reżyseria: Grzegorz Zgliński
scenariusz: Janusz Margański, Grzegorz Zgliński
Zaczyna
się od brawurowej sceny kaskaderskiej - kierowca samochodu mija
przejazd kolejowy na chwilę przed pociągiem. Ten śmiały wyczyn
charakteryzuje czołowego bohatera Alfreda jako bezmyślnego i szalonego
osobnika. Towarzyszący mu wtedy brat Jerzy wydaje się typem bardziej
rozsądnym i odpowiedzialnym. Razem prowadzą firmę, przejętą po
rozchorowanym ojcu. Rodzinny biznes dobrze prosperuje, ale między dwoma
tak skrajnie różnymi osobami musi dojść do konfliktów i
niekontrolowanych wybuchów.
Scenarzyści stawiają
wkrótce obu braci w ekstremalnej sytuacji, która ma na celu sprawdzić
ich psychikę i charakter. Chuligani drażnią się w pociągu z młodą
dziewczyną. Jerzy staje w obronie nieznajomej, co kończy się dla niego
tragicznie. A co robi Alfred? Nic, zupełnie nic. Ma przy sobie broń, a
mimo to nie próbuje nastraszyć bandytów. Dlaczego nie reaguje? Zapewne
dlatego, że nie jest Charlesem Bronsonem, tylko zwykłym facetem z
polskiego miasteczka. Jednak pytanie, czy Alfred stchórzył czy chciał
się pozbyć niewygodnego partnera w interesach, pozostaje otwarte. Siłą
filmu jest właśnie to, że można go interpretować na kilka sposobów.
Niektóre
fragmenty, jak otwierająca film scena brawurowej jazdy albo łapanie
pociągu w biegu, mogą sugerować inspiracje zachodnimi produkcjami, ale
szybko okazuje się, że to tylko zabiegi mające uzmysłowić wyraźną
granicę między rzeczywistością a filmową fikcją. Obraz Zglińskiego
wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Mimo iż reżyser konstruuje kilka scen
podobnie jak to robią twórcy thrillerów to nie można tak jednoznacznie
sklasyfikować filmu. Stosując odpowiednie ustawienia kamery reżyser
genialnie ukazał staczanie się bohatera w otchłań kłamstw i poczucia
winy. Z agresywnego i zarozumiałego szefa firmy zmienia się w osobę
osaczoną i bezradną. Spojrzenia ludzi są dla niego jak płachta na byka, a
internet, domena współczesności, okazuje się przydatnym narzędziem do
demaskowania obłudy i fałszu, jakimi przepełniony jest świat.
Psychologiczną
wiarygodność udało się uzyskać dzięki świetnym polskim aktorom,
szczególnie wyróżnić należy Roberta Więckiewicza i Gabrielę Muskałę
(która ma więcej nagród niż ról na koncie). Dialogi tak naprawdę nie są
ważne - najistotniejsza wydaje się gra spojrzeń sugerująca wewnętrzne
konflikty. To nie jest teatr, w którym aktorzy mówią głośno i wyraźnie.
To film bardzo wyciszony, stonowany, nie zagłuszający myśli. Gorzki
dramat psychologiczny, który opowiada bardzo autentyczną współczesną
historię z wyraźną analogią do przypowieści o Kainie i Ablu. Pozornie
banalne sceny, jak np. oglądanie filmu w internecie albo czuwanie przy
szpitalnym łóżku, trzymają w ogromnej niepewności, a gesty i spojrzenia
aktorów mówią więcej niż włożone w ich usta słowa. Bo usta często mówią
kłamstwa, zaś prawdę można wyczytać z twarzy. Niewykluczone, że to jeden
z najwybitniejszych filmów polskich ostatnich lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz