TUTTO è MUSICA! Wybór soundtracków ENNIA MORRICONE



10 listopada tego roku najsłynniejszy włoski kompozytor ukończył 90 lat, ale swoje urodziny (tak jak 60 lat pracy artystycznej) zamierza świętować w trasie koncertowej – wystąpi między innymi w krakowskiej Tauron Arenie 19 stycznia 2019. W oczekiwaniu na ten moment wypijmy za jego zdrowie i posłuchajmy nastrojowych ścieżek dźwiękowych jego autorstwa. Wyboru dokonało osiem osób, w tym siedmioro gości: Diana Dąbrowska (Pani Kadrowa Cinema; Italianess: Italy in Cinema and More), Kasia Kebernik (Film.org.pl), Marta Płaza (Kinomisja) oraz Kuba Haczek (The Blog That Screamed), Jacek Lubiński (Film.org.pl), Simply (The Blog That Screamed) i Konrad Szlendak (Magazyn Magivanga). Nie znajdziecie tu oklepanych motywów, które zazwyczaj pojawiają się w czołówkach takich zestawień. Nie ma tu trylogii dolarowej ani utworów nominowanych do Oscara. Chcielibyśmy zwrócić uwagę na kompozycje mniej doceniane, ale równie wartościowe. Zestawienie zawiera dziesięć tytułów.

Nazwa artykułu została zaczerpnięta z filmu Tutto è musica (Wszystko jest muzyką, 1963), jedynego dzieła w reżyserii popularnego piosenkarza Domenico Modugno. Ścieżkę dźwiękową do tego zapomnianego musicalu opracował (wespół z reżyserem) Ennio Morricone.


MARIUSZ CZERNIC


H2S (1969)


Reżyser Roberto Faenza zyskał reputację rebelianta, gwałtownego aktywisty o lewicowych poglądach. Jego drugi film, surrealistyczne dzieło o tytule H2S, to w gruncie rzeczy poważna i pełna gniewu apologia protestów studenckich z maja 1968. Zawarta w utworze krytyka władzy w swoich czasach wybrzmiała tak wyraźnie, że dzieło zostało przejęte przez rzymską magistraturę i do dziś nie doczekało się porządnego wydania. Opowieść o futurystycznym uniwersytecie, gdzie młodzież jest częścią zniewolonego społeczeństwa niczym szczury laboratoryjne, okazuje się dzisiaj niełatwą do oglądania kuriozalną dystopią, którą na wyższy poziom winduje warstwa muzyczna. Zaczyna się od niepokojących brzmień wprowadzających w futurystyczną rzeczywistość. Zauważyć można, że sceny we wnętrzach uniwersytetu mają „chłodniejszą” ścieżkę dźwiękową niż fragmenty rozgrywające się w zaśnieżonej górskiej scenerii. W śniegach jest romantyczna trzyminutowa sekwencja z podkładem muzycznym Morricone – piękny temat oparty na dźwiękach fortepianu, stopniowo zagłuszanych innymi instrumentami i głosem chóru (w nagraniach koncertowych, takich jak powyższe, nie występuje jednak chór). W połączeniu z filmem muzyka staje się manifestem wolności, w oderwaniu od niego doskonale się broni na tle całej reszty dyskografii artysty. Kompozytor próbował ten utwór ocalić od zapomnienia i stał się on ważnym punktem jego koncertów (np. 6 lutego 2017 w krakowskiej Tauron Arenie).

DIANA DĄBROWSKA


Ptaki i ptaszyska (1966)


„Z całego mojego dorobku Ptaki i ptaszyska kocham najbardziej i z czasem będę kochał je coraz bardziej. Być może dlatego, że to taki zarazem najbiedniejszy i najpiękniejszy film, który, pomimo ograniczeń, sprostał wysokim oczekiwaniom” – wyznał w jednym z wywiadów Pier Paolo Pasolini. Kontrowersyjny reżyser po raz pierwszy współpracował z prawdziwym gigantem włoskiej sceny komediowej, bez wątpienia ulubieńcem włoskiej widowni – komikiem Totò. Doświadczonej gwieździe partnerował młody Ninetto Davoli, przyjaciel i wierny kompan filmowych podróży Pasoliniego. Muzykę do filmu zrealizował Ennio Morricone, a charakterystyczna, rymowana i „wyśpiewana” przez znanego piosenkarza Domenica Modugno (autora przeboju Volare/Nel blu dipinto di blu) czołówka dzieła należy do najoryginalniejszych w historii kina światowego. Artystyczne porozumienie między Pasolinim a Morricone nie zakończyło się na Ptakach i ptaszyskach; twórca Mammy Romy zaprosił kompozytora do udziału w tak ważnych produkcjach jak Teoremat, Opowieści kanterberyjskie lub też skandalizujące Salò, czyli 120 dni Sodomy.

W autobiografii bodaj najsłynniejszego włoskiego kompozytora na świecie odnaleźć można anegdotę o tym, że Pasolini przyszedł do Morricone w 1965 z gotową listą utworów. Morricone miał odpowiedzieć zdenerwowany, że on TWORZY swoją muzykę, a nie ODTWARZA CUDZĄ. Pasoliniemu przypadła do gustu charakterna riposta muzyka, choć poprosił go – jako osoba niezwykle przesądna – aby zawarł w ścieżce dźwiękowej nawiązanie do Mozarta. Morricone się zgodził i rzeczywiście przemycił jako jeden z tematów muzycznych filmu Mozarta odegranego, kontrapunktowo, na okarynie. Analizując w Ptakach i ptaszyskach rozmaite aspekty kryzysu ideologicznego świata zachodniego, warto zwrócić uwagę na „westernową” ścieżkę dźwiękową, która wzmacnia poczucie absurdu poczynań dwóch głównych bohaterów, którzy chcą po prostu żyć, iść przed siebie, nie pytając o kierunek ani sens drogi, jaką kroczą.

KUBA HACZEK


What Have You Done to Solange? (1972)


Pisząc o muzyce Ennia Morricone nie możemy zapomnieć o znakomitej wokalistce Eddzie Dell’Orso, której współpraca z naszym solenizantem zaowocowała ponad trzydziestoma wspólnymi projektami; to jej głos ozdobił najbardziej znane ścieżki dźwiękowe westernów Sergia Leone (Za kilka dolarów więcej, Dobry, zły i brzydki, Garść dynamitu). Obdarzona wspaniałym sopranem Edda błyszczy również w głównym temacie ponurego thrillera Massima Dallamano What Have You Done to Solange?, w którym na delikatnym fortepianowym podkładzie wyśpiewuje tęskną wokalizę. Temat ten równie dobrze mógłby pojawić się w obrazie o bardziej wesołej tematyce, gdyby nie pojedyncze wejścia smyczków, zwiastujące zło czyhające za rogiem. Rozedrgane Racapriccio (dosł. Przerażenie) nie pozostawia już złudzeń – to Morricone żywcem wyjęty z próby Nuova Consonanza – atonalne dźwięki instrumentów smyczkowych przeplatają się z quasi jazzową improwizacją, tworząc jedyny w swoim rodzaju pomnik strachu.

Kolejne utwory wpadają a to w liryczne tony (Anche Un Quartetto Per Lei), a to kierują się w stronę niepokojącej jazzowej improwizacji (jak Aleatoria czy Una Tromba E La Sua Notte, które antycypują późniejsze dokonania Angela Badalamentiego napisane  do filmowych koszmarów Davida Lyncha), by w genialnym Cadenze (który w filmie pojawia się w przejmującej scenie pogrzebu) zaaplikować prawdziwie mroczny gotycki klimat, jakiego nie powstydziłyby się ówczesne kapele rockowe. Gdzieś w połowie mamy jeszcze króciutki walczykowaty fragment (Fragile Organetto), zaś całość wieńczy transowy Fine de Solange. Wspomniane tematy powracają na płycie w kilku repryzach, zaś całościowo ścieżka dźwiękowa sprawia jednak nieco schizofreniczne wrażenie – przede wszystkim poprzez przemieszanie melodyjnych fragmentów ze wspomnianymi atonalnymi improwizacjami; nie jest to na pewno łatwa do sklasyfikowania muzyka. Widać w niej Morricone poszukującego nowych rozwiązań, zarówno formalnych jak i harmonicznych – fascynujący portret artysty z lat 70.

Who Saw Her Die? (1972)


Powstałe w 1972 roku giallo Who Saw Her Die? nasz solenizant opatrzył jedną z najbardziej transowych ścieżek dźwiękowych, jakie stworzył. Ten mroczny i brutalny dreszczowiec w reżyserii Alda Lado (który zapowiadał późniejsze o rok Nie oglądaj się teraz Nicolasa Roega) to dzieło, do którego Morricone stworzył niepokojącą, opartą na dziecięcych chórach muzykę, doskonale oddającą ponury klimat filmu. Świetnie wykreowany podskórny nastrój zagrożenia w Canta della Campana Stonata z podbitym chórem efektem echa oraz nieustępliwym rytmem, akompaniuje brutalnemu morderstwu w śnieżnej scenerii, stylowo otwierając film. Kolejne utwory kreują coraz gęstszą atmosferę, wprawiając słuchacza w hipnotyczne wręcz stany (mrok rozświetlają będące chwilą wytchnienia radosne pieśni w rodzaju La mia Mama czy dziecięca rymowanka Din Don Campanon). Stonowane, delikatne El Primo Baso wprowadza słuchacza w nastrój zadumy, zapowiadając późniejsze pieśni Mistrza napisane na potrzeby Misji Rolanda Joffé, zaś finałowa repryza Solo Grida doskonale zamyka ten soundtrack, podsumowując główne motywy muzyczne, zabiera widza z powrotem na mroczne uliczki Wenecji, gdzie grasuje seryjny morderca dzieci. Niekwestionowane arcydzieło muzyki filmowej, wzorzec stopniowania napięcia i emocji w muzyce. Absolutna czołówka dzieł Włocha.
(zob. Mały nokturn – Morricone i jego ścieżki dźwiękowe do gialli – przyp. M.C.)

KASIA KEBERNIK


Śmierć jeździ konno (1967)


Motyw przewodni do tego spaghetti westernu z Lee Van Cleefem w głównej roli przeżył swoją drugą młodość kilkadziesiąt lat później, zyskując popularność po tym, jak Tarantino umieścił ten utwór w Kill Billu. Nie tylko ten kawałek jednak, a cały soundtrack zasługuje na wysłuchanie. Film to typowy revenge movie, ale muzyka Morricone pozostaje daleka od sztampowości. Idąc tropem tytułu, łączy wypracowane przez siebie „westernowe” brzmienie z dźwiękami grozy, niepokoju, horroru i niesamowitości (temu gatunkowemu połączeniu daje wyraz w tytułach poszczególnych kompozycji, np. „gitarowy nokturn”). Morricone sprawia, że naprawdę słyszymy, jak śmierć jedzie na kościstym koniu, szeleszczącym i skrzypiącym przy każdym ruchu. Ilustruje również, jak rzuca się w dziką pogoń za przyszłym nieboszczykiem, jak gwałtownie się zatrzymuje i zmienia kierunki. Wszystko w akompaniamencie groźnego, surowego śpiewu chóru i okraszone atmosferą nadciągającej na Dzikim Zachodzie apokalipsy.

Cold Eyes of Fear (1971)


Zimne oczy strachu są w Polsce filmem właściwie nieznanym, podobnie jak stworzona do nich ścieżka dźwiękowa. A szkoda, bo to wspaniały przykład tego, że Morricone to coś więcej niż westerny Leone i sentymentalne historie Tornatore. Cold Eyes of Fear pokazują awangardowe oblicze włoskiego kompozytora i są być może najbardziej eksperymentalnym soundtrackiem w całym jego dorobku. Odważne, atonalne i dysharmonijne poszukiwania kreują atmosferę strachu oraz niepokoju. Sam film podciąga się pod nurt giallo, ale nie jest typowym reprezentantem gatunku. Opowiada historię chłopaka, który zaprasza ledwo co poznaną dziewczynę do domu. Nie ma jednak pojęcia, że w środku ukryci są dwaj przestępcy, chcący zemścić się na jego ojcu za to, że jako sędzia posłał ich do więzienia. W zamkniętym budynku rozpoczyna się gra o życie. Oryginalne zdjęcia i montaż (jedną ze scen kręcono z wnętrza szklanej kuli) kreują paranoidalny nastrój. Uczucie osaczenia, niebezpieczeństwa i nierealności potęguje dziwna, szarpiąca nerwy muzyka Morricone.

JACEK LUBIŃSKI


Orka  Wieloryb zabójca (1977)


Orka... Michaela Andersona powstała na fali popularności Szczęk. Jednak ta produkcja o wyraźnie B-klasowym sznycie celuje w nieco poważniejsze, ambitniejsze klimaty, nie będąc jedynie czystą rozrywką – straszakiem dla mas. To dramat podszyty obsesją oraz grobowym wręcz nastrojem, co idealnie oddaje muzyka Ennia Morricone – tak bardzo charakterystyczna dla niego w brzmieniu, ale też dość nieoczywista w formie. Krótka, bowiem w albumowym wydaniu oscylująca wokół zaledwie półgodzinnego doznania, ale jakże intensywna. I wbrew otwierającym całość smutnym, acz pięknym, nutom niełatwa do przyswojenia. Maestro serwuje tu zarówno przejmujące wokalizy, które przywodzą na myśl jego słynne westernowe dokonania, ale też brnie w pełną niewygodnego napięcia muzykę tła rodem z późniejszego Coś, dla którego stanowi swoiste podwaliny. Zresztą oba te filmy skute są lodem i przeniknięte ludzką nieufnością, co, raz jeszcze, ta gorzka, lecz chwytająca za serce, partytura bezbłędnie wyraża.
(zob. ENNIO MORRICONE – Maestro della musica – przyp. M.C.)

MARTA PŁAZA


Ptak o kryształowym upierzeniu (1970)


Każdy miłośnik giallo doskonale wie, że częścią składową każdego porządnego przedstawiciela nurtu musi być pierwszorzędna muzyka. Historia nurtu upstrzona jest licznymi, mniej lub bardziej znanymi, nazwiskami, które swoim talentem nadawały klimat krwawym historiom. Twórczość Dario Argento – jednego z największych przedstawicieli giallo – kojarzyć się może głównie z twórczością zespołu Goblin, który zrobił oprawę muzyczną m.in. do takich hitów jak Suspiria czy Głęboka czerwień. Przy produkcji swojego debiutanckiego filmu, Ptak o kryształowym upierzeniu, Dario postawił jednak na kogoś innego, prawdziwego maestro muzyki filmowej – Ennia Morricone. Włoski kompozytor, swoim zwyczajem, stanął na wysokości zadania, serwując wyśmienity soundtrack, jeden z najlepszych na gruncie nurtu. Od nieco schizofrenicznych, jakby bez ładu i składu, kompozycji pokroju Corsa sui tetti aż po te niepokojące niczym Svolta drammatica. Wisienką na torcie są dla mnie szczególnie dwa utwory: La citta si risveglia i Fraseggio senza struttura – tajemnicze, nieśpieszne, jakby przebiegle odtwarzające kroki mordercy. Dzięki pracy Ennia podmuch zła czuć na karku!

SIMPLY


Addio fratello crudele (1971)


Początek lat 70. to apogeum mocy przerobowych kompozytora. W 1971 Morricone skomponował 24 soundtracki, by w rok później podwyższyć tę liczbę jeszcze o pięć, ustanawiając zaiste stachanowski rekord twórczej wydajności. Muzyka do omawianego filmu powstała niemal równolegle ze ścieżką do Garści dynamitu. Zaopatrując zapatowski spaghetti western w dźwiękowy komentarz o charakterze pop psychodelicznego easy listening, Morricone wyczerpał na dany moment wszelkie limity kreacyjnego zuchwalstwa. Dla równowagi, kolejny film kostiumowy jaki mu przypadł w udziale potraktowany został z pełnym pietyzmem i rewerencją dla ducha epoki. Żegnaj, okrutny bracie to ekranizacja skandalizującej tragedii Szkoda, że jest kurwą ('Tis Pity She's a Whore) autorstwa angielskiego dramaturga Johna Forda (sic!) z 1633 r. Film Giuseppe P. Griffiego to niemal przykładowy ogień w kostce lodu: zimna i ascetyczna z zewnątrz historia XVII-wiecznego kazirodczego menage a trois, gdzie sprężyna tłumionych namiętności dociskana jest długo i uparcie aż w końcu wszystkie blokady puszczają w diabły. Dodać należy, że jest to dzieło wielkiej wizualnej urody, po które powinni sięgnąć zwłaszcza wielbiciele talentu jak i wdzięków Charlotte Rampling. Zjawiskowa aktorka nie szczędzi tu ani jednego ani drugiego, a gorące erotyczne sceny pod okiem samego Vittoria Storaro kadrowane są w mocnym światłocieniu i wyglądają jak ożywione płótna Caravaggia.

Stylizowana na barokową kameralistykę muzyka Morricone pełna jest trupiej melancholii i rezygnacji; dominują skrzypcowo-wiolonczelowe  harmonie, a snucie wiodących  melodii zwykle powierzane jest fletom i obojom. Niemałe wrażenie robi bodaj najoszczędniejszy z tematów, Notro Mondo Meraviglioso, będący jakby instrumentalną wersją średniowiecznej ballady z fletowym leitmotivem dublowanym unisono akordami gitary na mocnych częściach taktu. W finale tej spokojnie rozwijającej się tragicznej historii miłości brata i siostry wysmakowany art house poda dłoń kinu eksploatacji i okrucieństwa; porównywalnie zwierzęcego i tak brawurowo sfilmowanego wybuchu przemocy próżno szukać w równoległych produkcjach legendarnej AIP czy pośród późnogotyckich horrorów włoskich i hiszpańskich. Nie dość na tym, w ostatniej scenie reżyser dorzuci jeszcze garść rozwiązań wręcz dewiancko surrealnych, a kompozytor spuentuje to, przywodzącym na myśl skandowanie biczowników, chóralnym Inter Mortuos Liber (Dies Irae). Odpowiednikiem ostatniego sapnięcia Henry'ego Fondy w harmonijkę jest świdrujący, kończący wszytko, pojedynczy dźwięk trąbki.

KONRAD SZLENDAK


Jaszczurka w kobiecej skórze (1971)


Jeden z najmniej docenianych soundtracków artysty, a jednocześnie jeden z najbardziej przejmujących i halucynogennych. W tym samym zresztą stopniu, co obraz wykreowany na niskim budżecie przez wielkiego Lucia Fulciego. Niesamowity wokal Eddy Dell’Orso, przypominający głos Urszuli Dudziak, w połączeniu z psychedelicznymi loopami syntezatorowymi, jazzową trąbką i niemal folkowymi partiami gitary w temacie La Lucertola, to prawdziwa muzyczna uczta. To także doskonały przykład tego, jak maestro potrafił bywać lizergiczny i nastrojowy zarazem.
(zob. 11 być może najlepszych soundtracków Ennia Morricone! – przyp. M.C.)

0 komentarze:

Prześlij komentarz