Pages

Sin City: Damulka warta grzechu

Sin City: A Dame to Kill For (2014 / 102 minuty)
reżyseria: Robert Rodriguez, Frank Miller
scenariusz: Frank Miller na podst. własnej powieści graficznej

Robert Rodriguez już nieraz udowadniał, że odgrzewany kotlet przeważnie smakuje gorzej od oryginału. Zarówno Desperado 2 (2003) jak i Maczeta zabija (2013) to przeciętniaki, które bez żalu można było w całości wyrzucić do kosza zamiast prezentować widowni. I dlatego obawy odnośnie sequela Sin City były uzasadnione. Na szczęście jednak film nie jest taki zły jak sugerują niektóre recenzje. Wciąż widać tu pomysłowość twórców, ich biegłość w korzystaniu z nowoczesnej technologii i kreowaniu ponurej rzeczywistości. Wciąż daje się we znaki kunszt operatorów oraz specjalistów od scenografii, kostiumów i efektów specjalnych. Godny podziwu jest także zapał aktorów, ich doskonałe wyczucie konwencji i odgrywanie ról w sposób zniekształcony, daleki od wiarygodności psychologicznej.

Podobnie jak poprzednik film składa się z trzech segmentów, które są częścią mrocznej opowieści o mężczyznach twardych jak skała, zabójczych i pięknych kobietach oraz beznadziejnie ponurym mieście, gdzie bezprawie i wszelkie nadużycia są na porządku dziennym (i nocnym). Najważniejszą historią w tym zestawie jest opowieść o złej kobiecie imieniem Ava (tak jak Ava Gardner, femme fatale w Zabójcach Roberta Siodmaka). Świadomie uwodzi mężczyzn dla własnych korzyści - jak modliszka jest gatunkiem rzadkim i drapieżnym, potrafi ugryźć tak by zabolało najmocniej. Wbrew tytułowi nie warta jest grzechu - jest fałszywą i podłą damulką, do cna przeżartą nieprawością, immoralizmem i megalomanią. Niezależnie od tego, czy pojawia się w szykownej błękitnej sukni czy w negliżu wzbudza pożądanie. Trzeba być osobą pozbawioną wrażliwości by się nią nie zachwycić.

Drugi ważny wątek filmu pokazuje losy młodego hazardzisty Johnny'ego, który ma szczęście i pecha jednocześnie. Jak to możliwe? Otóż ogrywa w pokera nieuczciwego senatora Roarka, człowieka pełnego bezwzględności i agresji. W efekcie kończy z raną postrzałową i połamanymi palcami. Ale to tylko pozorny koniec, bo spotkanie z tym niebezpiecznym politykiem jeszcze raz się odbędzie. Zarozumiały szuler nie może okazać słabości i uciec z miasta - pragnie zemsty, więc wróci do pechowego kasyna. O zemście marzy również seksowna tancerka Nancy. W pierwszej części była jedną z nielicznych niewinnych istot w Sin City, ale w sequelu jej charakter uległ przemianie. Tacy ludzie jak skorumpowany senator Roark sprawili, że stała się dziewczyną niestabilną emocjonalnie, grzesznicą ogarniętą żądzą odwetu, wlewającą w siebie litry alkoholu.

Z tych historyjek wyłaniają się podstawowe grzechy czarno-białego miasta i jego mieszkańców: agresja, hazard, snobizm, wyrachowanie, wichrzycielstwo, wyuzdanie... Nancy Callahan, tancerka egzotyczna z klubu Kadie's Bar, tak mówi o Basin City: To zgniłe miasto, zepsuje każdego. Robert Rodriguez znakomicie tę zgniliznę pokazał, każda scena jest skadrowana zgodnie ze szczegółowym storyboardem. Ustawienia kamery, kolorystyka, stroje i rekwizyty zostały dopasowane w taki sposób, by charakteryzowały poszczególnych bohaterów. Postacie są zróżnicowane, każdy jest w różnym stopniu zły. Najgroźniejszym zakapiorem nie jest gangster czy psychopata, ale senator - człowiek, który posiada immunitet, jest nietykalny nawet jak popełni przestępstwo. Szeroko rozumiane prawo stoi po stronie takich ludzi. To oni rządzą miastem i lepiej z nimi nie zadzierać. Aby ich unieszkodliwić należy stanąć poza prawem, toteż samemu trzeba stać się przestępcą.

W obsadzie jest kilka zmian w stosunku do pierwowzoru. Michael Clarke Duncan zmarł w 2012 roku i do roli Manute szukano następcy - czarnego aktora o podobnej posturze (1,94 m). Wybrano Dennisa Haysberta, który ma dokładnie tyle samo centymetrów wzrostu co poprzednik, a oprócz tego jest dobrym aktorem o mocnej, wyrazistej barwie głosu. Kolejna zmiana dotyczy postaci Dwighta McCarthy'ego - Josh Brolin zastąpił Clive'a Owena, co okazało się niezbyt trafną decyzją, to najsłabsze ogniwo w obsadzie aktorskiej. Za to bardzo udany występ zaliczyła słodka koreańska piękność Jamie Chung w roli Miho - powinna dostać oddzielny film, tzw. spin off. W pierwowzorze w tę postać wcieliła się Japonka Devon Aoki, ale to jej następczyni błyszczy jaśniej, olśniewając urokiem, lodowatym spojrzeniem i zabójczą witalnością.

Efektownie przerysowane role w sequelu zagrali Joseph Gordon-Levitt i Eva Green. Doskonale wpasowali się w nastrój filmu, odgrywając role instynktownie i półserio. Mickey Rourke po wybitnej kreacji w Zapaśniku (2008) raczej już niczym nie zaskoczy. Darren Aronofsky wyciągnął z niego wszystko co tylko się dało. Za to Rodriguez wyciągnął dużo z Jessiki Alby. Podobała mi się jej mimika - Alba niemalże bez słów pokazała emocje jakie maltretują jej bohaterkę, psują jej charakter, niszczą to co najlepsze. Jeśli mowa o aktorach to należy wspomnieć o Powersie Boothe, doświadczonym wykonawcy specjalizującym się w rolach czarnych charakterów. W Sin City 2 znalazł się on w swoim żywiole i po raz kolejny przekonująco odegrał degenerata, który nie umie przegrywać, lubi za to sprawiać ludziom ból i obserwować ich udrękę.

Damulka warta grzechu nie dorównuje poprzedniej, zrealizowanej 9 lat temu, ekranizacji komiksu Franka Millera, ale jest to pozycja warta 20 złotych za bilet do kina. Od czasu premiery pierwszej części (czyli od 2005 roku) nie powstawały filmy w podobnej estetyce, więc pod względem wizualnym nadal jest to kino oryginalne. Fabuła nie jest zbyt nowatorska, bo znowu mamy motywy zemsty, zachwiania porządku i podwójnej moralności. Znowu wpadamy w bagno, z którego wyjdziemy zdemoralizowani i brudni, nieufni wobec innych ludzi, pesymistycznie patrzący na rzeczywistość. Chłodna kalkulacja jaka rządzi mentalnością ludzką powoduje, że świat widziany jest w szarych kolorach, nie nastawiających zbyt optymistycznie. Za pomocą nieszablonowej strony wizualnej udało się doskonale przedstawić ten bolesny fatalizm. Powstało dość specyficzne kino rozrywkowe łączące neo-noir z brutalnym komiksem.

15 komentarzy:

  1. " Podobała mi się jej mimika" Ahh. To teraz mimiką się nazywa ? ^^ :)

    Mi się podobali wszyscy zaangażowani tu aktorzy. Zwycięzcą jednak jest Levitt. Gra tutaj tak wściekle że w sumie to jest tak jak napisałeś "daleki od wiarygodności psychologicznej." On jest obłąkany. I tu nie chodzi o jakąś tam zemstę na ojcu, tylko o to żeby go pogrzebać, ośmieszyć i wrócić nawet z tymi połamanymi grabami. Żeby znowu wygrać z nim w karty. Bo przecież całe życie był hazardzistą i całe życie przez niego cierpiał. Jednak w tej zemście, do końca liczy na to że ojciec spojrzy na niego inaczej niż na wroga. Zajebisty występ.

    No i nie karciłbym tak Brolina. Dobrze wyglądał i miał kilka fajnych scen (jak akcja z Liottą).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimika to mimika, nie wiem co Ci się skojarzyło ;)
      Levitt został tu świetnie obsadzony i zaliczył kapitalny występ. Coraz bardziej zaczynam lubić tego aktora.

      Usuń
    2. Obadaj ,, 500 Days of Summer'' . Gdyby wszystkie komedie romantyczne tak wyglądały, to by nie było tak żle na świecie, jak jest.

      Usuń
    3. Widziałem ten film, Levitt faktycznie był w nim świetny, sam film też super jak na komedię romantyczną.
      Gdyby wszystkie kom-romy tak wyglądały to "500 Days" nie byłby tak dobry, bo niczym by się nie wyróżniał :D

      Usuń
    4. Cóż, poświecenie jednostki dla ogółu. Wtedy pewnie ponad połowa audytorium rom-comów by się wykruszyła i przestała to oglądać ... i trzeba by było dla nich jakieś nowe gówno wymyślić.

      Usuń
  2. "Od czasu premiery pierwszej części (czyli od 2005 roku) nie powstawały filmy w podobnej estetyce, więc pod względem wizualnym nadal jest to kino oryginalne."

    Ha ha ha, bardzo śmieszne :) Nie powstało, poza obiema częściami 300, Watchmenami, Sucker Punch, The Spirit, Planet Terror, takim jednym niskobudżetowym gniotem co się zowie Bitch Slap i pewnie paroma innymi, które pominąłem... Może jeszcze Man of Steel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były jednak filmy w innej estetyce. Drugiego "Sin City" już nie było, poza drugim "Sin City" rzecz jasna ;)

      Usuń
    2. Ale pod względem wizualnym to prawie to samo - taki typ green screenu i aktorów. Nie powiedziałbym też, żeby np. The Spirit (i może parę innych) aż tak bardzo różnił się estetyką.

      Usuń
    3. Może i tak. Ja "The Spirit" (ani "Sucker Punch") nie widziałem, ale pozostałe wymienione (w szczególności "300" i "Planet Terror") moim zdaniem różnią się wizualnie. Może zastosowano w nich podobną technikę, ale efekt na ekranie jest inny.

      Usuń
    4. "pozostałe wymienione (w szczególności "300" i "Planet Terror") moim zdaniem różnią się wizualnie"

      Tak, nie są czarno-białe i to tyle, jeśli chodzi o różnice.

      Ostatnio oglądałem Once Upon a Time in Shanghai (najnowszy rimejk The Boxer From Shantung) i tam też jest wykorzystywana podobna technika.

      https://www.youtube.com/watch?v=6mctp5g_-_I

      https://www.youtube.com/watch?v=6iFdPcx0W2w

      Usuń
    5. Zgadzam się z Mariuszem. W "Sin City" każdy kadr można zatrzymać, nałożyć dymek z tekstem, wydrukować i wkleić jako kolejna kartę komiksu. Zapewne o to chodzi Mariuszowi. Tu nie chodzi tylko o czarno biały obraz. Najbliższy jest "300", Tam też paleta kolorów była mocno przekontrastowana. Niektóre ujęcia jakby żywcem pociągnięte hdr'em. Niebo wyglądało jakby zbliżała się burza tysiąclecia, a pola mogły zaraz oddać najlepszy w swojej historii plon :)


      @Daniel eee ten Shanghai fajnie wygląda.

      Usuń
    6. "W "Sin City" każdy kadr można zatrzymać, nałożyć dymek z tekstem, wydrukować i wkleić jako kolejna kartę komiksu."

      W 300, Watchmenach i The Spirit jest tak samo. 300, Watchmeni też żywcem zrzynają kadry z komiksów, które adaptują. Sucker Punch wygląda tak samo jak 300 tylko w bardziej trójwymiarowy sposób wykorzystuję przestrzeń. Nie widziałem Scotta Pilgrima (film Edgara Wrighta z 2010), ale wydaje mi się, że ten film też robi wizualnie coś podobnego.

      Shanghai jest git, ale wizualnie kojarzył mi się z Sin City i jego pokłosiem.

      Usuń
  3. ,,300 '' -zgoda, ale ,, Planet Terror'' to zupełnie inna brocha.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z początku może i tak, ale później, kiedy robi się więcej akcji i wybuchów to też robią ten greenscreen + rekwizyty + aktorzy, tylko nakładają na to wszystko inny filtr (nie taki z mocno kontrastująca czernią i bielą). Przynajmniej ja tak to pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  5. To tylko środki prowadzące do różnych celów.

    OdpowiedzUsuń