostrodze''są wyjątkowo niejednoznaczni, a Steward tak neurotyczny, jak u Hitchcocka. Podobnie, jak z Mannem, jest z Delmerem Davesem, który też specjalizował się w kinie noir. Z kolei Michael Winner potraktował swój western ,,Chato's Land'' jako rozgrzewkę do ,,Death Wish''. Tu też Bronson wybija do nogi całą bandę zakapiorów, jednego po drugim, bez mrugnięcia okiem. A Jim Jarmush nakręcił ,,Truposza'' z podobnym efektem, co ,,Inaczej niż w Raju'':wyszedł bardzo poważny film z totalnym jajem.

    OdpowiedzUsuń
  29. Ale nawet jak w westernie pojawi się zagadka kryminalna to taki film nie stanie się przez to kryminałem, ale nadal pozostanie westernem ;) Z "Black Rock" jest zaś sytuacja odwrotna - postęp technologiczny sugeruje, że prawdziwy Dziki Zachód dawno minął i nawet pojawiające się w filmie elementy westernu nie sprawią, że film zaliczę do najlepszych westernów (ale do najlepszych thrillerów już owszem).

    OdpowiedzUsuń
  30. Znakomity tekst, poparty fantastyczną wiedzą. Szacun.

    OdpowiedzUsuń
  31. Sorry, za szybko kliknęłam. To nie anonim a ja, kłania się scoutek i dyga ponownie.

    OdpowiedzUsuń
  32. grubość może przestraszyć, ale cena nie jest wcale tak wysoka, "Historia Filmu" Płażewskiego, zmniejsza i trochę cieńsza kosztuje około 100zł, z tym że jest dużo lepiej wykonana; przerzucając kartki u Lubelskiego modlę się by nie zostały mi w ręku, fatalne wykonanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. @Mariusz:
    Bzdura. Świadomie nie napisałem o, np. filmach Dona Siegela, które faktycznie są takim odwrotnym transferem; przenoszą westernowego bohatera do współczesności i ukazują przewagę jego zasad ( ,,Bluff Coogana'' ,,Brudny Harry''). Bo to są klimaty wielkomiejskie. A
    jednym z fundmentalnych założeń, tzw. contemporary westernu, jest miejsce akcji- sceneria.Tam, gdzie czas się zatrzymał, zabite dechami Południe, senna prowincja Arizony, Nowego Meksyku, Teksasu.... Tych parę zjebanych pick upów, czy osobowych w ,,Black Day in Black Rock ''jako oznaka ,,postępu technologicznego''- OK, zaś cywilizacyjnego - śmiech na sali! Mentalnośc i etos pozostały bez zmian , Dziki Zachód się tam nie skończył, jego reguły na zadupiu obowiązują nadal. Możesz bez obawy zaliczyc ten film także do westernów, ani Syska , ani Plesnar nie powinni się obrazic:P

    OdpowiedzUsuń
  34. Zgadzam się z Simply'm. Podobne zdanie mam o filmie "Olbrzym". Główny bohater to kowboj, który gania rogate bydło jak za starych dobrych czasów. A to, że nowoczesność i wielki biznes naftowy wkracza na jego tereny, to już taka kolej rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  35. A ja mam pytanie:
    Jak byłam mała oglądałam z babcią film - do starszej pani przychodzi dziewczynka, chyba ma na imię Rzirzi, kładzie jej głowę na kolanach a ta opowiada jej historię swojego życia, jak to była spiewaczką, opowiada o swoich przygodach milosciach.pamiętam wspaniałe kostiumy...czy zna ktoś tytuł?

    OdpowiedzUsuń