Pages

Słodka trucizna

Pretty Poison (1968 / 89 minut)
reżyseria: Noel Black
scenariusz: Lorenzo Semple Jr na podst. powieści Stephena Gellera

Upływ czasu dla jednych filmów bywa łaskawy, dla innych złośliwy. Niektóre produkcje przez lata nic nie tracą na wartości, inne z czasem stają się archaiczne, a jeszcze inne zyskują po wielu latach uznanie jakiego nie doświadczyły w roku premiery. Bonnie i Clyde (1967) Arthura Penna ze względu na dynamiczną akcję, dobrą reklamę, entuzjastyczne recenzje i niespotykaną dotąd w kinie brutalność stał się filmem szeroko dyskutowanym i w efekcie - sukcesem frekwencyjnym. Powstała rok później Pretty Poison (1968), produkcja znacznie skromniejsza, nie miała tyle szczęścia - mimo pozytywnych opinii nie zdobyła tak wielkiej rzeszy fanów i dziś jest doceniana tylko przez wąskie grono sympatyków starego kina. Nie przypadkiem zestawiłem ten film z gangsterskim obrazem Penna, bo oba dzieła wykorzystują podobny motyw.

Dennis Pitt popełnił w dzieciństwie błąd, który zaprowadził go prosto do zakładu psychiatrycznego. Dzięki pomocy lekarzy chłopak uporał się z traumą i pod opieką kuratora ma rozpocząć nowe życie. Zaczyna pracę w fabryce chemicznej, ma szansę odbić się od dna i stać się porządnym obywatelem. Jednak wymuszony leczeniem długi brak kontaktu z rzeczywistością ukształtował jego wyobraźnię. Gdy wychodził na wolność kurator ostrzegał go: „Wkraczasz w brutalny świat, gdzie nie ma miejsca na fantazje”. Na wolności Dennis, oprócz pracy w fabryce, zajmuje się także obserwowaniem ładnych dziewcząt przygotowujących się do patriotycznej defilady. Wpada mu w oko piękna Sue Ann o polskim nazwisku i kokieteryjnym usposobieniu. Zaczyna się zabawa, w której zasady fair play nie obowiązują.

Lorenzo Semple Jr za adaptację powieści Stephena Gellera otrzymał nagrodę krytyków nowojorskich. W scenariuszu wymieszał kilka gatunków: komediodramat, romans, kryminał, thriller psychologiczny. I uczynił to tak sprawnie, że żaden gatunek nie dominuje. Trudno więc powiedzieć, czym ten film właściwie jest. Dla przykładu, Bonnie i Clyde Arthura Penna to dramat gangsterski, natomiast Słodką truciznę nijak się nie da zaszufladkować. Jak ktoś się spodziewa produkcji kryminalnej to wątek romansowy może przeszkadzać w odbiorze. Jak ktoś oczekuje historii romantycznej to z kolej scen morderstw może nie zaakceptować. Gdy ktoś pragnie obejrzeć dobry dramat lub komedię to nie dostanie odpowiedniej dawki wzruszeń ani wielu powodów do śmiechu. Film Noela Blacka, laureata Złotej Palmy '66 za film krótkometrażowy, to słodko-gorzka opowieść o związku pomiędzy miłością i zbrodnią, namiętnością i agresją, nieletnią kokietką i schizofrenicznym marzycielem. To także film o przełamywaniu codziennej rutyny, pragnieniu wolności i próbach usamodzielnienia.


Gdy wspomni się nazwisko Anthony'ego Perkinsa to przed oczami pojawiają się czarno-białe kadry z Psychozy (1960) Alfreda Hitchcocka. Zagrał w niej obłąkanego mordercę Normana Batesa i chociaż jedyną oscarową nominację dostał za inną rolę to właśnie z thrillera Hitchcocka jest najbardziej pamiętany. To była tak wyrazista kreacja, że nie było sposobu, by się od niej wyzwolić. W filmie Noela Blacka aktor wcielił się w byłego pacjenta zakładu psychiatrycznego, więc podobieństwa do Batesa nasuwają się same. Ale jest to postać złożona z innych składowych. Jest znacznie mniej psychopatyczna, mniej groźna. To człowiek, który nie chce powtórzyć błędów przeszłości, buja w obłokach, dąży do samodzielności, a nawet się zakochuje. Nie podejrzewa, że niewinne kłamstwa, którymi karmi młodą dziewczynę dadzą efekt inny od zamierzonego. Na własnej skórze przekona się, że świat rzeczywisty różni się od wyobrażeń.

Perkins zagrał swoją rolę bez zarzutu, ale jego młodsza koleżanka, Tuesday Weld, go zdeklasowała. Wcześniej występowała przeważnie w lekkich, komediowych lub obyczajowych, filmach. I chociaż była w nich świetna (np. u boku Steve'a McQueena w Soldier in the Rain i Cincinnati Kid) to dopiero pod koniec dekady stworzyła pełnokrwistą, zaskakującą kreację dramatyczną godną prestiżowych nagród. Zagrała zdolną uczennicę college'u, która jak przystało na prymuskę bierze udział w patriotycznych paradach. Pragnie przeżyć ekscytującą przygodę, ale jej ruchy ogranicza nadopiekuńcza matka. Na pozór wydaje się niewinną, lekkomyślną dziewczyną, ale w jakiś sposób ta jej subtelność zanika i w jej miejscu pojawia się agresja. Sue Ann jest tytułową piękną trucizną (pretty poison) - gdy się jej nie rusza to jest zupełnie niegroźna, ale gdy się jej „posmakuje” to wychodzą na jaw zabójcze właściwości.


Za opracowanie muzyczne odpowiedzialny był Johnny Mandel, ale tematem przewodnim jest Thunderer (Gromowładny) Johna Philipa Sousy, marsz patriotyczny z XIX wieku (link). Porywający, niezapomniany utwór, który już na zawsze będzie mi się kojarzył z boską Tuesday Weld maszerującą w rytm taktów tej melodii. Słodka trucizna to pierwszy długometrażowy film Noela Blacka, ale realizacja jest profesjonalna i błyskotliwa. Może i nie zastosowano tu oryginalnych chwytów narracyjnych, aczkolwiek odmalowano obraz atrakcyjny wizualnie, romantyczny, wnikliwy i bezkompromisowy. Nie brakuje tu ciekawych ujęć kamery, dobrych dialogów, przewrotnych i pełnych napięcia sytuacji. Talentu aktorów nie zmarnowano, potencjału historii również. Fabułę poprowadzono w taki sposób, by nie straciła mocnej wymowy i słodko-gorzkiego smaku. Film zasługujący na taką samą uwagę, co najsłynniejsze dzieła z lat 60.

9 komentarzy:

  1. Nie znam tego. Tuesday Weld ( imię, jak dla psa, starych powaliło ) bardzo dobrze się spisała w ,, Once Upon a Time in America'' ,, The Thief'' i ,,Who'll stop the Rain'' - chociaż są to filmy, które pamięta się raczej nie ze względu na nią.
    Obejrzałbym ,, I Walk the Line'' Frankenheimera , hixploit z 70' gdzie gra córę rednecka - bimbrownika, dla której traci głowę podtatusiały szeryf ( Gregory Peck ) . Tytuł nie myli - w soundtracku rządzi Johnny Cash.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Americę" Leone widziałem dawno, ale akurat Tuesday Weld dość dobrze pamiętam z tego filmu. A imię to zapewne sama sobie wybrała, bo naprawdę nazywała się Susan Ker Weld. Podobno już od młodych lat miała problem z alkoholem, więc może to pod jego wpływem wpadła na ten pomysł :D

      Usuń
  2. No, u Leone miała ,, dobrą pamięć do twarzy'' . A co do imienia, to skoro tak to wyglądało, to pewnie poszło od ,, Ruby Tuesday '' .

    OdpowiedzUsuń
  3. Imiona amerykańskie nie przestają mnie zadziwiać - Słyszałam o Wednesday, Wendi, ale nie o Tuesday. A wracając do tematu to ja jestem z tych co chcą zobaczyć dramat albo thriller psychologiczny. Myśle, że ten film mógłby być całkiem w moim guście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo że różne są gusta, ale wydaje mi się, że to jest jeden z tych filmów, które mogą się spodobać każdemu ;)

      Usuń
  4. Dobrze, że przypominasz, bo to film, który zasługuje by zrobić mu większą reklamę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z obejrzanych ostatnio :

    ,, Il Poliziotto e Marcio'' aka ,, Shoot First, Die Later'' reż. Fernando Di Leo 1974

    Porucznik Dominic Malacarne ( Luc Merenda ) - pierwsza gwiazda mediolańskiej policji , to takie skrzyżowanie Callahana z Bullitem i..... z kapitanem McClusky'm. O jego powiązaniach z mafią i regularnym żołdzie, jaki odbiera za dyskretne ,ukręcanie łbów' ' niewygodnym dla mobsterów sprawom , nie wie nikt - dla ogółu jest niedoścignionym wzorem gliniarskich cnót . Jego ojciec ( świetny Salvo Randone ) też jest policjantem - wrodzona uczciwość zawiodła go do punktu, gdzie będąc jedną nogą na emeryturze , tkwi dalej w randze sierżanta na małym, peryferyjnym posterunku.
    Pewnego dnia upierdliwy dziadek z sąsiedztwa ( Vittorio Caprioli ) składa Malacarne seniorowi skargę na jakichś obcych typów którzy zaparkowali furę na szwajcarskich blachach, tarasując mu wejście do domu . Tymczasem Dominic zostaje w trybie pilnym wezwany przez swoich employerów spod ciemnej gwiazdy z kategorycznym żądaniem, by jak najszybciej wydobył raport z tej skargi ( z podanymi przez dziadka numerami wozu ) i im dostarczył. Błacha z pozoru sprawa , napotyka na nieoczekiwaną przeszkodę - pedantyczny senior odmawia synowi wydania dokumentu : mimo iż dziadek słynie z tego, ze co drugi dzień przyłazi na komendę z kolejną skargą na byle gówno - porządek w papierach musi być i nie ma to tamto.
    Tym razem nie chodzi jednak o pierdoły, a o wierzchołek góry lodowej , a ściślej mówiąc kokainowej, plus porwanie i morderstwo . Sprawę dziadka znalezionego na drugi dzień z plastikowym workiem na głowie poprowadzi stary sierżant - kolejna , tym razem burzliwa rozmowa z Dominicem usiłującym ponownie wycyganić raport uświadomi mu , kim na prawdę jest jego syn, w którego bezgranicznie wierzył.
    Dominic dostarczy gangsterom to czego chcieli, lecz nie zapobiegnie to wiszącej w powietrzu tragedii. Wkrótce mediolańska kostnica zatrzeszczy w szwach.
    Di Leo idąc za ciosem po słynnej trylogii , nie traci formy. Podobnie, jak w poprzednich filmach, centrum opowieści wypełnia kameralny konflikt jednostki uwięzionej w fatalnym splocie sytuacyjnym, gdzie niemożliwe już jest cofniecie się po własnych śladach do punktu wyjścia . W materii czysto akcjonerskiej jest grubo ; już na samym początku film pozdrawia widza bardzo brutalną akcją wyroku na grupie wiarołomnych mobsterów, którzy skatowani drągami do nieprzytomności dostają serie z peemów po nogach .
    Mamy dwa znakomite pościgi samochodowe , jeden po nadrzecznych bulwarach i ciasnych uliczkach, drugi z wyjściem za miasto z finałem w kamieniołomie . Znakomitą robotę odstawił przy tych scenach etatowy operator Di Leo - Franco Villa . Pokazał Mediolan jako miasto zawiesistego smogu, gdzie widoczność sięga niecałych stu metrów , a przedpołudniowe słońce dopiero zaczyna penetrować popielatą mgłę , ustępującą pod coraz mocniejszymi refleksami promieni ; wspaniale uchwycony moment zmieniającej się aury.
    Do tego film ocieka polityczną niepoprawnością. Gangsterzy duszą dziadka workiem i to samo robią zaraz z jego kotem, mamy pedała-skurwysyna-mordercę , który podchodzi ofiarę w kobiecym przebraniu i peruce, poczym dusi rzemieniem i topi w rzece ( a sam kończy z oryginalną metodą skręconym karkiem ), kobieta dostaje serię ciosów z kolana w twarz, etc... Każdy płaci za swoje lub za cudze. W finale wyrażny ukłon w stronę ,, Tony'ego Arzenty'' Tessariego. Nie pozostaje zatem nic innego, jak obadać kolejno ,,The Kidnap Syndicate'' i ,, Violent Breed''.
    Dla fanów italo thrashu...wiadomo co


    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio też kilka poliziotteschi obejrzałem:
    - "La polizia ringrazia" (1972, Steno) - nie ma tu wiele akcji, ale jest klimat, napięcie, jeden kapitalny zwrot akcji i dobra rola Enrica Marii Salerno, którego wcześniej nie kojarzyłem. Z pewnością są lepsze filmy gatunku, ale i tak jest nieźle. Steno to specjalista od komedii, więc zaskakuje to, że spod jego ręki wyszedł interesujący, nie pozbawiony ambicji dramat kryminalny.
    - "Italia a mano armata" (1976, Marino Girolami) - kolejny nieznany mi wcześniej aktor (tym razem Maurizio Merli) w roli komisarza. Dobry, pełen emocji i dramatyzmu akcyjniak. Z tego co się zorientowałem to jest chyba ostatnia część trylogii, więc trzeba teraz obadać pozostałe części.
    - "Żyj jak glina, zgiń jak mężczyzna" (1976, Ruggero Deodato) - twarde, cyniczne, gwałtowne i stylowe kino wypełnione po brzegi akcją. Twórca "Cannibal Holocaust" nieźle zaszalał i można tylko odczuwać niedosyt, że to jego jedyny film tego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatni bardzo dobry, rozbiegówka przed wyjazdem w dzikie kraje . Widać, że Deodato już by chętnie kogoś żywcem na ekranie wypatroszył , ale strach przed więzieniem go przyblokował :D
    Z trylogii komisarza Bettiego widziałem akurat dwie poprzednie części i najbardziej lubię pierwszą ( ,, Roma Violenta'' też Girolami ) , ale ,,Napoli...'' Lenziego to tez konkretna jazda , i swoiste ,, qualche violenza in piu'' .
    Maurizio Merli to pierwszy gliniarz gatunku i wąs na miarę czasów, niestety młodo zmarł. Nieżle broił też w ,, Roma A Mano Armata'' ( Tomas Milian as main villain ) i w ,, Mannaja'' Sergia Martino, jedynym SW, jaki zaliczył. .
    Ja nadrabiam Di Leo - polecam szczególnie ,, To be Twenty'' 78' - mieszankę komedii obyczajowo-erotycznej z kinem okrucieństwa.

    OdpowiedzUsuń