Pages

Castellari & Nero. Seans podwójny

Reżyser czuje się zawsze pewniej, gdy współpracuje z aktorem, którego dobrze zna i któremu bezgranicznie ufa. Martin Scorsese dzięki zatrudnieniu Roberta De Niro zrobił swoje najlepsze filmy, De Niro dzięki występom u Scorsese'go stworzył najwybitniejsze kreacje w swojej karierze. Podobnie jest z włoskim tandemem reżysersko-aktorskim Enzo Castellari & Franco Nero. Obaj współpracowali razem przy siedmiu filmach (o jeden mniej niż duet Scorsese / De Niro). Niektóre z tych filmów są, delikatnie mówiąc, niezbyt udane, np. Łowca rekinów (1979), który wbrew tytułowi więcej czerpie z Głębi (1977) Petera Yatesa niż Szczęk (1975) Stevena Spielberga. Ale duet Castellari / Nero odpowiada też za wspaniałe, niemalże epickie widowiska, które wytrzymały próbę czasu i wciąż dostarczają wielu emocji. Należą do nich dwa policyjno-gangsterskie dramaty: High Crime (1973) i Street Law (1974) oraz spaghetti western Keoma (1976). Dzisiaj podwójna recenzja dylogii o bezprawiu panującym w Genui.

High Crime / Wysoki stopień przestępczości
La polizia incrimina la legge assolve (1973 / 100 minut)
reżyseria: Enzo G. Castellari
scenariusz: Tito Carpi, Gianfranco Clerici, Enzo G. Castellari, Leonardo Martín na podst. fabuły Maurizia Amati

Pierwsze spotkanie Castellariego z Frankiem Nero przyniosło spektakularny sukces finansowy i dobre oceny wśród miłośników kina sensacyjnego. Za granicą próbowano go sprzedać pod tytułem Marsylski łącznik, co w połączeniu z nazwiskiem Fernando Reya nasuwało skojarzenia z oscarowym filmem Williama Friedkina. Ale osoby oczekujące powtórki z Francuskiego łącznika (1971) mogą być bardzo pozytywnie zaskoczone. Lata 70. to czas brutalnych kryminałów o niekonwencjonalnych, twardych gliniarzach i High Crime wpisuje się w ten nurt. Jednak trudno znaleźć inny z tego okresu, który byłby tak intensywnie wypełniony emocjami, dramatyzmem i adrenaliną. Castellari mógłby wprawić w kompleksy nawet Sama Peckinpaha. Jego film akcji w niczym nie ustępuje najlepszym osiągnięciom gatunku.

Genua to największy port we Włoszech, ale nawet tak wielkie miasto jest zbyt małe, aby pomieścić tak wielu przestępców różnej maści. Drobnych złodziei można jeszcze znieść, ale handlarze narkotyków i zabójcy są największą zmorą nie tylko tego miasta. Komisarz Belli uparcie ściga dilerów po ulicach Genui, ale jest tylko człowiekiem, który ma wady i słabości.  Bandyci wiedzą, że aby dopaść wroga muszą odkryć jego największą słabość i zaatakować w najczulszy punkt, który zrani go bardziej dotkliwie niż nabój wystrzelony z broni palnej. Nie znajdując wsparcia ze strony przełożonych zdeterminowany gliniarz szuka pomocy u starego i schorowanego gangstera, Cafiero. Stary wyga więcej czasu spędza w swoim ogrodzie różanym niż wśród gangsterów, ale jego pomoc i tak jest więcej warta niż burzliwa, ale nie przynosząca oczekiwanych rezultatów, dyskusja z przełożonym.

Ci, którzy pamiętają Franka Nero z roli milczącego i opanowanego Django mogą być zaskoczeni jego niewyczerpaną energią i wybuchowym charakterem, jakie cechują odgrywaną przez niego postać komisarza z Genui. Belli nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, ciągle musi być w ruchu, bo inaczej czuje że traci niepotrzebnie czas. Taka postawa może mu uratować życie - cudowna jest scena, w której policyjny samochód staje w korku i niecierpliwy gliniarz  wysiada, by sprawdzić co się dzieje... i wtedy auto wylatuje w powietrze. Bo gdy jesteś na celowniku mafii musisz być w ciągłym ruchu, gdyż w ruchomy cel nawet mafia może nie trafić. Krytycy pewnie wyżej oceniają inne role Franka Nero, ale według mnie w High Crime zaprezentował mistrzowską formę. Znakomicie ukazał emocje towarzyszące postaci dziarskiego gliny. Belli lubi czasem komuś przyłożyć, ale to w gruncie rzeczy wrażliwy człowiek, który potrafi płakać, gdy sytuacja jest do tego odpowiednia. Oprócz Nero dobrze zaprezentowali się także Fernando Rey jako Cafiero i James Whitmore jako komisarz Scavino, zwierzchnik głównego bohatera.


To, co zadecydowało o tym, że to nie jest wyłącznie prosta rozrywka, lecz w dużym stopniu kino autorskie, to pomysły reżyserskie Castellariego. Sceny akcji, czyli z definicji fragmenty dynamiczne, sfilmowane zostały w zwolnionym tempie. Świetny jest montaż, zarówno w scenach retrospektywnych jak i scenach akcji (np. gdy pojazdy przejeżdżają ludzi trudno dostrzec, by użyto manekinów). Pod względem technicznym jest to kino perfekcyjnie dopracowane. Castellari okazał się stylistą obrazu i dobrym narratorem, gdyż doprawił banalną opowieść atrakcyjnymi ozdobnikami. Ale to nie wszystko, bo nie tylko praca operatora i montażysty zwraca uwagę, ale i dwugłowego kompozytora, Guida i Maurizia, czyli braci De Angelis. Niczego szczególnego w tej muzyce nie ma, ale reżyser tak genialnie z niej korzysta, że trudno sobie wyobrazić inną.

High Crime to świetny przykład dramatu sensacyjnego z lat 70. Sposób przedstawienia walki ze zorganizowaną przestępczością robi wrażenie nawet na dzisiejszej publiczności. Główny bohater jest impulsywny i uparcie dąży do schwytania niebezpiecznych przestępców. Mimo jego wad trudno z nim nie sympatyzować, bo brutalność bandytów przekracza tu wszelkie normy. Z powodu takiego szajsu jak narkotyki ludzie gotowi są pozabijać się nawzajem. Absurdalne, ale prawdziwe. Włoscy filmowcy wcale nie gorzej niż ich koledzy zza oceanu potrafili opowiadać o eskalacji przemocy i oczyszczaniu miasta z agresji, bezprawia, korupcji. Włoskie filmy akcji nie zawsze były trywialną podróbą amerykańskiego kina. Czasami, tak jak w przypadku High Crime, były ostrym w wymowie obrazem na temat mechanizmów rządzących współczesnym światem.

Street Law / Prawo ulicy
Il cittadino si ribella (1974 / 105 minut)
reżyseria: Enzo G. Castellari
scenariusz: Massimo De Rita, Arduino Maiuri

Sukces filmu High Crime sprawił, że Castellari i Nero postanowili pójść za ciosem i nakręcić kolejnego przepełnionego emocjami akcyjniaka. Street Law, mimo iż reprezentuje ten sam gatunek co poprzednik, jest zupełnie innym filmem. W tamtym reżyser opowiedział historię o tym, co może spotkać prawego policjanta w świecie zdominowanym przez przemoc i brudne interesy. Tym razem mamy szarego człowieka z tłumu, który przypadkiem styka się z chuligaństwem i na własnej skórze przekonuje się, czym jest prawo ulicy. Wygrać może silniejszy, jak w prawdziwej dżungli. Mniej tutaj trupów niż w High Crime, bo przestępcy wolą się poznęcać nad ofiarą zamiast ją zabić. W związku z powyższym film jest nadzwyczaj gwałtowny i drapieżny, pełen dzikiej i nieokiełznanej furii.

Zaczyna się od skrótowej prezentacji chuligaństwa na ulicach Włoch. Podczas jednego bandyckiego napadu zostaje obrabowany, pobity i wzięty na zakładnika facet, Carlo Antonelli, który na co dzień nie ma do czynienia z przestępcami. Dla niego jest to ekstremalna sytuacja i nie wie, jak powinien się zachować. Widać, że jest przerażony, nawet wtedy gdy jest już po wszystkim. Nie potrafi wrócić do normalności, twarze chuliganów ciągle go prześladują, a policja wykazuje całkowitą indolencję w tej sprawie. Schwytanie przestępców staje się jego obsesją, ale by trafić na jakiś trop sam musi stać się przestępcą. Zaczyna od szantażu, który ma na celu namówienie do współpracy drobnego oszusta, Tommy'ego.

Franco Nero kolejny raz udowodnił, że postacie pozytywne mogą być równie ciekawe co czarne charaktery. W Street Law bardzo intensywnie wniknął w rolę, jaką mu zaoferowano. Z przejęciem i wyczuciem odegrał postać Carlo Antonelliego, którego nerwy i strach popychają w złą stronę. Nie jest tak opanowany i niewzruszony jak Paul Kersey z Życzenia śmierci (1974), ale stopniowo ujawnia się w nim instynkt zabójcy. Ta przemiana ze zwykłego obywatela w samozwańczego stróża porządku wypadła tu bardziej przekonująco niż w innych filmach z gatunku vigilante movies. Duża w tym zasługa nie tylko aktora, ale i scenariusza ukazującego w realistyczny sposób wielkomiejską dżunglę. Dobrą rolę zagrał Giancarlo Prete (Tommy), nieźle zaprezentowała się Barbara Bach w roli opiekuńczej dziewczyny czołowego bohatera.


Reżyser tak skonstruował sceny, aby wzbudzić emocje u odbiorcy, a także powiedzieć coś na temat kondycji człowieka w starciu z wszechobecną przemocą. Kluczowa i świetnie nakręcona jest scena, w której Carlo próbuje uciec przed Fordem Mustangiem prowadzonym przez oszalałego bandytę. Gdy ucieka w zwolnionym tempie wydaje się bez szans w starciu z autem, symbolizującym moc i szybkość. Doprowadzony do granicy wytrzymałości sięga po łopatę i atakuje przeciwnika. Zemsta jest tu aktem desperacji, a nie przemyślanym działaniem. Cena odwetu jest wysoka, a dług jaki Carlo zaciąga u młodego złodzieja, Tommy'ego, jest nie do spłacenia. Bardzo dobrze został poprowadzony wątek dwóch przypadkowych sojuszników. Jak w klasycznym buddy movie, najpierw się nienawidzą, a potem muszą zaufać sobie nawzajem.

Twórcy filmu dozują sceny akcji bardzo rozsądnie, nie marnując niepotrzebnie czasu kaskaderów ani pirotechników. Ale niemal każda, czy to strzelanina czy pościg, jest ekscytująca i dopracowana pod względem technicznym. Muzyka Guida i Maurizia De Angelis bywa niedopasowana i denerwująca, ale to mógł być zamierzony chwyt, mający podkreślić ogromną irytację bohatera. W jednej scenie można usłyszeć (w tle rozmowy) skoczną piosenkę Dune Buggy, przebój braci De Angelis, skomponowany do komedii Z  nami nie ma żartów (1974) z udziałem duetu Terence Hill / Bud Spencer. Street Law, podobnie jak High Crime, to rewelacyjny dramat kryminalny o wadliwym systemie tolerującym uliczny bandytyzm oraz przyczyniającym się do powstania szumowin i jednostek psychopatycznych. Nie potrafię powiedzieć, który z dwóch filmów duetu Castellari / Nero jest lepszym jakościowo obrazem. Oba filmy, choć fabularnie odmienne, reprezentują ten sam wysoki poziom.

17 komentarzy:

  1. ,,... Nie potrafię powiedzieć, który z dwóch filmów duetu Castellari / Nero jest lepszym jakościowo obrazem ..''
    Jak obejrzę ,, Street Law'' , to Ci powiem, który ;).
    A Enzo dalej młóci - ,,Carribean Basterds'' 2010. Strasznie pojebany film. Gorąco polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Enzo młóci, ale jego wymarzony projekt wciąż nie doczekał się realizacji - od 10 lat planuje kolejny film z Nero, western "Badlanders".

      Usuń
  2. Niestety, dobrych ludzi tak się teraz traktuje - Chan Wook Park też miał western kręcic i chuj bombki strzelił . A z tego, co czytałem, to się nastajaszczyj hardkor zapowiadał.
    Obym się mylił, ale czarno to wszystko widzę - pewnie niedługo kolejnego budżetowego weird westa przyjdzie nam glanowac . Jak ,, Cowboys & Aliens'' i ,, Jonah Hex'' się ostro zesrały w boxofisie , już się cieszyłem, że to gówno zniknie precz na lata, ale ciecwierz Verbinski coś tam na tym swoim ciulstwie zarobił, to pewnie teraz nie odpuszczą .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Django Unchained" też chyba zarobił, więc wydawało się że Enzo może mieć łatwiej. Ale o jego filmie wciąż cisza.

      Usuń
  3. ,,Django Unchained'' bardzo dobrze zarobił , też się łudziłem, ze się wskutek tegoż jakiś wór z NORMALNYMI westernami otworzy i dupa. Tarantino przy okazji wejścia ,,Bękartów'' zapraszał Castellariego na różne gale, foty se z nim pstrykał i na tym się skończyło. Nie wiem, czy w ogóle mieli jakieś rozmowy na temat ewentualnego wydębienia kasy na projekty EGC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Japończycy zrobili niedawno remake "Unforgiven", Kanadyjczycy robią właśnie remake "Cut-Throats Nine", do produkcji ruszyło "Django Lives", w Austrii powstało zajeżdżające Corbuccim i Eastwoodem "The Dark Valley", w Danii "The Salvation", które zdaje się zajeżdżać "Navajo Joe" (nie, żeby Mikkelsen grał Indianina), w Australii od dawna zapowiadany postapokaliptyczny neo-western "The Revolver", w USA "The Homesmen", do tego Tarantino jednak nie zrezygnował z "The Ruthless Four"... No kurcze, nie jest źle, a może za parę lat będzie zajebiście :)

      Usuń
    2. O! To jednak z tymi westernami nie jest tak źle.
      Enzo chyba za słabo się stara, możliwe że ociąga się z realizacją z powodu niedopracowanego scenariusza, a nie braku funduszy.

      Usuń
  4. * * * ,, The Hateful Eight''

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,Cutthroats Nine'' jeszcze nie robią, ale projekt ponoc zielone światło dostał . Kręcic ma Rodrigo Gudino , który od paru lat o ten film zabiegał. Gośc jest w ogóle wydawcą horrorowych magazynów, zrobił parę ( podobno niezłych ) krótkometrażowek i jeden film, horror ,, The Last Will and Testament of Rosalind Leigh'' - to akurat widziałem i niestety jest to kicha.
    Ale czytałem kiedyś wywiad z nim na temat ,,Cutthroats...'' i gadał całkiem sensownie , że jako wielki fan filmu Marchenta ma świadomośc jego niedostatków ( bo dzieło jest w istocie momentami nieżle spierdolone ) , będzie chciał to skorygowac, zachowując wszak niepowtarzalny klimat oryginału i nie ingerując zbytnio w fabułę.
    No zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki tobie dowiedziałem się o istnieniu gatunku "Poliziotteschi". Chciałbym ten brak nadrobić.

    "Milano calibro 9" będziesz oglądać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto nadrobić, szczególnie jeśli lubi się dobre kino sensacyjne. "Milano calibro 9" zalicza się do czołówki gatunku, więc też od niego zaczynałem. Pisałem o tym filmie (krótko) pod linkiem: http://panorama-kina.blogspot.com/2012/04/trylogia-kryminalna-fernanda-di-leo.html

      Usuń
  7. Tak piszecie o współczesnych westernach, a o australijskim "Red Hill" (2010), jakoś nikt nie wspomniał. A to świetna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Widziałem, niezły. Contemporary. Jeden zły ( ale z motywacją) robi ultra gnój w miasteczku a gliniarz-żółciodup ma go powstrzymac. Ten reżyser robi Expendables 3 .

    OdpowiedzUsuń
  9. I ten fakt jakoś mnie nie cieszy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Babilon pożre wszystko .

    OdpowiedzUsuń