Pages

Cigarette Burns

Masters of Horror - 1x08: John Carpenter's Cigarette Burns (2005 / 59 minut)
reżyseria: John Carpenter
scenariusz: Drew McWeeny, Scott Swan

Czy istnieje horror, który tak silnie oddziałuje na widza, że może doprowadzić do okaleczania, samobójstwa lub morderstwa? Czy jakikolwiek fan horroru  nie marzy o tym, aby obejrzeć film, który został zakazany za zbytnią brutalność? Główny bohater otrzymuje pewne ciekawe zlecenie - ma odnaleźć kopię francuskiego horroru o intrygującym tytule Absolutny koniec świata. Z powodu drastycznych i niezwykle sugestywnych scen w filmie podczas premierowego seansu doszło do masakry. To spowodowało, że wszystkie kopie filmu zostały zniszczone. Istnieje jednak szansa, że jedna kopia filmu się zachowała - tak uważa pewien tajemniczy kolekcjoner, który bardzo chciałby obejrzeć i ... przeżyć ten film jeszcze raz. Wynajmuje więc młodego człowieka, by odnalazł ten zakazany film. Ten młody człowiek ma kłopoty finansowe, więc decyduje się podjąć tego zadania, mimo że wszyscy próbują go przekonać, w jak wielkie niebezpieczeństwo się pakuje. Zapowiedzią zbliżających się niebezpieczeństw są tajemnicze wizje - okręgi przypominające papierosowe oparzenia (stąd tytuł Cigarette Burns). Finał tej opowieści jest nie tylko zaskakujący, ale też szokuje okrucieństwem i surrealizmem.

Ten film jest ósmym odcinkiem serialu grozy pt. Masters of Horror. Z początku miałem zamiar krótko omówić wszystkie odcinki serialu, ale zaskoczony słabym poziomem pierwszych siedmiu odcinków porzuciłem ten zamiar i zająłem się tylko horrorem Johna Carpentera. Cigarette Burns jest zdecydowanie najlepszy z pierwszych ośmiu filmów, których wspólny tytuł Mistrzowie horroru jest bardzo nietrafiony. Nie widziałem epizodów 9-13, gdyż wątpię aby tacy „mistrzowie” jak William Malone i Lucky McKee zrobili coś lepszego niż prawdziwi mistrzowie tacy jak Dario Argento.

W poprzednich epizodach pomysły były mało ciekawe, choć czasami oparte na ciekawej literaturze (np. H.P. Lovecrafta), a zakończenie w większości tych filmów można było łatwo przewidzieć, często obecny był także humor. Z filmem Carpentera (bo traktuję go jako oddzielny film, a nie odcinek serialu) jest inaczej - fabuła jest oryginalna, ciekawa, dająca do myślenia, pozbawiona humoru, a zakończenie, jak napisałem w pierwszym akapicie, jest zaskakujące i szokujące. Jednak ten film powstał nie tylko po to, by szokować. Przez dłuższy czas dzieje się niewiele. Reżyser, mimo iż na opowiedzenie tej historii miał zaledwie godzinę, dość dobrze wykorzystał ten czas - w sposób inteligentny buduje klimat, przedstawiając ciekawe portrety psychologiczne. W zbudowaniu i rozwinięciu ludzkich charakterów pomogli mu aktorzy: Norman Reedus i Udo Kier. Znany ze Świętych z Bostonu Norman Reedus wcielił się w postać „poszukiwacza filmów”, na którego tajemniczy i zakazany film oddziałuje mocno jeszcze zanim go obejrzy. Udo Kier stworzył niezwykłą, sugestywną kreację, chociaż nie musiał grać, gdyż jego charakterystyczna twarz mówi więcej niż słowa i czyny - ten facet wygląda jak wampir albo psychopata. Nic dziwnego, że obsadzano go zwykle w surrealistycznych i hardcorowych horrorach (grał m.in. barona Frankensteina, hrabiego Draculę i doktora Jekylla w odważnych B-klasowych wersjach tych klasycznych opowieści).

Horror Johna Carpentera Cigarette Burns opowiada o obsesyjnym dążeniu do celu oraz o tym, do jakich przerażających skutków może doprowadzić podejmowanie się niepewnych zleceń. Bohaterowie filmu przekonują  się, jak cienka jest granica między poszukiwaniem czegoś za wszelką cenę a chorobą psychiczną. Oglądając niektóre horrory zastanawiamy się, czy reżyser chciał przestraszyć czy zaszokować widza, czy chciał rozbawić absurdalną sytuacją czy obecny w filmie  humor jest niezamierzony i wynika z nieudolności twórców. Carpenter na pewno nie zamierzał rozbawić ani dostarczyć rozrywki, gdyż w filmie nie ma niczego zabawnego ani atrakcyjnego wizualnie. Carpenter wykorzystał znakomite efekty gore, stworzone przez niezawodny duet Gregory Nicotero - Howard Berger, do opowiedzenia interesującej, pełnej napięcia i emocji, historii o ludziach przekraczających pewne granice, pokonujących własne słabości i lęki, stających oko w oko z czymś nieznanym i nieosiągalnym, by spróbować poznać i zrozumieć to „coś”. Warto jeszcze wspomnieć o tworzącej odpowiedni nastrój muzyce Cody'ego Carpentera. Chociaż kompozytor dostał pracę po znajomości, gdyż jest synem reżysera, to jednak spisał się całkiem nieźle i jego muzyka idealnie tu pasuje.

5 komentarzy:

  1. Świetny odcinek, najlepsza rzecz, jaką Carpenter popełnił od czasu ,,Prince of Darkness'' i ,,They Live''. Ale dla mnie, jak chodzi o pierwszą serię,,Masters...'' - numer 2, za ,,Imprint'' Takashi Miike. Generalnie, mimo nierównego poziomu, inicjatywa etatowego ekranizatora Kinga,Micka Garrisa budzi uznanie. Całkiem niezły splatter, jak na telewizyjną produkcję. W obu seriach dobrze wypadł Stuart Gordon ( z Lovecraftem i Poe), z pierwszej wyróżniłbym jeszcze Larry'ego Cohena, a z drugiej Brada Andersona. Argento jest od dawna cieniem dawnego siebie i tu się tylko tak ledwo ledwo z tego cienia wychylił. Poza interesującą charakteryzacją babola z ,,Jennifer'' i niektórymi scenami gore w ,,Pelts'' niczym szczególnym nie błysnął.Podobnie, jak inni starzy wyjadacze:Joe Dante pretensjonalny, John Landis chaotyczny,Don Coscarelli sztampowy, Tobe Hooper generalnie do dupy... Pasowałoby obadac hiszpańską odpowiedż na ,,Masters of Horror'' - ,,Filmy które nie dadzą ci zasnąc''.6 albo 8 odcinków i świetne nazwiska: Ibanez Serrador, De La Iglesia, Balaguero.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja skończyłem oglądać serial na ósmym odcinku czyli na odcinku Carpentera. Ogólnie to jestem rozczarowany serialem, a najbardziej mnie rozczarował Dario Argento. Bardziej od jego "Jenifer" podobał mi się epizod Coscarellego.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to przełam się i daj szansę Takashi Miike'mu.Jego odcinka nie zgodziła się wyemitowac telewizja, nawet za cenę ocenzurowania niektórych scen. Ukazał się dopiero w wydaniu płytowym. Something like ,,Shogun Sadism'' meets... ,,Basket Case''. Jak widziałeś ,,Gozu'' Miikego i Ci się spodobał, to nie pożałujesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie widziałem horrorów Miikego. Jedyny film tego twórcy jaki oglądałem to samurajski "13 Assassins". Bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  5. film taki sobie ciekawe zakończenie

    OdpowiedzUsuń