reżyseria: Lucio Fulci
scenariusz: Lucio Fulci, Roberto Gianviti, Dardano Sacchetti
Pięć lat po zrealizowaniu swojego opus magnum, Lucio Fulci nakręcił swoje drugie ważne dzieło, przyczyniając się coraz bardziej do popularności włoskiej odmiany kryminału zwanej giallo. Tym razem Fulci uczynił główną bohaterką cudzoziemkę poznającą uroki Toskanii, a w fabule powraca do roku 1972, kiedy to kontrowersje wywołane jego filmem Nie torturuj kaczuszki doprowadziły do tego, że na kilka lat porzucił swój drapieżny styl, by pod koniec dekady do niego powrócić ze zwiększoną siłą. Ale Siedem czarnych nut to film taktowny i skupiony na intrydze. Na pierwszym planie wystąpiła Jennifer O'Neill - aktorka niezbyt znana i ceniona, urodzona w Brazylii, mająca korzenie irlandzko-angielskie, bardziej niż z ról filmowych znana z tego, że trudno jej wytrwać w jednym związku małżeńskim (9 razy wychodziła za mąż, miała ośmiu mężów). Jej współpraca z reżyserem, który dla kina poświęcił swoje życie rodzinne, przyczyniła się do powstania mistrzowskiego utworu kryminalnego.
Protagonistką jest Virginia Ducci, pochodząca z Anglii projektantka wnętrz. Jej mąż wyjeżdża w interesach do Londynu, ona zaś chcąc mu zrobić niespodziankę pragnie wyremontować jego dom we Włoszech. Mieszkanie, które znajduje się w tym budynku i którego nigdy wcześniej nie widziała, wydaje się jej znajome - zobaczyła je podczas... jazdy samochodem wjeżdżając do tunelu. Virginia już w dzieciństwie miała przerażające wizje, ale to co zobaczyła tym razem wydaje się zawiłą, trudną do rozwikłania łamigłówką. Jest ona przekonana, że widziała mordercę, musi więc odnaleźć tego człowieka i wskazać go policji. Ale czy zeznanie kobiety o parapsychologicznych zdolnościach ma w ogóle jakąś wartość?
Lucio Fulci nie kojarzy się z subtelną grozą, a jednak stworzył film, w którym nie ma makabry i gwałtowności, tylko w sposób nadzwyczaj spokojny i powściągliwy zapętlana jest akcja. Składa się ona z porozrzucanych elementów, które należy poskładać, by znaleźć rozwiązanie. Rozbite lustro, niewypalony papieros, okładka magazynu, czerwona lampa, żółta taksówka, kulawy mężczyzna, zamurowana kobieta - to są części łamigłówki, które dręczą Virginię. Prowadzi ona śledztwo, które być może wyjaśni zagadkę, jaka tkwi w jej umyśle. A obok niepokojących obrazów ważny dla rozwoju intrygi okazuje się muzyczny składnik tej układanki, którym jest zegarek z budzikiem, wygrywający siedem nut. Ta melodyjka pełni tu istotną rolę, a kiedy się pojawia napięcie błyskawicznie wzrasta.
Scenarzyści stworzyli ciekawą i zwartą historię kryminalną, umieszczając w centrum uwagi młodą i wzbudzającą sympatię kobietę, która posiada niezwykły dar, za który w średniowieczu zostałaby spalona na stosie. Żyje jednak w latach 70-tych XX wieku, a więc w czasach przemian oraz większej tolerancji dla wszelkiego rodzaju odmienności. Chociaż ludzie podchodzą sceptycznie do jej dziwnych zdolności, nikt nie traktuje jej jak wariatki lub czarownicy, raczej jak osobę zagubioną, potrzebującą wsparcia i zrozumienia. Jennifer O'Neill jest naprawdę znakomita w tej roli. Wspaniała aktorska osobowość o przenikliwym spojrzeniu, od której trudno oderwać wzrok. Odegrana przez nią postać Virginii to młoda kobieta, która usilnie wierzy, że morderstwo z jej wyobraźni nie było sennym koszmarem, lecz odzwierciedleniem rzeczywistości. Widzowie także nie mają wątpliwości, że kiedy weźmie kilof i rozwali ścianę to znajdzie coś, co tylko potwierdzi, że nie zwariowała. Ale odkrycie tajemnicy ukrytej za ścianą to dopiero początek drogi prowadzącej do prawdy.
Fulci w pełen podziwu sposób bawi się stylistyką giallo. Wprowadza do fabuły element parapsychologiczny, bo zagadka, jaką rozwiązują bohaterowie wytworzyła się sama, w ludzkim umyśle, zaś rozwiązania należy szukać w rzeczywistości. Reżyser rezygnuje przy tym z mnożenia kolejnych zgonów oraz przerzucania podejrzeń z jednej na drugą osobę. Koncentruje się na tym, co tak naprawdę się wydarzyło, a także kiedy miało to miejsce. Aby to wyjaśnić należy skojarzyć ze sobą pewne przedmioty, fakty, postacie i miejsca. Każdy z tych elementów posiada własną historię, której szczegółowe zbadanie może przynieść zaskakujące efekty i odkryć jakiś mroczny sekret. Fulci pokazuje, że nawet głęboko pogrzebany (lub zamurowany) sekret może wyjść na wierzch w niespodziewanym momencie, odkryty przez przypadkową osobę.
Siedem czarnych nut to kolejny dowód geniuszu i talentu Lucia Fulciego. Kapitalne kino, w którym reżyser swobodnie porusza się między pełnym elegancji i uroku angielskim kryminałem a mrocznym i niepokojącym włoskim thrillerem. Historię zaczyna od mocnego uderzenia - nastolatka jest świadkiem śmierci swojej matki, która popełnia samobójstwo skacząc z klifu. Widziała ona tę śmierć w swojej wizji, ale w tym czasie faktycznie doszło do tego dramatycznego skoku. 18 lat później ta nieszczęśliwa „wizjonerka” jest już tryskającą radością i energią mężatką, a jej radości towarzyszy romantyczna piosenka With You. Ta sielanka wkrótce się jednak kończy - wraz z wyjazdem jej męża, bogatego biznesmena, kobieta wkracza w strefę mroku, w której centralne miejsce zajmuje zbrodnia. Śledztwo zostało poprowadzone przez reżysera na tyle ciekawie, że widz jest zaabsorbowany historią i nie ma w ogóle czasu na nudę. Szukanie odpowiedzi na wiele dręczących pytań podano w sposób nie budzący zastrzeżeń, stosując odpowiednie składniki służące do budowania klimatu - nastrojowe zdjęcia i muzykę, nutę melancholii oraz szczyptę tajemnic, ukrytych gdzieś w zakamarkach ludzkiego umysłu.
Przemyślany i misternie skonstruowany thriller, w którym liczne symbole i znaki mają ułatwić rozwikłanie zagadkowej sprawy, ale mają też nurtować i dręczyć nie tylko główną bohaterkę, lecz również widza. Twórcy filmu rozważnie wykładają na stół pojedyncze karty, nie zapominając o żadnym istotnym elemencie. Historia jest tak sprytnie wykombinowana, że trudno się tu doszukać jakichś uchybień. Widz kilkakrotnie otrzymuje wskazówki, które posuwają akcję do przodu, ale też potrafią wyprowadzić w pole. Ogląda się więc z ogromną uwagą, by dotrzymać kroku upartej, ciekawskiej i inteligentnej bohaterce. Fulci przedstawia tu fachowo nakreślony portret młodej mężatki, dla której ojczyzna jej męża staje się miejscem, gdzie hipokryzja, ignorancja i zbrodnicze czyny ukryte są w ścianach domów, gdzie wzrok ludzki nie sięga, lecz umysł owszem. Stonowane, subtelne giallo, które potrafi nie tylko zaciekawić, ale i mocno walnąć po głowie. I to przy udziale minimalistycznych środków, za pomocą częstych zbliżeń na oczy oraz nieco nachalnego przypominania słów i przedmiotów, jakie biorą udział w rozwoju intrygi. Zawsze jednak zachowując umiar, Fulci kreuje niepowtarzalny nastrój, pomagający utrzymać napięcie do ostatniej minuty.
* Recenzja została również opublikowana tutaj: http://magivanga.wordpress.com/
* Recenzja została również opublikowana tutaj: http://magivanga.wordpress.com/
Lucjan bardzo był dumny z tego filmu. Trochę przedobrzył z zoomami na oczy Jennifer O'Neil, nie mniej powstał prawdziwy klejnot gotyckiej kameralistyki. Niczym rubin na czarnym aksamicie ( zważywszy na tonację). Taki destylat z Edgara Allana Poe, który w końcu stworzył powieśc kryminalną ( od podstaw ) wysublimował horror nadając mu nowoczesną strukturę narracyjną. Chyba jedyny film Lucjana, gdzie szala między grozą a makabrą zdecydowanie przechyla się na tę pierwszą stronę. Obie zrównoważą się w ,,Zombie Flesh Eaters'' a zwłaszcza w ,, House by the Cemetery''. Z formułą giallo zmierzy się Fulci jeszcze dwukrotnie, w ,, The Black Cat'' i ,, The New York Ripper''. W tym pierwszym także będzie to Poe i to porywająco oryginalny, w drugim powali wszystkich splatter-festem bez zachamowań. Każde giallo Lucjana jest inne od pozostałych, nie licząc nałogowego pociągu do transfokatora :D
OdpowiedzUsuńAkurat w "Siedmiu czarnych nutach" zbliżenia na oczy były, według mnie, uzasadnione z tego względu, że główna bohaterka jest jasnowidzką :) Mnie to nie przeszkadzało, a poza tym uważam, że nie ma tu żadnej zbędnej sceny, bo jakakolwiek makabra mogłaby tylko zepsuć tę historię. Ten film Fulciego widziałem już trzykrotnie i nawet znając jego zakończenie ogląda się świetnie. I jest to zdecydowanie mój ulubiony film tego twórcy. "New York Rippera" muszę sobie przypomnieć, bo w pamięć zapadł mi głównie intrygujący prolog, niewiele więcej. Natomiast "Black Cata" jeszcze nie widziałem, więc też jest na mojej liście "must see".
OdpowiedzUsuńPS. Nie znam twórczości Edgara Allana Poe, czytałem tylko jeden zbiór opowiadań tego autora.
PS 2. Obejrzałem polecany przez Ciebie film Sergia Martina (ten o skorpionie). Bardzo solidne giallo, które sprawiło, że coraz bardziej lubię ten gatunek i mam ochotę na więcej. Wprawdzie klimat w tym filmie nieco gorszy niż u Fulciego, ale intryga i zakończenie bardzo ciekawe, pełne napięcia.
Sergio Martino współpracował z utalentowanym scenarzystą -Ernesto Gastaldi - który wymyślał rasowe kryminalne intrygi, jak ,, Scorpion's Tail'' czy ,, Strange Vice of Mrs Wardh'' ( tu dopiero dali po bandzie z końcowym twistem! ). Widziałem jeszcze ,, All Colours of the Dark'', skrzyżowanie giallo z kinem satanicznym, całkiem OK. A poluję na ,, Torso''.
OdpowiedzUsuńOstatnio zapodałem giallowego grindhouse'a. Na początek poszedł ,, The Case of Bloody Iris'' Giuliano Carnimeo, też spod pióra Gastaldiego , z etatową parą od Martino : George Hiltonem i Edwige French. Film zaczyna się od trzęsienia... obłędnych cyców zarzynanej w windzie blondyny, potem napięcie rośnie. Eleganckie, błyskotliwe giallo ze zgrabną intrygą, trzymające temperaturę ( też erotyczną, dzięki niezawodnej pani French, która jak zwykle nie skąpi wdzięków). Trochę juchy i sleazu także się znalazło, polecam.
Następnie ,, Seven Deaths i Cat's Eye'' Margerittiego. Gotyckie giallo z imponującą scenografią, przepychem wnętrz i malarskimi zdjęciami.Do tego piękna i utalentowana Jane Birkin i prawdziwie demoniczny soundtrack Riza Ortolaniego. Niestety, ospałe toto i przegadane ponad miarę, a sceny morderstw wykonane bez polotu. Dla koneserów.
Tak mi właśnie coś nie pasowało z tą Edwigą French, sprawdziłem i okazało się, że nazwisko tej aktorki to Fenech :D Ale chyba nie widziałem żadnego filmu z jej udziałem. A ten film "The Case of Bloody Iris" ma zajebisty włoski tytuł, który można przetłumaczyć jako: "Skąd wzięły się te dziwne krople krwi na ciele Jennifer?". Kojarzę temat przewodni z tego filmu, skomponowany przez Bruna Nicolaia.
OdpowiedzUsuńNo, czasami robię błędy. Fajna bejbe. ,, Torso'' też ma swój włoski, epicki tytuł ,, Na ciele odkryto ślady użycia przemocy fizycznej'', czy jakoś tak :D
OdpowiedzUsuń