Pages

Hasło "Odwaga"

The Password Is Courage (1962 / 116 minut)
reżyseria: Andrew L. Stone
scenariusz: Andrew L. Stone na podst. biografii Charlesa Cowarda autorstwa Johna Castle'a

Istnieje spora grupa świetnych filmów, które nie doczekały się należnego im uznania. Nie jest to odkrywcze stwierdzenie, ale niepodważalny fakt. Pewnie jednak zaskoczę czytelników jeśli powiem, że Hasło "Odwaga" to jeden z najlepszych filmów wojennych o tematyce obozowej. I niestety, jeden z tych obrazów, które zostały całkowicie zapomniane. Ale już w pierwszej połowie lat 60. ten film pozostawał w cieniu wysokobudżetowej Wielkiej ucieczki (1963) - gdy John Sturges ukończył ten barwny film w gwiazdorskiej obsadzie mało kogo interesowała czarno-biała produkcja niezbyt popularnego, ale płodnego filmowca Andrew L. Stone'a. Najwyższy czas skierować uwagę kinomanów w stronę tego niedocenianego dzieła, które jest prawdziwym klejnotem i powinno zadowolić każdego. Jest tu wszystko czego należy oczekiwać od dobrego kina rozrywkowego - mnóstwo akcji, spora dawka humoru, ciekawe tło historyczne, zero patosu i pozbawiony sentymentalizmu wątek miłosny.

Na początek wypada przybliżyć sylwetkę reżysera, bo, jak się domyślam, jest to osobowość, którą kojarzą nieliczni. Andrew L. Stone realizował komedie, musicale, filmy noir, a także thrillery i filmy katastroficzne. Ja widziałem cztery filmy, które nakręcił ze swoją żoną, montażystką Virginią L. Stone, dla wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer w latach 1958-62. Pierwszym jest trzymający w napięciu thriller terrorystyczny o kidnapingu Cry Terror! (1958), drugim pionierski dramat katastroficzny o zatonięciu liniowca "Claridon" pt. Ostatnia podróż (1960), a kolejnym film łączący sensację z disaster movie Pierścień ognia (1961), w którym ludzka bezmyślność doprowadza do gigantycznego, nie dającego się okiełznać pożaru. Najlepszym filmem Stone'a, z tych które widziałem, jest komedia wojenna Hasło "Odwaga" z 1962 roku. Dzieje się w nim znacznie więcej niż w nakręconej z większym budżetem, podobnej tematycznie i trwającej niemal trzy godziny Wielkiej ucieczce z 1963.

Osoby spodziewające się poważnego kina o tematyce wojennej należy ostrzec, że film jest poniekąd pierwowzorem komedii Jak rozpętałem II wojnę światową (1970) Tadeusza Chmielewskiego :D Starszy sierżant Charles Coward to brytyjski Franciszek Dolas, który wszędzie gdzie się pojawi wywołuje zamęt. Ciągle próbuje uciec z obozu, ale zwykle ma pecha - dzięki pomysłowości i sprytowi wychodzi jednak cało z kłopotów. A najzabawniejsze jest to, że Charlie Coward jest postacią autentyczną, która zresztą pełniła przy tym filmie funkcję doradcy technicznego. Aż trudno uwierzyć, że historia opowiedziana w filmie zdarzyła się naprawdę. Przecież w tej produkcji nie ma w ogóle żadnych śmiertelnych ofiar wojny, a życie w obozie jenieckim wygląda jak wakacyjne przygody, podczas których znudzone dzieciaki chcą wyrwać się spod opieki dorosłych opiekunów. Z pewnością losy Cowarda zostały upiększone, odarte z tragizmu, wzbogacone o zwariowany humor i delikatny wątek romansowy. Wojna jest tu romantyczną przygodą jaką każdy chciałby przeżyć w swoim życiu. Zamiast koszmarów i wojennej gehenny - uśmiech i miłe wspomnienia.

Film został prawdopodobnie zrealizowany w całości w Anglii, lecz akcja toczy się na Śląsku, najpierw w stalagu w Lamsdorf, potem w obozie pracy w Breslau, czyli we Wrocławiu. Twórcy przy okazji błędnie sugerują, że Wrocław znajdował się poza granicami Niemiec - w rzeczywistości do końca wojny należał do III Rzeszy. Mimo niedokładności i mankamentów można się nieźle bawić oglądając ten film, śmiechu jest co niemiara, zaś akcja jest wartka i ani na moment nie zwalnia. Niektóre zabawne sytuacje faktycznie miały miejsce, np. gdy brytyjski podoficer udający w szpitalu rannego hitlerowca zostaje pomyłkowo odznaczony Żelaznym Krzyżem. Inspirując się faktami reżyser przedstawił tu własną wizję wojny, a za pomocą kąśliwej ironii podkreślił absurdalność zbrojnych konfliktów i niewolniczych obozów oraz głupotę najeźdźców, którym marzy się władza nad światem i ludźmi.

Akcja filmu Stone'a skupia się na losach jednego bohatera. Charles Coward (jego nazwisko znaczy po angielsku "tchórz") to człowiek odważny, zdeterminowany i łebski jak mało kto. To on  rozdaje karty, ale nie zawsze wygrywa, każdą porażkę potrafi jednak zamienić w sukces. Tego wyjątkowego człowieka zagrał znany brytyjski aktor Dirk Bogarde, który jest w tej roli bardzo dobry. Już wcześniej odgrywał postacie zarówno komediowe jak dramatyczne, grał też cwaniaków i dzielnych żołnierzy, a w filmie Stone'a połączył w jednej postaci swoje dotychczasowe doświadczenia. Coward w jego wykonaniu magnetyzuje, atakuje poczuciem humoru i cwaniactwem, a wrogów zamiast ołowiem częstuje złośliwą ironią. Wydaje się żołnierzem pokojowo nastawionym do ludzi, a broń palną wraz z amunicją najchętniej wysadziłby w powietrze zamiast używać jej przeciwko człowiekowi, nawet przeciwko nazistowskim funkcjonariuszom. Aktorowi partneruje pochodząca z Austrii Maria Perschy w roli pracowniczki zakładu optycznego i działaczki polskiego ruchu oporu.

Twórca efektów specjalnych Bill Warrington (Oscar za Działa Nawarony) zadbał o widowiskowe sekwencje, które miały przyciągnąć widzów do kin i ukryć niewysoki budżet oraz niespójności w scenariuszu. Efektowne akcje sabotażowe, takie jak podpalenie transportu amunicji, wielki pożar we wrocławskim tartaku i wykolejenie pociągu wyglądają na ekranie imponująco i dobitnie ukazują wojnę jako pokaz fajerwerków, a nie powód do smutku, rozpaczy i przygnębienia. Reżyser nie zrezygnował jednak z momentów pełnych napięcia. Mrożąca krew w żyłach jest szczególnie sekwencja w tunelu, gdy na uciekających jeńców zapada się ziemia i cierpiący na klaustrofobię żołnierz próbuje się wydostać. Zarówno w tej jak i w kilku innych scenach wyróżnia się praca operatora i montażystów. Klaustrofobiczny klimat podziemnych tuneli i ogrodzonych, nadzorowanych przez całą dobę niemieckich stalagów plus przygoda, rozrywka i żarty z faszystowskich oficerów - ten film to świetny przykład na to, że humor jest najlepszym lekarstwem na wszystko, nawet wojenną traumę.

Hasło "Odwaga" i Wielka ucieczka w kilku momentach są do siebie podobne, więc pojawia się przypuszczenie, iż któryś z reżyserów miał w ekipie szpiega, przekazującego informacje z planu konkurencyjnej produkcji. Może tym szpiclem był aktor Nigel Stock, który wystąpił w obu filmach :D Dzieło Sturgesa jest produkcją ambitniejszą, gdyż reżyser poświęcił sporo miejsca na charakterystykę bohaterów, zaś sceny dynamiczne ograniczył do minimum. Poza tym, w Wielkiej ucieczce nie ma postaci kobiecych, a film Stone'a pod tym względem nie zawodzi. Na pewno warto obejrzeć obydwie produkcje, bo mają sporo zalet i stanowią wyśmienitą rozrywkę. Szczególnie omawiana produkcja jest w stu procentach utworem komediowym, więc do spraw wojny reżyser podszedł z dużym luzem, nie dbając zbytnio o realizm. Film pozbawiony jest krwi i nadmiernej przemocy, nie ma w nim obozów zagłady ani bohaterów ze zwichrowaną psychiką. O prześladowaniu Żydów i mordowaniu jeńców również się nie wspomina. The Password Is Courage to komedia akcji i w tym gatunku należy ją rozpatrywać - ludzkie tragedie i bitewny zgiełk zostały starannie zamaskowane pod postacią satyrycznej, przejaskrawionej rozrywki.

2 komentarze:

  1. Swojego czasu miałam ogromną "faze" na wojenne kino i bardzo się cieszę, że prezentujesz tak mało znane filmy. Z przyjemnością obejrzę i ten, choć mam niezłe braki również w tych najsławniejszych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja lubię kino wojenne, ale nie przepadam za tematyką wietnamską. Znacznie mi bliższa jest tematyka II wojny światowej.

    OdpowiedzUsuń