Pages

ALFRED HITCHCOCK PRZEDSTAWIA: CZŁOWIEK Z POŁUDNIA

Alfred Hitchcock Presents: Man from the South
Numeracja: 168 (sezon 5, epizod 15)
Premiera: 3 stycznia 1960
Reżyseria: Norman Lloyd
Scenariusz: William Fay na podst. noweli Roalda Dahla

Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl 

W drugiej połowie lat 50. niedzielne wieczory w CBS należały do Alfreda Hitchcocka, który na pół godziny przenosił widzów w swój świat pełen intrygujących historii z suspensem, tajemnicą i morałem. Ale w przeciwieństwie do Strefy mroku Roda Serlinga (która emitowana była na tej samej stacji) prezentowane opowieści pozbawione były nadprzyrodzonych zjawisk i skupiały się na rzeczach, które mogłyby się przytrafić naszym sąsiadom, znajomym, krewnym lub nam samym. Tak jak w swoim kinowym uniwersum Hitchcock unikał tematów totalnie oderwanych od rzeczywistości, tak i w telewizji firmował swoim nazwiskiem historie o prawdziwych problemach prowadzących do tragedii. Każda opowieść miała też nieść ze sobą jakąś lekcję (tego wymagali sponsorzy – ich reklamy pojawiały się w przerwach odcinków).

Hitchcock był nie tylko gospodarzem tego show, ale jak przystało na twórcę o tak mocnej renomie, miał duży wpływ na ostateczny kształt dzieła. Podobnie jak w filmach dorzucał do scenariuszy swoje sugestie, ale nie pisał dialogów – nawet jego monologi na początku i na końcu każdego odcinka zostały odegrane według cudzych tekstów (ich autorem był najczęściej James B. Allardice). Mimo zobowiązań filmowych Hitchcock także wyreżyserował kilkanaście odcinków – dokładnie 18 z 361 wyemitowanych w latach 1955–65 (najpierw jako Alfred Hitchcock Presents, później The Alfred Hitchcock Hour). Wśród Hitchcockowskich epizodów wyróżniają się: Wypadek (Breakdown, 1955) z Josephem Cottenem, Przypadek pana Pelhama (The Case of Mr. Pelham, 1955) z Tomem Ewellem, Zbrodnia doskonała (The Perfect Crime, 1957) z Vincentem Price’em i Owieczka na rzeź (Lamb to the Slaughter, 1958) z Barbarą Bel Geddes.

Oczywiście trafiały się także znakomite odcinki reżyserowane przez innych twórców – w pamięć zapada szczególnie Szklane oko (The Glass Eye, 1957) Roberta Stevensa z udziałem Jessiki Tandy i Williama Shatnera. Do najbardziej udanych zaliczany jest również Człowiek z Południa (Man from the South) w reż. Normana Lloyda, który pojawił się na małych ekranach 3 stycznia 1960 roku. Ta nowelka filmowa została spopularyzowana dzięki Quentinowi Tarantino, który zaadaptował ją na potrzeby antologii Cztery pokoje (Four Rooms, 1995 – epizod Penthouse: The Man from Hollywood).

Historia makabrycznego zakładu ma swoje źródło w twórczości brytyjskiego pisarza Roalda Dahla (1916–90), którego uznawano za ekscentryka, więc w postaci Carlosa można pewnie dostrzec odrobinę z jego charakteru. Pisarz sześciokrotnie dostarczył materiału do filmowej antologii Hitchcocka, ale tylko raz był samodzielnym autorem scenariusza. I za ten jednorazowy strzał – Owieczkę na rzeź (1958, reż. A. Hitchcock) – został wyróżniony nominacją do nagrody Emmy. Natomiast Człowiek z Południa to adaptacja jego opowiadania opublikowanego w 1948 roku w magazynie „Collier’s”. Opowieść o szaleństwie hazardu, w oryginale umiejscowiona w ośrodku wczasowym na Jamajce, została przez scenarzystę Williama Faya przeniesiona do Las Vegas. Rolę ekscentrycznego milionera zagrał Peter Lorre, w postać młodego ryzykanta wcielił się Steve McQueen, a partnerowała mu żona, filipińska tancerka Neile Adams (byli małżeństwem w latach 1956–72). W programie Alfred Hitchcock przedstawia ten epizod reżyserowany przez Normana Lloyda ma numer 168 i jest 15. odcinkiem 5. sezonu.

Kiedy młody mężczyzna (niemający tu imienia, dlatego będę go nazywał imieniem aktora, Steve’a McQueena) zauważa w barze dziewczynę z kieliszkiem brandy, liczy z pewnością na uroczy wieczór. Zaprasza ją na kawę, ale od razu przyznaje, że ma tylko dolara i osiemdziesiąt sześć centów. Gdy Steve częstuje dziewczynę papierosem, kończy się miła rozmowa i zaczyna coś niepokojącego. Do młodych ludzi przysiada się stary Carlos, prawdopodobnie przybysz z Ameryki Południowej, który zwraca uwagę na zapalniczkę Zippo należącą do Steve’a. Nie zamierza jednak jej kupić, ale wykorzystać jako pretekst do zakładu sprawdzającego wydajność urządzenia, nawet mimo że jej właściciel może na nią postawić najwyżej ćwierć dolara. Carlos zamierza postawić swój kabriolet, w zamian oczekując od współzawodnika czegoś drobnego, ale powodującego stratę, którą długo się pamięta. Chodzi konkretnie o mały palec lewej ręki – rzecz właściwie zupełnie nieprzydatna, ale ból towarzyszący jej utracie może być potwornie uciążliwy.

Jesteśmy w Las Vegas, stolicy hazardu, więc panująca tu atmosfera sprzyja ryzyku i w końcu Steve musi jej ulec. Aktor prywatnie był znany jako miłośnik motoryzacji, dlatego widz jest w stanie uwierzyć, że wygranie kabrioletu stanowi dla niego silną pokusę. Utrata jednego palca nie przeszkodzi mu w prowadzeniu auta, więc po początkowych wątpliwościach wreszcie godzi się przyjąć zakład. W pokoju hotelowym Carlos oprócz drinków prosi obsługę o cztery niezbędne do prawidłowego przebiegu gry narzędzia – gwoździe, młotek, sznur i tasak. Przywiązuje lewą rękę Steve’a do blatu, by prawą mógł udowodnić wydajność zapalniczki. Zakład wygra w momencie, gdy dziesiąty raz z rzędu Zippo nie odmówi posłuszeństwa rozniecając płomień. Ale wystarczy jeden błąd i trzymany przez Carlosa tasak wykona jedno cięcie, a młody hazardzista będzie mógł liczyć na palcach tylko do dziewięciu. Nawet niezawodna zapalniczka może nie odpalić pod taką presją, jaka tworzy się za sprawą noża rzeźnickiego wycelowanego w dłoń.

Historia po brzegi naładowana jest suspensem, ale jest w niej też sporo cierpkiej ironii skierowanej w stronę hazardzistów, których pasja i skłonność do ryzyka coraz bardziej przypominają zaburzenie psychiczne. Nowelka podzielona jest wyraźnie na dwie sekwencje. Pierwsza to zapowiedź intrygującej rozgrywki, w której odgrywana przez Petera Lorre’a postać wzbudza niepokój przez połączenie groteskowego wyglądu i makabrycznych pomysłów tkwiących w jego umyśle. W drugiej sekwencji wyjaśnia się tajemnica inicjatora zakładu, ale wcześniej musi nastąpić to, co charakteryzuje kino Hitchcocka – pełna napięcia gra nerwów. Gdy obserwator i „sędzia” (w pierwowzorze pełniący funkcję narratora) liczy do dziesięciu, widz wraz z postacią Steve’a McQueena gotuje się od środka i poci, na co ma też wpływ mina znudzonego Petera Lorre’a z tasakiem, sprawiającego wrażenie, jakby odcinanie palców było jego specjalnością.

W nowelce Tarantino Człowiek z Hollywood nieco inaczej rozłożono akcenty, najpierw zagadując widza, by odwrócić jego uwagę, a w momencie kulminacyjnym rozwiązując sytuację błyskawicznie, bez zabawy w hitchcockowskie budowanie intrygi. W Człowieku z Południa napięcie budowane jest powoli (oczywiście stosownie do czasu trwania – tutaj należało je utrzymać przez 22 minuty), a dialog nie służy odwróceniu uwagi, tylko stanowi przedsmak tego, co ma nastąpić. Bohaterowie nie gadają więc o rzeczach nieistotnych, nie poznajemy nawet ich imion. Jest dziwna, groteskowo-makabryczna sytuacja, ale opowiedziana przejrzyście, by nie było wątpliwości, jaki jest przekaz. Opowieść o człowieku z Południa okazała się na tyle reprezentatywna dla gatunku, że dwukrotnie posłużyła za podstawę pilotowych odcinków, a postać Carlosa oprócz Petera Lorre’a odgrywali jeszcze José Ferrer w Tales of the Unexpected (1979–1988) i John Huston w kolorowej wersji Alfred Hitchcock przedstawia (1985–89).

Na zakończenie melodia Charlesa Gounoda Funeral March of a Marionette, będąca głównym motywem muzycznym antologii Hitchcocka.


korekta: Sandra Popławska
(film.org.plSprawa dla korektora)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz