Pages

Z dala od zgiełku

Far from the Madding Crowd (1967 / 168 minut)
reżyseria: John Schlesinger
scenariusz: Frederic Raphael na podst. powieści Thomasa Hardy'ego

Angielski dramat kostiumowy na podstawie powieści Thomasa Hardy'ego. Angielskie filmy kostiumowe kojarzą się z wystawnymi obrazami przedstawiającymi dwór królewski, intrygi, romanse. W filmie Schlesingera nie brakuje romansów, ale akcja rozgrywa się na uboczu, z dala od zgiełku, w wiejskim gospodarstwie. To film o skomplikowanych relacjach pomiędzy ludźmi. Barwna opowieść o miłości i szukaniu sensu życia. Reżyser spojrzał krytycznym okiem na ówczesne dziewiętnastowieczne społeczeństwo. Widać, że był dobrym obserwatorem, bo mimo że opowiada historię z poprzedniego wieku to zawarł w filmie sporo obserwacji współczesności. Obserwujemy realistycznie pokazaną pracę w gospodarstwie oraz ciekawych, wieloznacznych bohaterów, których decyzje i zachowania czasami trudno zrozumieć.

Z początku głównym bohaterem jest pasterz, który w niezwykłych okolicznościach traci stado owiec (nawiasem mówiąc jest to znakomita, zaskakująca scena). Z czasem ustępuje on miejsca dwóm innym bohaterom. Ale w centrum uwagi jest kobieta o biblijnym imieniu Batszeba, w której zakochują się trzej mężczyźni i niemal jednocześnie się jej oświadczają. Pojawiają się komplikacje, a ślub z jednym z tych facetów wcale nie rozwiązuje problemów. Sytuacja staje się jeszcze bardziej napięta.

Film wyróżnia się pięknymi zdjęciami Nicolasa Roega. Operator wykorzystał szerokie plany, pięknie i w kolorze sfotografował krajobrazy angielskiej prowincji. Nie wiem czy zakończenie jest zgodne z pierwowzorem literackim, ale było ono dla mnie zbyt oczywiste i banalne. Jednak to chyba jedyna wada filmu. Cała reszta jest świetnie zrealizowana i zagrana. W filmie wystąpiła czwórka znakomitych brytyjskich aktorów, z których trudno kogokolwiek wyróżnić. Julie Christie w roli młodej kobiety, która staje przed nowym wyzwaniem - musi zarządzać gospodarstwem, a nieoczekiwanie wplątuje się w związki uczuciowe. Terence Stamp w roli młodego sierżanta - postaci najbardziej skomplikowanej i niejednoznacznej. Peter Finch jako samotny i doświadczony właściciel gospodarstwa, który emanuje spokojem i opanowaniem, a w głębi duszy jest wściekły i zagniewany. Alan Bates jest tu ubogim pasterzem, który nikomu nie zawadza, usuwa się w cień, czekając cierpliwie na swój czas. Oni wszyscy zagrali doskonale swoje role, jednak należy też zwrócić uwagę na małą, ale dość wyrazistą rolę debiutantki, Prunelli Ransome w roli Fanny.

4 komentarze:

  1. Heh, nie gustuję w angielskich dramatach kostiumowych, a o tym filmie nawet nie słyszałem, więc nie będę się wypowiadał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Filmu nie znam, książki będącej pierwowzorem szczerze nie znoszę, ale komentarz dodać i tak muszę :) albowiem Julie Christie jest (była w młodości?) bardzo piękna, prawda? Czy to tylko moje zdanie, a męska część widowni ma inne? Bo ostatnio często tak mi się przydarza, że w ocenie kobiecej urody rozjeżdżam się trochę z panami.
    I Alan Bates, mistrz :) "Grek Zorba" to potwierdza!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem Julie Christie jest ładna, ale nie piękna :) Na pewno jest świetną aktorką, co bardzo szybko zauważono (w wieku 24 lat miała już Oscara na koncie). Co do Alana Batesa to się zgadzam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Julie Christie... to jest dopiero zjawisko! Jest czystą kobiecością, która odsłania się, jak rozszczepiony pryzmat : zmysłowa, uduchowiona, wulgarna, skromna, przaśna i wyrafinowana, olśniewająca i przeciętna. Jednym słowem piękna, bo piękno zawsze trwa w ruchu, jest proteusowe, nieuchwytne... Dlaczego nikt nie nakręcił z nią ,,Wichrowych Wzgórz'', tak w drugiej połowie 60-tych? I z Oliverem Reedem w roli Heathcliffa...
    Film bardzo fajny, Anglicy mają wspaniałe wyczucie własnego pejzażu, a scena ze spuszczaniem powietrza ze stada wzdętych baranów rozjebała mnie na amen :D Nicholas Roeg wkrótce stanie się reżyserem o najbardziej chyba ekstrawaganckim stylu wizualnym w tamtym czasie. Z aktorów wyróżniłbym jednego z moich ulubieńców, Terrence'a Stampa, określanego podówczas mianem ,,...najbardziej dekadenckiego brytyjskiego aktora, nie licząc Jamesa Foxa...''

    OdpowiedzUsuń