Pages

Śmierć jeździ konno

Da uomo a uomo (1967 / 115 minut)
reżyseria: Giulio Petroni
scenariusz: Luciano Vincenzoni

Requiescant in pace: Luciano Vincenzoni (1926–2013)

Przez 10 lat Lee Van Cleef odgrywał epizody w około 50 amerykańskich filmach dopóki nie poznał włoskiego reżysera Sergia Leone. Nieoczekiwanie stał się jednym z najważniejszych aktorów włoskiego nurtu popularnego zwłaszcza w drugiej połowie lat 60. Jedna z jego najciekawszych ról pochodzi z filmu Śmierć jeździ konno, w którym partnerował mu John Phillip Law znany z takich ekstrawaganckich ról jak: Manfred von Richthofen z Czerwonego barona (1971) Rogera Cormana, niewidomy anioł z Barbarelli (1968) Rogera Vadima lub też tytułowy Diabolik (1968) z filmu Mario Bavy. Western Petroniego dotyka tematu zemsty, przedstawiając go w sposób efektowny, ale i wzbudzający niepokój. Człowiek może zapominać o wielu rzeczach, ale na pewno nie zapomni bolesnych, niezabliźnionych ran z przeszłości. I nawet czas ich nie uleczy, może dopiero wówczas gdy osoby za nie odpowiedzialne poniosą wreszcie zasłużoną karę.

W pewnej rodzinnej posiadłości, daleko od miasta, dochodzi do masakry - czterech zakapiorów morduje z zimną krwią trzyosobową rodzinę, nie przypuszczając, że świadkiem zdarzenia jest kilkuletnie dziecko o imieniu Bill. Wtedy właśnie w umyśle malca narasta nienawiść, którą zamierza nakarmić za pomocą rewolweru. Już wtedy w jego głowie układa się plan zemsty, gdyż zamiast rozpaczać z powodu tragedii on przygląda się zabójcom, aby móc w przyszłości ich odnaleźć. Wkrótce staje się mężczyzną o wyjątkowo zręcznych dłoniach, które szybko wyciągają broń z kabury i równie szybko oddają celny strzał. Zżera go niecierpliwość, gdyż od 15 lat nie trafił na ślad morderców. Dopiero dzięki tajemniczemu Ryanowi wpada na trop, który powinien go zbliżyć do poszukiwanych bandytów. Ryan przez 15 lat przesiedział w więzieniu, gdyż został przez wspólników zdradzony, opuszczony i okradziony. Teraz chce wyrównać rachunki. Tak się składa, że zarówno Ryan jak i żądny zemsty młody Billy szukają tych samych ludzi, a więc ich drogi się skrzyżują.

Giulio Petroni posiłkując się ciekawym przepisem (jego autorem jest Luciano Vincenzoni) przyrządził pyszne spaghetti w sosie bolońskim, które prezentuje się wybornie zarówno wizualnie jak i pod względem smakowitych dodatków. Mimo oklepanych motywów i skostniałych reguł gatunku udało się wykreować świeże i absorbujące kino zemsty. A także trzymające w niepewności, gdyż do ostatnich minut nie wiadomo czy były bandyta nie okaże się zdradzieckim wspólnikiem dla młodego kompana. Lee Van Cleef jak zwykle dzięki mrocznej urodzie budzi niepokój - gdy jest zbyt miły można podejrzewać że coś kombinuje. Filmy Leone ukazywały Van Cleefa jako milczącego rewolwerowca, więc gdy u Petroniego (lub Valeriego w Dniach gniewu) rzuca mądrości i prawi kazania to widz jest zdezorientowany. To sprawia, że jego postać staje się niejednoznaczna.

W jednej scenie pada słynna sentencja: „Zemsta najlepiej smakuje na zimno. Na gorąco może spowodować niestrawność”. Ma ona na celu ukazanie w prosty sposób podstawowej różnicy między dwoma protagonistami. Jeden jest chłodnym, opanowanym i metodycznym zabójcą, który zanim kogoś zabije chce się wzbogacić. Dopiero co wyszedł z więzienia, nie ma więc żadnych środków do życia, poza nabitym rewolwerem rzecz jasna. Drugi z bohaterów jest natomiast impulsywny i pełen nienawiści, gotuje się od wewnątrz, pragnie jak najszybciej pomścić śmierć rodziców. Van Cleef idealnie sprawdził się w roli zimnego rewolwerowca, co nie powinno dziwić, bo aktor ten specjalizował się w tego typu rolach. Jego młodszy towarzysz, John Phillip Law, wcielający się w postać Billa, zupełnie nie przekonuje - nie widać, aby gotowała się w nim nienawiść, nie widać po nim zniecierpliwienia, jedynie gorycz i niepewność.

Czarnym charakterem został Luigi Pistilli, którego twarz idealnie wyrażała to co charakteryzuje lidera gangu, którego zagrał: podłość, dwulicowość i chciwość. Tak jak w większości spaghetti westernów emocji nie wywołuje gra aktorska, ale mroczny wygląd postaci. Tak jakby bohaterowie walczyli z wysłannikami Szatana lub ze Śmiercią we własnej osobie. Lecz żądne zemsty pozytywne postacie też zwiastują śmierć swoim wrogom. Znamienna jest scena, w której bandyci grają marsz żałobny przed atakiem, aby zdenerwować przeciwników. Wtedy pojawia się pytanie: kto tak naprawdę jest zwiastunem śmierci? Dla kogo długa konna przejażdżka zakończy się marszem żałobnym?

Gdy mówi się o włoskich westernach trudno nie wspomnieć o muzyce i plenerach. Za muzykę odpowiedzialny był numero uno w tym gatunku czyli Ennio Morricone (w samym roku 1967 zilustrował muzycznie 18 filmów, w tym 5 westernów). Odpowiednich plenerów też daleko nie szukano. Już wcześniejsze pozycje gatunku udowadniały, że hiszpańska Andaluzja jest niezastąpiona jeśli chodzi o ukazanie bezkresnych, opustoszałych obszarów dzikiego zachodu. Film warto zapamiętać ze względu na wyborną rozgrywkę finałową, nad wyraz widowiskową i kunsztownie wykonaną. Ciekawe są relacje pomiędzy bohaterami, którzy mimo iż działają oddzielnie pomagają sobie nawzajem. Dzięki temu trudniej schwytać obu naraz. Ale ostateczne zwycięstwo może nastąpić wówczas, gdy wszyscy zjednoczą się w walce przeciwko wspólnemu wrogowi. Może i jest to film zbyt standardowy i zbyt amerykański, ale dzięki żywej akcji i ciekawym bohaterom oklepane motywy prezentują się niebanalnie, a film zachwyca i intryguje.

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam Van Cleefa odkąd zobaczyłem Za kilka dolarów więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oryginalny tytuł wydaje mi się ciekawszy, choć trudny do interpretacji (Od człowieka do człowieka?). Ale film sam w sobie ma potencjał. No i van Cleef - ten facet naprawdę dobrze sprawdzał się w westernach, był wręcz do nich stworzony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Żle napisałeś - świadkiem morderstw nie jest ,,kilkunastoletni chłopak'' , a kilkuletnie dziecko. Potem akcja przeskakuje o 15 lat do przodu ( odsiadka LVC ) i mamy 20-paroletniego faceta.
    Soundtrack świetny, lubię bardzo, jak Morricone idzie w takie psychedeliczne , lekko transowe brzmienia, bo kuma elegancko tego typu klimaty - uwielbiam na przykład temat główny z '' Mułów Siostry Sary''. Ale jak dla mnie, Ennio w tej materii przebił samego siebie w ścieżce do '' Autostopu Rosso Sangue'' - podhajowane to , jak fix, do tego akustyczne. Chciałbym zdobyc kompletny soundtrack do tego filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak. Już poprawiłem.

      Usuń
    2. Simply, w/s soundtracku skontaktuj się ze mną pod mailem cruelhaku@gmail.com
      coś się znajdzie w tej materii.

      Usuń