Pages

Dobrzy, źli i brzydcy - o najlepszych spaghetti westernach


Gdy Sergio Leone bez wiedzy Kurosawy przerobił jego Straż przyboczną (1961) na western nie mógł przypuszczać, że rozpoczyna właśnie nowy nurt w historii kina gatunkowego. Ale upływ czasu pokazał, że Leone stworzył nowy gatunek, mimo iż zaczerpnął fabułę z dalekiej Azji. Spaghetti westerny były ostro krytykowane przez recenzentów, ale chętnie oglądane przez widzów mniej więcej do roku 1968. Wtedy właśnie odnotowano gwałtowny spadek popularności gatunku. W ciągu tych pierwszych lat powstało tak wiele spaghetti westernów, że widzowie bardzo szybko się nimi znudzili. Mimo to ze zmiennym powodzeniem realizowano włoskie westerny do drugiej połowy lat 70. Wśród natłoku wielu badziewi i przeciętnych imitacji Leone można znaleźć kilka perełek, które są wciąż odkrywane przez pasjonatów kina.

Poniższe zestawienie było wcześniej częścią artykułu Pewnego razu na Dzikim Zachodzie czyli zestawienie najlepszych westernów, ale jednak postanowiłem tę część o europejskich westernach przenieść do oddzielnego wpisu. Tak wygląda zestaw najlepszych spag-westów jakie miałem okazję obejrzeć (kolejność chronologiczna).

Za garść dolarów 
Per un pugno di dollari (1964 / 99 minut)
reżyseria: Sergio Leone
scenariusz: Víctor Andrés Catena, Jaime Comas, Sergio Leone

Kolejna, po Siedmiu wspaniałych i The Outrage, westernowa przeróbka filmu Kurosawy - tym razem na podstawie Straży przybocznej z 1961 roku. Samotny przybysz pojawia się w miasteczku i robi sporo zamieszania. W miasteczku grasują dwie bandy złodziei i morderców. Wspomniany przybysz to przebiegły rewolwerowiec, który zamierza podstępem wyeliminować obie bandy. Tytuł sugeruje, że on to robi dla garści dolarów, a nie dla dobra lokalnej społeczności. Wszechogarniająca, złowieszcza cisza, zło czające się na każdym kroku, atakujące ze zdwojoną siłą oraz jedyny w swoim rodzaju tajemniczy bohater - tak rozpoczęła się moda na spaghetti westerny. Clint Eastwood i Gian Maria Volonté idealnie wpasowali się w ten „makaroniarski” klimat, świetnie wykreowany przez Sergia Leone. Dominują długie ujęcia, przemoc jest brutalna i nie ma jednoznacznie pozytywnego bohatera  - to pierwszy film, który tak radykalnie zrywał z westernowymi schematami. Mimo że dwa lata wcześniej powstał pierwszy antywestern (Strzały o zmierzchu) to jednak film Leone zapoczątkował „nową falę westernu”, a także całkiem udaną trylogię.

Powrót Ringa
Il ritorno di Ringo (1965 / 104 minuty)
reżyseria: Duccio Tessari
scenariusz: Duccio Tessari, Fernando Di Leo

Kontynuacja przygód protagonisty filmu Pistolet dla Ringa (1965). Po zaskakującym sukcesie tamtego filmu jeszcze w tym samym roku Tessari wraz z ekipą powrócili w hiszpańskie plenery, by dokończyć losy bohatera, którego polubili widzowie. Pastiszowa tonacja pierwowzoru została zamieniona na beznadziejnie ponurą, zakurzoną i chłodną aurę, zaś fabuła połączyła motywy westernowe (w tym oklepany motyw zemsty) z Odyseją Homera. Kapitan Montgomery Brown zwany Ringo niczym Odyseusz z Itaki powraca po wojnie do żony i dziecka. Ale zanim rozpocznie spokojne życie rodzinne musi pozbyć się wyjątkowo uciążliwych bandidos, którzy terroryzują mieszkańców miasteczka. Szeryf popadł w alkoholizm, wszyscy inni boją się interweniować, więc potrzebny jest charyzmatyczny i odważny bohater, który poprowadzi ich do walki. Tym bohaterem jest oczywiście Ringo, u którego kiełkuje śmiały plan wybicia w pień wszystkich degeneratów. Wyborne spaghetti, w którym znakomicie zestawiono obok siebie motywy zemsty, utraconej miłości i wojny zmieniającej ludzkie losy. Cudownie nakręcone są niektóre sceny, piękna jest muzyka Morricone, świetny jest finał, a scenariusz niewymownie udowadnia, że ślub niejednokrotnie może zakończyć się pogrzebem.
 
Za kilka dolarów więcej 
Per qualche dollaro in piu (1965 / 132 minuty)
reżyseria: Sergio Leone
scenariusz: Luciano Vincenzoni, Sergio Leone, Fulvio Morsella

„Gdzie życie nie miało wartości, śmierć miała czasem swą cenę. Oto dlaczego pojawili się łowcy nagród”. Bohaterami drugiego westernu Leone są właśnie ludzie, których profesją jest zdobywanie nagród za głowy poszukiwanych listem gończym bandytów. Aby zdobyć te kilka dolarów więcej gotowi są dokonać wielu niezbyt szlachetnych czynów. Nie brakuje tu długich ujęć, typowych dla reżysera Sergia Leone, ale film nie nudzi lecz maksymalnie wciąga. Niektóre sceny są zrealizowane z dużą pomysłowością, wyobraźnią i zmysłem wizualnym, np. pojedynek z melodyjką zegara, strzelanie do kapelusza. Dzięki takim fragmentom film pozostaje długo w pamięci widzów. Nie brakuje humoru, dobrej muzyki i ciekawych scen z udziałem trzech twardzieli: Clinta Eastwooda, Lee Van Cleefa i Giana Marii Volonté.

Django 
(1966 / 87 minut)
reżyseria: Sergio Corbucci
scenariusz: Sergio Corbucci, Bruno Corbucci

Ponieważ styl Leone jest nie do podrobienia, za wzorcowy spaghetti western jest uważany ten właśnie film Corbucciego. Ubrany na czarno, ciągnący za sobą trumnę mężczyzna przybywa do miasteczka, zwiastując śmierć i zniszczenie. W trumnie ma ukryty karabin maszynowy, z którego szybko zrobi użytek, ale rewolwerem także potrafi się posługiwać, co udowadnia już na początku. Później za pomocą trumny próbuje wywieźć złoto, co powoduje wściekłość ludzi pewnego majora, którzy łamią mu ręce. Finał odbędzie się w miejscu, do którego i tak każdy trafi - na cmentarzu. Dosadna przemoc, niewielka granica pomiędzy dobrem a złem, broń służąca nie tylko do zabijania, ale też zadawania cierpienia - typowy spaghetti western. W roli tytułowego bohatera minimalistyczny jak zawsze Franco Nero, a muzykę skomponował Luis Bacalov.

Czas masakry
Le colt cantarono la morte e fu... tempo di massacro (1966 / 92 minuty)
reżyseria: Lucio Fulci
scenariusz: Fernando Di Leo

Niezrównoważony, psychopatyczny przestępca terroryzuje mieszkańców miasteczka, a jego ulubioną bronią jest bat, za pomocą którego lubi zadręczać ludzi na śmierć. Pojawi się jednak człowiek, który podejmie z nim walkę, ale najpierw i on doświadczy na własnej skórze, co to znaczy dostać biczem po twarzy. Kilkuminutowa scena, w której elegancko ubrany przestępca znęca się nad bezbronnym protagonistą jest pewnego rodzaju znakiem rozpoznawczym tego filmu, wiele mówiącym o barbarzyńskim, dzikim kraju i zaludniających go nieokrzesanych osobnikach bez zasad. Niezrażony niepowodzeniem bohater razem ze swoim nadużywającym alkoholu bratem wyruszy wkrótce na łowy, mające na celu zabicie herszta bandy i jego popleczników, by w ten sposób uwolnić niewinnych ludzi od jarzma terroru. Wzbudzający niepokój mocny i efektowny western o braterstwie, zemście i brutalnej walce na śmierć i życie. Udane kreacje stworzyli Franco Nero i George Hilton w rolach dwóch walecznych braci, zwraca uwagę także niezwykle przekonujący Nino Castelnuovo wcielający się w postać odrażającego psychola. Niezła jest także muzyka wraz z piosenką i widowiskowe, choć raczej pozbawione realizmu, strzelaniny i bijatyki. Fulci zrealizował jeszcze dwa westerny: Czterech jeźdźców Apokalipsy (1975) i Srebrne siodło (1978).

Navajo Joe
(1966 / 93 minuty)
reżyseria: Sergio Corbucci
scenariusz: Piero Regnoli (pod pseud. Dean Craig), Fernando Di Leo na podst. fabuły Ugo Pirro

Obfitujący w akcję i liczne sceny przemocy film o Indianinie z plemienia Navajo, którego pragnienie zemsty popycha w najdziksze rejony Zachodu. Zostaje stróżem sprawiedliwości, którego celem jest ochrona majątku należącego do mieszkańców niewielkiej osady. Burt Reynolds, Aldo Sambrell i Fernando Rey w jednym z ważniejszych (obok Django i Człowieka zwanego Ciszą) westernów Sergia Corbucciego. Zdjęcia w hiszpańskich plenerach, oryginalna muzyka Ennia Morricone oraz pełne brawury strzelaniny, napady i wyczyny bohaterów - to pełnokrwisty spaghetti western nie pozbawiony wad, lecz pozbawiony nudy, mocno odprężający i angażujący odbiorców, którzy od kina oczekują rozrywki i emocji.

Colorado
La resa dei conti (1966 / 105 minut)
reżyseria: Sergio Sollima
scenariusz: Sergio Donati, Sergio Sollima

Pierwszy z trzech westernów Sergia Sollimy (pozostałe dwa: Twarzą w twarz i Corri, uomo, corri). Nakręcony w Andaluzji western Colorado opowiada o polowaniu na bandytę, oskarżonego o gwałt i morderstwo. Ale prawdziwych bandytów należy szukać wśród wysoko postawionych polityków. Jeden z nich pragnie zarobić na budowie kolei, która miałaby łączyć Stany Zjednoczone z Meksykiem. Od razu widać, że to podły człowiek, któremu zależy wyłącznie na pieniądzach, a oskarżony o gwałt i morderstwo Meksykanin jest tylko ofiarą jego działań. Lee Van Cleef i Tomas Milian na hiszpańskim Dzikim Zachodzie radzą sobie świetnie, ten pierwszy wygląda na twardego rewolwerowca, ten drugi wygrywa dzięki sprytowi i szczęściu. Obok znakomitego duetu bohaterów znanych jako Colorado i Cuchillo mamy tu także świetnie poprowadzoną akcję, przygodowy klimat, dynamiczne popisy sprawności, odrobinę brutalności (np. biczowanie), dobre aktorstwo dwójki głównych wykonawców i muzykę Ennia Morricone.

Dobry, Zły i Brzydki 
Il Buono Il brutto Il cattivo (1966 / 161 minut)
reżyseria: Sergio Leone
scenariusz: Agenore Incrocci, Furio Scarpelli, Luciano Vincenzoni, Sergio Leone

Każdy z tytułowych bohaterów jest dobry, zły i brzydki. Dobrzy są dlatego, że dobrze wykonują swoją „pracę” (zabijanie, rabowanie itp.), źli są dlatego, że są chciwi i egoistyczni, a brzydcy są ponieważ chodzą brudni i nieogoleni. Żaden z nich nie przypomina szlachetnych bohaterów, granych przez Johna Wayne'a. Postacie Sergia Leone posiadają najgorsze ludzkie cechy, a kiedy w grę wchodzi cenny skarb, to musi dojść do krwawej rozgrywki. Finałowy pojedynek odbędzie się na cmentarzu, gdzie znajduje się ten skarb. Clint Eastwood, Lee Van Cleef i Eli Wallach tworzą niesamowite i nieprzewidywalne trio bohaterów, którzy próbują się nawzajem przechytrzyć, aby zarobić mnóstwo forsy. Mistrzowska jest realizacja niektórych scen, świetny jest klimat - przy budowaniu klimatu miał duży udział kompozytor Ennio Morricone.

Kula dla generała
Quién sabe? (1966 / 135 minut)
reżyseria: Damiano Damiani
scenariusz: Salvatore Laurani, Franco Solinas

Filmowiec o zapatrywaniach lewicowych Damiano Damiani nakręcił sporo filmów o tematyce politycznej. Realizując film o meksykańskiej wojnie domowej wpisał się w nurt popularnych w połowie lat 60. włoskich westernów. Gian Maria Volonté kontynuuje dobrą passę jaką zapoczątkowały jego role w filmach Sergia Leone. U Damianiego zagrał bandytę o imieniu Chuncho, który kradnie broń i amunicję, by sprzedawać je meksykańskim rewolucjonistom. Towarzyszy mu brat, fanatyk religijny Santo i młody gringo Niño (w tych rolach Klaus Kinski i Lou Castel). To western nieco satyryczny, w którym Volonté tworzy postać aż do przesady karykaturalną. Nie ma tu klasycznych westernowych motywów, widać że reżyser tworzy swoje kino nie oglądając się na innych. Film różni się więc od typowych przedstawicieli gatunku, bohaterowie nie wzbudzają sympatii, nie ma tu również pojedynku między dobrem i złem.
 
Śmierć jeździ konno
Da uomo a uomo (1967 / 120 minut)
reżyseria: Giulio Petroni
scenariusz: Luciano Vincenzoni

Wspaniałe spaghetti w sosie bolognese. Energicznie zrealizowana historia zemsty, która najlepiej smakuje na zimno. Na gorąco zaś powoduje niestrawność, jak mówi jeden z bohaterów filmu. Zaczyna się od masakry, jaką czterech bandytów gotuje pewnej rodzinie. Tylko małemu chłopakowi udaje się przeżyć, więc teraz jego życiowym celem staje się pomszczenie rodziny. Wiele lat później chłopak poznaje jednego z członków bandy, który pragnie zemścić się na zdradzieckich wspólnikach, przez których trafił do więzienia na 15 lat. Lee Van Cleef i John Phillip Law tworzą duet, który ma wspólnych wrogów, a nienawiść popycha ich do coraz bardziej karkołomnych decyzji. W efektownym finale okazuje się, że zjednoczenie sił przeciwko wspólnemu wrogowi może przynieść oczekiwane rezultaty, może również ugasić w końcu ogień zemsty i nienawiści. Muzyka Ennia Morricone i plenery Andaluzji po raz kolejny zdają egzamin na piątkę. Ale i wymyślona przez Luciano Vincenzoni historia, mimo że prosta, wciąga niesamowicie.

Twarzą w twarz
Faccia a faccia (1967 / 112 minut)
reżyseria: Sergio Sollima
scenariusz: Sergio Donati, Sergio Sollima

Drugi western Sollimy w niczym nie ustępujący jego poprzedniemu dziełu (Colorado). A pod względem fabularnym nawet go przewyższający. Interesująca opowieść o profesorze historii z Bostonu, który wyjeżdża na Zachód, by trochę podleczyć swoje zdrowie. Wykształcony człowiek ulega jednak fascynacji przemocą i dołącza do Dzikiej Hordy, grupy przestępców napadających na pociągi, banki, dyliżanse. Gdy przybysz z północnego Wschodu staje się coraz bardziej agresywny i wyrachowany były szef bandy zaczyna myśleć nad porzuceniem zbrodniczego procederu. I ta przemiana dwóch bohaterów jest największą siłą filmu, a dzięki znakomitym aktorom (Gian Maria Volonté i Tomas Milian) ta transformacja jest wiarygodna. A Ennio Morricone także i w tym filmie nie zawiódł, tworząc nastrojowy soundtrack.

Dni gniewu
I giorni dell'ira (1967 / 95 minut)
reżyseria: Tonino Valerii
scenariusz: Ernesto Gastaldi, Tonino Valerii, Renzo Genta na podst. powieści Rona Barkera Der tod Ritt Dienstags

Z niepozornego chłopaka, ofiary drwin i szyderstw, nieoczekiwanie rodzi się prawdziwy zabijaka o sprawnej ręce i dobrym oku. Gdy do jego dłoni trafia porządny rewolwer z długą lufą w jednej chwili przeistacza się z bezbronnej ofiary w niebezpiecznego 'pistolero'. Giuliano Gemma i Lee Van Cleef kreują w tym spagweście interesujące postacie, które wcześniej czy później muszą stanąć naprzeciw siebie - do pojedynku, który rozstrzygnie kto ma rację, kto jest szybszy i bardziej zaradny. W tle pobrzmiewa wspaniała melodia Riza Ortolani, a protagoniści rzucają fajnymi tekstami dotyczącymi poszczególnych lekcji, jakich powinien nauczyć się każdy rewolwerowiec. Trudno się nudzić, obserwując działania bohaterów - jest tu wszystko, za co kocha się amerykańskie i włoskie westerny.

Strzelby dla San Sebastian
La bataille de San Sebastian (1968 / 111 minut)
reżyseria: Henri Verneuil
scenariusz: Serge Gance, Miguel Morayta, Ennio De Concini na podst. powieści Williama Barby Faherty'ego pt. A Wall for San Sebastian

Zrealizowany w Meksyku francusko-włoski western, nie mający wiele wspólnego ze spaghetti westernami, ale zawierający elementy filmu batalistycznego z efektowną finałową sekwencją bitwy o San Sebastian. Do małej wioski w Meksyku trafia poszukiwany przez władze rebeliant. Ukrywa się on w przebraniu księdza i zamierza pomóc mieszkańcom San Sebastian w walce z Indianami z plemienia Yaqui. Akcja rozgrywa się w XVIII wieku, kiedy dużą rolę w Meksyku odgrywał Kościół katolicki, zaś wśród Indian sporo było Metysów, którzy nie chcieli pogodzić się z tym, że mają mieszaną krew. Sutanna jako symbol niezłomności i poświęcenia, a także walki o dobrą sprawę i ochrony przed złem. Budowa tamy i muru jako symbole zjednoczenia się ludzi i oddzielenia dobra od zła. No i piękny biały koń symbolizujący pokój i zawieszenie broni. Ciekawy western z dobrymi rolami Anthony'ego Quinna i Charlesa Bronsona oraz muzyką Ennia Morricone. Mimo iż główny bohater udaje księdza nie ma tu zbędnych kazań, tylko przemoc, strzelby w dłoń i walka na śmierć i życie. Dosadnie i bez patosu.

Powrót Cuchillo
Corri Uomo Corri! (1968 / 120 minut)
scenariusz i reżyseria: Sergio Sollima

Trzeci i ostatni western Sollimy, zwanego trzecim Sergiem (dwaj pozostali to Leone i Corbucci). Drugi (po Colorado z 1966) film, w którym Tomas Milian zagrał byłego rewolucjonistę, a obecnie mavericka (czyli niezależnego politycznie łobuza), znanego ze sprawności w posługiwaniu się nożem. Opowieść w tonie bardziej komediowym od poprzednika, ale wciąż jest to wysokiej klasy rozrywka. Wybornie zrealizowane kino przygodowo-awanturnicze z bogactwem interesujących postaci, masą perypetii i przemocy, a także dobrym soundtrackiem (Morricone/Nicolai) i wyśmienitym aktorstwem. Żywy, bezpretensjonalny spag-west, nie unikający aspektów politycznych, ale nie udający że jest czymś więcej niż rozrywką i zabawą gatunkowymi schematami.

Człowiek zwany Ciszą 
Il Grande silenzio (1968 / 105 minut)
reżyseria: Sergio Corbucci
scenariusz: Mario Amendola, Bruno Corbucci, Sergio Corbucci, Vittoriano Petrilli

Western jedyny w swoim rodzaju. Corbucci, w przeciwieństwie do Leone, jest bardziej pesymistyczny i bardziej odważny w przedstawieniu swojej wizji Dzikiego Zachodu - najlepiej świadczy o tym finał tego filmu. Mroźna, sugestywna atmosfera sugeruje, że ta historia nie może skończyć się dobrze. Czarny charakter jest wredny i bezlitosny, a tytułowy niemy bohater jest zbyt szlachetny i w dodatku zapatrzony w kobietę, by móc pokonać silniejszych i nieprzewidywalnych bandytów. Co ciekawe i dość nietypowe, bandytami są w tym filmie łowcy nagród, którzy okazują się bardziej bezwzględni od ściganych listem gończym przestępców. W roli Silenzio - francuski aktor Jean-Louis Trintignant, jego oponenta zagrał niemiecki aktor charakterystyczny Klaus Kinski. Kompozytorem był zaś niezawodny Ennio Morricone, skomponowany przez niego temat przewodni jest zaiste cudowny.

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie 
C'era una volta il West (1968 / 175 minut)
reżyseria: Sergio Leone
scenariusz: Sergio Leone, Sergio Donati na podst. fabuły Dario Argento, Bernardo Bertolucci'ego i Sergia Leone

Wykorzystując klasyczne motywy westernu włoski reżyser stworzył sugestywną i nastrojową wizję Dzikiego Zachodu, obfitującą w przepiękne, zrealizowane z artyzmem ujęcia. Postacie są zróżnicowane, a wśród nich wyróżnia się ukrywający mroczną tajemnicę Człowiek z Harmonijką. Jego motywy postępowania i sekret z przeszłości reżyser odkrywa dopiero w końcówce. Ale już początek filmu pokazuje mistrzowską rękę Sergia Leone - w pierwszej scenie nie dzieje się nic, nie ma dialogów i akcji, ale klimat sugeruje, że za chwilę coś się wydarzy. Świetne aktorstwo, reżyseria i scenariusz, w tym ironiczne dialogi („Nie ufam człowiekowi, który nosi i pas i szelki - który nie ufa własnym spodniom”). Henry Fonda jest znakomity w roli bezwzględnego przestępcy. Ale trudno też zapomnieć kreacje Charlesa Bronsona, Claudii Cardinale i Jasona Robardsa. W pamięć zapada muzyka Ennia Morricone, który skomponował trzy znakomite tematy muzyczne dla trójki pozytywnych bohaterów (utwory Jill's America, Man With The Harmonica, Farewell to Cheyenne).

Cmentarz bez krzyży
Une Corde, un Colt... / Cimitero senza Croci (1968 / 85 minut)
reżyseria: Robert Hossein
scenariusz: Robert Hossein, Claude Desailly

Wyraźne są tu wpływy Sergia Leone, sporo jest długich ujęć i scen podporządkowanych muzyce (autorstwa ojca reżysera, André Hosseina). Robert Hossein i Michèle Mercier, czyli duet z kostiumowego cyklu o markizie Angelice, tym razem w ponurej, kasandrycznej opowieści o Dzikim Zachodzie. Kino zemsty skrzyżowane z artyzmem i żałobną poezją, co dało niepowtarzalny efekt. Powstał elegijny, fatalistyczny spektakl, którego tematem jest śmierć i niemal każdy kadr przepełniony jest cmentarną atmosferą. Ani krzty humoru tu nie ma, film jest śmiertelnie poważny, ale nie mogło być inaczej, gdyż jest to przede wszystkim opowieść o umieraniu, nie zaś klasyczne kino zemsty. Produkcja nie pozbawiona wad, jest przesadnie flegmatyczna i artystowska, aczkolwiek to jeden z najbardziej frapujących i przygnębiających dzieł włoskiego kina gatunkowego.

Viva Tepepa! 
Tepepa (1968 / 116 minut)
reżyseria: Giulio Petroni
scenariusz: Franco Solinas, Ivan Della Mea

Gdy Charles Foster Kane (Orson Welles) spotyka Manuela 'Cuchillo' Sancheza (Tomas Milian) powinno dojść do wybuchu charakterów. Jednak film Viva Tepepa! to popis właściwie jednego aktora. Tomas Milian jest tu w swoim żywiole, jego charyzma rozsadza ekran. On jest stworzony do ról buntowników i przywódców. To jeden z najciekawszych filmów o rewolucji meksykańskiej, chociaż pod względem siły rażenia nie przebija Kuli dla generała Damianiego. Znakomicie został tu zaprezentowany problem rewolucyjnych zrywów, widać dramat ludu i pojedynczych jednostek, widać wątpliwości, jakie odczuwają ci, którzy walczyli o lepszy byt. Franco Solinas, który był lewicowcem mocno angażującym się w politykę (i scenarzystą wspomnianej Kuli dla generała) zadbał o odpowiednią wymowę ideologiczną. Dzięki temu nie jest to wyłącznie efektowny film akcji ani innego typu bezmyślna rozrywka. Na szczęście film nie jest także przesadnie patetycznym dramatem historyczno-wojennym, czym bije na głowę hollywoodzkie superprodukcje. Muzyka - maestro Morricone.

I Bóg powiedział do Kaina...
E Dio Disse a Caino... (1970 / 109 minut)
reżyseria: Antonio Margheriti (pseud. Anthony Dawson)
scenariusz: Giovanni Addessi & Antonio Margheriti

Jedyny w swoim rodzaju western gotycki. Klaus Kinski w roli byłego oficera Unii, który został niewinnie skazany na przymusową pracę w kamieniołomach, a gdy po 10 latach harówy niespodziewanie odzyskuje wolność przystępuje do działań odwetowych. Odebrano mu nie tylko wolność, ale także kobietę i majątek. Zgodnie z biblijnym przekazem każdego, kto postępuje haniebnie, czeka okrutna kara. Antonio Margheriti był jednym ze specjalistów od horroru gotyckiego i to widać w tym filmie. Złowieszczy, burzowy klimat to jedna z najważniejszych zalet filmu, inną jest kreacja Klausa Kinskiego, rzadko występującego w tak pozytywnych rolach (to co że jest bezwzględnym mścicielem, publiczność kinowa lubi mścicieli i przeważnie z nimi sympatyzuje). To film odrealniony i ponury, zaś główny bohater przypomina ducha lub personifikację śmierci - wraz z nadchodzącym tornadem zapowiada tragedię. Jego atrybuty to szybkostrzelny Winchester i koszula w czerwonawym kolorze. Muzyka Carlo Saviny nie zapada w pamięć, bardziej liczy się strona plastyczna.

Samuraj i kowboje
Soleil Rouge (1971 / 112 minut)
reżyseria: Terence Young
scenariusz: Laird Koenig, Denne Bart Petitclerc, William Roberts, Lawrence Roman

Pierwsze co zwraca uwagę w filmie to międzynarodowa obsada: Charles Bronson, Toshiro Mifune, Ursula Andress i Alain Delon. To nie jedyny atut filmu, western Terence'a Younga okazuje się bardzo ciekawym, męskim filmem przygodowym, w którym ciekawie przedstawiono relacje pomiędzy Japończykiem i Amerykaninem - muszą oni połączyć siły, by pokonać bandytę, odpowiedzialnego za kradzież samurajskiego miecza. Francuski oryginalny tytuł Czerwone Słońce jest tajemniczy i niewiele mówi o fabule, kojarzy się jednak z japońszczyzną, gdyż na japońskiej fladze występuje właśnie czerwone słońce. Za to tytuł polski jasno wskazuje, kto jest głównym bohaterem i z jakimi gatunkami mamy do czynienia.

Ślepiec
Blindman (1971 / 105 minut)
reżyseria: Ferdinando Baldi
scenariusz: Vincenzo Cerami, Pier Giovanni Anchisi (pod pseud. Piero Anchisi), Tony Anthony  na podst. fabuły Tony'ego Anthony'ego

Pomysł jak z japońskiego cyklu o Zatoichi'm, niewidomym szermierzu. Bohaterem filmu Baldiego jest ślepy rewolwerowiec, którego oszukali nieuczciwi wspólnicy. Dla pieniędzy zgodził się eskortować 50 kobiet, żon górników, które jednak w wyniku haniebnych działań pewnych zwyrodnialców zostały sprzedane jak niewolnice. Człowiek, który miałby równe szanse w ciemnościach, na słonecznym Dzikim Zachodzie wydaje się przegrany. Ale jak przystało na głównego bohatera westernu, potrafi sobie radzić, a ze swojej ułomności umie zrobić pożytek - nikt nie spodziewa się, że ślepiec będzie walczył. Amoralny film o tym, że sprawiedliwość jest ślepa. Nie brakuje tu okrutnej przemocy i golizny. W rolach głównych Tony Anthony i perkusista Beatlesów, Ringo Starr. W roli burdelmamy - Polka Magda Konopka. Muzykę skomponował Stelvio Cipriani.

Keoma 
(1976 / 105 minut)
reżyseria: Enzo G. Castellari
scenariusz: Mino Roli, Nico Ducci, George Eastman (pod pseud. Luigi Montefiori), Enzo G. Castellari

Western mistyczny obfitujący w symboliczne odniesienia do religii. Jeden z najciekawszych spag-westów schyłkowego okresu zawierający kilka świetnych scen, szczególnie w końcówce. Keoma to kolejne wcielenie legendarnego Django - tajemniczego bohatera stającego w obronie bezbronnych ludzi terroryzowanych przez lokalne bandy. Człowiek mający burzliwą przeszłość i niepewną przyszłość - kolejna pamiętna kreacja Franca Nero. Film nie pozbawiony jednak pewnych mankamentów - w oczy uderza nadużywanie slow-motion, uszy zaś katują dziwaczne piosenki z okropnym wokalem i nie najlepszą muzyką braci de Angelis.

Ranking spaghetti westernów:
1. Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (1968)
2. Dobry, zły i brzydki (1966)
3. Twarzą w twarz (1967)
4. Człowiek zwany Ciszą (1968)
5. Kula dla generała (1966)
6. Dni gniewu (1967)
7. Colorado (1966)
8. Django (1966)
9. Czas masakry (1966)
10. Strzelby dla San Sebastian (1968)

* Stworzyłem także inne zestawienie spaghetti westernów, gdzie dołożyłem pięć innych tytułów (tutaj link).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz