Lik Wong (1991 / 91 minut)
reżyseria: Ngai Choi Lam
scenariusz: Ngai Choi Lam na podst. mangi Riki-Oh autorstwa Masahiko Takajo i Tetsui Saruwatariego
Tekst opublikowany także w serwisie Kinomisja Pulp Zine
Intrygę zaczerpnięto z japońskiej mangi Riki-Oh publikowanej w latach 1987-90; jej autorami są Masahiko Takajo i Tetsuya Saruwatari. W latach 1989-90 na rynku wideo pojawiły się dwa filmy anime oparte na tym komiksie, a następnie pomysł podchwycili hongkońscy filmowcy i otrzymaliśmy szaloną, ultrabrutalną jazdę łączącą w sobie zróżnicowane gatunki i motywy. Jest tu dramat więzienny z klasycznym schematem buntu dobrych więźniów przeciwko złym strażnikom. Są wschodnie sztuki walki z nieodłącznym motywem treningu i zemsty. Jest kino superbohaterskie z masą odjechanych efektów (mamy tu np. coś na kształt przemiany w Hulka). W przeważającej części znajdujemy tu horror w najkrwawszej odmianie, aczkolwiek za wylewającą się z ekranu posoką kryje się więcej czarnego humoru niż strachu. Autorzy czerpali również z dystopijnej wizji przyszłości typowej dla futurystycznych thrillerów.
Akcja osadzona jest w 2001 roku (w momencie premiery filmu była to niedaleka przyszłość). Rządowe placówki, w tym zakłady penitencjarne, zostały sprywatyzowane w krajach kapitalistycznych (Chiny, Hongkong, Tajwan, Singapur). Spowodowało to totalną samowolkę oraz przejęcie władzy przez najsilniejszych i najbrutalniejszych zabójców. Do jednej z takich placówek trafia Ricky Ho (w kantońskim oryginale – Lik Wong), 21-letni mistrz sztuk walki skazany za zabójstwo. W ciele ma pięć kul, których nie chce usuwać, ma także tajemniczą przeszłość – wyjęte dwa lata z życiorysu; nikt nie wie, co wtedy robił. Wiadomo, że wychowywał się bez rodziców, studiował w szkole muzycznej, gdzie opanował grę na flecie, walczył z triadą. Z retrospekcji dowiadujemy się, że pod okiem wuja opanował do perfekcji Qigong, zestaw ćwiczeń polegających na wchłanianiu i kontrolowaniu energii życiowej, co w efekcie dało mu niezwykłą moc.
To, co w filmie najciekawsze to wizualne zaprezentowanie wielkiej mocy nie tylko Ricky’ego, ale także jego przeciwników. W jednej scenie obserwujemy na przykład pojedynek z otyłym więźniem, który za 30 kg ryżu podejmuje się misji zabicia głównego bohatera, jednak dostaje taki cios w bebechy, że z jego wnętrzności wylewa się wodospad krwi. Inny antagonista niczym samuraj otwiera swój brzuch, ale nie popełnia seppuku, lecz… wyciąga z żołądka jelita i próbuje udusić protagonistę. Gejzery krwi, okaleczone ciała, patroszenie ludzi niczym świń w rzeźni, oczy dosłownie wychodzące na wierzch i pięści zagłębiające się w ludzkie ciała tak swobodnie jak nóż wchodzi w masło – tego typu atrakcje czekają na widza. Efekty gore są niesamowite i oczywiście nie ma mowy o realizmie. Poziom absurdu jest wysoki i chociaż nie zabraknie wśród widzów reakcji wyrażających obrzydzenie, to uśmiech też może się pojawić, bo to mimo wszystko kawał przyjemnej rozrywki.
Pomysły twórców i przyjęta przez nich konwencja doprowadziły do tego, że widz jest zaskoczony, a niekiedy nawet zaszokowany wydarzeniami na ekranie. Do tego stopnia, że nie może wyrzucić tych obrazów z pamięci. Efekt zaskoczenia uzyskano nie tylko przez wizualnie bogatą ucztę z wykorzystaniem makiet, manekinów i hektolitrów krwi, ale też urozmaiconą fabułę, która nie płynie monotonnie w jednym kierunku, lecz zahacza o różne wątki (np. nie wspomniałem jeszcze, że na terenie więzienia odbywa się produkcja opium). Nawet edycja z koszmarnym angielskim dubbingiem nie jest w stanie zatrzeć pozytywnego wrażenia po obejrzeniu filmu. Chyba że ktoś nie zdaje sobie sprawy, czym jest kategoria III w Hongkongu i ma zupełnie inne oczekiwania – wtedy zalety produkcji zamieniają się w minusy.
Barwna (czyt. komiksowa, totalnie przerysowana) jest ekipa złoczyńców, z którą przyjdzie zmierzyć się Ricky’emu. Więzieniem pod nieobecność naczelnika zarządza jego okrutny asystent – człowiek ze sztucznym okiem i hakiem w miejscu ręki (zagrał go Fan Mei-shen, ojciec odtwórcy głównej roli, Fan Siu-Wonga). Zakład podzielony jest na cztery bloki – wschodni, zachodni, południowy i północny. Każdy cell block ma swojego pana i władcę. Grupa trzymająca władzę nazywana jest Bandą Czworga (w angielskiej wersji językowej) lub Czworgiem Niebiańskich Królów (w kantońskim oryginale). Obie nazwy zostały wyjęte z historii Chin. Czterej Niebiańscy Królowie to buddyjscy bogowie czuwający nad czterema głównymi stronami świata, natomiast Banda Czworga to grupa lewicowych bojowników działających w Chinach lat 70. (w skład grupy wchodziła Jiang Qing, żona Mao Zedonga).
Ricky Ho ma w tej historii 21 lat, ale grający go aktor, Fan Siu-Wong, jest jeszcze młodszy – to zaledwie 18-latek, lecz już doceniany za umiejętności kung-fu. Miłośnicy filmów sztuk walki mogą kojarzyć Yukari Ôshimę, japońską wojowniczkę, która pokazała swoje umiejętności w takich klasykach gatunku, jak Zwariowany pociąg (1986), Żelazne Anioły (1987) i Dreaming the Reality (1991). Specjalizowała się w rolach kobiecych czarnych charakterów, a w Historii Ricky’ego zagrała dla odmiany… męskiego złoczyńcę lub, co pasuje do współczesnej narracji, transpłciowego mężczyznę. Ale najwybitniejszym aktorem na planie był jej rodak Tetsurô Tanba wcielający się w postać wuja i zarazem nauczyciela Ricky’ego. Tego aktora możecie pamiętać z roli Tigera Tanaki w bondowskim filmie Żyje się tylko dwa razy (1967), ale bardziej jest ceniony przez pasjonatów kina samurajskiego (Trzech wyjętych spod prawa samurajów, 1964; Skrytobójstwo, 1964; Honor samuraja, 1969).
Wypadałoby jeszcze na koniec napisać parę słów o sprawcy całego zamieszania, a jest nim reżyser Ngai Choi Lam. W latach 70. i 80. osiągał sukcesy jako operator dla wytwórni Shaw Brothers, po czym znalazł swoją niszę jako reżyser tworzący filmy III kategorii. Historia Ricky’ego to jego trzeci film w tym nurcie, poprzednie to kino gwałtu i zemsty Her Vengeance (1988) oraz sprośne i szalone widowisko Erotic Ghost Story (1990) inspirowane Czarownicami z Eastwick (1987). Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić czytelników niniejszego tekstu na przepyszną i pełną niespodzianek filmową ucztę. Autorzy z Hongkongu doskonale zabawili się technicznymi możliwościami kina, mieszając przy okazji gatunki filmowe, żonglując schematami, szokując wysokim stopniem okrucieństwa i bawiąc wszechobecnym absurdem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz