reżyseria: Fred Cavayé
scenariusz: Fred Cavayé, Guillaume Lemans na podst. pomysłu Guillaume'a Lemansa
Reżyser Miasta gniewu (2004) Paul Haggis wydawał się twórcą obdarzonym nieprzeciętną inwencją, ale już jego trzeci hollywoodzki film wskazuje, że pomysły mu się wyczerpały. Zrealizowany w 2010 roku The Next Three Days to kopia francuskiego filmu z 2008. Haggisowi udało się do swojej wersji zaangażować Russella Crowe'a i stworzył film poprawny, czasem trzymający w napięciu, który mimo zalet jest zupełnie niepotrzebnym remakiem. Natomiast francuski oryginał to znacznie ciekawszy sensacyjny dramat o zwykłych ludziach, którzy na własnej skórze przekonują się, jak bardzo system łapania przestępców jest nieskuteczny. Wystarczy znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, by trafić do paki na wiele lat. Fred Cavayé nie miał do dyspozycji tak charyzmatycznego aktora jak Russell Crowe, ale za to miał Diane Kruger. I wygrał.
Filmów o ucieczce z więzienia było multum, ale ten jest inny. Żona siedząc za kratami nic nie wie o planach męża, podejrzewa nawet, że ma kochankę i nawet do głowy by jej nie przyszło, że szykuje dla niej życie na wolności. Gotów jest zaryzykować życie i pracę, by odbić żonę z mamra, skazaną za niewinność. Nie przypomina amanta i pod nieobecność żony nie flirtuje z kobietami, nie przypomina herosa, więc jego ucieczka stoi pod znakiem zapytania. Kulminacyjna scena została rozegrana w taki sposób, iż widz ma wątpliwości, czy im się uda - cały czas policja depcze im po piętach, wydaje się, że dosięgnie ich ramię sprawiedliwości. Bo to że kobieta jest niewinna przestaje mieć znaczenie - ucieczka symbolizuje bunt przeciwko nieskutecznym sądom i wadliwemu systemowi. Zanim jednak dojdzie do kulminacji główny bohater przygotowuje plan, którego częścią jest zdobycie funduszy i fałszywych dokumentów oraz przygotowanie trasy ucieczki i sposobu na uniknięcie zatrzymania przez policję. Nie wszystko idzie zgodnie z planem - w poszukiwaniu pomocy trafia do spelunki, gdzie zostaje okradziony i pobity. Ale się nie poddaje.
Odtwórca głównej roli Vincent Lindon wygląda na przeciętnego faceta, co jest zaletą i wypada dość wiarygodnie jeśli idzie o przedstawienie losów everymana, którego desperacja popycha do szalonych kroków. Jednak to niemiecka aktorka Diane Kruger stworzyła najbardziej wiarygodną kreację. Gdy widzimy ją w więzieniu trudno nie dostrzec jej rozpaczy, depresji, zmęczenia, ale i pogodzenia się z losem, ulatniającej się nadziei i przekonania, że sprawiedliwość rzadko zwycięża. Diane zdecydowanie lepiej poradziła sobie z tą postacią niż aktorka z remake'u Elizabeth Banks. Reżyser słusznie postawił na psychologiczny dramat zwykłych ludzi, ograniczając do minimum sceny akcji. Mamy tu jedną krótką strzelaninę oraz kilka fragmentów, które są w stanie zaintrygować i podtrzymać zainteresowanie odbiorców. Mocnym punktem tego dramatu są ciekawe relacje pomiędzy dwójką małżonków, którzy nawet przebywając oddzielnie są ze sobą mocno związani, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić.
Nie jest to film zbyt dynamiczny i czasem można ziewnąć podczas oglądania, to jednak po obejrzeniu widz pozostaje z natłokiem myśli i refleksji. Fred Cavayé zadaje pytanie, co byśmy zrobili na miejscu protagonisty? Czy wiedząc, że ukochana osoba spędzi za murami więzienia wiele lat, mimo iż nie popełniła zarzucanego jej czynu, złamalibyśmy prawo, by ją stamtąd wyciągnąć? Na takie pytanie człowiek może sobie odpowiedzieć dopiero wówczas, gdy znajdzie się w tak trudnej sytuacji. Nie brakuje w filmie zbiegów okoliczności, ale one nie odbierają przyjemności w oglądaniu. Już samo aresztowanie kobiety na początku filmu wynika z nieszczęśliwego zbiegu okoliczności i gdy reżyser stosuje ten chwyt to robi to z wyczuciem, by podkreślić rolę przypadku w życiu człowieka. Bardzo dobre kino, a jego remake tylko potwierdza, że z tej historii nie można było wyciągnąć więcej. Wersja Haggisa oferuje tylko kolejną dobrą rolę Russella Crowe'a, wersja znad Sekwany daje zaś porządny zastrzyk emocji i prowokuje do przemyśleń.
Filmów o ucieczce z więzienia było multum, ale ten jest inny. Żona siedząc za kratami nic nie wie o planach męża, podejrzewa nawet, że ma kochankę i nawet do głowy by jej nie przyszło, że szykuje dla niej życie na wolności. Gotów jest zaryzykować życie i pracę, by odbić żonę z mamra, skazaną za niewinność. Nie przypomina amanta i pod nieobecność żony nie flirtuje z kobietami, nie przypomina herosa, więc jego ucieczka stoi pod znakiem zapytania. Kulminacyjna scena została rozegrana w taki sposób, iż widz ma wątpliwości, czy im się uda - cały czas policja depcze im po piętach, wydaje się, że dosięgnie ich ramię sprawiedliwości. Bo to że kobieta jest niewinna przestaje mieć znaczenie - ucieczka symbolizuje bunt przeciwko nieskutecznym sądom i wadliwemu systemowi. Zanim jednak dojdzie do kulminacji główny bohater przygotowuje plan, którego częścią jest zdobycie funduszy i fałszywych dokumentów oraz przygotowanie trasy ucieczki i sposobu na uniknięcie zatrzymania przez policję. Nie wszystko idzie zgodnie z planem - w poszukiwaniu pomocy trafia do spelunki, gdzie zostaje okradziony i pobity. Ale się nie poddaje.
Odtwórca głównej roli Vincent Lindon wygląda na przeciętnego faceta, co jest zaletą i wypada dość wiarygodnie jeśli idzie o przedstawienie losów everymana, którego desperacja popycha do szalonych kroków. Jednak to niemiecka aktorka Diane Kruger stworzyła najbardziej wiarygodną kreację. Gdy widzimy ją w więzieniu trudno nie dostrzec jej rozpaczy, depresji, zmęczenia, ale i pogodzenia się z losem, ulatniającej się nadziei i przekonania, że sprawiedliwość rzadko zwycięża. Diane zdecydowanie lepiej poradziła sobie z tą postacią niż aktorka z remake'u Elizabeth Banks. Reżyser słusznie postawił na psychologiczny dramat zwykłych ludzi, ograniczając do minimum sceny akcji. Mamy tu jedną krótką strzelaninę oraz kilka fragmentów, które są w stanie zaintrygować i podtrzymać zainteresowanie odbiorców. Mocnym punktem tego dramatu są ciekawe relacje pomiędzy dwójką małżonków, którzy nawet przebywając oddzielnie są ze sobą mocno związani, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić.
Nie jest to film zbyt dynamiczny i czasem można ziewnąć podczas oglądania, to jednak po obejrzeniu widz pozostaje z natłokiem myśli i refleksji. Fred Cavayé zadaje pytanie, co byśmy zrobili na miejscu protagonisty? Czy wiedząc, że ukochana osoba spędzi za murami więzienia wiele lat, mimo iż nie popełniła zarzucanego jej czynu, złamalibyśmy prawo, by ją stamtąd wyciągnąć? Na takie pytanie człowiek może sobie odpowiedzieć dopiero wówczas, gdy znajdzie się w tak trudnej sytuacji. Nie brakuje w filmie zbiegów okoliczności, ale one nie odbierają przyjemności w oglądaniu. Już samo aresztowanie kobiety na początku filmu wynika z nieszczęśliwego zbiegu okoliczności i gdy reżyser stosuje ten chwyt to robi to z wyczuciem, by podkreślić rolę przypadku w życiu człowieka. Bardzo dobre kino, a jego remake tylko potwierdza, że z tej historii nie można było wyciągnąć więcej. Wersja Haggisa oferuje tylko kolejną dobrą rolę Russella Crowe'a, wersja znad Sekwany daje zaś porządny zastrzyk emocji i prowokuje do przemyśleń.
O amerykańskiej wersji słyszałem, ale nie miałem okazji oglądać, tymczasem nawet nie wiedziałem, że jest to remake. Dziwić, mnie to jednak nie dziwi, bo Amerykanie uwielbiają przerabiać francuskie filmy. Ale skoro nie widziałem remake'u, to z tym większą chęcią sięgnę po oryginał.
OdpowiedzUsuńJa widziałem obie wersje i zgadzam się z Tobą, że Diane Kruger wygrała z Russellem Crowem :) To ciężki i poruszający film, moim zdaniem jak najbardziej warty obejrzenia.
OdpowiedzUsuń