Pages

Impreza najgorszego sortu

Sąsiedzi / Neighbors (2014 / 96 minut)
reżyseria: Nicholas Stoller
scenariusz: Andrew J. Cohen, Brendan O'Brien

Film kosztował 18 milionów dolarów i koszty produkcji zwróciły się już po pierwszym dniu wyświetlania. Zaskakujące jak na film z najwyższą kategorią wiekową. Ale takie imprezowe, ostre kino najwidoczniej ma równie wielu odbiorców, co superprodukcje głównego nurtu kosztujące setki milionów dolców i kręcone pod kategorię PG-13 (jak najnowsza Godzilla). Sąsiedzi Nicholasa Stollera to komedia cechująca się prymitywnym, wulgarnym humorem przekraczającym granice dobrego smaku. Opowiada o konflikcie między studenckim bractwem ΔΨB (Delta Psi Beta) a młodym małżeństwem, które już dorobiło się jednego dzieciaka. Studenci urządzają huczną imprezę, zaś mieszkająca w sąsiedztwie para pragnie ciszy i spokoju, by się porządnie wyspać i rano pójść do pracy. Zaczyna się więc od prośby, aby ściszyć muzykę. Gdy ona nie skutkuje, zostaje wezwana policja. I to jest pierwszy pretekst do rozpoczęcia wojny.

Z takiego pomysłu można było zrobić bardzo udane, mega zabawne kino rozrywkowe, lecz autorzy scenariusza nie wykorzystali w pełni tej idei. Poziom większości gagów jest fatalny, powoduje śmiech głównie dzięki świetnemu aktorstwu. Nie ma tu aktorów zarabiających grube miliony, ale grają oni lepiej niż ci najwyżej opłacani - w tym zdaniu nie ma ani odrobiny przesady, gdyż wśród najlepiej opłacanych gwiazd znajdują się np. aktorzy ze Zmierzchu. Seth Rogen posiada naturalne vis comica i nie musi się zbytnio wysilać aby rozbawić widzów, natomiast w rolach ustatkowanych, tęskniących za szaleństwami młodości facetów sprawdza się wyśmienicie. Zaskoczeniem może być dobra rola Zaca Efrona. Przypadła mu w udziale postać hałaśliwego przywódcy bractwa, z której łatwo można było zrobić drażniącą, niesympatyczną postać. Tak się na szczęście nie stało.

Z kolei narzekający na hałas małżonkowie wydają się na pozór nudni przy szalonych imprezowiczach. Dobór aktorów okazał się jednak trafny i zadziałał cuda, bo mimo sięgających dna dowcipów ogląda się nadzwyczaj dobrze. Walter Huston, aktor znany ze Skarbu Sierra Madre, powiedział: „Nie płacą mi za to, by dobre kwestie brzmiały dobrze, ale za to, by złe brzmiały dobrze”. Aktorzy z filmu Stollera również podeszli do swojej pracy w ten właśnie sposób. Uznali że to prawdziwe aktorskie wyzwanie pracować ze skryptem tak głupim i żenującym, bo nawet taki tekst może być cennym sprawdzianem możliwości aktora. Tylko aby ten sprawdzian zaliczyć trzeba mieć poczucie humoru i olbrzymi dystans do siebie. Znakomicie spisała się szczególnie Rose Byrne, która stworzyła kreację na pograniczu karykatury i prawdy. W niektórych scenach jest wiarygodna jako odpowiedzialna matka (np. scena w szpitalu), w innych robi dobrą minę do złej gry lub pokazuje drzemiące w niej pokłady energii i komizmu.


Rzeczywiste postacie i sytuacje zostały ukazane w krzywym zwierciadle, aktorstwo jest więc totalnie przerysowane, a studencka balanga to metafora szalonych i niepoważnych lat młodości, które trzeba maksymalnie wykorzystać zanim osiągnie się wiek dojrzały. Bardzo dobra jest idea autorów, by zetknąć ze sobą nieodpowiedzialną młodzież z dorosłością, która ich czeka i na razie objawia się pod postacią nerwowych małżonków po 30-ce. Niestety, rozpaczliwy poziom humoru nie pozwala mi uznać tej komedii za w pełni udaną rozrywkę. To jeden z najsłabszych filmów z udziałem Rose Byrne, ale co najdziwniejsze, z jedną z najlepszych ról w karierze tej australijskiej aktorki. Tak intensywne, wyraziste i przeszarżowane aktorstwo zasługiwało na ciekawszy scenariusz z fajniejszymi dialogami i bardziej wyszukanym humorem. Sąsiedzi to film, który może poprawić nastrój w trakcie seansu, lecz po wyjściu z kina odczuwa się niedosyt i ma się wrażenie straconego czasu.

7 komentarzy:

  1. Nekrolog
    18 maja w wieku 83 lat zmarł wybitny operator Gordon Willis, legenda kina amerykańskiego, jeden z najwyżej cenionych w branży. Największy rozgłos przyniosła mu współpraca z F.F. Coppolą , Willis był autorem zdjęc do wszystkich części ,, Ojca Chrzestnego'' . Jego wyrażnie mroczny , acz pełen niuansów wizualny język filmowy wytyczył nowy kanon opowiadania obrazem, Willis był jednym z szczególnie wpływowych i inspirujących mistrzów kamery przede wszystkim dla kolejnych generacji operatorów , niezwykle cenionym też przez współczesną mu czołówkę w latach 70-tych ( William Fraker, Conrad Hall ).
    Jego dokonania z tej wspaniałej dla kina amerykańskiego dekady układają się w godną podziwu listę wspaniałych tytułów i nazwisk . Pracował z Alanem J. Pakulą ( m. in.,, Klute'' , ,, The Parallax View'' ), Robertem Bentonem ( debiutanckie ,, Bad Company'' ), Halem Ashby ( ,, Landlord'' ) , Stuartem Rosenbergiem ( ,, The Drowning Pool'' ) , w pewnym okresie stał się etatowym operatorem Woody Allena z którym zrobił 8 filmów , często czarno białych , m.in. ,, Manhattan'' ,, Interiors'' ( będący hołdem Allena dla Ingmara Bergmanna ) ,, Annie Hall'' ,, Zelig'' .
    Dwukrotnie nominowany przez Akademię ( ,, Godfather III'' ,, Zelig'' )
    Wyreżyserował thriller ,, Windows'' 1980 z Talią Shire.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, zdecydowanie wybitna osobowość kina. Bez niego "Ojciec chrzestny" wyglądałby zupełnie inaczej i pewnie nie zrobiłby tak wielkiego wrażenia. Te filmy Pakuli i Allena trzeba będzie zaliczyć ("Annie Hall" to ponoć najlepszy film Woody'ego, ja jeszcze nie widziałem). Z niewymienionych to oglądałem "Presumed Innocent" Alana Pakuli, moim zdaniem bardzo dobry dramat kryminalny. Ale nie ma to jak lata 70te, więc i "Parallax View" też trzeba będzie zaliczyć.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Annie Hall'' to jeden z najlepszych Allenów, film ,,gadany'' jak mało który, ale zabawny i nie głupi , a patent z Marshallem McLuhanem kładzie na glebę :D

      Usuń
  3. Przyznam szczerze, że bardzo liczyłem na "Sąsiadów" jako typową odmóżdżającą komedię. Martwi mnie jednak ten "rozpaczliwy poziom humoru", o którym piszesz. Mam dużą słabość do Rogena (choć nie pochwalam wszystkich filmów z jego udziałem), więc mimo wszystko zaryzykuję... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja lubię czasem obejrzeć film w rodzaju "tak głupi że aż śmieszny" i np. filmy z Leslie Nielsenem czy choćby "Supersamiec", w którym Rogen zagrał policjanta, są według mnie niezłymi odmóżdżaczami. Po "Sąsiadach" oczekiwałem lepszej komedii, wiele recenzji, a także trailer, sugerowały, że może być fajna zabawa. Ale chyba aktorzy na planie bawili się lepiej niż widzowie przed ekranem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to właśnie ja umieściłem pochlebną recenzję, bawiłem się świetnie, i wciąż będę polecać :)

      Jeżeli chodzi o humor. Jeżeli tutaj był "rozpaczliwy poziom humoru", który dla mnie tylko w kilku procentach był niezjadliwy, to na którym biegunie postawić np. "Grown Ups 2". Ten ostatni oceniam jako tragiczny właśnie przez denne, głupie i niesmaczne dowcipy. W "Neighbors" wszystkie były potrzebne i na miejscu. Co najważniejsze były prawdopodobne. Mnie irytowało tutaj kilka rzeczy, jednak nie poziom żartów, na te byłem przygotowany. Np. sytuacja po imprezie i scena z przeoczoną godziną odciągnięcia mleka. Z jednej strony rozumiem doskonale zarzut tych co mówią : przegięcie, takie coś pokazać, niesmaczne. Ale .... to samo życie, jak najbardziej na miejscu, i mnie to co najmniej rozbawiło :). Dla mnie drażniące były sceny z poduszkami powietrznymi. Rose Byrne sprawdziła się doskonale (tak jak piszesz). Zajebiście wyszła jej scena/moment gdy spiknęła dwójkę na imprezie. Seth Rogen, on nic nie musi robić. Tylko odezwie się swoim gardłowym RRR i jestem kupiony (w sumie to zasługuje na etykietę pod recenzją :).

      Usuń
    2. Nie tylko Ty umieściłeś pochlebną recenzję. Film się ogólnie podoba ludziom, a na imdb ma dość wysoką ocenę 7,2. Kilka dni temu miał 7,5, więc stopniowo ocena idzie w dół ;)
      Sceny z Rose Byrne mi się podobały, w czym z pewnością większa jest zasługa aktorki niż scenariusza. Najbardziej debilne i niepotrzebne w moim odczuciu były scenki humorystyczne dotyczące bractwa (takie jak niezbyt zabawne przedstawienie historii bractwa albo robienie gipsowych odlewów penisa).
      Etykiety pod recenzją to są raczej po to, aby łatwiej trafić na inny film z danym aktorem. Natomiast na moim blogu nie ma innych filmów z Rogenem, więc wstawienie go do etykiet byłoby moim zdaniem bez sensu. A jak się kliknie w etykietę "Rose Byrne" to pojawi się aż 11 tekstów ;)

      Usuń