Pages

Kwiat lotosu dla kobiety. Salut dla wojowniczki!


Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl
 __________________________________________________
Wszystko, co potrzeba do dobrego filmu, to broń i dziewczyna.
Jean-Luc Godard
__________________________________________________

Kino akcji od wielu lat jest domeną mężczyzn. Tym bardziej wartościowe są te nieliczne filmy, w których to kobiety przejmują inicjatywę. Gdyby połączyć silne postacie kobiece z amerykańskiego i europejskiego kina można by stworzyć zróżnicowane zestawienie. Ja chciałbym jednak zwrócić uwagę na pięć chińskich aktorek, które mimo drobnej budowy ciała potrafiły zabłysnąć w tym męskim świecie. I radziły sobie świetnie nie tylko z bronią w ręku, ale też sprawnie używając pięści i nóg. Pominąłem filmy w stylu Napij się ze mną (1966), Dotyk zen (1969) i Przyczajony tygrys, ukryty smok (2000), bo chociaż ważne role pełnią w nich kobiety, to jednak bliżej tym filmom do produkcji fantasy, niż tradycyjnych opowieści sensacyjnych. Pominąć też należało takie przypadki jak Wing Chun (1994) z Michelle Yeoh, w którym elementy biografii sławnej wojowniczki posłużyły do nakręcenia durnowatej komedii pomyłek.

Nie oznacza to oczywiście, że filmy z mojego zestawienia są realistyczne, bo kino akcji z Hongkongu - czy to opowieści gangsterskie czy kung fu - miały być przede wszystkim efektowne. Dlatego nawet jeśli ktoś dbał, by scenariusz zachowywał reguły prawdopodobieństwa, to gdy dochodziło do sceny walki, ponosiła go wyobraźnia. W efekcie tego widz otrzymywał na przykład taką scenę, w której niepozorna bohaterka uderza silnego przeciwnika tak mocno, że ten ląduje na oddalonej o kilka metrów ścianie, co wygląda nienaturalnie. Ale prawdziwi fani tego sub-gatunku wybaczają takie rzeczy. W moim zestawie znajdują się uporządkowane chronologicznie cztery produkcje wraz z pięcioma aktorkami (dlatego że z jednego filmu wybrałem duet).

Angela Mao 

  • Złamana przysięga (Broken Oath, 1977), reż. Chang-Hwa Jeong

Czasem wystarczy zagrać epizodyczną rolę w wielkim hicie  kasowym, by stać się osobą rozpoznawalną. Angelę Mao pewnie wiele osób kojarzy, bo w słynnym Wejściu smoka (1973) zagrała w retrospekcji waleczną siostrę postaci granej przez Bruce'a Lee. Warto jednak wiedzieć, że ten epizod to tylko próbka jej umiejętności. Była ona w Hongkongu gwiazdą kina kopanego, popularną przez dekadę - w latach siedemdziesiątych zagrała około dwadzieścia głównych ról. Do najlepszych filmów z jej udziałem należy Złamana przysięga (1977), w której intryga przypomina popularny japoński film o zemście Lady Snowblood (1973).

Wzburzone fale z całym impetem uderzają w skalistą wysepkę. To coś więcej niż naturalne zjawisko, bowiem to miejsce ogarnięte wściekłością i gniewem. Mieści się tu zakład penitencjarny, do którego trafia młoda więźniarka w ciąży - kobieta skrzywdzona przez mężczyzn, przepełniona nienawiścią. Ta nienawiść nie ulega zniszczeniu wraz ze śmiercią tej nieszczęśnicy, ale zostaje przekazana nowo narodzonemu dziecku. Tytułowa złamana przysięga polega na tym, że współwięźniarka, która wzięła pod opiekę dziewczynkę, nie przekazała jej prośby matki, aby pomściła jej krzywdy. Zamiast tego oddała dziecko pod opiekę sióstr zakonnych, licząc że w klasztornych murach przyswoi sobie najszlachetniejsze wartości.

Przeznaczenie musi się jednak wypełnić, a dziecko zrodzone z nienawiści będzie miało trudności w przyswojeniu sobie buddyjskich nauk o tym, że każde życie jest cenne. Dlatego grana przez Angelę Mao postać zwana Kwiatem Lotosu nie jest zainteresowana nudnymi wykładami o poszanowaniu każdej żywej istoty (nawet robaków). Wymyka się więc z wykładów, by ćwiczyć sztuki walki. Nie tylko po to, by się bronić, ale po to, by zabijać. Jako broń wykorzystuje najczęściej... skorpiony. Gdy poznaje tragiczne losy własnej rodziny myśli tylko o zabiciu winnych. Nie z szacunku do matki, której w ogóle nie poznała, ale dla własnej satysfakcji.

Angela Mao prezentuje się tu wybornie. Oglądając sceny walk z jej udziałem widać, że to jej żywioł. Doskonale radzi sobie nie tylko z ciosami kung fu i walką wszelkiego typu bronią, ale z techniką aktorską też u niej nie najgorzej. Potrafi zasugerować dwulicowość postaci. W jednej chwili zalotne spojrzenie, w innej wzrok zabójcy. Idealny anioł zemsty, który świetnie się kamufluje i atakuje niespodziewanie jak skorpion - stworzenie małe i niepozorne, ale śmiertelnie groźne. Jest tu na przykład taka scena, w której bohaterka podkrada się do śpiącego przeciwnika i przebija jego ciało sztyletem. Działanie niezgodne z honorem, nietypowe jak na pozytywną bohaterkę kina akcji. Jackie Chan nigdy by tak nie postąpił. Nie lekceważcie więc Angeli Mao, bo nie wiecie, czego się po niej spodziewać.

Cynthia Khan 

  • Na pierwszej linii (In the Line of Duty 4, 1989), reż. Woo-Ping Yuen


Mówiąc o tym filmie, pokazywanym w polskiej telewizji pod tytułem Na pierwszej linii, należy sprecyzować, iż międzynarodowy tytuł brzmi In the Line of Duty 4. Skąd ta czwórka w tytule? Korzenie tej serii sięgają roku 1985, kiedy według licznych źródeł rozpoczął się nurt „girls with guns”. Sammo Hung, czołowy przedstawiciel kina kung fu, wyprodukował wtedy film Yes Madam w reżyserii Coreya Yuena z udziałem Michelle Yeoh i Cynthii Rothrock w rolach policjantek. Film na rynku wideo otrzymał tytuł In the Line of Duty 2. A gdzie jedynka, zapytacie? Powstała później i znana jest pod tytułem Royal Warriors. To zamieszanie z cyferkami wynika zapewne stąd, że Yes Madam trafiło na rynek wideo jako drugie, a Royal Warriors jako pierwsze. W obu wystąpiła Michelle Yeoh. Trójkę, czwórkę i piątkę dołożono zaś filmom z udziałem innej fighterki - Cynthii Khan. Naturalnie można je oglądać jako odrębne dzieła, bez znajomości pozostałych.

Na pierwszej linii Woo-Pinga Yuena okazuje się efektowną i dynamiczną wersją hitchcockowskiego thrillera. Opowiada o człowieku, który trafia w sam środek policyjno-gangsterskiej akcji. W jego ręce wpada klisza będąca ważnym dowodem na korupcję szanowanych obywateli, ale by podkręcić napięcie autorzy nie boją się zgubić tej kliszy. Ten mikrofilm jest jak hitchcockowski MacGuffin. To pretekst, który uruchamia działania bohaterów, buduje dramaturgię, ale w całej intrydze gdzieś jednak się gubi, ustępuje pola innym czynnikom. W przeciwieństwie do filmów mistrza suspensu postacie policjantów nie są bezmózgimi funkcjonariuszami, ale ludźmi z charakterem i własnym kodeksem postępowania.

In the Line of Duty (co znaczy: na służbie, w trakcie pełnienia obowiązków) to nade wszystko wzorcowe kino akcji, w którym prawie każda scena okazuje się miłą niespodzianką. Ekran wypełniony jest po brzegi akcją. Nie brak pościgów, strzelanin, brawurowych sekwencji kaskaderskich, dzięki którym aktorzy, kaskaderzy i koordynatorzy mogą popisać się swoimi umiejętnościami. Największą atrakcją są oczywiście dynamiczne sceny walk. Choreografia i wykonanie stoją na najwyższym poziomie. W produkcji udział wzięli fachowcy, którzy wiedzą, jak się tworzy wysokiej klasy rozrywkę. Ekipą zarządzał Woo-Ping Yuen - osoba bardzo zasłużona dla kina sztuk walki. Wprawdzie wspomniana we wstępie słabiutka farsa Wing Chun to jego dzieło, ale ten twórca to przede wszystkim realizator wspaniałych klasyków (Pijany mistrz, Rzeźnik Wing), a także jeden z najlepszych choreografów scen walk (w tej funkcji m.in. w Złamanej przysiędze z Angelą Mao).

W czołowej roli męskiej - przypadkowego świadka, który trafił na celownik policji i gangsterów - wystąpił Yat Chor Yuen, brat reżysera. W rolach policjantów: Cynthia Khan, Donnie Yen i Michael Wong. Każdy z nich jest inny. Jeden jest skorumpowany, drugi uczciwy lecz impulsywny. Dziewczyna jest najbardziej rozsądna w tym gronie. Tylko ona zdaje się dostrzegać nieskuteczność systemu. System, który reprezentuje każe jej ścigać człowieka, który może być niewinny. Choć nie mówi wiele, widać że najpierw chciałaby rozwikłać sprawę, zanim podejrzanego odda wyższej instancji. Bo ci, którzy siedzą na tym wyższym szczeblu nie są godni zaufania, działają nieskutecznie, co dobitnie pokazuje przykład policjanta, który plami mundur haniebnymi czynami. Skuteczne są pięści i nogi, które sterowane prawidłowo mogą rozstrzygnąć wszelkie konflikty. Walcząc z silniejszymi przeciwnikami Cynthia Khan nie wydaje się przy tym jakąś niezniszczalną maszyną, ale prawdziwą kobietą, która odczuwa ból, przejawia ludzkie odruchy i wzbudza sympatię.

Moon Lee & Sibelle Hu 

  • Dreaming the Reality (1991), reż. Chin-Ku Lu


Wystarczy spojrzeć na Moon Lee i już widać, że to sympatyczna dziewczyna, która nie skrzywdziłaby nawet muchy. To tylko pozory, gdyż za tą atrakcyjną twarzą kryje się zaprawiona w bojach kobieta, żyjąca w świecie przemocy. Osoby, które widzą ją pierwszy raz nie spodziewają się, że ta krucha i zgrabna niewiasta jest pełną energii wojowniczką zdolną rozłożyć na łopatki silnych mężczyzn. Z kolei osoby, które znają jej możliwości i widziały poprzednie filmy z jej udziałem nie spodziewają się, że jest zdolna do tego, by wcielić się w postać bezwzględnej zabójczyni. A jednak w tym filmie pociąga za cyngiel bez mrugnięcia okiem. Do czasu... kiedy traci pamięć. Dreaming the Reality wygląda poniekąd jak kobieca wersja Tożsamości Bourne'a - powieści Roberta Ludluma (bo przecież nie filmu z Mattem Damonen, który powstał dekadę później).

Dwie siostry (w tych rolach Moon Lee i Yukari Ôshima) już od dzieciństwa były szkolone na maszyny do zabijania. Takie wychowanie zawdzięczają przybranemu ojcu, który potrzebował kogoś zaufanego, by dbał o jego interesy i wykonywał brudną robotę. Gdy jedna z sióstr, nazywana Srebrną Lisicą (Moon Lee), doznaje po ciężkim upadku chwilowej amnezji staje się kimś zupełnie innym, poznaje inną rzeczywistość. Tu też panuje przemoc i dzięki temu zaczyna przypominać sobie własny świat (kapitalna scena, gdy podczas strzelaniny krzyczy z przerażenia, po czym zauważa leżącą na podłodze broń i ... przeszłość natychmiast wraca). Tytuł Dreaming the Reality nie kojarzy się z filmem akcji, ale do tego filmu pasuje idealnie. Killerka marzy bowiem o innym życiu - już w jednej z początkowych scen, gdy odczuwa żal po eksplozji szkolnego autobusu, widać wyraźnie, że posiada sumienie. Późniejsza amnezja to dar od losu, pozwalający jej odkryć inną stronę osobowości, by mogła sama wybrać dalszą drogę życiową.

Jeśli siostrę Moon Lee zagrała Yukari Ôshima (główny czarny charakter w Żelaznych aniołach), to dlaczego nad tekstem wpisałem Sibelle Hu? Po pierwsze, Yukari Ôshima jest Japonką, co nie bardzo pasuje do mojego zestawienia. Po drugie, Sibelle Hu w tym filmie jest rewelacyjna - dynamit, nie kobieta! Tak przeszarżowanej, a jednocześnie wzbudzającej autentyczną sympatię, postaci nie spodziewałem się po tej aktorce. Sibelle Hu i Moon Lee wystąpiły razem także w Bury Me High (1991) i Angel Terminators 2 (1991) - ten drugi to kwintesencja gatunku, gdzie scenariusz gładko przechodzi od farsy do tragedii, by w finale dać widzom pełną satysfakcję. Ich godny uwagi wspólny występ miał miejsce również w ultrabrutalnym Devil Hunters (1989), po którym obie trafiły do szpitala z ciężkimi poparzeniami, będącymi wynikiem nieudanej sceny kaskaderskiej - budynek eksplodował zanim trójka aktorów z niego wyskoczyła (wcześniej Moon Lee zaliczyła podobny numer w Żelaznych aniołach 2 <1988>, skacząc z wysokiej strażnicy na chwilę przed eksplozją).

W Dreaming the Reality Sibelle Hu wcieliła się w zwariowaną fankę tajskiego boksu, która z karykaturalnym przejęciem kibicuje zawodnikom, ale - jak się okazuje - sama też potrafi mocno przyłożyć. Z wypisaną na twarzy wściekłością rozprawia się z potężnie zbudowanym rosyjskim bokserem, a gdy jej brat zostaje pobity wkracza brawurowo do oprawców z kijem bejsbolowym i granatem... To nie jest jednak typ zabójczyni. Nie przypadkiem ta postać została odegrana z dużym ładunkiem komizmu, miało to na celu pokazać kontrast między zabawną i dobrą z natury (choć obdarzoną walecznym sercem) dziewczyną, a „urodzoną morderczynią” - ponurą, skutą lodem, naznaczoną tragicznym losem i podejmującą walkę nie tylko ze złymi ludźmi, ale z samą sobą i własną przeszłością.

Moon Lee i Sibelle Hu stanowią tu świetny duet, chociaż nie mają wielu wspólnych scen. Są zbyt różne, by stanowić zespół, ale mimo to w krytycznych sytuacjach potrafią działać na rzecz wspólnego dobra. Nie są to postacie jednowymiarowe. Mają charakter, mają wady i zalety, a dobre intencje kontrastują z brzydkimi nawykami. Ten film to coś więcej niż tradycyjne kino akcji w stylu Żelaznych aniołów. Oprócz kapitalnych sekwencji kaskaderskich mamy tutaj elementy dramatu i komedii, a sztuki walki (kung fu i tajski boks) mieszają się z opowieścią gangsterską w stylu Johna Woo (efektowne strzelaniny i motyw braterstwa wśród ludzi zajmujących się zabijaniem).

Yi Huang 

  • The Woman Knight of Mirror Lake (2011), reż. Herman Yau

Fotograf mówi do pozującej mu kobiety, żeby zrobiła coś z tymi rękami, które wyglądają nienaturalnie. Wówczas kobieta bierze do ręki sztylet... i tak powstaje fotografia bardzo wymownie portretująca słynną chińską rewolucjonistkę. Żyjąca na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku Qiu Jin była pisarką, poetką, nauczycielką i feministką aktywnie działającą na rzecz poprawy warunków dla kobiet. Do historii przeszła jako uczestniczka licznych protestów i rewolucyjnych zrywów skierowanych przeciwko mandżurskiej dynastii Qing. Za tę działalność była sądzona, torturowana i ostatecznie skazana na śmierć.

Jest tu na przykład taka scena, w której Qiu Jin ogląda przedstawienie w teatrze kabuki i pracownik teatru wyraża swoje zdziwienie, że kobieta przyszła w męskim stroju. Dowcip polega na tym, że w teatrze kabuki role kobiece grają mężczyźni. Takie życiowe absurdy dobrze służą tej historii utrzymanej w dosyć smutnej, posępnej tonacji. Film nie tylko jednak pokazuje wielkie czyny znanych ludzi, ale pochyla się także nad tymi, którzy nękani byli przez głód i ubóstwo, lekceważeni przez ludzi z wyższych sfer. Nie rzuca się w oczy typowy dla chińskiego kina patos polegający na celebrowaniu momentu śmierci. Autorzy zrezygnowali również z typowej dla hongkońskiego kina karykaturalnej prezentacji postaci. Historia opowiedziana jest w sposób zrównoważony, zachęcający do wnikliwszego zagłębienia się w temat walki o wyzwolenie Chin.

Herman Yau bawi się w swoim filmie chronologią, kreując klimat kontrolowanego chaosu, a przy tym udanie odtwarzając atmosferę ówczesnych nastrojów politycznych. Dzielnie wspierają go aktorzy, wśród nich Yi Huang (znakomicie odtwarzająca postać niezłomnej Qiu Jin) i Anthony Wong (jeden z najpopularniejszych aktorów w Hongkongu, grał u Johna Woo, Johnniego To i w serii Infernal Affairs: Piekielna gra). Yi Huang miała nieco łatwiej niż jej starsze koleżanki, gdyż pomocą służyły nowoczesne technologie, potrafiące ukryć słabe punkty. Jej poprzedniczki sprzed dwudziestu, trzydziestu lat musiały starać się dwa razy bardziej, aby ukryć słabości niskobudżetowego kina.

Utwory omówione wyżej, mimo licznych zalet, posiadały niedoróbki techniczne wynikające z budżetowych ograniczeń. The Woman Knight of Mirror Lake to już kino epickie i dopracowane, zrobione za porządną kasę, którą widać niemal w każdej scenie. Dlatego pod względem technicznym trudno tu cokolwiek zarzucić. Bywa jednak, że widzom przeszkadzają zbyt efektowne (jak na biopic) sceny walk, ale to nie jest żadną wadą, jeśli przypomni się takie biografie, jak Nieustraszony (2006) z Jetem Li czy np. Ip Man (2008) z Donniem Yenem, w których także postawiono na widowiskowość. Taka jest chińska tradycja i nie widzę powodu, aby z niej rezygnować tylko dlatego, że główną bohaterką jest kobieta. Skoro walczyła w rewolucji ramię w ramię z mężczyznami to zasłużyła na to, by zostać bohaterką kina akcji.

__________________________

* Obrazek główny nad tekstem to plakat z filmu Pod opieką policji (Princess Madam, 1989) z udziałem Sharon Yeung i Moon Lee.

2 komentarze:

  1. Moją ulubioną aktorką kina chińskiego (głównie martiali) jest Kara Hui - kocham ją, szczególnie z lat 80'tych - jest piękną i utalentowaną kobietą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słabo kojarzę Karę Hui, nie potrafię podać z pamięci tytułów filmów, w których ją widziałem.

      Usuń