Oberża na pustkowiu

inny tytuł: Oberża Jamajka / Jamaica Inn (1939 / 108 minut)
reżyseria: Alfred Hitchcock
scenariusz: Sidney Gilliat, Joan Harrison, Alma Reville na podst. powieści Daphne Du Maurier; dialogi: Sidney Gilliat, J.B. Priestley

W roku 1937 uciekinier z nazistowskich Niemiec, znany producent Erich Pommer, założył w Wielkiej Brytanii kompanię produkcyjną Mayflower. Jego wspólnikiem w interesach został brytyjski aktor teatralny i filmowy Charles Laughton. Kupili od pisarki Daphne Du Maurier prawa do sfilmowania jej książki Jamaica Inn (I wyd. 1936), zatrudnili debiutantkę Maureen O'Harę oraz wybrali reżysera-figuranta, niejakiego Alfreda Hitchcocka, który miał już na swoim koncie filmy, udowadniające jego biegłość warsztatową. Powstał film, który szybko popadł w zapomnienie, najpierw z powodu wojennej zawieruchy, potem ze względu na coraz doskonalsze filmy Hitchcocka. Oberża na pustkowiu zaliczana jest do najsłabszych osiągnięć mistrza. Ja tak nie uważam (potrafię wymienić sześć gorszych filmów Hitcha), ale nie da się ukryć, że film wyraźnie odstaje poziomem od jego mistrzowskich klasyków z następnych dekad. Nic jednak dziwnego, że ta produkcja odniosła kasowy sukces, bo gdyby przenieść się w skórę widza z lat 30. to ten film może się podobać.

Młoda kobieta Mary Yellan po przeżyciu rodzinnej tragedii przybywa do wujostwa w Kornwalii, by z nimi zamieszkać. W drodze do Gospody Jamajka, prowadzonej przez jej ciotkę trafia do majątku władczego, lecz gruboskórnego szlachcica, sir Humphreya. Ten odwozi ją do krewnych ze wspomnianej gospody. Jest to miejsce owiane złą sławą, ludzie przejeżdżający tamtędy wolą się nie zatrzymywać, by nie paść ofiarą okolicznych bandytów. Mary wkrótce przekona się, że pogłoski o tym miejscu nie są przesadzone - gospoda jest siedliskiem piratów, którzy plądrują statki, wpływające do zatoki, zabijają marynarzy i kradną ładunek, który przewożą.

Wśród piratów nie ma szlachetnych awanturników w stylu Errola Flynna. Banda rozbójników składa się z brudnych typów spod ciemnej gwiazdy, prawdziwych łotrów i meneli, a główny bohater, sir Humphrey, okazuje się lubieżnikiem i chorobliwie szalonym arystokratą, który sam o sobie mówi: „utopiłem wielu żeglarzy, by zostać księciem”. Insygnia władzy i liczne bogactwa zawdzięcza współpracy z bandą morderców, którzy zatapiają okręty i okradają załogę. Herszt piratów, Joss Merlyn, ukrywa przed swoimi kamratami, że spora część łupów trafia do sir Humphreya. W filmie kierowanym do szerokiego grona odbiorców nie mogło oczywiście zabraknąć bohaterów jednoznacznie pozytywnych. U Hitchcocka taką funkcję pełni przede wszystkim młoda siostrzenica bezwzględnego oberżysty, pochodząca z Irlandii Mary Yellan. Gdy widzi człowieka, którego chcą powiesić, postanawia go uratować i umożliwić ucieczkę. Gdy widzi statek kierowany przez bandytów prosto na skały, ryzykuje życiem by ostrzec i ocalić załogę.

Akcja w filmie prowadzona jest rutynowo bez żadnych eksperymentalnych zabiegów uszlachetniających osadzoną w XIX wieku historię (około roku 1820). Z typowo hitchcockowskich motywów mamy tu ucieczkę człowieka posądzanego o coś czego nie zrobił, mamy też towarzyszącą mu kobietę co daje nadzieję na rozwój miłosnego wątku. Wreszcie obecny jest tu motyw przestępcy, którego tożsamość widzowie poznają wcześniej niż pozytywni bohaterowie filmu. Tak więc, wbrew pozorom film niewiele odbiega od niektórych kryminałów Hitchcocka. Dobrze został wykreowany nadmorski klimat - wzburzone fale mocno i gwałtownie uderzają o skaliste brzegi wyspy ostrzegając przed niebezpieczeństwami, jakie czyhają na nieostrożnych przybyszów. Nocne zdjęcia Kornwalii wyglądają złowieszczo i niepokojąco - film ma w sobie tę subtelną grozę jaka cechuje powieści Daphne Du Maurier (chociaż Oberży... jeszcze nie czytałem). Dzięki czarno-białym fotografiom kornwalijski półwysep wygląda jak złowroga, nieprzyjazna dla obcych kraina.

Za porażki swoich filmów Hitchcock obwiniał zwykle aktorów (tak było chociażby w przypadku Jamesa Stewarta i Zawrotu głowy, który nie przyniósł spodziewanych zysków). Za porażkę (artystyczną, nie finansową) Oberży na pustkowiu reżyser obwinił Charlesa Laughtona, który nie dość że przeforsował do obsady swoją protegowaną Maureen O'Harę, to jeszcze bezczelnie ingerował w scenariusz, by graną przez siebie postać uczynić najważniejszą w filmie. Wygórowane ego najwidoczniej dorównywało jego ogromnej posturze. Był już wtedy laureatem Oscara i wielką gwiazdą w Wielkiej Brytanii, więc mógł sobie pozwolić na wszystko. Reżyserzy zaś (podobnie jak scenarzyści) byli w latach 30. (a także później) tylko pionkami, których można było rozstawiać po kątach, a decydujące słowo należało zawsze do producenta (przedstawiciela wytwórni), który wiedział iż widzowie chodzą do kina na aktorów, a nie reżyserów. Hitchcock musiał więc bardzo długo pracować na swoją mocną pozycję w branży.

Oberża na pustkowiu jak na przedwojenne kino rozrywkowe jest filmem interesującym i atrakcyjnym, chociaż momentami razi nadmierna teatralność niektórych scen. Charles Laughton przekonująco zagrał pozbawionego ogłady i zasad moralnych dziedzica - niestety jego ingerencja w scenariusz spowodowała, że inne postacie wydają się jednowymiarowe i płaskie. Maureen O'Hara stara się jak może, ale brak doświadczenia nie pozwolił jej wykrzesać wiele ze stereotypowej i nieciekawej postaci Mary. Robert Newton to już porażka całkowita - pozbawiony energii i charakteru aktor nie jest w stanie uwiarygodnić postaci tajniaka Jamesa Trehearne'a. Marie Ney zamiast roli kobiety wiernie trwającej przy mężu odegrała chodzącą i gadającą mumię.

Najbardziej wiarygodny (obok Laughtona) jest tu bohater zbiorowy - banda piratów wraz ze swoim hersztem, szorstkim i bezwzględnym Jossem Merlynem (w tej roli Leslie Banks, który grał główną rolę w Człowieku, który wiedział za dużo z 1934). Ale i tak trudno oprzeć się wrażeniu, że te postacie zostały okrojone - można było je bardziej rozbudować i bardziej wnikliwie przedstawić konflikt między nimi. Aktorstwo z tamtych lat bardzo się zestarzało, tylko niektórym ówczesnym aktorom (takim jak Clark Gable) udało się stworzyć ponadczasowe kreacje. Sam film wydaje się przestarzały, gdyż już w następnej dekadzie zrealizowano barwne, widowiskowe i bardziej ekscytujące opowieści o piratach, takie jak Czarny łabędź (1942) i Zdradzieckie skały (1942), ale i sam Hitchcock stopniowo zaczął kręcić arcydzieła (pierwsze, z którego był najbardziej dumny to Cień wątpliwości z 1943). No i w sumie szkoda, że nie zrobił remake'u Oberży... w czasach, gdy był u szczytu powodzenia.

Adaptacja przygodowej powieści Daphne Du Maurier nie jest filmem tak zabawnym i widowiskowym jak zrealizowany w tym samym roku Gunga Din George'a Stevensa, zabrakło pazura i inwencji, by prostej historii nadać większego blasku i kolorów. Bo nawet film czarno-biały może być barwnym spektaklem z barwnymi postaciami. Film Hitchcocka opowiedziany jest zbyt rutynowo i powierzchownie, aby stworzyć ponadczasowe widowisko z galerią charyzmatycznych postaci. I jeśli istnieje sens tworzenia remake'ów to tylko w przypadku filmów takich jak ten, które nie wykorzystują w pełni potencjału scenariusza (lub pierwowzoru literackiego). Dialogi nie są zbyt błyskotliwe, ale to z nich można wyczytać najwięcej. Brakuje tu pojedynków na białą broń oraz większych przeszkód stawianych na drodze bohaterom. Nie ma również abordaży, aczkolwiek zdarzają się momenty pełne napięcia (np. gdy Mary i James trafiają do pałacu sir Humphreya, nie wiedząc o jego zbrodniczej działalności).

Duży plus za to, że w przeciwieństwie do wspomnianych filmów przygodowych (Czarny łabędź i Zdradzieckie skały) nie zrobiono z Oberży Jamajka standardowego romansu i skupiono się przede wszystkim na tematyce zbrodni i piractwa. Przy scenariuszu pracowały m.in. sekretarka Hitchcocka Joan Harrison i jego żona Alma Reville, odpowiedzialna za ciągłość wydarzeń, ale scenariusz musiał być przerabiany przez reżysera zgodnie ze wskazówkami Laughtona, który częściowo sfinansował projekt. Hitchcock znany był z tego, że pojawiał się epizodycznie w swoich filmach, ale Oberża Jamajka to jeden z tych wyjątków, w których reżyser nie zaliczył cameo. To jest właśnie znak, że odciął się zupełnie od tej produkcji i gdyby taka sytuacja przydarzyła mu się w latach 70. to podpisałby film pseudonimem Alan Smithee. Reasumując, ci którzy myślą że to najsłabszy film Hitchcocka mogą być mile zaskoczeni, a ci którzy liczą na kolejny świetny film mistrza suspensu prawdopodobnie będą zawiedzeni.

2 komentarze:

  1. Mnie rownież podobał się ten film. Jest dostępny na yt, wystarczy poszukać. Nie nastawiałam się na zbyt wiele, wiedząc ze sam Hitchcock dystansował się wobec tego dzieła. A mimo to nie zawiodlam się. Film ma swój klimat, dokładnie to coś, co stanowi o uroku takich staroci, taką lekkość, naiwność i niewinność zamierzchłych czasów kina.

    OdpowiedzUsuń
  2. W porównaniu z powieścią - ten film to porażka! Lepsza jest ekranizacja z lat 80. z doktor Quinn ;)

    OdpowiedzUsuń