Filmy o filmowcach (reżyserach, producentach, scenarzystach, aktorach) są chętnie realizowane, gdyż są idealnym pretekstem, by pośmiać się z kolegów po fachu (i z siebie samych) lub złożyć hołd dawnym, nieżyjącym już mistrzom, którzy tworzyli historię kina. Dlatego filmy o filmach są różne, od komedii poprzez biografie, a na dramatach i filmach obyczajowych kończąc.
Z tych filmów raczej nikt nie nauczy się reżyserii, ale można lepiej zrozumieć twórców filmowych, poznać zwyczaje panujące na planie i różnice w kręceniu filmów dawniej i dziś, pośmiać się z kaprysów gwiazd i dziwnego zachowania bogatych producentów, dążących do doskonałości. Można też zobaczyć, na jakie trudności natrafiają filmowcy w poszukiwaniu funduszy, w pracy nad scenariuszem, w pracy z aktorami oraz trudności z niezrozumieniem współpracowników, a potem także i widzów.
Jedna z niewielu komedii muzycznych, w której piosenki absolutnie nie przeszkadzają opowiadanej historii, rozgrywającej się w czasie tzw. „przełomu dźwiękowego”. W przezabawny sposób zostały pokazane pierwsze próby robienia filmów dźwiękowych, pojawiały się problemy z mikrofonem, pojawił się także pomysł dubbingowania gwiazdy filmu, która miała nieodpowiedni głos. Wynika z tego wiele zabawnych sytuacji. Aktorstwo jest bardzo dobre, w rolach głównych charyzmatyczna para aktorów Gene Kelly i Debbie Reynolds, jednak w niczym im nie ustępują aktorzy drugoplanowi Donald O'Connor i Jean Hagen. Piosenki też są znakomite, ale większość pochodzi z archiwum Arthura Freeda (autora tekstów) i Nascio Herba Browna (kompozytora), którzy wykorzystali swoje stare przeboje z lat 30. Można je usłyszeć w nowych aranżacjach i co ważniejsze - w nowym, lepszym wykonaniu, chociażby wspomnę o piosence tytułowej w niezapomnianym wykonaniu Gene'a Kelly'ego czy np. o piosence Make 'Em Laugh (przypominającej Be a Clown Cole'a Portera) w szalonym, slapstickowym wykonaniu Donalda O'Connora, albo utwór All I Do Is Dream of You, który Debbie Reynolds wraz z zespołem dziewczyn wykonała w sposób żywiołowy, dynamiczny, a oryginalne wykonanie Gene'a Raymonda jest bardzo niemrawe, nijakie. Bez wątpienia jest to musical wszech czasów, pełen świetnych pomysłów, znakomitego humoru, pomysłowej choreografii i bardzo dobry od strony muzycznej i aktorskiej.
Nickelodeon (1976), reż. Peter Bogdanovich
Hołd złożony epoce kina niemego. Film rozgrywa się w czasach, kiedy kino dopiero zaczynało się kształtować, tworzyły się gatunki filmowe, popularne stały się gwiazdy kina, a ludzie, którzy nie osiągnęli sukcesu w swoim zawodzie próbowali szczęścia w kinematografii. Tak jak dwóch przyjaciół, z których jeden zostaje aktorem, a drugi zostaje najpierw scenarzystą, by szybko awansować na reżysera - w tych rolach Burt Reynolds i Ryan O'Neal. Kino opanowało ludzką wyobraźnię i odnosi ogromne sukcesy do dzisiaj, chociaż wydawało się, że nie wytrzyma konkurencji z telewizją oraz rynkiem wideo i dvd. Widać wyraźnie, że reżysera bardzo fascynował ten wczesny okres kinematografii, film jest nostalgiczny i zabawny, lekki i błyskotliwy, pełen ironii, nie pozbawiony slapstickowego humoru, dobrze wyreżyserowany i zagrany. Film jest znany też pod tytułem Ktoś tu kręci.
Nieme kino kojarzy się z czarno-białymi filmami przedwojennymi. Jednak specjalista od parodii, Mel Brooks, wpadł na genialny pomysł zrobienia filmu niemego w latach 70. Żarty Mela Brooksa nie są wysokich lotów, ale Nieme kino należy, moim zdaniem, do najlepszych filmów reżysera. Film pewnie nie odniósłby sukcesu, gdyby nie zagrali w nim znani aktorzy, żartujący z siebie samych. Paul Newman, Burt Reynolds, James Caan, Marcel Marceau, Liza Minnelli i żona reżysera, Anne Bancroft - każdy z nich ma tu swoje pięć minut. Trio głównych wykonawców: Mel Brooks, Dom DeLuise i Marty Feldman żartują sobie z przemysłu filmowego, a wszystko utrzymane w odpowiednim tempie, typowym dla komedii slapstickowej - podgatunku, który najbardziej się kojarzy z epoką niemego kina, epoką Charliego Chaplina, Bustera Keatona i Harolda Lloyda.
Fabuła wzięta z życia reżysera: Mel Brooks chce zrobić niemy film i szuka znanych aktorów, by zwiększyć szanse powodzenia filmu w kinach. I żeby było zabawniej jedyną osobą, która odmawia zagrania w niemym filmie jest mim - on także jako jedyny wypowiada krótką kwestię mówioną „Nie!” (reszta filmu jest niema, tzn. pozbawiona dialogów, ale za to z muzyką). Człowiek obdarzony poczuciem humoru to taki, który potrafi żartować z siebie, a nie z innych i każdy, kto wystąpił w tym filmie udowodnił, że posiada poczucie humoru.
Barton Fink (1991), reż. Joel Coen
Pewien pisarz po napisaniu sztuki otrzymuje propozycję napisania scenariusza do filmu o zapaśnikach. To ma być film klasy B i wymagania nie są duże, scenariusz nie musi być zbyt skomplikowany. Jednak jak ktoś nie zna tematu to nawet w czymś takim sobie nie poradzi. Bracia Coen, w przeciwieństwie do bohatera filmu, są wszechstronni i radzą sobie nieźle w wielu gatunkach (komedia, dramat, thriller, kryminał), ale w filmie Barton Fink zajmują się jednak tematem, który znają najlepiej - środowisko filmowców. To ostra satyra na Hollywood lat 40., na hollywoodzkich scenarzystów i producentów. Komediodramat, w którym znalazły się też elementy thrillera, zawiera sporo czarnego humoru, dobre dialogi i niezłe aktorstwo Johna Goodmana i Johna Turturro. Film zdobył trzy nagrody na festiwalu w Cannes, a przewodniczącym jury był wówczas Roman Polański.
Chaplin (1992), reż. Richard Attenborough
Reżyser Gandhiego (1982) znowu próbuje sił w filmie biograficznym. Pierwsze co zachwyca w filmie to gwiazdorska obsada na czele z Robertem Downeyem Jr. w roli tytułowej. Charlie Chaplin był niezwykle ciekawą postacią w historii kina. Był charyzmatyczny i miał ogromne poczucie humoru. Posiadał też talent do interesów, dzięki czemu szybko stał się nie tylko aktorem, scenarzystą i reżyserem, ale też producentem, zapewniając sobie tym samym pełną swobodę artystyczną. Nie unikał sentymentalizmu, ale wiedział, że aby nie zanudzić widzów należy pokazywać problemy społeczne za pomocą zabawnych, zwariowanych sytuacji. Życie Chaplina przypominało film w stylu „od zera do milionera”, jego związki z kobietami były burzliwe, a oskarżenia o komunizm i problemy z władzami spowolniły jego pracę jako reżysera. W obsadzie filmu Richarda Attenborough są: Dan Aykroyd w roli twórcy slapsticku Macka Sennetta, Kevin Kline w roli ówczesnego gwiazdora kina akcji Douglasa Fairbanksa, Diane Lane w roli aktorki i żony Chaplina (w latach 1936-42) Paulette Goddard oraz m.in. Geraldine Chaplin w roli własnej babki. Najlepszy z całej obsady jest jednak Robert Downey Jr. w roli wybitnego komika i filmowca, którego życie jest pełne wzlotów i upadków. Całe szczęście ta imponująca obsada nie jest jedyną atrakcją filmu - chociaż czasami ma się wrażenie, że bohaterów jest zbyt dużo, to dzięki sprawnej reżyserii nie ma wrażenia przesytu, a dzięki twórcom warstwy wizualnej udało się na ekranie wytworzyć klimat tamtych lat.
Przygody młodego Indiany Jonesa: Kaprysy Hollywood (The Adventures of Young Indiana Jones: The Hollywood Follies, 1994, TV), reż. Michael Schultz
Wymyślony przez George'a Lucasa Indiana Jones od dzieciństwa podróżował po świecie ucząc się obcych języków i poznając obcą kulturę i zwyczaje. W swoich podróżach nie mógł oczywiście pominąć Hollywoodu. Tę dzielnicę Los Angeles, która wkrótce stała się filmową stolicą świata, Indiana Jones zwiedził w roku 1920. Obserwował pracę dwóch reżyserów: ambitnego i przywiązującego wagę do szczegółów Ericha von Stroheima i dynamicznego twórcy westernów Johna Forda (wówczas używał imienia Jack). Ale jak by tego było mało Jones spotyka też słynnego szeryfa Wyatta Earpa, który pracował z Johnem Fordem. Zanim jednak Indy trafi na plan westernu, zakocha się w scenarzystce i zaprzyjaźni z producentem Irvingiem Thalbergiem. Mimo iż Thalberg był bardzo młody posiadał wpływy, które pozwalały mu ograniczać swobodę artystyczną ambitnych reżyserów (takich jak von Stroheim). Przezabawny, inteligentny i z pomysłem zrealizowany epizod przygód młodego Indiany Jonesa. Zabawny jest finał, w którym główny bohater stwierdza, że praca przy filmach jest zbyt niebezpieczna i dlatego zamierza studiować archeologię - dowcip polega na tym, że w zawodzie archeologa przeżył mnóstwo bardziej niebezpiecznych przygód, co wiemy z filmów z lat 80.
Czarna komedia o związkach mafii z kinem na podstawie powieści Elmore'a Leonarda. Z filmu dokumentalnego Hollywood i mafia (2002) wiem, że wpływ organizacji przestępczych na biznes filmowy jest dość duży. Film Sonnenfelda pełen jest ironii i humoru, co sugeruje, że nie należy go traktować poważnie - jest to rozrywka lekka, ale nie pozbawiona przemocy i wulgaryzmów. John Travolta, obsadzony podobnie jak w Pulp Fiction, idealnie tu pasuje, a Danny DeVito obsadzony jest dość nietypowo - zagrał gwiazdora filmowego, choć na takiego nie wygląda. Fabuła jest prosta, ale postacie są bardzo ciekawie zarysowane i dobrze zagrane (oprócz wspomnianych aktorów jest jeszcze znakomity Gene Hackman). Barry Sonnenfeld był dawniej operatorem (pracował z braćmi Coen), a w tym filmie pokazał się z innej strony. Podobnie jak w Bartonie Finku także u Sonnenfelda są: czarny humor, ironia, satyra na Hollywood i połączenie komedii z kryminałem.
Howard Hughes był amerykańskim pilotem, konstruktorem samolotów, producentem i reżyserem. Jego największe pasje to samoloty i kino. Świetnie jest zrealizowana pierwsza część filmu - o kulisach kręcenia Aniołów piekieł (Hell's Angels, 1930), w którym sceny lotnicze zostały nakręcone z niespotykanym wcześniej rozmachem, a do ich nakręcenia użyto wiele kamer. W pamięci pozostaje też scena, w której Hughes siedzi przy stole z rodziną Katharine Hepburn, wydaje się, że nie ma nic do powiedzenia, a kiedy pada hasło „samoloty” od razu się ożywia i zaczyna gadać do momentu, aż ktoś mu przerwie, zmieniając temat. Świetnie przemyślana i zagrana scena, w której idealnie widać, co jest największą pasją głównego bohatera. Niestety w drugiej części filmu, kiedy to pokazano chorobę psychiczną Hughesa, film już nie miał takich emocji, co jest winą przede wszystkim reżysera i scenarzysty. Film bardzo dobrze prezentuje się od strony technicznej, świetne są też kreacje aktorskie, z których wyróżnia się Cate Blanchett w roli Katharine Hepburn, ale Leonardo DiCaprio jako Howard Hughes także pozytywnie zaskakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz