Pages

Ziarnka piasku

The Sand Pebbles (1966 / 182 minuty)
reżyseria: Robert Wise
scenariusz: Robert Anderson na podst. powieści Richarda McKenny

Mimo iż Steve McQueen zagrał świetne role u Johna Sturgesa, Sama Peckinpaha i Franklina J. Schaffnera to jednak współpraca z Robertem Wise'em przyniosła mu jedyną w karierze nominację do Oscara. Ziarnka piasku to epickie kino o marynarzach uwikłanych w polityczne zawirowania w Chinach z czasów rewolucyjnych wojen domowych (lata 20. ubiegłego wieku). Pływająca po rzece Jangcy kanonierka San Pablo patrolując przybrzeżne rejony Szanghaju jest świadkiem wielu dramatycznych wydarzeń, które mają miejsce wraz z przybyciem mechanika Jake'a Holmana. Tytuł filmu ma charakter metaforyczny, gdyż żadnej pustyni tu nie zobaczymy, a ziarnka piasku to po prostu ludzie - jest ich tak wielu, że zaginięcie kilku nie ma znaczenia. A jednak losy bohaterów nie są widzom obojętne.

Specjalista od silników Jake Holman, dzięki genialnej kreacji Steve'a McQueena, to postać od której bije szczerość, autentyzm i profesjonalizm. Jako mechanik jest mistrzem w swoim fachu, którego nie omija pech - staje się Jonaszem, zwiastunem nieszczęścia i osobą niepożądaną na okręcie. W nim samym dokonuje się przemiana - z początku nie interesuje go polityka ani Chińczycy, gdy jednak poznaje bliżej tutejszą sytuację nie potrafi przejść obojętnie obok niesprawiedliwości. McQueen w roli Holmana ma w sobie coś z naiwnego młodzieńca i heroicznego szeryfa, wrażliwego twardziela i odważnego żołnierza, solidnego inżyniera i nieokrzesanego buntownika. To z pewnością jedna z jego najlepszych ról - choć na pierwszym miejscu stawiam jego mistrzowską kreację więźnia Papillona to jestem w stanie zrozumieć dlaczego oscarową nominację otrzymał za rolę Holmana.

Ale nawet tak zdolny aktor nie potrafiłby utrzymać zainteresowania publiczności przez trzy godziny seansu. Twórcy filmu wprowadzili więc wątki poboczne, które miały budować charakter głównej postaci i mówić coś o sytuacji politycznej kraju. Richard Attenborough wcielił się w postać uczuciowego marynarza, który zakochuje się w chińskiej hostessie. Richard Crenna jako kapitan okrętu przekonująco pokazuje zarówno władczy charakter jak i obawę o życie swoich ludzi - jako dowódca Rambo mnie nie przekonał, tu jednak wypadł zdecydowanie lepiej. Marayat i Mako wzbudzają litość i współczucie w rolach osób słabych psychicznie, stających się ofiarami losu, potrzebujących wsparcia. Natomiast Simon Oakland zagrał aroganckiego i złośliwego wilka morskiego, który lubi dręczyć słabszych (co ciekawe, ta jednoznacznie negatywna postać ma polsko brzmiące nazwisko - Stawski).


Być może ważny jest tu kontekst historyczny, ale dla mnie to przede wszystkim przygodowy dramat, w którym ważni są ludzie - dla jednych nic nie znaczące ziarnka piasku, dla innych bohaterowie z krwi i kości, z którymi można się identyfikować. Film Wise'a zachwyca niesamowitym autentyzmem rzadko spotykanym w klasycznym kinie hollywoodzkim - nie ma tu żadnych blue screenów i dorysówek, żadnych miniaturowych makiet i modeli. Są za to urzekające plenery Tajwanu oraz doskonała scenografia Borisa Levena, w tym napędzany silnikami Diesla mały okręt wojenny San Pablo, zaprojektowany specjalnie do filmu, będący jednym z głównych bohaterów produkcji. Praca zespołowa całej ekipy, nawet licznej grupy statystów, uczyniła z tej historii kino wielkiego formatu.

Film nie przytłacza swoją epickością - 180 minut w tym przypadku nie jest przesadą, ten czas w zupełności wystarczył na scharakteryzowanie postaci i przedstawienie dramatycznych konfliktów między ludźmi różnych ras i obyczajów. Pływający pod powiewającą na wietrze amerykańską flagą ludzie w białych mundurach stanowią bardzo zróżnicowaną ekipę. Można ją porównać do trybików w maszynie - w jednej chwili działają sprawnie, a w następnej mogą odmówić posłuszeństwa. Z całą pewnością jest to kino wybitne - sto razy lepsze od tych musicali, za które Wise dostał Oscary w latach 60. Możliwe że to w ogóle najlepszy film tego twórcy - zresztą sam reżyser był z tego filmu bardzo dumny.

16 komentarzy:

  1. Dobry tekst, ale co ważniejsze zapowiada się naprawdę interesujący film. McQueen to jeden z moich ulubionych aktorów, więc już dodaje ten tytuł do listy Must-Have-Seen. Dzięki za wygrzebanie takiej perełki.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też go lubię, choć filmy z nim bardzo różnie mi podchodzą. Np niemal najsłynniejszy "Bullit", choć niewątpliwie dobry, nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, jak się spodziewałem.

      Usuń
    2. "Bullitt" to bardzo specyficzny film. I wcale nie jest genialny jeśli chodzi o fabułę i całą reszkę (zresztą nakręcony na podstawie bardzo słabej książeczki, którą kiedyś czytałem). Jednak sama scena pościgu i dodatkowo McQueen tworzy z tego filmu obraz kultowy.

      Usuń
    3. No scena pościgu chyba do dzisiaj nie przebita.

      Usuń
    4. Ja również nie należę do wielbicieli "Bullitta", film według mnie średni. Ale pościg rzeczywiście znakomity, możliwe że gdyby nie ta scena pościgu film przeszedłby bez echa. No i gdy w pierwszym zdaniu recenzji wymieniłem reżyserów, u których McQueen zagrał świetne role, celowo pominąłem Petera Yatesa, gdyż McQueen z pewnością miał ciekawsze role niż Frank Bullitt.

      Usuń
    5. I tu muszę stanowczo zaprotestować. Bullitt to genialny film i wcale nie tylko pościg, ale cały film. A Steve w nim wymiata.

      Usuń
    6. To zależy jak leży, ale bądźmy szczerzy (ale mi się zrymowało :D), że film nie powala. Ja jako wielki fan tego obrazu powinienem się rzucać do gardła każdemu, kto się źle na jego temat wyrazi, ale jakoś tego nie robię, bo potrafię zrozumieć, że nie do każdego on trafia. Narracja jest powolna. Mało dialogów. Czasami troszkę wieje nudą z ekranu. Mnie to się akurat podoba, ale...

      Usuń
    7. Nie twierdzę, że to zły film, ale tak jak piszesz, nie powalił mnie. "Ziarnka piasku", choć też ma powolną narrację, znacznie bardziej mnie zachwycił. A za najsłabszy film z McQueenem uważam zdecydowanie "Sprawę Thomasa Crowna".

      Usuń
    8. A mnie akurat bardzo się podobał ten film. W jakimś stopniu chyba nawet bardziej niż późniejszy remake.

      Usuń
    9. Mnie nie podobał się ani remake ani oryginał ;)

      Usuń
  2. McQueen to w moim mniemaniu aktor słabszy niż zachwyt i sława, które mu towarzyszyły. Ale w Westernach zawsze był świetny, a najlepszą rolę zagrał w "Nevada Smith".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. McQueen to aktor bardzo elektryzujący i przyciągający uwagę widzów. Potrafił "ukraść" filmy dużo większym gwiazdom niż on, na przykład w "Siedmiu wspaniałych" za co Yul Brynner był bardzo na niego zły ;) Ale to wszystko pojęcie względne, bo tyle opinii ile "oglądaczy" filmów. Dla mnie McQueen zawsze był "cool" i jest w pierwszej trójce moich ulubionych aktorów wszech czasów.

      Usuń
    2. popieram!

      Usuń
  3. Co ciekawe, dziś "Ziarna pisaku" leciały nawet w telewizji na Polsat Film, ale zaczęły się o 9:30 i jak włączyłem to już było z dwie godziny po rozpoczęciu :( Ale od czego jest internet :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oglądałem właśnie na Polsat Film, tylko że kilka dni temu i o późniejszej porze ;)

      Usuń
    2. Ja tak jak napisałem, znalazłem "swój własny egzemplarz" w Internecie i jak znajdę trzy godziny to pewnie obejrzę. Póki co - nie ma szans :/

      Usuń