Pages

Znak Diabła

Hexen bis aufs Blut gequält (1970 / 97 minut)
reżyseria: Michael Armstrong
scenariusz: Michael Armstrong (jako Sergio Casstner) & Adrian Hoven (jako Percy Parker)

Polowania na czarownice to jeden z najciekawszych tematów z dawnej historii demaskujący głupotę naszych praprzodków, ich zabójczy fanatyzm i skłonność do okrucieństwa. Można ten problem zbanalizować i stworzyć serię filmów fantasy i horrorów science-fiction, w których magiczne stwory wyrządzą wiele zła, a więc łowcy czarownic zostaną usprawiedliwieni. Jednakże film Witchfinder General (1968) jest doskonałym przykładem na to, że dobry horror nie musi przerażać zjawiskami nadprzyrodzonymi, bo poszczególne skrawki historii ludzkości dowodzą, że człowiek jest bestią bez żadnych dodatkowych mocy. Znak Diabła to pierwszy film z kategorią V (za violence czyli przemoc). Problematyczne, ultrabrutalne kino o ludziach, którzy szukając znaków diabła nie zauważają, że sami je posiadają.

Armstrong i Hoven osadzili akcję swojego filmu w osiemnastowiecznej Austrii, co jest dobrym posunięciem, gdyż polowania na czarownice w krajach niemieckojęzycznych osiągnęły najwyższy poziom paranoi i strachu. To niemiecki duchowny - dominikański inkwizytor Heinrich Kramer - jest autorem słynnego traktatu Młot na czarownice (Malleus Maleficarum), który stał się podręcznikiem dla łowców wiedźm i przetłumaczono go na wiele europejskich języków. Ta księga była też krytykowana, nawet przez hiszpańską inkwizycję, która wolała ścigać heretyków niż rzekomych sługusów diabła.

Ludzkość dzieli się tu na katów i ofiary. Na pierwszym planie znajduje się Lord Cumberland, pierwszorzędny złoczyńca, bo ze swoich zbrodni czyniący w pełni legalną działalność. Po jego prawicy stoi uczeń, pochodzący ze szlacheckiej rodziny młodzieniec, respektujący (do czasu) nauki swojego mistrza. Trzecim ważnym bohaterem, kolejnym należącym do „rodziny” witchfinderów jest lubieżny i okrutny Albino. Już w pierwszej scenie wraz z kompanami dokonuje gwałtów na zakonnicach. Ten fragment bardzo dobitnie wskazuje, jacy to ludzie zajmowali się walką z Szatanem. To nie byli świątobliwi fanatycy, ale nienasyceni zbrodniarze traktujący swój fach jako pretekst do szalonej zabawy.

W Znaku Diabła reżyser bardzo wyraźnie zaznaczył, kto jest katem a kto ofiarą. Wzmocnił przekaz ładując do filmu sceny tortur, jakich wcześniej publiczność nie oglądała. Wzmocnił także realizm, umieszczając akcję filmu w austriackim zamku, gdzie dochodziło przed wiekami do torturowania podejrzanych. Wykorzystał także prawdziwe narzędzia tortur. Efekt jest porażający, a towarzysząca filmowi cenzura i zakaz wyświetlania w 31 krajach tylko podsycają zainteresowanie. Szczególnie teraz gdy film jest łatwo dostępny (na YouTubie jest pełna wersja, tylko polskich napisów brak). Slogany na plakacie nie kłamią: to jeden z najbardziej przerażających filmów wszech czasów, który może wywrócić żołądek u wrażliwszych odbiorców.

Tak naprawdę nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za ostateczny kształt dzieła. Producent i współscenarzysta Adrian Hoven był ponoć skłócony z reżyserem Michaelem Armstrongiem. Jednak zamiast go zwolnić kręcił bez jego wiedzy niektóre sceny, a do tej konspiracji namówił operatora Ernsta W. Kalinke (seria Winnetou). Po trzech latach samodzielnie wyreżyserował sequel, który przeszedł bez echa. Natomiast Armstrong zamilkł jako reżyser na następne 15 lat. Ciekawe czy sam tak zdecydował czy to wynik presji otoczenia, które potępiło nakręcony przez niego obraz. Jednak jako scenarzysta wciąż działał, np. przy wspomnianym sequelu Znaku Diabła, zrealizowanym w 1973 oraz brytyjskim filmie grozy Dom długich cieni z 1983, który jest nie lada gratką dla fanów gatunku, bo występują w nim Vincent Price, Christopher Lee, Peter Cushing i John Carradine.

Obsada jest ważnym punktem także i w Znaku Diabła. Urodzony w Pradze Herbert Lom przyzwyczaił widzów do ról czarnych charakterów, ale zagranych w sposób karykaturalny. Odtwarzany przez niego Lord Cumberland jest inny. To wyjątkowo sprytny łotr, który wie jak wykorzystać władzę, wie jak manipulować ludźmi. Nie boi się Boga ani Diabła, być może nie wierzy w ich istnienie, wierzy w siłę władzy i w to, że można ją osiągnąć tylko zastraszaniem i przemocą. Swoje nauki przekazuje hrabiemu, który badawczym wzrokiem obserwuje mistrza, by wkrótce przejąć pałeczkę. W postać błękitnookiego szlachcica wcielił się Niemiec Udo Kier, wtedy dopiero zaczynający karierę. W następnych latach dał się poznać z ról złoczyńców, ale tutaj jest tylko obserwatorem zła, dokonującym krytycznej analizy tego co się dzieje w społeczeństwie.

Nie tylko relacje między nauczycielem i uczniem są interesujące, ale i pomiędzy dwoma doświadczonymi witchfinderami. Pierwszym jest wspomniany Lord Cumberland, drugim Albino. W tej roli obsadzono jednego z najbardziej charakterystycznych aktorów w dziejach kina. Reggie Nalder, bo o nim mowa, grywał najczęściej epizody (Człowiek, który wiedział za dużo, Ptak z kryształowymi piórami in.), wyróżniał się poranioną twarzą, a jego blizny powstały prawdopodobnie wskutek poparzeń (nie ma co do tego pewności, bo ten austriacki aktor podawał różne wersje). Grywał często mroczne postaci (np. zabójców i wampirów) i taki też jest Albino, wyjątkowo odpychający typ - rozpustnik, oszczerca, intrygant. Ograniczona dystrybucja filmu zaszkodziła karierze Reggiego Naldera, bo ta rola mogła przyczynić się do rozkwitu jego popularności. Dzięki filmowi Armstronga i Hovena wydobył z siebie diabelską furię, tworząc ekstatyczną, niezapomnianą kreację.

Kolejna ważna kwestia filmu to kobiety. Oczywiście są one tu tylko ofiarami, ale jedna z nich, Gaby Fuchs, świetnie wykreowała zabiedzoną, wzruszającą niewiastę. Aktorka swoim obliczem wyraża niesamowite cierpienie i ból, a oprócz tego jest ładna, co zadaje kłam twierdzeniu, jakoby Niemki nie były atrakcyjne (w dodatku występuje tu także inna ślicznotka z kraju Hitlera, Ingeborg Schöner, wówczas trochę już znana w Europie, bo pojawiała się we włoskich przygodówkach i komediach). W głównej roli kobiecej wystąpiła Serbka Olivera Vukotic, której reżyser kazał hasać w miłosnych uniesieniach po austriackich polach, lecz jej mroczna uroda nadawałaby się do roli prawdziwej czarownicy.

Sceny romantyczne z jej udziałem i z Udo Kierem u boku ilustrowane są apollińską muzyką Michaela Holma, będącą nie tylko przeciwwagą dla tematu miłosnego Paula Ferrisa z Pogromcy czarownic, ale też wypowiedzią o tym, że miłość była obecna w najtragiczniejszych czasach i nie prowadziła do niczego dobrego. Anielskie wokalizy są jak elegia o tym, że wzniosłe uczucie prowadzi do tego samego co przemoc, czyli do śmierci. Bardzo dobry podkład muzyczny występuje także w scenie przybycia Lorda Cumberlanda do zamku. Dzięki takiej majestatycznej kompozycji ten łowca czarownic wzbudza respekt jeszcze zanim pojawi się na ekranie. Sposoby filmowania poszczególnych scen też są znakomite. Operator często stosuje obiektyw zmiennoogniskowy, czyli zoom, za pomocą którego wydobywa z aktorów każdy szczegół. Tworzy też taki nieprzyjemny klimat, który sprawia, że odczuwa się dyskomfort patrząc na płonące stosy, tortury i inne metody upodlenia człowieka.

Nie ma wątpliwości, że takie hardkorowe sceny jakie przedstawiono w filmie miały miejsce w rzeczywistości. Dlatego te wszystkie kontrowersje, cenzorskie cięcia i ograniczona dystrybucja są bez sensu, bo to oznacza, że są ludzie, którzy chcą ukryć prawdę. Tego filmu nie nakręcono po to, by straszyć widzów, ale by opowiedzieć niechlubny rozdział w historii ludzkości. Wyczuwa się w tym jednak przestrogę przed niepohamowanym fanatyzmem powodującym chaos, niesłuszne oskarżenia, rzeź niewiniątek i zdziczenie rodzaju ludzkiego. Okrutne filmy nie powodują przemocy, bo przemoc (i to na większą skalę) istniała w czasach bez kinematografii. Hexen bis aufs Blut gequält (dosł. Czarownice dręczone aż do śmierci) to znakomity dramat historyczny - diabelnie ponury, głęboko poruszający i wiarygodny. Od kapitalnego Witchfinder General nie jest raczej lepszy, ale to zdecydowanie godny uwagi obraz, którego można uznać za protoplastę popularnego dziś podgatunku torture porn.

16 komentarzy:

  1. Dwójka wcale nie jest jakaś tragiczna , ma parę miłych dla oka strzałów.
    Herbert Lom był całkiem spoko , ale to jeszcze nic w porównaniu z jego horrorowym opus magnum , jakie odstawił w ,, Sekcie'' Soaviego - tego umierającego ( ??) dziada nie idzie wymazać z pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dałeś mi dobry powód, by w końcu obejrzeć "Sektę" Soaviego :)
      Przeglądając zagraniczne recenzje "Mark of the Devil" natknąłem się przypadkiem na tytuł "The Bloody Judge" / "Il Trono di Fuoco" (1970, reż. Jesus Franco). W roli głównej Christopher Lee. Film też ponoć inspirowany "Witchfinder General". Miałeś przyjemność oglądać to dzieło?

      Usuń
  2. Nie, ale jest do wyhaczenia. Z pokrewnych , to sposobię się do ,, Cry of the Banshee'' Gordona Hesslera z Vincentem Price'em w roli okrutnego możnowladcy , który ściaga na siebie pradawną klątwę. W ogóle należało napomknąć, że nurt witchfinderski przełomu 60'/70' szedł w parze z równoległym folk horrorem i obydwa idealnie się przenikały.
    ,,La Setta'' o czym gdzie nie gdzie nie raz wspominałem, to jest mój ulubiony film Soaviego i w ogóle najlepszy z całej czwórki . Kocham go, jak ,,Inferno''.
    PS. A Ty w pierwszej kolejności smaruj przed ekran i oglądaj ,, Bone Tomahawk'' . Jak tak ma wyglądać renesans westernu, ta ja jestem na w chuj tubalne TAK !!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Bone Tomahawk" będzie oglądany w tym tygodniu. Możliwe, że i z Vincentem Pricem też się spotkam. Bo miałem zamiar obejrzeć wspomniany w recenzji "Dom długich cieni", ale ten "Cry of the Banshee" też zapowiada się ciekawie (oba znalazłem w serwisie Dailymotion). Mając tyle dobrego przed sobą mogę znowu zapomnieć o "Sekcie", ale może i ten uda się zaliczyć.

      Usuń
    2. A ja właśnie obejrzałem. Dobry, chociaż Patrick Wilson mi średnio pasował (zawsze mi średnio pasuje :).

      Usuń
    3. Bo to średni aktor. Też za nim nie przepadam.

      Usuń
  3. ,, La Setta'' jest ponad tą całą resztą . Sokół pośród stada wron :-D)))))))
    Ja dziś Wincentego stestuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nekrolog:
    15 listopada, w wieku 71 lat, odeszła Nicoletta Machiavelli, najbardziej znana z włoskiego kina gatunków ("Navajo Joe", "The Hills Run Red", "Tony Arzenta", "Il Trucido e lo Sbirro"). Można ją też wypatrzyć w filmach francuskich, np. u A. Żuławskiego ("Najważniejsze to kochać").
    R.I.P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak chodzi o większe role , to pamiętam ją jeszcze z bardzo dobrego SW ,, Una Lunga Fila Di Croci'' aka ,, No Room to Die'' Sergio Garrone z 69' ze Steffenem i Bergerem ( i Mario Bregą w roli pozytywnego ! ) .
    Luknąłem w jej filmografię i widzę , ze zagrała w czymś takim, jak włoska ekranizacja ,, Kochanka Wielkiej Niedżwiedzicy'' Sergiusza Piaseckiego z Gemmą w roli głównej (!)
    RIP

    OdpowiedzUsuń
  6. ,, Cry of the Banshee'' zaliczony... no i takie to średnie na jeża. Folk horror z na prawdę wielkim potencjałem , niestety sformatowanym do średniaka za sprawą zachowawczej, mało lotnej reżyserii. Gra Wincentego trochę zblazowana i bez ognia, z resztą nie jest on tu centralną postacią. Finał puszczony w przysłowiowe pizdu ( właściwie wcale go nie ma ).
    Za to coraz większy podziw odczuwam do scenarzysty Christophera Wickinga , który dał tu reżyserowi do łap masę dobrego na zmarnowanie . Facet ma świetne myślenie , dostarcza w bród tęgo odjechanych sytuacji , ale po angielsku zdyscyplinowanych narracyjnie tak na styk, jego historie trawione są powracającymi obsesjami ( rozkład rodziny unicestwianej szaleństwem ) ... Jakby tak ściągneli wtedy z Włoch Fulciego , który był w amoku antykalolskiej krucjaty ( ,, Beatrice...'' ) i miał w głowie psychedeliczny ferment inscenizacyjny ( ,, La Lucertola... ), to z takim scenariuszem , można by było oczekiwać arcydzieła. Zwłaszcza, że parę lat póżniej np. paru Hiszpanów robiło w Anglii świetne kino ( Grau, Larraz ). ,, A tak, CoB'' to pozycja wyłącznie dla maniaków folk horroru, którzy starają się kompletować, co się da - jak ja.
    Gordon Hessler dostaje drugą szansę - ,, Scream and Scream Again'' 70' . Story - ponownie Wicking, grają Wicek, Krzysiek i Pietrek ( jeszcze Michael Gothard, który spalił system w ,, Devils'' Russella ) , zdjęcia - John Coquillon . . Mix politycznego thrillera z horrorem medycznym. Zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam... sam mówiłeś niedawno, że takie gdybanie jest bez sensu, do niczego nie prowadzi, a teraz piszesz że gdyby Fulci to nakręcił to byłoby arcydzieło. Ja wiele nie oczekiwałem i uważam, że wyszedł z tego ponadprzeciętny film. Motyw rozkładu rodziny unicestwianej szaleństwem widzę w trzech filmach z Vince'em. Pierwszy to "Upadek domu Usherów", drugi to "Cry of the Banshee" ("Upadek domu Whitmanów"), trzeci - "House of the Long Shadows" ("Upadek domu Grisbane'ów"). Gdyby ktoś mnie teraz zapytał o ulubionego aktora to bym bez wahania odpowiedział: Vincent Price. Jest to aktor, któremu ufam i bez zastrzeżeń akceptuję każdy jego pomysł na rolę.

      Usuń
  7. Byłoby , sam dobrze o tym wiesz. A ten film wali studiem na kilometr , w ogóle nie ma nastroju, inscenizacyjnie jest bardzo przeciętny. Plenery, wnętrza, praca kamery , rozegranie wielu scen - wszystko byle jakie. Nie mówię, że dno kompletne, ale grubo poniżej oczekiwań.
    PS. A Ty widziałeś w ogóle ,, The last man on the Earth'', jak już o Wincentym mowa ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, widziałem, na YouTubie go kiedyś wyhaczyłem. Dobry film i rola Price'a - pamiętam szczególnie jego śmiech, który przeobraził się w płacz.

      Usuń
  8. Dla mnie jego the best. Chociaż w ,, The Fall of Usher...'' chyba największego ( czysto aktorskiego ) wyczynu dokonał - w długich, statycznych scenach gadanych potrafił tak zahipnotyzować, że mogłoby to trwać i trwać.
    A właśnie, dawniej takie różne zestawienia tematyczne robiłeś , to może zapodaj taki top 10 albo top 15 Price'a . Jest w czym wybierać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planowałem zestawienie filmów duetu Corman/Poe, żeby nie recenzować każdego z osobna, ale jeszcze wszystkich z cyklu nie widziałem, więc taki tekst nieprędko się pojawi. Nie ukrywam, że chciałbym też napisać oddzielny post na temat "niecormanowskich" filmów z Price'em, w którym znalazłyby się te produkcje, których nie udało mi się zrecenzować, tj. "Ostatni człowiek na Ziemi". Chyba nie potrafiłbym uszeregować jego ról od najlepszej do najsłabszej, dlatego forma rankingu raczej odpada. Jednak Ci się nie dziwię, że faworyzujesz "Last Man on Earth", bo Wincentemu przypadła trudna, wymagająca rola, poradził sobie świetnie, a tego nie można powiedzieć o Hestonie i Willu Smithie, którzy też zmierzyli się z tą postacią.

      Usuń
  9. Ja sobie ostrzę zęby na nowelowy ,, Twice Told Tales'' Sidneya Salkowa 63'( drugi wspólny film obok ,, The Last Man..'' ) - ekranizacje trzech opowiadań ,, z dreszczykiem'' Nataniela Hawthorne'a , Price gra główne role we wszystkich. Film trwa bite 2 godziny.
    No i coś czuję, że najlepszym z duetow Hessler -Price będzie ,, The Oblong Box'' .
    , The Last Man...'' - arcydzieło kina. Romero brał z tego garściami..

    OdpowiedzUsuń