(2017 / 94 minuty)
reżyseria: Julius Ramsay
scenariusz: Alston Ramsay
Film obejrzany podczas trzeciej edycji festiwalu horroru Splat! FilmFest w Lublinie.
„Krew ma słodki smak” –
mówi jeden z bohaterów siedząc przywiązany do krzesła. Jest
jeszcze rozluźniony, jest przekonany bowiem że ma asa w rękawie,
który pozwoli mu się wyzwolić z więzów. Nie wie, że czeka go
jeszcze wbijanie gwoździ w paznokcie, co osłabi jego pewność
siebie. Jest to fragment filmu Midnighters, zrealizowanego
przez braci Juliusa Ramsaya i Alstona Ramsaya. Obaj zajmowali się
produkcją filmu, jeden napisał scenariusz, drugi reżyserował.
Obaj przyjechali także do Lublina na Splat! FilmFest, gdzie film miał
swoją polską premierę (światowa odbyła się w czerwcu na festiwalu w Los Angeles). Wspomniana scena sprawiała dużo
frajdy zarówno reżyserowi jak i aktorom. Na szczęście tego na ekranie nie
widać, udało się ją nakręcić w taki sposób, by widać było ból i cierpienie postaci. Midnighters nie jest
rasowym horrorem, można w nim znaleźć elementy sensacyjnego
thrillera, ale wykreowany klimat jest bardzo bliski filmom grozy.
Akcja rozgrywa się w
nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Lindsey wraz z mężem Jeffem
wracają z imprezy sylwestrowej. Moment nieuwagi sprawia, że
siedzący za kierownicą Jeff powoduje wypadek. Potrąca człowieka
mocno go raniąc, ale zamiast do szpitala małżonkowie zabierają go
do własnego domu, gdzie mieszka również siostra Lindsey, Hannah.
Gdy okazuje się, że facet zmierzał akurat prosto pod ich adres,
sytuacja staje się bardziej skomplikowana. Pojawiają się gliniarze
oraz tajemniczy detektyw Smith. Szybko okazuje się, że stawką w
tej grze jest 50 tysięcy dolarów.
Gdy w grę wchodzą
pieniądze ludzie w mroku nocy ujawniają swoje mroczne oblicze.
Okazuje się, że jest coś cenniejszego niż góra pieniędzy.
Chodzi o uczciwość i szczerość, bo są to klejnoty rzadko
spotykane. Lindsey, czyli osoba z którą od początku sympatyzujemy,
zostaje postawiona w takiej sytuacji, że traci zaufanie do męża i
siostry. I w pewnym momencie także ona wykazuje skłonności do
przemocy, co z kolei stawia widza przed podobnym dylematem, co bohaterów. Komu
można w pełni zaufać? Czy każdy do reszty zwariował? Nie można
ufać nawet sobie, gdyż nie wiadomo do czego nas zmuszą okoliczności. Wszyscy są hipokrytami – krytykują innych, nie
podejrzewając, że sami są zdolni do potworności. Wystarczy
impuls, malutka iskierka, by odrzucić na bok wszelkie opory,
posmakować krwi, strachu, mocnych wrażeń, życia na krawędzi.
Jeden trup, wąskie grono
żywych bohaterów i saszetka wypełniona pieniędzmi – z pewnością
było wiele dobrych filmów złożonych z takich elementów fabuły.
Czy Midnighters ma w sobie coś oryginalnego? Trudno
powiedzieć, być może kolejny seans odkryje coś nowego, ale póki
co ten film wygląda na prostą, lecz bardzo zwartą i konkretną
historię, która wciąga i dostarcza niemałej dawki emocji. Autorzy
nie stosują tanich chwytów. Mimo iż dominuje ciemność to nie
wyłaniają się z niej potwory. Nastrój jest klaustrofobiczny i
ponury. Napięcie budowane jest sprawnie już w pierwszych scenach i
przez 90 minut utrzymuje się na wysokim poziomie. Nie jest łatwo
przewidzieć zakończenie. Pierwotnie miało być inne, co autorzy przyznali podczas rozmowy po seansie.
Najciekawsze są relacje
pomiędzy Lindsey i Jeffem. Ich małżeństwo przeżywa kryzys, a
wydarzenia, które im się przytrafiają nie łączą ich w jeden
zwarty organizm. Bo małżeństwo – wbrew temu, co mówią inni –
to nie dwie połówki jednej całości, ale dwa zupełnie odrębne
byty, tak mocno różniące się od siebie, że nie potrafiące żyć
w zgodzie przez cały czas. Wystarczy mały płomień, by spalić tę
więź, pogrzebać ją w płytkim grobie (to tak nawiązując do
filmu Danny'ego Boyle'a, którego bracia Ramsay podali jako główne
źródło inspiracji). Nie tylko jednak małżeństwo jest tu na
celowniku, ale również – mówiąc ogólnie – rodzina. Relacja
między Lindsey i jej siostrą Hannah też wisi na włosku i nic nie
wskazuje na to, by coś mogło ją uratować. Atmosfera jest po
prostu taka, że nie widać nadziei, można tylko obserwować
nakręcającą się powoli spiralę przemocy, wobec której człowiek
jest bezsilny. Mimo iż ta przemoc wychodzi prosto od człowieka,
nie jest on winny, gdyż te skłonności tkwią w jego naturze. Istota ludzka nie ma na to wpływu i ostatecznie przegrywa, bo natura obraca się przeciwko niej.
Film doskonale się udał dzięki ryzykownemu zabiegowi jakim jest powierzenie ważnych ról niedoświadczonym, ale zdolnym aktorom. Pochodząca z Arabii Saudyjskiej Alex Essoe okazała się aktorką charyzmatyczną, ale i doskonale wpasowała się w sytuację. Sytuacja jest taka, że trudno przewidzieć, kto będzie ofiarą, a kto katem. Główna bohaterka ma więc cechy zarówno kobiety słabej w starciu z mężczyzną, naiwnej i strachliwej, jak i też postaci niezwykle silnej, potrafiącej sobie radzić w kryzysowych sytuacjach. Niedoświadczona Alex Essoe całkiem nieźle nakreśliła dwuznaczność charakteru swojej postaci, a oprócz tego sprawiała wrażenie osoby sympatycznej, co jest wyznacznikiem typowym dla pierwszoplanowych gwiazd kina. Reszta obsady już tak dobrze się nie prezentuje, ale Perla Haney-Jardine (debiut w Kill Bill) i Dylan McTee mają swoje udane chwile, natomiast Ward Horton ciekawie wykreował postać lekko psychopatyczną, efektownie kontrastującą z wyglądem amanta z przyklejonym uśmiechem jak u Jokera.
Z pewnością
nieprzypadkowo bracia Ramsay podali Alfreda Hitchcocka jako jednego
ze swoich ulubionych reżyserów. Midnighters
to bardzo hitchcockowski
thriller. Strach nie jest generowany przez fantastyczne stwory, lecz
istoty ludzkie, a więc te, wśród których każdy z nas żyje.
Suspens powstaje natomiast w wyniku narastających trudności –
jedno morderstwo pociąga za sobą kolejne, jeden problem eskaluje w
taki sposób, że powstaje trudna do powstrzymania lawina. Jak w
„efekcie kuli śniegowej”. Jednak w końcu nawet olbrzymia lawina
musi się zatrzymać. Ktoś przetrwa, ale wiele osób nie
będzie miało szczęścia. Winą nie jest człowiek, ale jego psychika –
nie można się przed nią obronić, ona działa znienacka i bardzo
brutalnie. Film Juliusa Ramsaya jest
naprawdę bardzo solidnym, inteligentnym i trzymającym w napięciu thrillerem psychologicznym. To zaskakująco udany debiut pełnometrażowy reżysera znanego z seriali. Może
nie zostanie tak długo w pamięci jak filmy Hitchcocka, ale z
pewnością warto do niego wrócić, bo mimo mrocznej aury i
okrutnych scen przemocy ten film przynosi satysfakcję i daje dużo
przyjemności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz