Pages

Kapitan Blood

Captain Blood (1935 / 119 minut)
reżyseria: Michael Curtiz
scenariusz: Casey Robinson na podst. powieści Rafaela Sabatiniego

Zrealizowany w połowie lat 30. film przygodowy Kapitan Blood to dzieło przełomowe i inspirujące, które nadało właściwy kierunek dla rozwoju gatunku. Między tym filmem a nowoczesnymi formalnie Piratami z Karaibów jest prawie 70 lat różnicy, a jednak film Curtiza ani trochę się nie zestarzał, nadal będąc pierwszorzędną rozrywką dla widzów w każdym wieku. Jest w nim wszystko czym cechują się najlepsze filmy przygodowe, poczynając od ciekawej fabuły, która rzuca charyzmatycznego bohatera w sam środek wielkiej przygody. Peter Blood jest irlandzkim lekarzem stroniącym od polityki i wojny, ale skutki toczącej się rewolucji także i jego dosięgają. Za pomoc rannemu buntownikowi zostaje skazany i deportowany na Jamajkę, gdzie ma być sprzedany w niewolę. Kupuje go bratanica angielskiego pułkownika, piękna Arabella, po czym Blood trafia na plantację pułkownika Bishopa. Nie jest to jednak dramat o niewolnictwie, ale rasowa przygodówka, więc wkrótce bohater pozbędzie się kajdan oraz zazna prawdziwej wolności i męskiej przygody.

Rok 1685 to czas panowania rządów absolutnych Jakuba II Stuarta, które budziły sprzeciw, prowadziły do burzliwych konfliktów, wreszcie do rewolucji. Jedną z niewinnych, przypadkowych ofiar kapryśnego władcy jest doktor Blood - za niewyparzony język, brutalną szczerość i ambiwalentny stosunek do polityki zostaje skazany, ale udaje mu się uniknąć szubienicy. Król nieświadomie okazał mu łaskę - nie przypuszczał, że skazując go na niewolę daje mu szansę na wolność. Innym paradoksem jaki przytrafia się irlandzkiemu lekarzowi jest atak hiszpańskich korsarzy na będące pod angielską kontrolą miasto Port Royal na Jamajce. Hiszpanie są wrogami jego ojczyzny, ale to dzięki nim udaje mu się uciec z niewoli, zdobyć porządny okręt i wypłynąć na szerokie wody w poszukiwaniu dalszych przygód. Pojawiające się zbiegi okoliczności i interwencje w ostatniej chwili nie są z pewnością wadą tej produkcji, ale regułą gatunku, która posuwa akcję do przodu.

Imigrant z Węgier Michael Curtiz miał dobrą rękę do kina przygodowego. Kapitan Blood jest nakręcony z lekkością i finezją, a przygody tu zaprezentowane zapewniają wrażenia nie mniejsze niż kręcone współcześnie spektakularne blockbustery. Ten film naprawdę nie potrzebuje remake'u, bo jest mistrzowskim reprezentantem w swoim gatunku. Gdyby dzisiejsza publiczność nie była uprzedzona do czarno-białych przedwojennych staroci to ten film z pewnością byłby jednym z najchętniej oglądanych klasyków. Znakomicie została poprowadzona akcja, wcale nie czuje się, aby wydarzenia zmierzały mechanicznie do finału. Każda scena została rozważnie przemyślana, jakby każdy fragment, gest lub spojrzenie miały istotne znaczenia dla rozwoju fabuły i charakterystyki postaci. W klasycznym kinie hollywoodzkim happy end musiał być nieodłącznym elementem spektaklu, a w tej produkcji jest on nawet podwójny. Szczęśliwe rozwiązanie dotyczy nie tylko wątku miłosnego, ale i politycznego - król Jakub II Stuart zostaje wygnany, a jego miejsce na angielskim tronie zajmuje Wilhelm III Orański.

Najważniejszą cechą filmu są barwne i żywe postacie, przede wszystkim pełen wigoru Peter Blood, który jest zwolennikiem porządku i sprawiedliwości. Jest jak Robin Hood, który sprzeciwiając się możnowładcom nie stawał przeciwko Anglii, ale przeciwko tyranii, niewolnictwu i anarchii. Gdy Blood zostaje wyjętym spod prawa piratem ustanawia reguły, które mają uczynić jego towarzyszy zgranym bractwem, szanującym życie, wolność i kobiety. Takich zasad nie ma jego francuski sojusznik Levasseur, więc wkrótce musi dojść do pojedynku między nimi. Ciekawą postacią jest także Arabella Bishop - nieco rozpieszczona damulka, do której stopniowo dociera jaką niegodziwością jest handel ludźmi. Natomiast jej wuj to człowiek zawzięty, nadużywający władzy, okrutny dla niewolników, lecz zupełnie niegroźny dla piratów. Załoga bukanierów dowodzona przez Blooda to ludzie solidarni wobec siebie, szanujący swojego dowódcę - nie chcą się buntować, mimo iż w pewnym momencie miłość tak zaślepia ich kapitana, że gotów jest poprowadzić okręt w pułapkę.

Wytwórnia Warner Bros. wydała na produkcję ponad milion dolarów licząc na spektakularny sukces kasowy. Jednak cały film został nakręcony w Kalifornii, a w obsadzie znalazły się mało znane nazwiska. Aktorzy otrzymali więc niepowtarzalną okazję do zaprezentowania swojej osobowości i wkrótce dołączyli do grona dobrze opłacanych gwiazd Hollywoodu. Dzięki wyjątkowo zręcznej reżyserii Curtiza nie odczuwa się teatralności i bufonady, a przy tym film nie sprawia wrażenia archaicznego. Widowiskowe zdjęcia, piękne żaglowce, efektowne bitwy pozwalają skupić się na akcji i losach bohaterów zamiast roztrząsać dylematy dotyczące prawdopodobieństwa i logiki wydarzeń. Aktorzy grają naturalnie, widać u nich poczucie humoru i zamiłowanie do przygód. Errol Flynn przekonująco pokazał zarówno pogardę dla ludzkiej niegodziwości jak i zawadiackie usposobienie, które czyni z jego bohatera postrach Karaibów. Basil Rathbone pierwszy raz popisał się tu umiejętnościami szermierczymi, przy okazji wiarygodnie odgrywając cechy nikczemnika, łotra, bezwzględnego korsarza. Wspaniała jest 19-letnia Olivia de Havilland - piękna, pełna magnetyzmu i uroku aktorka swój stosunek do tytułowego bohatera zaprezentowała bez słów, za pomocą delikatnych gestów i nieobojętnych spojrzeń.

Inspirując się powieścią Sabatiniego scenarzysta ciekawie i bez patosu opowiedział o handlu żywym towarem. Wyraźnie widać, że pod tym względem morscy rozbójnicy, plantatorzy i przedstawiciele władz nie różnili się od siebie. Każdy, poza niewolnikami rzecz jasna, popierał niewolnictwo, które stanowiło dochodowy biznes. Bez wojen, bez przemocy, bez niewolnictwa państwo mogłoby nie przetrwać, nawet takie mocarstwo jak Anglia. Film doskonale pokazuje co działo się daleko od wielkiej polityki - gdy Anglia prowadziła wojny, najpierw z Hiszpanami, potem z Francuzami, równie burzliwe konflikty rozgrywały się na morzu. Jedni walczyli dla cennych łupów, inni ponad wszystko przedkładali honor i człowieczeństwo. Nie każdy zdobywał to czego pragnął, ale każdy zdobywał jakąś wiedzę - o ludziach, o życiu i otaczającym świecie. A także o sobie, własnych słabościach i zdolności do poświęceń.

Bardzo udane są efekty specjalne, a finałowy abordaż to prawdziwy majstersztyk - energiczny, widowiskowy i fenomenalnie zrealizowany. Bez odważnych kaskaderów ten film również nie byłby tak atrakcyjny. Wspinanie się na maszty, skoki do wody i inne ryzykowne manewry to część pracy żeglarza - w filmie dodają więc nie tylko energii, ale też uwiarygadniają historię. Akcja nie pędzi z zawrotną szybkością, lecz biegnie rozsądnym tempem w tym celu, aby zarysować charaktery i relacje między postaciami. Dlatego wątek korsarski rozwija się dopiero w drugiej połowie, gdyż pierwsza służy do nakreślenia konfliktów - dzięki temu działania Petera Blooda nabierają większego sensu i bardziej przekonują odbiorców. Jak na pierwszą dekadę filmu dźwiękowego bardzo dobra jest tu muzyka - fachowo kreuje klimat, nie uderzając zbyt często w patetyczne nuty. Jej autorem jest austriacki kompozytor Erich Wolfgang Korngold.

Kapitan Blood to, w przeciwieństwie do Oberży na pustkowiu (1939), film który nie powinien rozczarować miłośników opowieści przygodowych. Pierwszorzędne kino rozrywkowe, w którym nie brakuje subtelności i brawury, a szyderczy humor, zawadiackie dialogi i delikatnie sugerowany romans stanowią atrakcyjny dodatek do problematyki piractwa, handlu ludźmi i złych rządów angielskiego króla. Tło historyczne (w tym będąca kulminacją wojna francusko-angielska) zostało pomysłowo wplecione w pełną przygód opowieść o irlandzkim lekarzu, który z miłującego pokój obywatela nieoczekiwanie zmienia się w odważnego rebelianta i postrach okolicznych mórz. Aktorzy doskonale odnajdują się w tej konwencji i nic dziwnego, że wraz z reżyserem Michaelem Curtizem powrócili do niej kilkakrotnie. Kapitan Blood zasługuje na uwagę nie tylko dlatego że jest „pierwszym z serii”, ale przede wszystkim dlatego, że to w każdym calu kino wysokiej klasy, ekscytujące i dobre jakościowo.

5 komentarzy:

  1. Zastanawiałem się, kto oprócz mnie i paru nawiedzonych marynistów pamięta ten film. Film, który na forach marynistycznych właśnie budzi do dzisiaj dyskusje - "Kapitan Blood" jest kochany za klimat, dobre jak na owe czasy ukazanie stosunków panujących wśród mieszkańców wysp Morza Karaibskiego. Nie wiem, czy umyślnie, czy przypadkiem, ale twórcy dobrze przedstawili, w jaki sposób wielu ludzi mieszkających w tamtych rejonach zamieniali się w piratów. A faktem jest, że dla uwolnionych niewolników piractwo było w zasadzie jedyną szansą na poprawienie swojego losu. Jeśli chodzi o wiarygodność historyczną filmu, przynajmniej z puntu widzenia marynisty - jest znacznie lepszy, niż "Piraci" Polańskiego, powstałego przecież w czasach znacznie większych możliwości i wiedzy o tamtych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Piraci" Polańskiego to koszmarny film - nie dość że pozbawiony wiarygodności to nawet jako kino przygodowe pozostaje daleko w tyle za przedwojennymi klasykami ;)
    "Kapitan Blood", jak na film zrealizowany prawie 80 lat temu, zasługuje na miano arcydzieła. W tym samym 1935 roku powstał jeszcze jeden znakomity film o tematyce marynistycznej pt. "Bunt na Bounty", na który też warto zwrócić uwagę. Oba filmy rywalizowały o Oscara za najlepszy film, ale to jednak "Bunt" okazał się zwycięzcą. O ile jednak dzieło Franka Lloyda zalicza się bardziej do dramatów, to film Curtiza jest rasową przygodówką i w tym gatunku spokojnie może rywalizować ze współczesnymi, przeładowanymi efektami, blockbusterami.

    OdpowiedzUsuń
  3. ... i jeszcze jedna śmierc:
    22 lipca w wieku 69 lat zakończył żywot najlepszy aktor wśrod gliniarzy ( i vice versa ) - Dennis Farina.Sycylijczyk w drugim pokoleniu , 18 lat pracy w policji. Aktorski start zawdzięcza Michaelowi Mannowi, u którego debiutował epizodem gangstera w 'Złodzieju', by niebawem sprawdzic się, jako gliniarz w 'Łowcy'. Mannowi zawdzięcza też światowy rozgłos, jaki przyniosła mu kreacja porucznika Torello w wyprodukowanym przezeń serialu 'Crime Story'. Uwielbiałem ten serial.
    Znając prawo i bezprawie od podszewki, Farrina zawsze gwarantował 100% wiarygodności jako policjant, jak i przestępca - takie też role w większości wypełniły jego bogatą filmografię. Duże mozliwości komediowe ujawnił w ' Przekręcie'Ritchiego. Był autentycznie rasowym typem,a jego gra zachwycała pewnością, swobodą i energią.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubiłem "Crime Story". Nawet nie wiedziałem , że Farina był gliniarzem. W rolach gangsterów też był fenomenalny, najbardziej go pamiętam z komedii gangsterskiej "Dorwać małego" no i oczywiście "Midnight Run". Z pewnością bardzo dobry aktor, w dodatku nadal był aktywny. RIP

      Usuń
  4. ech, przypomniałeś mi wspaniały film. Łezka się w oku kręci! ;-)

    OdpowiedzUsuń