Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl
Filmy szpiegowskie, podobnie jak wojenne, służą często jako narzędzie propagandy w wojnie światopoglądowej. Sporo więc obrazów tego gatunku powstało w trakcie II wojny światowej, a potem w okresie tzw. zimnej wojny. W należącej do bloku wschodniego Polsce wiele zachodnich filmów szpiegowskich nie zostało dopuszczonych na ekrany kin. Wśród nich była seria o Bondzie – polscy widzowie dopiero w 1988 mogli zobaczyć Bonda na dużym ekranie, w filmie Żyj i pozwól umrzeć (1973). Jednak w wolnej Polsce te braki w repertuarze zostały nadrobione i dziś jest to seria popularna także w naszym kraju. Wiele innych nie miało tego szczęścia, co można tłumaczyć tym, że takie filmy się dezaktualizują – dobrze spełniają swoją rolę w czasach powstania, ale współcześnie nie mają już tej siły, tym bardziej jeśli pozbawione są dynamicznej akcji.
W związku z powyższym wybrałem 10 pozycji gatunku z różnych okresów w historii kina, począwszy od lat 40. aż do niedawno minionej dekady. Pominąłem żelazny kanon reprezentowany przez Alfreda Hitchcocka i agenta 007, skupiając się na niepopularnych w naszym kraju filmach, rzadko komentowanych i ocenianych. Kolejność chronologiczna.
Akcja na Północy (Northern Pursuit, 1943), reż. Raoul Walsh
Errol Flynn ze względu na problemy zdrowotne był kilkakrotnie odrzucany, gdy próbował zaciągnąć się do służby wojskowej. Swój wkład w konflikt zbrojny mógł wnieść tylko jako aktor w filmach propagandowych. Najlepiej ocenianym jest Operacja Birma (1945) Raoula Walsha. Najbliżej gatunku kina szpiegowskiego jest wcześniejszy film Walsha z Flynnem, Akcja na Północy (1943). To historia Steve’a Wagnera, kanadyjskiego policjanta niemieckiego pochodzenia, który, patrolując zasypane śniegiem terytoria Kanady, znajduje wycieńczonego eskapadą niemieckiego lotnika podejrzewanego o szpiegostwo. Intruz stracił towarzyszy przez lawinę i będzie potrzebował przewodnika, by znaleźć właściwy szlak. Trwa II wojna światowa – pojawienie się niemieckiego oficera na dalekiej północy budzi niepokój, należy szybko to wyjaśnić i ewentualnie zapobiec akcji zaplanowanej przez wroga. Steve Wagner musi działać na własną rękę, bo ze względu na niemieckie pochodzenie przełożeni nie mają do niego zaufania.
W złotych latach kina hollywoodzkiego Raoul Walsh był prawdopodobnie najlepszym reżyserem filmów akcji. Nawet takim „małym obrazom” realizowanym między większymi projektami potrafił nadać dynamiczną, ekscytującą formę. Pełna napięcia jest już sytuacja wyjściowa – człowiek dwóch narodowości zostaje podwójnym agentem – a do tego dochodzą jeszcze zdradzieckie obszary Jukonu wspierane przez uciążliwe warunki klimatyczne. Bohaterowie podróżują w kierunku północ–północny zachód, na białym szlaku toczy się gra nerwów i nie brakuje ofiar wśród pozytywnych bohaterów. Akcja jest tak poprowadzona, że tylko grany przez Flynna bohater wydaje się tym, który może przetrwać do końca. Takie punkty zwrotne jak lawina, pościg na nartach czy strzelanina wewnątrz bombowca to są sceny, które dają pewne wyobrażenie, jak wyglądałyby filmy o Jamesie Bondzie, gdyby realizowano je w latach 40.
Przygody Tartu (The Adventures of Tartu, 1943), reż. Harold S. Bucquet
„O szpiegostwie wiem tyle, co przeczytałem w tanich powieściach” – mówi główny bohater filmu. A jednak to on zostaje wyznaczony do wykonania niebezpiecznej misji. Posiada niezbędne do tego umiejętności, jest z wykształcenia chemikiem, biegle mówi po niemiecku i rumuńsku. Aby wygrać tę wojnę, nie wystarczy rzucić do akcji oddział doświadczonych żołnierzy, potrzebne są też umysły ścisłe. Intryga w filmie dotyczy produkowanego przez Niemców trującego gazu. Zakłady chemiczne usytuowane są w Czechosłowacji i zadaniem głównego bohatera, brytyjskiego sapera Terence’a Stevensona, jest sabotaż pod przykrywką. Wkracza do akcji, przyjmując tożsamość nieżyjącego inżyniera chemika Jana Tartu, rumuńskiego faszysty z Żelaznej Gwardii.
Chociaż scenariusz nie jest pozbawiony dziur logicznych, intryga jest pomysłowo skonstruowana. Nie przebiega prosto jak po sznurku. Bohater nie dostaje od razu przydziału do fabryki, która jest celem jego misji. Aby dostać pracę w tych tajnych zakładach, musi czymś się zasłużyć u Niemców, a więc musi zrobić coś na szkodę czeskich sojuszników. To z kolei sprawia, że zostaje znacznie utrudnione jego dojście do czeskiego ruchu oporu, tym bardziej że giną dwie pozytywne postacie, które mogą go skontaktować z podziemiem. Komplikuje się także jego relacja z czeską dziewczyną Maruschuką (Valerie Hobson), która działa na dwa fronty. Krótko mówiąc – dzieje się dużo, akcja toczy się wartko i o wiele więcej tu humoru i napięcia niż patosu, co odróżnia tę produkcję od typowych dzieł propagandowych z tamtego okresu. Ponadto bardzo dobra rola Brytyjczyka Roberta Donata (39 kroków, 1935), który z postaci Tartu wydobył sporo komizmu.
Kryptonim Cicero (5 Fingers, 1952), reż. Joseph L. Mankiewicz
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji Amerykańskiej Akademii Filmowej jest przyznanie Oscara za najlepszy film Cecilowi DeMille’owi za Największe widowisko świata (1952). Był to najpopularniejszy film roku, i to nie tylko w Stanach, ale decyzja o nagrodzeniu go w najważniejszej kategorii była prawdopodobnie umotywowana względami politycznymi. DeMille popierał Josepha McCarthy’ego i Partię Republikańską, a np. nominowany kontrkandydat, western W samo południe, był w dużej mierze dziełem byłego komunisty, Carla Foremana, który potem trafił na czarną listę za odmowę denuncjacji kolegów. Współcześnie widać bardzo wyraźnie, że rok 1952 obfitował w dzieła, które lepiej wytrzymały upływ czasu – już w latach 70. Największe widowisko świata, gdy było emitowane w telewizji, nie było zbyt chętnie oglądane, sprawiało wrażenie rozwleczonego i banalnego. W 1952 miały premierę takie znakomite filmy jak: W samo południe, Piękny i zły, Siostra Carrie, Deszczowa piosenka i właśnie Kryptonim Cicero.
Kryptonim Cicero został wyreżyserowany przez Josepha L. Mankiewicza, mistrza kina opartego na dialogu, często pracującego według własnych scenariuszy. Tym razem jednak wziął na warsztat cudzy tekst – scenariusz Michaela Wilsona (kolejnego, po wspomnianym Foremanie, pisarza z czarnej listy). Starając się uniknąć teatralności, Mankiewicz wraz z producentem Otto Langiem (twórcą cenionych filmów dokumentalnych) zadbali o autentyzm scenerii, realizując zdjęcia w Ankarze i Stambule. Materiałów do scenariusza dostarczyła im literatura faktu – Operacja Cyceron (1950) autorstwa Ludwiga Carla Moyzischa, attaché niemieckiej ambasady. W schyłkowym okresie II wojny światowej, ale jeszcze przed operacją „Overlord” pracownik brytyjskiej ambasady w Ankarze, Ulysses Diello (Albańczyk z pochodzenia), fotografuje ściśle tajne dokumenty dotyczące alianckich operacji i przekazuje je Niemcom, otrzymując sowite wynagrodzenie. Jego niemieckim pośrednikiem był właśnie Moyzisch, który spisał te wydarzenia w książce.
Główny bohater filmu Mankiewicza jest postacią sprytną, lecz antybohaterską i stanowi niezwykły kontrast dla Hitchcockowskiego everymana. Też jest zwyczajnym, przeciętnym obywatelem, ale w przeciwieństwie do niesłusznie oskarżonych bohaterów dzieł w stylu Północ, północny zachód (1959) jest postacią negatywną, stanowiącą wielkie zagrożenie dla bezpieczeństwa swojej ojczyzny. Szpieguje nie dla idei, lecz dla pieniędzy, a po wzbogaceniu się zamierza uciec do Rio de Janeiro, tak jak wielu zbrodniarzy wojennych. Jest niebezpieczny, bo daje Niemcom narzędzia do wygrania wojny. Ale jest w tym pewien paradoks – problem wykorzystania tych narzędzi. Mając pod nosem tajne plany aliantów, Niemcy i tak nie byli w stanie wygrać wojny. Film Mankiewicza zdobył dwie nominacje do Oscara – za reżyserię i scenariusz. To świetny dramat agenturalny z jedną z najlepszych ról Jamesa Masona. Ciekawą funkcję w tej historii pełni polska hrabina Anna Stawińska, w którą wcieliła się Danielle Darrieux.
Carve Her Name with Pride (1958), reż. Lewis Gilbert
Violette Szabo (1921–1945) była córką Brytyjczyka i Francuzki. Ta dwujęzyczność sprawiła, że zainteresowała się nią agencja rządowa SOE (Special Operations Executive). Mąż, oficer Legii Cudzoziemskiej, poległ w akcji i kobieta została z kilkuletnią córką. Decyzja o wstąpieniu do agencji musiała być dla niej trudna, wiedziała, że schwytanych szpiegów karze się śmiercią. Jednak służba dla kraju w tak trudnym okresie to patriotyczny obowiązek i Madame Szabo go spełniła. Jej losy opowiedział Rubeigh James Minney w książce Carve Her Name with Pride i to na jej podstawie Lewis Gilbert (późniejszy reżyser trzech filmów o Bondzie) nakręcił tę wojenną biografię. W główną rolę wcieliła się angielska aktorka Virginia McKenna i została wyróżniona nominacją do BAFT-y (już wcześniej zdobyła tę nagrodę – za występ w dramacie wojennym A Town Like Alice, 1956).
Jasnowłosa aktorka nie została nawet ucharakteryzowana, by przypominać prawdziwą Szabo. Tragizm sytuacji nie wynika z ukazanego okrucieństwa wojny i obozów koncentracyjnych, ale z prostego schematu polegającego na tym, by młodych ludzi dążących do założenia rodziny skonfrontować z wojenną rzeczywistością. Życie, które zgasło 5 lutego 1945 w obozie koncentracyjnym Ravensbrück, trwało zaledwie 23 lata. Znając tragiczny koniec, nie oczekuje się od filmu trzymającej w napięciu akcji, lecz wiarygodnego portretu głównej postaci. I dzięki świetnej kreacji Virginii McKenny, która ożywia bohaterkę z jej siłą i determinacją, ale i niepokojem, film jest w stanie nie tylko widza zainteresować, ale też poruszyć emocjonalnie. Wzruszająca jest także scena po egzekucji, kiedy to czteroletnia córka agentki otrzymuje z rąk króla pośmiertne odznaczenie dla matki, Krzyż Jerzego.
36 godzin (36 Hours, 1964), reż. George Seaton
Przykład filmu sensacyjnego bez krwi, trupów, strzelanin i pościgów, którego siłą jest misterna intryga. Twórcą jest George Seaton, laureat dwóch Oscarów za scenariusz, współcześnie najbardziej kojarzony z klasycznego dramatu katastroficznego Port lotniczy (1970). Akcja 36 godzin została osadzona pod koniec maja 1944 roku, na kilka dni przed inwazją w Normandii. Amerykański major Jefferson Pike przedostaje się do Lizbony, gdzie ma spotkać się z tajnym informatorem. Ale nawet w neutralnej Portugalii zostaje namierzony i wykołowany – na skutek narkotyku traci przytomność i trafia do Niemiec. Budzi się w „amerykańskim szpitalu” ze zdiagnozowaną amnezją. Wszyscy wokół mówią po angielsku, a w gazetach można przeczytać newsy datowane na maj 1950 roku. Wygląda na to, że Amerykanie wygrali wojnę sześć lat temu i są okupantami na terenie dawnej Rzeszy Niemieckiej. To jednak sprawnie przygotowana mistyfikacja, mająca na celu wykrycie planów aliantów dotyczących działań we Francji. Czy atak jest zaplanowany w Calais, Normandii czy innym miejscu? Odpowiedzialny za mistyfikację niemiecki lekarz, major Walter Gerber, ma 36 godzin, by poznać szczegóły alianckiej operacji. Po tym czasie amerykańskiego oficera czekają mniej subtelne próby wyciągania informacji.
Film Seatona powstał według opowiadania Carla K. Hittlemana i Luisa H. Vance’a, które z kolei zostało zainspirowane nowelą Roalda Dahla Beware of the Dog (1946). Historia jest nieprawdopodobna, ale trzyma w napięciu, bo zdecydowano się ją opowiedzieć w stylu realistycznym, bez rozbuchanych wizualnie scen. Intryga opiera się na relacjach między bohaterami, których bronią jest umysł. Dwaj oficerowie, major Jefferson Pike (James Garner) i major Walter Gerber (Rod Taylor), stoją po przeciwnych stronach, obaj są inteligentni i gdyby poznali się w innych okolicznościach, mogliby zostać przyjaciółmi. Wojna zmusza ich do niebezpiecznej gry, której stawką są losy świata. Trochę suspensu wprowadza postać nazistowskiego służbisty Otto Schacka (Werner Peters), który wierzy w skuteczność przemocy i preferuje drastyczne metody przesłuchiwania więźniów. W tę „zabawę” dla męskich graczy włącza się również pielęgniarka Anna Hedler (Eva Marie Saint), była więźniarka obozu koncentracyjnego.
Człowiek w Stambule (Estambul 65, 1965), reż. Antonio Isasi-Isasmendi
Ważny dla amerykańskiego rządu profesor zostaje przechwycony przez „swoich” agentów po zapłaceniu okupu. Przekazany zakładnik okazuje się jednak żywą bombą i samolot go transportujący wylatuje w powietrze. Oględziny szczątków samolotu przynoszą zaskakujące wnioski – na pokładzie nie było cennego profesora. Zdjęcia zrobione na miejscu wymiany przez jednego z wywiadowców ujawniają, że w sprawę zamieszany jest lichwiarz Tony Mecenas (Horst Buchholz). Śledztwo zostaje jednak oficjalnie wstrzymane przez rząd, ale na pewien trop wpada amerykańska agentka federalna (Sylva Koscina), która postanawia wyjechać do Stambułu wbrew woli przełożonych. Tony Mecenas jest tam właścicielem klubu nocnego. Nie jest typem człowieka, który działa zgodnie z przepisami prawa, ale zaryzykuje życie, by udowodnić, że podejrzenia wobec niego są niesłuszne.
Hiszpański reżyser Antonio Isasi-Isasmendi zrealizował film w Katalonii i Stambule. Przez prawie dwie godziny seansu udało mu się utrzymać zawrotne tempo, ani przez chwilę nie wzbudzając wątpliwości co do tego, jaki film chciał nakręcić. To miało być kino akcji z kaskaderskimi popisami, dynamicznym przeskakiwaniem z jednego miejsca w drugie, nieustanną walką o życie. Mimo klasycznej formuły rozrywkowej film nie zbliża się w żadnym momencie do parodii, co się nagminnie zdarzało w europejskich filmach lat 60. czerpiących z bondowskich klimatów. Nie brakuje pocztówkowych kadrów, ale mimo wszystko turecka sceneria została niebanalnie spożytkowana – wyróżnię chociażby scenę walki w minarecie. Pod względem inscenizacyjnym jest to zrobione solidnie i ogląda się bez znudzenia. Zainteresowanie utrzymuje też plejada charyzmatycznych europejskich aktorów, wśród nich Horst Buchholz, Sylva Koscina, Mario Adorf i Klaus Kinski.
Szpieg, który wyszedł z zimna (The Spy Who Came In from the Cold, 1965), reż. Martin Ritt
Film odniósł komercyjny i artystyczny sukces na Zachodzie i jest tam zaliczany do najwybitniejszych filmów szpiegowskich. Jednak dyskusje w polskim internecie zazwyczaj pomijają ten film. Warto więc skorzystać z okazji i go polecić. Jest to ekranizacja powieści Johna le Carrégo Ze śmiertelnego zimna (1963). Pisarz pracował w brytyjskich tajnych służbach, zarówno tych, które zajmowały się bezpieczeństwem wewnętrznym (MI5), jak i służbą zagraniczną (MI6). W swoich utworach czerpał więc z własnych doświadczeń. Co ciekawe, adaptacji książki dokonał Paul Dehn, który też dobrze poznał działania kontrwywiadu – podczas wojny był m.in. instruktorem w agencji Special Operations Executive, tej samej, która zwerbowała Violette Szabo. Chociaż Paul Dehn był też współautorem jednego z najlepszych „Bondów”, Goldfingera (1964), adaptując powieść le Carrégo musiał rzecz jasna przystosować się do innego stylu, innej narracji.
Bohaterem jest Alec Leamas (Richard Burton), były agent, który po nieudanej akcji traci dobrze płatną pracę, pogrąża się w alkoholizmie i popada w długi, ale dostaje skromną posadkę w małej bibliotece. Tak przynajmniej ma to wyglądać z zewnątrz, bo tak naprawdę jest to część intrygi szpiegowskiej. Alec Leamas wciąż pracuje dla brytyjskich tajnych służb, a jego zadaniem jest udawanie zdrajcy, który chce sprzedać wschodnioniemieckiemu wywiadowi tajne informacje.
Film jest celowo chłodny, szorstki i ponury. Nie ma na celu dostarczyć rozrywki, ale przemyśleń i pewnych wskazówek co do tego, jak działają tajne służby. Agenci są tutaj ludźmi z krwi i kości, a nie nadzwyczajnymi bohaterami mającymi dostęp do nowoczesnych gadżetów i szybkich samochodów. Nie wdają się także w romanse z każdą napotkaną dziewczyną. Relacja Leamasa z bibliotekarką i zarazem komunistką Nancy Perry jest wiarygodna, oparta na niedopowiedzeniach i przez to intrygująca. Richard Burton odgrywa swoją rolę nadzwyczaj sugestywnie, podkreślając głębię psychologiczną i wewnętrzny niepokój. Bardzo dobre są również występy na drugim planie (Claire Bloom, Oskar Werner, Cyril Cusack, Michael Hordern, Peter van Eyck i in.).
Scenariusz Paula Dehna i zmarłego jeszcze w trakcie pracy nad tekstem Guya Trospera znakomicie ukazuje świat szpiegostwa daleki od tanich powieści i filmów akcji. Tu nie ma ani dobrych, ani złych ludzi – są tylko twardo stąpający po ziemi zawodowcy i naiwni idealiści brutalnie konfrontowani z szarą rzeczywistością. Warto jeszcze wspomnieć, że tę klasykę brytyjskiego kina stworzył Amerykanin Martin Ritt, twórca nietypowych westernów z Paulem Newmanem (Hud, syn farmera, Prawda przeciw prawdzie, Hombre).
Remo: Nieuzbrojony i niebezpieczny (Remo Williams: The Adventure Begins, 1985), reż. Guy Hamilton
Guy Hamilton ma w swoim dorobku klasykę kina szpiegowskiego – zrealizował jeden film z serii Harry’ego Palmera (Pogrzeb w Berlinie, 1966) i aż cztery z cyklu przygód Jamesa Bonda. W cyklu 007 działał też (dwukrotnie) scenarzysta Christopher Wood. Połączenie sił Hamiltona i Wooda dało efekt w postaci filmu akcji Remo: Nieuzbrojony i niebezpieczny, który powstał w oparciu o serię powieści The Destroyer autorstwa Richarda Sapira i Warrena Murphy’ego. Bohater książkowego cyklu, Remo Williams, otrzymał twarz Freda Warda (Ucieczka z Alcatraz, 1979), a oryginalny podtytuł filmu, The Adventure Begins (Przygoda się zaczyna), miał jasno sugerować, że to początek długoletniej serii na wzór tej o Bondzie. Nieprzychylny odbiór krytyków i rozczarowujący wynik finansowy ostatecznie pogrzebały szanse na kontynuację. Nawet w telewizji pomysł nie wypalił i skończyło się na odcinku pilotowym – Remo Williams: The Prophecy (1988).
Podczas pełnienia służby nowojorski policjant zostaje zaatakowany przez zbirów i po uciążliwej walce zabity. Tak przynajmniej głosi oficjalny raport. W rzeczywistości policjant został zwerbowany przez nieformalną organizację, działającą na zlecenie amerykańskiego rządu. Jako Remo Williams przechodzi wyczerpujące szkolenie pod okiem koreańskiego mistrza sztuki walki zwanej Sinanju. Ta sztuka walki jest tak samo fikcyjna jak koreański mistrz, którego zagrał Amerykanin, laureat Oscara za Kabaret (1972), Joel Grey. Aktor jest tutaj trudny do rozpoznania dzięki znakomitej (nominowanej do Oscara) robocie makijażysty Carla Fullertona. Wracając do fabuły, celem rządowej organizacji, która zwerbowała twardego i nieprzekupnego gliniarza, jest walka z korupcją wśród wpływowych ludzi. Remo Williams ma żyć zgodnie z jedenastym przykazaniem: „Nie ujdzie ci to na sucho”.
Zaletą filmu Guya Hamiltona jest pójście w stronę niczym nieskrępowanej rozrywki – pełnej akcji, przemocy i humoru. Koordynator scen kaskaderskich Glenn Randall Jr. i jego ekipa przygotowali zapierające dech w piersiach sceny, z których największe wrażenie wywołują wyczyny na Statui Wolności i otaczających ją rusztowaniach. Reżyser wykorzystał fakt, że posąg był w trakcie renowacji z okazji zbliżającej się setnej rocznicy odsłonięcia pomnika (28 października 1886). Częściowo wykorzystano też replikę Statui zbudowaną w Meksyku. Nie ma dużego znaczenia, że ta scena jest bez sensu (bohatera próbują zabić… wynajęci robotnicy budowlani). Jest efektownie i to powinno wystarczyć. Fantastycznie wypadł też fragment, w którym Williams ucieka przed trzema wyszkolonymi psami potrafiącymi, podobnie jak on, pokonywać trudne przeszkody.
Misja specjalna (The Assignment, 1997), reż. Christian Duguay
Kanadyjczyk Christian Duguay specjalizował się w filmach akcji (np. Zasady walki, 2000), ale trzeba przyznać, że zrealizowana przez niego Misja specjalna cechuje się nie tylko wartką akcją, lecz także opracowaną rzetelnie historią z bardzo przemyślanymi twistami. Rzecz dotyczy pościgu za wenezuelskim terrorystą Carlosem zwanym Szakalem, działającym w latach 70. i 80. Choć jest to postać autentyczna, odsiadująca wyrok potrójnego dożywocia, twórcy filmu nie próbowali stworzyć proceduralnego kryminału o wieloletnich próbach aresztowania terrorysty. Zamiast tego jest klasyczny schemat szpiegowski o przejęciu cudzej tożsamości, by przechytrzyć przeciwnika. Dwaj agenci rządowi – Henry Fields vel Jack Shaw (Donald Sutherland) pracujący dla CIA oraz Amos (Ben Kingsley) z Mossadu – znajdują sobowtóra Carlosa, oficera Marynarki Wojennej USA Annibala Ramireza (Aidan Quinn). Od razu w ich głowach tworzy się plan, by stworzyć idealnego przeciwnika dla Carlosa, mającego tę przewagę, że wygląda jak on, więc nawet jeśli nie uda się go zabić, to przynajmniej można go zdyskredytować przed jego komunistycznymi sojusznikami dającymi mu schronienie.
Amerykański bohater zostaje postawiony przed trudnymi przeciwnościami, jego misja niepozbawiona jest dylematów moralnych. Najbardziej jest to widoczne w scenie zasadzki francuskich służb, kiedy Ramirez, aby przeżyć, musi zabijać sojuszników, bo Francuzi nie wiedzą, że mają do czynienia z amerykańskim agentem. O rzetelności scenarzystów, Dana Gordona i Sabiego Shabtaia, świadczy też związek przyczynowo-skutkowy między pracą agenta a życiem osobistym bohatera. Podwójne życie Ramireza, jego coraz bardziej dogłębne wnikanie w psychikę terrorysty, ma wpływ na jego relacje z żoną. Ciekawie są przedstawione portrety psychologiczne nie tylko pozytywnych bohaterów, lecz także głównego antagonisty – bardziej go jednak poznajemy poprzez wcielającego się w niego sobowtóra. Misja specjalna to efektowny, ale przede wszystkim inteligentny i wciągający thriller ze zgranym, dobrze poprowadzonym zespołem aktorskim (w obsadzie jest między innymi była żona reżysera, Liliana Komorowska).
Agentka (The Spy, 2019), reż. Jens Jonsson
Na Netflixie od pewnego czasu trwa „potop szwedzki”, w ramach którego udostępniono zarówno dzieła wybitne i znaczące dla historii kina, takie jak Terje Vigen (1917) Victora Sjöströma i Skarb rodu Arne (1919) Mauritza Stillera, jak również mnóstwo ukrytych perełek, które nawet znawcom starego kina niewiele mówią. Do tej ostatniej grupy należy m.in. kryminał Pod osłoną mgły (1953), gdzie jedną z głównych ról zagrała Sonja Wigert (1913–1980), nie tylko szwedzko-norweska aktorka, ale w trakcie II wojny światowej także agentka działająca na niekorzyść Niemców. Chociaż o jej agenturalnych wyczynach mówiło się już bezpośrednio po wojnie, to szczegóły jej szpiegowskiej działalności (pod kryptonimem „Bill”) zostały ujawnione dopiero w 2005 roku, 25 lat po jej śmierci. Losy Sonji Wigert przedstawia norweski film Agentka (2019), dostępny w serwisie Player.pl w pakiecie Canal+. Produkcja nie cieszy się powodzeniem i ma mieszane recenzje. Trochę to rozumiem, bo nie jest to szczególnie emocjonujące kino, nie czuje się w nim grozy wojny, ale mimo wszystko jest to z kilku powodów obraz frapujący. Tym bardziej dla kogoś, kto nie zna losów tej aktorki, a myślę, że jest duże prawdopodobieństwo, że dla czytelników niniejszego artykułu Sonja Wigert jest postacią kompletnie nieznaną.
Interesujący jest klimat opowieści, łączący świat artystyczny lat 40. z rzeczywistością wojenną. Kostiumy, dekoracje i główna gwiazda wystylizowana na wyjątkową piękność stanowią nieprzeciętną ucztę dla oka. Ale i cała sytuacja wokół bohaterki jest ciekawa. Zachowując dobre stosunki z sympatykami państw Osi – m.in. z norweskim reżyserem Leifem Sindingiem, a nawet z samym komisarzem Rzeszy Josefem Terbovenem – straciła sympatię wielu przyjaciół, a z czasem także licznej publiczności, dla której była zdrajczynią. Jednak jej koneksje z okupantem, talent aktorski i znajomość języków obcych wykorzystał norweski ruch oporu i szwedzki sztab generalny, robiąc z niej szpiega. Wykonała swoją podwójną rolę bez zarzutu i na tyle skutecznie, że nie została zdemaskowana i mogła kontynuować karierę aktorską po wojnie (głównie teatralną, bo kino już nie było dla niej łaskawe). Film Jensa Jonssona ma kapitalną oprawę wizualną i dobre aktorstwo (w tym odtwórczyni roli kobiety szpiega Ingrid Bolsø Berdal), a także przekonuje od strony realizmu, bo unika sensacyjnej akcji na korzyść dramatu jednostki i jej relacji z otoczeniem.
korekta: Sandra Popławska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz