Pages

Kryptonim Cicero

5 Fingers (1952 / 108 minut)
reżyseria: Joseph L. Mankiewicz
scenariusz: Michael Wilson na podst. książki L.C. Moyzischa pt. Operation Cicero

Wśród hollywoodzkich reżyserów niewielu było takich intelektualistów jak Joseph L. Mankiewicz. Był on przede wszystkim pisarzem, dlatego przywiązywał dużą wagę do scenariusza, a postaci charakteryzował głównie poprzez błyskotliwe dialogi. Na przełomie lat 40. i 50. jego praca została doceniona - za dwa filmy (List do trzech żon i Wszystko o Ewie) otrzymał podwójne Oscary (za reżyserię i scenariusz). Zajmował się również produkcją i miał całkowitą dowolność tematów (zrealizował m.in. jeden z pierwszych ambitnych dramatów o dyskryminacji rasowej - No Way Out z 1950). Przedmiotem niniejszej recenzji jest oparty na faktach film szpiegowski, który Mankiewicz nakręcił wyjątkowo według cudzego scenariusza. Autorem skryptu był Michael Wilson, a podstawą tekstu - literatura faktu dotycząca tzw. Operacji Cyceron.

II wojna światowa. Ulysses Diello pracuje w brytyjskiej ambasadzie w Ankarze. Jest zwykłym lokajem - człowiekiem, na którego ludzie z tzw. wyższych sfer w ogóle nie zwracają uwagi. Postanawia to wykorzystać i przy okazji wzbogacić się - zostaje więc szpiegiem. Jego agenturalna działalność polega na tym, że fotografuje tajne dokumenty jakie trafiają do ambasady i przekazuje je Niemcom, oczywiście za odpowiednią opłatą. Dzięki niemu Niemcy mają szansę wygrać wojnę. Jeśli więc film oparty jest na faktach to dlaczego alianci wygrali, mimo iż mieli w szeregach tak perfidnego szpicla? Diello na pozór nie był człowiekiem niebezpiecznym, nie posługiwał się bronią palną, nie dokonywał spektakularnych akcji, nikogo nie zabił, ale jego sabotażowa aktywność mogła mieć katastrofalne skutki.

W tej grze, w której karty rozdawał Diello (Albańczyk z pochodzenia) brał też udział Ludwig Carl Moyzisch, attaché z niemieckiej ambasady i autor książki będącej podstawą scenariusza. To on właśnie był pośrednikiem - odbierał informacje od agenta i przekazywał je wyższym urzędnikom. Wewnętrzne konflikty, jakie zapanowały w niemieckich szeregach spowodowały, że sprzedane informacje (nawet tak ważne, jak te dotyczące Operacji Overlord) okazały się bezużyteczne. Niemcy nie potrafili ich wykorzystać, cały czas podejrzewając tajemniczego informatora o szpiegostwo na rzecz aliantów. Obawiano się, że Cicero (tak jak jego rzymski odpowiednik, polityk Cyceron) jest zbyt inteligentny i przenikliwy, aby zostać spiskowcem i zdrajcą.

James Mason zagrał tu jedną z najlepszych ról w karierze. Nie był on aktorem wybitnym, bo nawet gdy grał nazistów to wyczuwało się u niego angielską wytworność i maniery dżentelmena. Ale rola agenta o kryptonimie Cicero została idealnie pod niego dopasowana, przez co nie wyczuwa się w tej roli pozerstwa. Tym bardziej, że podstawowym motywem działania bohatera są pieniądze, a to zawsze i wszędzie był przekonujący powód, by dokonywać niegodziwości i decydować się na kolaborację z wrogiem. Mason dzięki dobrze napisanej roli wykreował postać niepokojącą, dwuznaczną, trudną do sklasyfikowania.

Mankiewicz znany był z tego, że wprowadzał do swoich filmów postacie kobiece, które nie były tylko biernymi obserwatorkami, ale brały czynny udział w wydarzeniach. Nie inaczej jest także tutaj, gdzie Danielle Darrieux zagrała polską hrabinę Annę Stawińską. Ona też potrzebuje pieniędzy, gdyż cały jej majątek został skonfiskowany, szuka więc dobroczyńcy, który dałby jej to czego pragnie. I wtedy pojawia się jej dawny służący, który wzbogacił się na donosicielstwie. Czy hrabiowska duma pozwoli arystokratce przyjąć pomoc od służącego? Czy zaakceptuje sponsoring od człowieka, który współpracuje ze znienawidzonym przez nią narodem?

Zasadniczym atutem obrazu są autentyczne miejscówki, w jakich rozegrały się prezentowane tu wydarzenia. Nie szukano lokacji zastępczych, tylko zrealizowano zdjęcia w Ankarze i Stambule. Ten wyróżnik dodaje filmowi autentyzmu, odbiera teatralność, która mogła się wytworzyć poprzez dominację dialogu i scen gabinetowo - salonowych. Spektakularne atrakcje, jakie znamy z licznych filmów szpiegowskich, tutaj nie występują, a jednak film trzyma w napięciu do ostatniej minuty. Myślę, że nawet osoby, które dobrze znają historię brytyjskiego Cycerona będą zaskoczone wymyślonym przez filmowców ironicznym finałem (oczywiście pod warunkiem, że nie przeczytają streszczenia na filmwebie, które zdradza zakończenie).

Niebagatelny udział w budowaniu atmosfery i suspensu miał Bernard Herrmann, który dopiero później dołączył do ekipy Alfreda Hitchcocka. Wcześniej napisał m.in. żałobno-liryczny soundtrack do innego filmu Mankiewicza - Duch i pani Muir (1947). Ale tylko nieliczni zwracają uwagę na muzykę w starych filmach, bo dziś tego typu brzmienia uważane są za prymitywne, monotonne i manieryczne. Kompozycje Herrmanna nie katują jednak uszu i dobrze służą opowieści, więc krytyka byłaby tu nie na miejscu. Kryptonim Cicero to agenturalny dramat z wyższej półki i trudno nie kryć zdziwienia, że w roku 1953 Oscarem wyróżniono szmirowate lecz efektowne filmidło Cecila DeMille'a (Największe widowisko świata). Przecież powstały wtedy takie wybitne dzieła jak: Deszczowa piosenka, Viva Zapata!, W samo południe oraz szpiegowski utwór Mankiewicza.

2 komentarze:

  1. Ty opisujesz czasem filmy, których nie polecasz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem się zdarza, ale bardzo rzadko. Pisałem np. w krytycznych słowach o "Niezniszczalnych 3", o "Benjaminie Buttonie", "Hugo i jego wynalazku", komedii "Sąsiedzi", czyli w większości o filmach nowych. Natomiast kiedy piszę o starym filmie to zwykle w samych superlatywach ;)

      Usuń