Pages

Wymyk

(2011 / 83 minuty)
reżyseria: Grzegorz Zgliński
scenariusz: Janusz Margański, Grzegorz Zgliński

Zaczyna się od brawurowej sceny kaskaderskiej - kierowca samochodu mija przejazd kolejowy na chwilę przed pociągiem. Ten śmiały wyczyn charakteryzuje czołowego bohatera Alfreda jako bezmyślnego i szalonego osobnika. Towarzyszący mu wtedy brat Jerzy wydaje się typem bardziej rozsądnym i odpowiedzialnym. Razem prowadzą firmę, przejętą po rozchorowanym ojcu. Rodzinny biznes dobrze prosperuje, ale między dwoma tak skrajnie różnymi osobami musi dojść do konfliktów i niekontrolowanych wybuchów.

Scenarzyści stawiają wkrótce obu braci w ekstremalnej sytuacji, która ma na celu sprawdzić ich psychikę i charakter. Chuligani drażnią się w pociągu z młodą dziewczyną. Jerzy staje w obronie nieznajomej, co kończy się dla niego tragicznie. A co robi Alfred? Nic, zupełnie nic. Ma przy sobie broń, a mimo to nie próbuje nastraszyć bandytów. Dlaczego nie reaguje? Zapewne dlatego, że nie jest Charlesem Bronsonem, tylko zwykłym facetem z polskiego miasteczka. Jednak pytanie, czy Alfred stchórzył czy chciał się pozbyć niewygodnego partnera w interesach, pozostaje otwarte. Siłą filmu jest właśnie to, że można go interpretować na kilka sposobów.

Niektóre fragmenty, jak otwierająca film scena brawurowej jazdy albo łapanie pociągu w biegu, mogą sugerować inspiracje zachodnimi produkcjami, ale szybko okazuje się, że to tylko zabiegi mające uzmysłowić wyraźną granicę między rzeczywistością a filmową fikcją. Obraz Zglińskiego wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Mimo iż reżyser konstruuje kilka scen podobnie jak to robią twórcy thrillerów to nie można tak jednoznacznie sklasyfikować filmu. Stosując odpowiednie ustawienia kamery reżyser genialnie ukazał staczanie się bohatera w otchłań kłamstw i poczucia winy. Z agresywnego i zarozumiałego szefa firmy zmienia się w osobę osaczoną i bezradną. Spojrzenia ludzi są dla niego jak płachta na byka, a internet, domena współczesności, okazuje się przydatnym narzędziem do demaskowania obłudy i fałszu, jakimi przepełniony jest świat.

Psychologiczną wiarygodność udało się uzyskać dzięki świetnym polskim aktorom, szczególnie wyróżnić należy Roberta Więckiewicza i Gabrielę Muskałę (która ma więcej nagród niż ról na koncie). Dialogi tak naprawdę nie są ważne - najistotniejsza wydaje się gra spojrzeń sugerująca wewnętrzne konflikty. To nie jest teatr, w którym aktorzy mówią głośno i wyraźnie. To film bardzo wyciszony, stonowany, nie zagłuszający myśli. Gorzki dramat psychologiczny, który opowiada bardzo autentyczną współczesną historię z wyraźną analogią do przypowieści o Kainie i Ablu. Pozornie banalne sceny, jak np. oglądanie filmu w internecie albo czuwanie przy szpitalnym łóżku, trzymają w ogromnej niepewności, a gesty i spojrzenia aktorów mówią więcej niż włożone w ich usta słowa. Bo usta często mówią kłamstwa, zaś prawdę można wyczytać z twarzy. Niewykluczone, że to jeden z najwybitniejszych filmów polskich ostatnich lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz