reżyseria: Debra Granik
scenariusz: Debra Granik, Anne Rosellini na podst. powieści Daniela Woodrella
USA to kraj, który potrafi się solidnie zareklamować, chociażby dzięki kinematografii. Powstają w tym kraju filmy o tym, że spełniają się tu marzenia, ludzie ofiarowują swoją pomoc, a policja zawsze znajduje sprawców zbrodni. Do szpiku kości nie należy do tej grupy produkcji lekkich, łatwych i przyjemnych. To film brutalnie szczery, do szpiku kości chłodny i prawdziwy. 17-letnia Ree Dolly ma chorą matkę i musi sama opiekować się rodzeństwem. Jej ojciec zastawił dom jako kaucję, by wyjść z więzienia i aby jego rodzina nie straciła posiadłości musi stawić się na rozprawie sądowej w wyznaczonym terminie. Zaradna nastolatka próbuje więc odnaleźć ojca martwego, bo gdyby żył na pewno dałby o sobie znać. Nie może liczyć na niczyją pomoc, bo panująca tu śmiertelnie mroźna zima ochłodziła ludzkie charaktery. Nie może liczyć na współczucie i zrozumienie, musi samemu walczyć o swoje.
Trudno nie lubić pierwszoplanowej bohaterki tego dramatu. Ree to dziewczyna odważna i bystra, która nie narzeka na los, jaki ją spotkał. Jest osobą nad wiek dojrzałą, troskliwą i odpowiedzialną, niewiele robi dla siebie, więcej dla swoich bliskich, którym chce zapewnić bezpieczeństwo i środki do życia. Czasem jej determinacja sprawia, że podejmuje nieprzemyślane decyzje, takie jak próba wstąpienia do armii, lecz cały czas ma na celu poprawę bytu swojej rodziny. Potrafi być stanowcza i zdecydowana, nie ugina karku nawet gdy zostaje pobita. Umie sobie radzić, lecz panosząca się niemal wszędzie na prowincji wrogość i znieczulica hamują jej poczynania. Uczy swoje rodzeństwo sztuki przetrwania, do której należy posługiwanie się bronią. Podstawowa lekcja brzmi: „Nigdy nie celujcie do siebie nawzajem”, bo aby godnie przetrwać trudne chwile, z jakich składa się życie, nie należy walczyć między sobą, tylko z przeciwnościami losu.
W związku z powyższym trudno nie lubić także aktorki odtwarzającej postać Ree. Nominowana wówczas do Oscara Jennifer Lawrence musiała ustąpić bezkonkurencyjnej w tamtym sezonie Natalie Portman. Minęły dwa lata i panna Lawrence znów ma szansę na statuetkę - za rolę w bardziej żywiołowym i pogodnym Poradniku pozytywnego myślenia. Tym razem konkurencja nie jest zbyt silna, więc może się udać. Ale bez względu na werdykt jedno jest pewne - Jennifer Lawrence to charyzmatyczna i utalentowana aktorka, od której ciężko oderwać wzrok. Jej uroda może być pretekstem do zaszufladkowania w jednym typie ról, ale od 2010 widać, że potrafi starannie selekcjonować scenariusze - obok filmu dołującego (Do szpiku kości) i nieco lżejszego (Poradnik pozytywnego myślenia) zagrała też w pierwszorzędnych filmach rozrywkowych (Igrzyska śmierci, X-Men: Pierwsza klasa).
Trudno nie lubić pierwszoplanowej bohaterki tego dramatu. Ree to dziewczyna odważna i bystra, która nie narzeka na los, jaki ją spotkał. Jest osobą nad wiek dojrzałą, troskliwą i odpowiedzialną, niewiele robi dla siebie, więcej dla swoich bliskich, którym chce zapewnić bezpieczeństwo i środki do życia. Czasem jej determinacja sprawia, że podejmuje nieprzemyślane decyzje, takie jak próba wstąpienia do armii, lecz cały czas ma na celu poprawę bytu swojej rodziny. Potrafi być stanowcza i zdecydowana, nie ugina karku nawet gdy zostaje pobita. Umie sobie radzić, lecz panosząca się niemal wszędzie na prowincji wrogość i znieczulica hamują jej poczynania. Uczy swoje rodzeństwo sztuki przetrwania, do której należy posługiwanie się bronią. Podstawowa lekcja brzmi: „Nigdy nie celujcie do siebie nawzajem”, bo aby godnie przetrwać trudne chwile, z jakich składa się życie, nie należy walczyć między sobą, tylko z przeciwnościami losu.
W związku z powyższym trudno nie lubić także aktorki odtwarzającej postać Ree. Nominowana wówczas do Oscara Jennifer Lawrence musiała ustąpić bezkonkurencyjnej w tamtym sezonie Natalie Portman. Minęły dwa lata i panna Lawrence znów ma szansę na statuetkę - za rolę w bardziej żywiołowym i pogodnym Poradniku pozytywnego myślenia. Tym razem konkurencja nie jest zbyt silna, więc może się udać. Ale bez względu na werdykt jedno jest pewne - Jennifer Lawrence to charyzmatyczna i utalentowana aktorka, od której ciężko oderwać wzrok. Jej uroda może być pretekstem do zaszufladkowania w jednym typie ról, ale od 2010 widać, że potrafi starannie selekcjonować scenariusze - obok filmu dołującego (Do szpiku kości) i nieco lżejszego (Poradnik pozytywnego myślenia) zagrała też w pierwszorzędnych filmach rozrywkowych (Igrzyska śmierci, X-Men: Pierwsza klasa).
Film Debry Granik to bardzo udane, lecz mocno depresyjne dzieło filmowe. A także niepokojące, bo za każdym razem, gdy bohaterka wsiada do cudzego samochodu pojawia się obawa, czy aby na pewno nie zostanie wywieziona gdzieś do lasu i zabita. Brutalny realizm i chłód emocjonalny widoczny w sytuacjach, dialogach i postępowaniu bohaterów niekoniecznie mogą spowodować, że film poruszy widzów i dostarczy jakichkolwiek emocji. Surowy klimat może wywołać u odbiorców obojętność i znudzenie, ale mnie jednak ta historia zaciekawiła, choć nie wstrząsnęła dobitnie. Każdy wie, że dla niektórych ludzi życie jest wyjątkowo ciężkie i problematyczne - z filmu nie dowiemy się niczego odkrywczego ani nie poznamy żadnych cennych rad. Z pewnością jednak Winter's Bone jest filmem potrzebnym, bo niedużo jest filmów o tym, że nawet w tak silnym i bogatym mocarstwie jak Stany Zjednoczone Ameryki istnieją miejsca cholernie przygnębiające, mroźne i nieprzyjazne. Poza tym mamy tu naprawdę ciekawy scenariusz, niebanalnych bohaterów i bardzo dobre aktorstwo (obok panny Lawrence naturalny i przekonujący jest John Hawkes, a także szereg pozostałych aktorów drugoplanowych).
Fajnie, że obejrzałeś ten film. Faktycznie jest to obraz na swój sposób surowy, choć przyznam, że mnie także w jakiś sposób poruszył, ale nie rozwalił, więc w zasadzie odczucia miałem dość podobnie. Na pewno film to po trochu oryginalny, bo rzadko kiedy Amerykanie serwują widzom właśnie takie spojrzenie na swój kraj, sięgające poza gigantyczne wieżowce, wielką kasę i kolorowe obrazki, spojrzenie na patologię, która może rozgrywać się gdzieś w miejscach tak ponurych, że przeciętny zjadacz chleba mógłby nawet nie wiedzieć, że takie miejsca istnieją.
OdpowiedzUsuńA co do samej Lawrence, to może jeszcze nie popadam w jakiś hurraoptymizm, potrzebuję zobaczyć ją w większej ilości dobrych ról, aby ostatecznie przekonać się o jej talencie. Ale jak do tej pory naprawdę prezentuje się coraz lepiej i kto wie, jakby zgarnęła w tym roku statuetkę, nie byłoby to już do końca niespodzianką;)
Pozdrawiam
Po jednym filmie też miałem wątpliwości, czy jest dobrą aktorką, ale dwie świetne role znaczą już coś więcej. Natalie Portman w ciągu 15 lat zagrała chyba ze trzy wybitne role ("Bliżej", "Duchy Goi", "Czarny łabędź"), Jennifer Lawrence - w ciągu zaledwie 2-3 lat stworzyła dwie świetne kreacje - ja jestem o nią spokojny :) Można się jedynie obawiać, że jak dostanie Oscara, to nie będzie już dostawać ciekawych ról - wiele aktorów i aktorek po zdobyciu Nagrody Akademii zaczęło grywać w coraz to mniej ciekawych produkcjach. Dlatego w poprzednim wpisie napisałem, że wolałbym jednak, aby to Naomi Watts zgarnęła nagrodę :)
UsuńTeż uważam, że potrzebne są takie filmy. Nie każda historia musi mieć szczęśliwe zakończenie lub kończyć się nadzieją na lepsze jutro.
OdpowiedzUsuńWidziałam ten film ponad rok temu, jakoś późno w nocy.Pamiętam tą szarą, burą i cichą prowincję. Tę walkę i przetrwanie każdego dnia.
Film melancholijny, pełen zimowej aury i zimnych ludzkich uczuć, gdzie tylko zniknie jeden problem, to pojawi się następny. Ale właśnie to sprawiło, że zapadł mi w pamięć i w pewien sposób mnie poruszył.
I świetna rola Jennifer Lawrence. Dobrze, że jej kariera zaczęła się od tego filmu.
Dzięki! Obejrzę!
OdpowiedzUsuńSuper, muszę obejrzeć ;)
OdpowiedzUsuńWarty uwagi i warty obejrzenia!
OdpowiedzUsuń