Pages

Spartakus: Bogowie areny

Spartacus: Gods of the Arena
(2011 / 6 epizodów)
pomysł serii: Steven S. DeKnight

Ludzie od dawna pragnęli rozrywki, chcąc wyrwać się od nudnej codzienności. W starożytności największą atrakcję stanowiły krwawe igrzyska, podczas których dokonywano egzekucji lub też wypuszczano gladiatorów do walki na śmierć i życie. Obiecywano im chwałę, uwielbienie tłumu i nagrody - tak nimi manipulowano, że zamiast myśleć o wolności marzyli przede wszystkim o zwycięstwach na arenie, o zostaniu championem lub o honorowej śmierci ze splamionym krwią mieczem w dłoni. Dopiero Spartakus zaszczepił w tych ludziach myśl o uwolnieniu się spod jarzma Rzymian, którzy bogacą się na krwawych igrzyskach. Dopiero on uświadomił gladiatorom, że nie powinni walczyć przeciwko sobie, ale przeciwko swoim panom, którzy zrobili z nich maszyny do zabijania.

W miniserialu Bogowie areny nie ma jednak Spartakusa, ale podobnie jak poprzednik zatytułowany Krew i piach jest to serial nie tylko o tym jak zostać bogiem areny, ale również o dążeniu do wolności jednego z bohaterów. Arena jest centrum wydarzeń i wokół niej toczą się także polityczne gierki, których głównym (anty) bohaterem (ale i ofiarą) jest Quintus Lentulus Batiatus. Jego charakter został nieco rozbudowany, nie jest zepsuty do szpiku kości jak w poprzedniej serii, nie jest już taki samolubny za jakiego uważał go Spartakus. Nie chce rozstać się z żoną, Lukrecją, nawet mimo groźby wydziedziczenia, nie chce zabić ojca, mimo tego że ten nie sprzyja jego zamiarom. Jego największym wrogiem jest równie perfidny Tuliusz, którego pragnie zniszczyć, zgnieść jak orzecha i zakopać głęboko w ziemi, by szybko zapomniano jego imię i zasługi. To jednak człowiek wpływowy, więc nie będzie łatwo go podejść. Ale Batiatus jest osobą impulsywną, więc wystarczy iskra, by wzniecić w jego umyśle ogień gniewu, nienawiści i zemsty.

Forma wizualna i najważniejsze cechy pierwowzoru pozostały niezmienne. Nadal fabuła łączy walkę o wpływy z niedolą gladiatorów i przyprawiona jest dużą ilością krwi i seksu. Twórcy byli na tyle rozsądni, że nie powtarzali pomysłów z pierwowzoru, np. już w pierwszym odcinku jest scena jakiej wcześniej nie było - uliczna walka, w której gladiator pokonuje przeciwnika z zawiązanymi oczami. Ponieważ jest to prequel, w którym występuje sporo postaci z oryginalnej serii, wiadomo że niektórzy nie mogą zginąć, bo odegrają jeszcze ważną rolę w życiu Spartakusa, który dopiero ma przybyć do Kapui. Scenarzystom wystarczyło pomysłów, by zaskoczyć, zaszokować, wzbudzić emocje aż do samego końca. Mimo iż serialem wciąż rządzą te same reguły, nadal ogląda się z ogromnym zainteresowaniem.


Oprócz świetnie poprowadzonej akcji serial cechuje galeria arcyciekawych postaci. Ojnomaos (Peter Mensah) otrzymał tytuł Doctore, co daje mu prawo szkolenia gladiatorów i utrzymywania dyscypliny, Gannikus (Dustin Clare) to niepokonany wojownik, który nieoczekiwanie wpada w miłosne sidła, Aszur (Nick Tarabay) próbuje udowodnić, że zasługuje na znak braterstwa, a brak odpowiednich umiejętności nadrabia sprytem i podstępem, natomiast Kriksos (Manu Bennett) to adept, który pragnie być championem. Są jeszcze Dagan i Barca, ale oni pełnią marginalną rolę. Ten pierwszy służy głównie do rozbudowania postaci Aszura, zaś wątek drugiego ma na celu zwrócenie uwagi, że wśród gladiatorów mogli być homoseksualiści. Przy okazji warto dodać, że Ojnomaos, Gannikus i Kriksos to postacie autentyczne, które pełniły ważną funkcję w Powstaniu Spartakusa. O ile serial Krew i piach opowiadał o dążeniu Spartakusa do wolności, tak Bogowie areny opowiadają o tym, jaką drogę do wolności przeszedł Gannikus.

John Hannah jako Quintus Lentulus Batiatus znajduje godnego przeciwnika, który dorównuje mu pod względem podłości i perfidii - jest nim Stephen Lovatt jako Tuliusz. Obaj nie lubią przegrywać i po trupach dążą do celu. Jednak to John Hannah, odtwórca roli nieprzewidywalnego lanisty jest centralną postacią i to on najbardziej zachwyca aktorską formą. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam aktor, który pełnił komediową funkcję w cyklu o Mumii. Wśród postaci kobiecych na szczególne wyróżnienie zasługują: piękna żona Ojnomaosa, Melitta (Marisa Ramirez) i wierna przyjaciółka Lukrecji, Gaja (Jaime Murray) - obie wzbudzają sympatię, a także obawę, że „klątwa domu Batiatusa” może ich dosięgnąć. W serialu odbiorca znajdzie też odpowiedzi na wiele pytań, łączących serię pierwszą i drugą. W jaki sposób Lukrecja (Lucy Lawless) rozpoczęła schadzki z Kriksosem? W jakich dramatycznych okolicznościach Naevia (Lesley-Ann Brandt) została osobistą niewolnicą Lukrecji? W jaki sposób Soloniusz (Craig Walsh-Wrightson) został właścicielem gladiatorów i z przyjaciela Batiatusa zmienił się w jego wroga? Co sprawiło, że Kriksos został mistrzem, zaś Aszur przestał walczyć na arenie, stając się zaufanym pomagierem Batiatusa?


Bogowie areny to serial rozrywkowy, ale trudno nie dostrzec w nim obrazu społeczeństwa w stanie rozkładu. Aby zdobyć szacunek, wysoką pozycję i udział w igrzyskach Batiatus decyduje się zhańbić swój dom urządzając w nim orgie dla amoralnych i pozbawionych skrupułów dostojników. Niewolnice traktowane są przedmiotowo, nikt ich nie pyta o zdanie, tylko oczekuje posłuszeństwa. Gladiatorzy również mają być dyspozycyjni w każdej chwili, a przykład Ojnomaosa wskazuje, że posłuszeństwo może zostać należycie nagrodzone. Zdobywa on nie tylko szacunek i zaufanie swojego pana, ale też piękną żonę i awans, dzięki któremu nie musi obawiać się śmierci na arenie. Gdy jednak ktoś z niewolników spróbuje ucieczki karą może być tylko śmierć - jako przestroga dla tych, którym nie odpowiada życie w niewoli.

Krew i piach oraz Bogowie areny za pomocą wyszukanej formy i historycznych postaci prezentują świat starożytny zepsuty przez niejasne podziały, niezdrową ambicję, nieludzkie zachowania, bezgraniczną żądzę krwi i fascynację śmiercią. W świecie gladiatorów istnieje wprawdzie coś takiego jak symbol braterstwa, ale górę bierze jednak rywalizacja - każdy myśli o tym, jak przetrwać, jak zwyciężyć. Nie ma tu miejsca na braterstwo, przyjaźń czy miłość - jest tylko stalowa oręż, piach i wypełniona po brzegi arena, gdzie można albo efektownie umrzeć albo cieszyć się chwałą i uwielbieniem tłumu. Trudno powiedzieć, który z seriali firmowanych imieniem Spartakusa jest lepszy. Oba są zrealizowane z inwencją i polotem, żaden odcinek nie jest nudny, każdy posuwa akcję do przodu, a finał okazuje się genialnym zwieńczeniem całości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz