Pogromca czarownic

Witchfinder General * (1968 / 86 minut)
reżyseria: Michael Reeves
scenariusz: Tom Baker, Michael Reeves na podst. powieści Ronalda Bassetta

W latach 40. XVII wieku angielskie rzeki spływały krwią za sprawą toczącej się rewolucji, mającej na celu zakończenie rządów absolutnych Karola I. Parlamentarzyści Olivera Cromwella pokonali rojalistów w bitwie pod Naseby w 1645 roku. Akcja filmu 24-letniego reżysera przenosi widzów w przeddzień tej bitwy, lecz polityka i wojna są tu jedynie tłem wydarzeń, zaś postać Cromwella pojawia się tylko w epizodzie. W zasadzie to sam tytuł mówi wszystko o przynależności gatunkowej - nie mamy tu do czynienia z dramatem historycznym, ale z dramatem grozy na temat profesji, która budziła wówczas autentyczny strach i respekt. I co chyba najbardziej interesujące, przedstawieni w filmie witch-hunterzy, Matthew Hopkins i John Stearne, istnieli w rzeczywistości i w trakcie angielskiej wojny domowej faktycznie zajmowali się polowaniem na czarownice.

Wierząca w przesądy i magię wiejska społeczność wynajmuje za odpowiednią opłatą dwóch łowców w przekonaniu, że interwencja tych „boskich wysłanników” wypleni z ich wioski zło i zarazę pod postacią czarowników i wiedźm. Posiadający legalną władzę (daną im przez tzw. magistratów) łowcy mogą bezkarnie torturować i zabijać kogokolwiek. Proces eliminacji osób parających się czarną magią toczył się w trzech etapach. Pierwszy to aresztowanie na podstawie zeznań świadków, drugi to torturowanie delikwenta by wymusić przyznanie się do winy. Trzeci etap był najbardziej bezsensowny: zanurzanie w akwenie - jeśli oskarżony się utopił był prawdopodobnie niewinny, jeśli przeżył musiał być czarownikiem i należało go powiesić lub spalić na stosie.

Atmosfera rebelii i wojny nie sprzyja poprawie stosunków międzyludzkich, wręcz przeciwnie - następuje wtedy upadek prawa, porządku i moralności. Ale zawsze znajdzie się desperat, który spróbuje powalczyć z bezdusznym systemem. W filmie Reevesa taką postacią jest porucznik armii parlamentu Richard Marshall, który poprzysiągł zemstę na pogromcach czarownic za zgwałcenie jego ukochanej i zabicie jej wuja. Oprócz walki z rojalistami młody oficer prowadzi więc prywatną wojnę - o honor i sprawiedliwość. Hrabstwa nad Morzem Północnym pokrywają czarne chmury, które zwiastują trudny okres dla mieszkańców wschodnich wybrzeży Wielkiej Brytanii. Wojna domowa spowodowała ogromne straty w ludziach, a ci co przeżyli klepią biedę. Ludzie albo żyją z zabijania (jak kawalerzyści oraz tytułowy witchfinder general) lub są ofiarami przemocy i niesprawiedliwości (najczęściej kobiety i starcy).


Brytyjski reżyser Michael Reeves zmarł w wieku 25 lat na skutek przyjęcia zbyt dużej dawki środków nasennych, ale zdążył nakręcić trzy brytyjskie horrory - za najważniejszy z nich uznaje się ostatni, Pogromcę czarownic. To dzieło wstrząsające i drapieżne, obfitujące w okrutne sceny przemocy i przerażające krzyki ofiar. Tortury, wieszanie, palenie na stosie pełnią ważną rolę i mają uzmysłowić widzom, do czego prowadzi wiara w zabobony i przepowiednie. Matthew Hopkins w interpretacji Vincenta Price'a to człowiek, który nie wierzy w magię i istnienie czarowników, ale jest chciwy i bezlitosny, więc pełni swoją rolę bez żadnych wyrzutów sumienia, bo przynosi mu ona dochody, uznanie i szacunek (choć przysparza też wrogów). Ofiarami jego bezwzględności są także naiwni i bezmyślni wieśniacy, którzy nie zdają sobie sprawy, że działania witchfindera wcale nie służą Bogu i wcale nie odganiają Szatana, bo diabeł prawdopodobnie tkwi w każdym człowieku.

Ważną cechą filmu Reevesa jest znakomita obsada - Robert Russell jako amoralny głupiec John Stearne czerpiący przyjemność z torturowania ludzi, Hilary Dwyer w roli bezbronnej, zhańbionej i upokorzonej Sary oraz Ian Ogilvy, który grał też w poprzednich filmach Reevesa, tym razem jako porucznik kawalerii, człowiek szukający sprawiedliwości i satysfakcji, nie wahający się nawet zdezerterować, byle tylko wyrównać rachunki. Bardzo interesującą kreację wykreował wspomniany już wcześniej Vincent Price - grany przez niego Wielki Łowca to człowiek pozbawiony skrupułów, dla którego jedynym bogiem są pieniądze i to z ich powodu zajmuje się tą niegodziwą profesją. Aktor doskonale gra głosem i mimo że trudno w tej postaci znaleźć jakieś pozytywne cechy to wzbudza respekt i trudno uwierzyć, aby miał zostać pokonany przez jakiegoś młodego, niedoświadczonego oficera. Przy okazji warto wspomnieć, że prawdziwy Matthew Hopkins nie dożył 30-ki, więc Price teoretycznie nie pasował do tej roli, ale zagrał ją tak sugestywnie, że trudno wyobrazić sobie kogoś innego na jego miejscu.


Zaludniona przez hipokrytów, ignorantów i nikczemników przepiękna angielska prowincja filmowana jest przez brytyjskiego operatora Johna Coquillona w sposób bardzo wymowny - nie ma wątpliwości, że świat tutaj przedstawiony jest zepsuty i zniszczony przez obskurantów i nawet bez rozgrywającej się w tle krwawej wojny ludzie staliby się dla siebie wilkami, których zżera głód, zazdrość i perfidia. Muzyka Paula Ferrisa łagodzi nieco wymowę filmu, pełna jest angielskiego szyku i elegancji typowych dla kostiumowych romansów - przypomina, że świat nie jest do końca zepsuty, skoro jest czas na miłość i walkę o zachowanie człowieczeństwa. Chociaż słyszałem wiele dobrego na temat tego filmu to i tak jestem pod wrażeniem. Brytyjskie filmy (nawet sensacyjne i przygodowe) potrafią czasem nieźle wynudzić widzów, zanim się porządnie rozkręci akcja, na szczęście jednak film Reevesa ani przez moment nie zanudza zbędnymi fragmentami. Pogromca czarownic to znakomity przykład na to, że prawdziwy horror to nie spotkanie z duchami, wampirami czy demonami, lecz z pozbawionymi sumienia ludźmi o stępionych zasadach moralnych.

* Film pokazywany był w Stanach pod tytułem Conqueror Worm (Robak Zwycięzca), który sugerował, że to kolejna adaptacja twórczości Edgara Allana Poe, jako że gwiazdor filmu, Vincent Price, znany był za oceanem z filmów Rogera Cormana czerpiących pomysły z przesyconych atmosferą grozy utworów Poe'go (zarówno opowiadań jak i poezji). Jednak film Reevesa, oprócz mrocznego klimatu i pesymistycznej tonacji, nie ma nic wspólnego z twórczością tego amerykańskiego XIX-wiecznego autora.

29 komentarze:

  1. To był na prawdę mocny film na tamten moment. Odniósł sukces i zapoczątkował niezbyt pokażną ilościowo, ale bardzo interesującą falę podobnych obrazów, przebijających ''Witchfindera'' w wizualnym okrucieństwie. A propos, Reeves miał reżyserowac ,, Mark of the Devil'', ale kostucha pokrzyżowała plany.
    Obok Hammera, w Starej, Dobrej Anglii równolegle działały tez dwa inne studia specjalizujące się w grozie : Amicius ( gł. horrory nowelowe ) i Tigon, ktorego flagowym ghost shipem był właśnie ,, Witchfinder''.
    Jeszcze dwa tytuły z labelem Tigon są szczególnie godne uwagi ,, Blood on Satan's Claw'' Piersa Haggarda z 71 i ,, Demons of Mind'' Petera Sykesa Z 72. ', Blood...'' to bardzo podobne klimaty do filmu Reevesa, czas , miejsce i tematyka praktycznie te same . Róznica jest taka, że w ,, Witchfinderze'' prześladowani to wyłącznie niewinne ofiary, a w ,, Szatanskim Szponie'' nie tylko.Ten film to w ogóle niezła diabelska jazda,czuc dotyk Czystego Zła, dużo szalonych patentów, a scena gwałtu dzieci na dziecku autentycznie miażdży.
    ,, Blood on Satan's Claw'' jest na YT - gorąco polecam, z szatańskim pozdrowieniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za dużo (horrorów) to niezdrowo :)
    Ponoć i "Diabły" Kena Russella mają coś wspólnego z tą tematyką, ale nie widziałem, więc nie wiem na ile jest podobny do filmu z Price'em.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdrowo, zdrowo ... ,, Diabły'' to zupełnie inna bajka: zbiorowe opętanie, król Słońce, czyli szalony pajac, Oli Reed, jako Urban Grandier-rycerz-zakonnik - obiekt pożądania i Nemezis dla duszy Matki Joanny ( Vannessa Redgrave), Derek Jarman jako scenograf, nieobliczalni egzorcyści , ogólnie - totalna frenezis a la Russell.
    Film zgoła niepowtarzalny, ale nie koniecznie by Ci spasował.




    OdpowiedzUsuń
  4. Brand new obituary :
    7 marca, w wieku 91 lat, ze światem pożegnał się włoski reżyser Damiano Damiani. Filmowiec dośc dobrze w Polsce znany, wiele jego filmów gościło swego czasu na naszych ekranach - głównie w latach 70-tych, nie bez znaczenia były tu jego ultra-lewicowe poglądy, znajdujące odbicie w tym, co tworzył.
    Jego specjalnością były zaangażowane, oskarżycielskie dramaty polityczne, podane w efektownym opakowaniu poliziottesco, jak ''Dzień Puszczyka'' , ,, Zeznania komisarza policji przed prokuratorem republiki'' ( obydwa z Franco Nero ), czy bardzo ongiś popularny serial ,, Ośmiornica'' z Michele Placido. Atak na włoski system penitencjarny przypuścił filmem ,, Śledztwo skończone, proszę zapomniec'' , też z Nero.
    Jest także autorem absolutnie rewelacyjnego, zapatystowskiego spaghetti westernu ,, Kula dla Generała'' z popisową rolą GM Volonte , któremu dzielnie dotrzymują kroku Lou Castel i Klaus Kinski.
    Damiani ma również na koncie pierwszy sequel do ,,Amityville'', z podtytułem ,,Posession'' - najbardziej sataniczny z całego cyklu, choc nie do konca udany.
    Modę na komediowe spag westy w patach 70-tych dyskontował filmem ,,Genius, two partners and dupe'' z Terence Hillem i Miou Miou, którego producentem i współrezyserem był Sergio Leone.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeglądając jego filmografię zauważyłem, że widziałem tylko jeden film Damianiego - kryminał z czasów starożytnego Rzymu "Dochodzenie" z Keithem Carradine'em i Harveyem Keitelem. Nawet ciekawy film.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio obejrzane:
    ,,Dramat na Wolim Jarzmie'' ( The Ox Bow Incident )reż. William A. Wellman 1943.
    Nevada, 1885.Dwóch kowbojów przybywa do miasteczka. Jeden z nich , Gil Carter (Henry Fonda) ma nadzieję odnależc tu swoją ex narzeczoną, ale dowiaduje się, że panna uszła w nieznane z jakimś fagasem przy kasie, a wcześniej gziła się na potęgę , z kim popadło. Sfrustrowany, zaczyna grandzic w saloonie, ale cała sytuacja w mig traci na znaczeniu, bo oto miasteczko obiega wieśc o zamordowaniu i ograbieniu szanowanego farmera z okolicy.
    Akurat szeryf jest chwilowo nieobecny, a sędzia, to zniewieściała parówa bez krzty autorytetu, zatem redneckowaty zastępca szeryfa zaprzysięga ( nieprawnie ) grupę ochotników żądnych wyruszyc tropem domniemanych sprawców , których miejscowy Meksykanin rzekomo widział w okolicy.
    Ekipa jest nad wyraz malownicza : na pierwszyy plan wysforowują się - zawzięty zabijaka, któremu Fonda wcześniej skoczył z obu nóg na ryj w saloonie, miejscowy żul i ochlaptus - teraz pierwszy do wieszania, wiekowy sklepikarz nawołujący do rozwagi, lecz gremialnie ignorowany, jakiś dziwaczny murzyn(??), żywcem wyjęty z antysemickich karykatur z Volkische Beobachter , grube i obleśne babsko ( o którym papież westernologii Czesław Michalski napisał ,,piękna ranczerka o kamiennym sercu :D :D '' ), wyglądające, jak zagubiona siostra rumuńskich kucharek z ,, Suspirii'' , no i dwaj przyjezdni.
    Dowodzenie przejmuje sztywny, patetyczny i bezwzględny konfereracki ex kapitan w obowiązkowym mundurze armii Południa, o którym powiadają, że całą wojnę domową tak na prawdą przepierdział w jakiejś mysiej dziurze. Towarzyszy syn - ktoś w rodzaju Freda Corleone Dzikiego Zachodu ( do czasu ).
    Nocą grupa dociera do odludnego płaskowyżu - tytułowego Ox Bow, gzie natrafia na trzech śpiących mężczyzn : gościa w skórze motocyklowej ( Dana Andrews ) , Meksykanina ( Antek Queen z wykurwiście zawadiackim wąsikiem ) i zdegenerowanego dziada, ktory ,,brał udział w wojnie, ale już nie pamięta, po której stronie''.
    Znalezione przy nich obciążające dowody ( bydło ze znakami zamordowanego oraz jego rewolwer ) nie pozostawiają wątpliwości - wprawdzie Andrews żarliwie i przekonująco peroruje o swej i kamratów niewinności, nie jest w stanie tego poprzec konkretnym dowodem. Wyrok zapada, lecz decyzją ogółu postanawia się z wieszaniem poczekac do świtu. Ale śmierc już wisi w powietrzu.

    Muszę przyznac, że jestem pod wrażeniem. Ten western rozwala wszelkie schematy gatunku, który na dobrą sprawę dopiero się w swej klasycznej formie ledwo zaczynał kształtowac. Odrzucona zostaje fundamentalna zasada westernowego indywidualizmu - miast tradycyjnego ,, bigger than life mavericka'' mamy tu bohatera zbiorowego i sumę ludzkich małości ułomności - w efekcie równie mocną, niebezpieczną i zwycięską.
    Film Wellmana to podręcznikowy wykład funkcjonowania psychologii tłumu - bohaterowie nie są wcielonymi potworami, to ludzcy , przeciętni i słabi w gruncie rzeczy szaraczkowie - kilku mało charyzmatycznych za to ostro zaślepionych prowodyrów przy poparciu milczącej większości jest w stanie sparaliżowac targanych wątpliwościami ludzi dobrej woli i rozsądku, którzy niniejszym stają się współwinnymi nieuchronnej tragedii na równi z tamtymi.
    W klasycznych westernach zło reprezentowane jest zwyczajowo , jako mniejszośc, wrzód na ciele zdrowo rozwijającego się społeczeństwa.
    Tu mamy atak na samo społeczeństwo i ciemną stronę funkcjonowania demokracji w praktyce - dobitnie podkreśla się, jak wiele przy podejmowaniu zbiorowych decyzji zależy od ludzkiego sumienia, jak i to, że dozgonne poczucie winy, jako jedyna kara z tytułu zbiorowej odpowiedzialności, jest wyrokiem nie podlegającym apelacji.
    Film nie obfituje w dynamiczne sceny, ale wciąga bez resszty, ,,Ox Bow...'' to dzieło prekursorskie, wyprzedzające o wiele lat demaskatorskie obrazy Lumeta, Kazana, Kramera, czy Penna.
    Wielki mały film, 5/6. Dla fana westernów lektura obowiązkowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniecznie muszę obejrzeć ten film!
    Coś mi się wydaje, że w powyższym komentarzu opowiedziałeś mi 90 procent filmu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie prawda. Tam jest masa smaczków, o których nie wspomniałem, film streściłem tak z grubsza mniej więcej do połowy. proste, ze musisz obejrzec :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wyczytałem z pewnych źródeł, że w tym filmie prawdopodobnie w roli tego "zdegenerowanego dziada" wystąpił Francis Ford, starszy brat słynnego Johna.
    Chętnie bym także obejrzał inny western Wellmana "Track of the Cat" (1954), który powstał według książki tego samego autora, co "The Ox Bow Incident".

    OdpowiedzUsuń
  10. A to ciekawostka, musiała byc między nimi spora róznica wieku. Dziadek w ogóle jest przekomiczny, sprawia wrażenie, jakby przez ostatnie pół życia walił denaturat, albo klej wąchał i sprał sobie mózg do kości.
    Z innych westernów Wellmana, to widziałem tylko ,, Yellow Sky'' z Peckiem i Widmarkiem, ale very long time ago.
    Za komuny Wellman był w Polsce passe, z powodu ,, silnych akcentów zimnowojennych'', podobnie, jak Sam Fuller.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnio obejrzane:

    ,,Droga do Nikąd'' ( Road to Nowhere ) reż. Monte Hellman 2010

    Mitchell - młody, a już w ciul nudny reżyser-geek, typowy wylęg Sundance Festival, poznaje emo-laskę ( początkującą aktorkę) którą obsadza w głównej roli swego nowego filmu. Fabuła dzieła jest dośc mętna, obraca się wokół podwójnego morderstwa, zdrady, zauroczenia, pozorowania śmierci i hipnotycznej ( wannabe ) kobiety-pająka w centrum. Mitchell ulega gwałtownie postępującemu zauroczeniu swą muzą, jak i jej bohaterką, rozbudowuje jej rolę kosztem samej fabuły i innych postaci, a po nocach miziają się, oglądają Bergmana i stare melodramaty i prowadzą rozmowy chuja z butem.
    Oczywiście to wszystko dobrze skonczyc się nie może, i się nie kończy.
    Po ponad 20-letniej przerwie, 78 letni Hellman zafundował sobie autotematyczną podróż sentymentalną, a widzowi wyjątkowo ciężkostrawnego snuja. Elementy kina noir pełnią tu rolę piątego koła u wozu, wprowadzając tylko irytujący, rosnący mętlik. Byc może intencją miał byc obraz triumfującej nad ludzkimi umysłami fikcji, pochłaniającej i przeżuwającej prawdę, nie wiem ;
    wyszedł festiwal statycznych, emocjonalnie obojętnych ujęc, których długości mógłby Yasujiro Ozu pozazdrościc, dzielonych namaszczonymi pauzami tępych dialogów, sarnich oczu i baranich oczu,
    punktowany trzema patetycznymi folkowymi balladami Toma Russella.
    W epizodycznej roli mignął Fabio Testi.
    Mistrz filmowego minimalizmu odszedł w nieznane, ustępując pola pretensjonalnemu, snobistycznemu onaniście.
    ...co widac znalazło uznanie, film otrzymał nagrodę specjalną jury na festiwalu w Wenecji. Może z czystej kurtuazji, CHW?
    Odradzam.


    OdpowiedzUsuń
  12. Z filmów Hellmana widziałem tylko "Miłość, ołów i furię" z 1978, oglądało się nieźle, ale mimo to nie byłem zachęcony do poznawania reszty twórczości tego filmowca. Zdaję sobie jednak sprawę, że należy zacząć od jego wcześniejszych filmów niż tych ostatnich :) W latach 60. nakręcił podobno niezłe westerny z Jackiem Nicholsonem, które spróbuję zaliczyć w pierwszej kolejności.

    OdpowiedzUsuń
  13. Najgorsze w tym nieco ponad dwugodzinnym filmie jest to, że jest on wygrany wyłącznie na jednym tonie, w dodatku nie jest to ton ciekawie brzmiacy. Film bez grama energii, o kręceniu podobnego gluta przez nudnych i grzecznych frajerów, do których należy przyszłosc kina artystycznego.
    Ale jeśli potraktowac go, jako ostrzezenie, to chwała Hellmanowi ! Tak odebrany, ujawnia zupełnie inne oblicze, jawiąc się, jako opowieśc :
    - o tym, jak spierdolic dobrą historię
    - o tym jak nadac własnej tępocie i brakowi charakteru oblicze pseudo-głębii
    - o tym, że z gremialnego lizania się po dupach nie może powstac nic godnego uwagi, ale nikomu to nie przeszkadza
    - o tym, że za kino niezależne stoi na glinianych nogach i wszystkim to jakos odpowiada
    - o tym, że nie należy wierzyc pozorom, co odebrałem do
    siebie ; w końcu Hellman pracował w bardzo ciekawych dla kina niezależnego czasach, na pewno bardzo ostro widzi to wszystko, co się z tym kinem przez te lata porobiło, a co więcej, jakiego pokroju ludzie się za nie teraz biorą . Cofam słowa o ,, podróży sentymentalnej'' - to jest wizja lokalna upadku.
    - o tym , że filmowy art-minimal to nie jest wielofunkcyjny scyzoryk, tylko obosieczna katana wymagająca kunsztu , świadomości świata i siebie.
    Uff... Obadaj ,, Shooting'' z Warrenem i Jackiem.




    OdpowiedzUsuń
  14. Mówiłem ci :)
    "Two-Lane Blacktop" i "The Shooting" to szczyt formy Hellmana.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale ja to wiem, bez mówienia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Grindhouse :

    ,,Texas Adios'' reż. Ferdinando Baldi 1966

    Solidny spaggie z Franco Nero, który wraz z młodocianym bratem szuka w Meksyku mordercy ojca. Gdy wreszcie udaje mu się go dorwac, na jaw wychodzą fakty, które stawiają całą sytuację na głowie, rzucając odmienne światło na wszystkich bohaterów i stwarzając dylemat, którego rewolwerem rozwiązac się juz nie da.
    Chyba, zeby.... się dało :D
    Twórca ,, Blindmana'' i tym razem nie zawodzi, serwując niebanalną, z nerwem opowiedzianą story, gdzie fachowo miksuje kino zemsty z dramatem rodzinnym, podgrzewając wszystko na szybkim ogniu w zapatystowskim sosie. Dla fanów gatunku must see - mamy tu mnóstwo mordobicia, żyzny body count, w tym strzelanie kobietom w plecy, zabijanie bezbronnych dla zwały, znakowanie ludzi żelastwem i Franka w stylowym, wytartym skórzanym płaszczu i kapeluszu, którego fason zajuma od niego Indiana Jones.

    ,,Don't go in the House'' reż. Joseph Ellison 1979

    Donny ( Dan Grimaldi ) , torturowany w dzieciństwie przez matkę - gdy napsocił, opalała mu ręce nad ogniem - już jako dorosły, acz psychicznie stłamszony facet, mieszka z nią w okazałej willi. Po jej nieoczekiwanej śmierci, stado uwięzionych w jego głowie demonów uwalnia się z całym impetem. Donny przygotowuje swoje nowe sanktuarium : obija blachą ściany i podłogę jednego z pokojów, przygotowuje ognioodporny uniform, miotacz płomieni i butlę z mieszanką zapalającą... przytwierdza do sufitu hak z łańcuchem... pierwszą zwabioną do domu kobietą, jest atrakcyjna pani z kwiaciarni.
    Aż mi jej było szkoda.
    Niespodzianka. Słyszałem o tym filmie i w sumie spodziewałem się eksploatacyjnego torture porna. Otrzymałem oszczędny, surowy w formie, świetnie zrobiony B klasowy horror z idealnie wykreowanym chorym klimatem. Donny słyszy złowrogie szepty, czuc wyrażnie, obecnośc eksterytorialnej demonicznej siły sterującej nim, ktorej ulega, ale zarazem się jej panicznie boi.
    Spowite w różnym natęzeniu mroku pokoje, schody i korytarze jego potęznego domostwa stają sie areną ulotnych widziadeł, halucynacji, złudzeń i powidoków. Jakby ubrane w matczyne suknie, usadowione w fotelach zwęglone trupy emitowały aktywujące się na ekranie podswiadomości migajece obrazy... które łączą się w snach w kodzmarną, silniejszą od jawy wizję, zgaszoną dopiero strumieniem zimnego potu po przebudzeniu z krzykiem. Obrazy ponurego, zasnutego chmurami nieba robią za posępne interludia .
    Przemoc w tym filmie jest dosadna, lecz nie przegięta. Dobre zdjęcia i montaż, a przede wszystkim kapitalna, elektroniczna muzyka Richarda Einhorna i mocna, przezyta kreacja debiutanta Dana Grimaldiego stawiają ten film znacznie powyżej podobnych mu niskobudżetowców.
    ,, Nie idż Do Tego Domu'' spokojnie można postawic w jednym rzędzie, z takimi stalk'n'slashowymi dziełami przełomu 70 i 80, jak ,, Maniac'' ( gdzie mogli rżnąc z ,, Don't Go,,,'', gdyż powstał rok pózniej ) ,,Driller Killer' czy ,, Buio Omega''. Zdecydowanie polecam.
    ... i to chyba nie koniec grindhouse'a , bo dowieżli akurat film, na który polowałem od wielu lat. Ciekawe czy było warto...


    OdpowiedzUsuń
  17. Przypomniałeś mi, że kilka tygodni temu widziałem "Ślepca" Baldiego, także kiedyś polecanego przez Ciebie. To całkiem niezły brutalny western, w którym jest wszystko co w dobrym spaghetti być powinno, więc nie mam większych zastrzeżeń. No i dowiedziałem się przy okazji, że Polce Magdzie Konopce zdarzyło się grać we Włoszech w takich właśnie amoralnych filmach.
    Nie wiem jak Franco Nero znajdował czas na główne role w tak wielu filmach u różnych reżyserów - przecież w samym roku 1966 zagrał u Corbucciego, Fulciego, Baldiego i jeszcze kilku innych reżyserów. Chyba jeden z najbardziej rozchwytywanych aktorów tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  18. Pracuś :D Swoją drogą, faktycznie ciekawe - on przed ,,Django'' był praktycznie nieznany, te wszystkie filmy miały premierę w tym samym roku, ale pewnie jakoś jeden po drugim : nie mniej sława rozchodzi się szybko. Te trzy westerny były kręcone w tych samych miejscówkach w Almerii , plus studio pod Rzymem - też chyba to samo
    Musiał haratac parę filmów na raz - środa u Lucjana, czwartek u Ferdka:D Poza tym oni to kręcili niemalże z prędkoscia Cormana.
    Pasowałoby coś poczytac na temat produkcji spag westów w tamtych latach.

    OdpowiedzUsuń
  19. A w międzyczasie grał też Abla w "Biblii" Hustona. To wprawdzie epizod, ale musiał chyba wyjechać gdzieś za granicę, bo film kręcono w różnych krajach, ale nie w Hiszpanii i Włoszech. W dodatku Nero został zdubbingowany, pewnie dlatego że pracował wtedy z Fulcim albo Baldim :D No i w Hiszpanii kręcono wówczas zdjęcia do filmu "Camelot", w którym Franco Nero zagrał Lancelota i został za tę rolę nominowany do Złotego Globu. Ciekawe czy odrzucił jakąś rolę czy brał wszystko jak leci (w 1966 zagrał też w podobno kiepskim filmie science fiction w reżyserii Margheritiego).

    OdpowiedzUsuń
  20. No, z tym ,,Camelotem'' wiąże się bardzo romantyczna historia. Nero grał Lancelota, a Vannessa Redgrave Ginevrę. Ich filmowy romans przełozył sie na wielką miłosc od pierwszego wejrzenia na planie i chyba się hajtnęli. Razem zagrali potem w psycho theillerze ,,Spokojne Miejsce na Wsi'' Elio Petriego o malarzu, któremu odpierdala.Rzecz na prawdę ciężka do zdobycia, nawet nie wiem, czy to w ogóle na DVD wyszło - ponoc arcydzieło.
    Bardzo, ale to bardzo chciałbym to zobaczyc.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ostatnio obejrzane:
    ,,Kres Człowieczeństwa'' ( Exit Humanity) reż. John Geddes, 2011

    Post-apokaliptyczny zombie western drogi. Nawet mi się nie chce tego kurestwa streszczac. W miarę bronią się tylko wstawki animowane - czyli to, co z reguły mniej, lub bardziej irytuje, przynajmniej mnie. Omijac z daleka.

    ,, Paganini'' reż. Klaus Kinski,1989

    Osobisty hołd Kinskiego ( reżyseria + scenariusz + montaż + główna rola ) dla romantycznego ,,demona skrzypiec'', z którym aktor na stare lata wręcz zaczął się utożsamiac. Film praktycznie bez akcji, prawie bez dialogów o mozaikowej, rwanej narracj, bardziej zlepek szczątkowo powiązanych scen, niż film w pełnym tego słowa znaczeniu. Nadmiar wielokrotnie powtarzanych tych samych ujęc dośc momentami irytujący. Bardzo pasują do tego kuriozalnego dzieła słowa, którymi Rossini skwitował muzykę Wagnera : ,, Genialne momenty, kompletnie nie do zniesienia kwadranse... ''. Do tych pierwszych należy fenomenalna scena śmierci muzyka, w trakcie opętańczego zatracenia się w graniu - Kinski jest tu jedną, bolesną żywą tkanką. Przedsięwzięcie, można powiedziec , rodzinne - synka kompozytora gra 12-letni syn Kinskiego Nikolai, a małżonkę - o 40 lat młodsza żona aktora, Debora ( de domo Caprioglio ) Jej obfite kształty możemy w całej krasie podziwiac w ładnej, soft-core'owej scenie namiętności kochanków na ukwieconej łące.
    Nie brakuje omdlewających, onanizujących się do muzyki mistrza wielbicielek, no i Klaus nie byłby sobą rezygnując z dyżurnego walenia podlotków od tylca.
    Muzyka Paganiniego wybrzmiewa non stop, w pięknym wykonaniu Salvatore Accardo, czyniąc ten nietypowy obraz pozycją nie do przegapienia dla fanów kameralistyki dawnej. Kinski nie upiększa swego idola - całe jego zepsucie, szpetota i dzika pazernośc w zderzeniu z nieludzką wrażliwością i talentem nie ułatwiają jasnej oceny Paganiniego, ale też o nią nie proszą.

    ,,Krwawy Autostop'' ( Autostop Rosso Sangue ) reż. Pasquale Festa Campanile , 1977

    Para Włochów,Walter Mancini ( Franco Nero ), trunkowy dziennikarz, który zszedł na psy , wraz z żoną Evą ( Corinne Clery) podróżują relaksowo po Kalifornii, w cichej nadziei, że podróż dostarczy im iskry, zdolnej rozpalic gasnący związek. Zamiast tego dostają prawdziwą petardę, w postaci bandziora i zbiega z domu wariatów w jednym (David Hess ), który zabrany na stopa terroryzuje ich bronią, chcąc wykorzystac parę do bezpiecznego prześlizgnięcia się przez policyjne blokady. Opierdolił bowiem bank na 2 miliony $ , które ma w walizce ze sobą.
    Jak się wkrótce okaże, wykręcił też swoich dwóch wspólników z napadu, którzy tropią go równie zawzięcie, co policja.
    Widowisko jest przednie. Nieoczekiwane, zegarmistrzowsko rozplanowane fabularne wolty, dosadna przemoc i mizoginizm all'italiana, świetne aktorstwo, oraz wylewający się z ekranu rozpasany cynizm , gwarantują świetną, niebanalną rozrywkę, spod ręki reżysera nie mającego wcześniej z podobnym kinem do czynienia.
    Nero w roli wyjątkowo, jak na niego ekspresyjnej, Hess w całej swej obleśności, Corinne Clery nie żałująca wdzięków, miętoszona i gwałcona przez obu panów, Ennio Morricone w najbardziej stripowanym i transowym wydaniu z możliwych, a wszystko to w zapierających dech górskich plenerach Abruzji w środkowych Włoszech. Rzecz z o wiele większym rozmachem, niż doskonały skądinąd roughie Mario Bavy.
    Dla wielbicieli poliziotti - mus!

    OdpowiedzUsuń
  22. O istnieniu "Paganiniego" Klausa Kinskiego dowiedziałem się kilka dni temu - w najnowszym numerze magazynu FILM jest subiektywne zestawienie dziesięciu najciekawszych reżyserskich debiutów aktorów. I jest wśród nich właśnie film Kinskiego.
    A z powyższego zestawu to najchętniej oczywiście obejrzałbym "Krwawy autostop".

    OdpowiedzUsuń
  23. ,,Paganiniego'' oglądało mi się ze skrajnie mieszanymi uczuciami, ale znając Twoje upodobania, to raczej nie polecam ; pewnie byś wymiękł już na starcie :D
    A ,, Autostop'', wręcz przeciwnie - czysta przyjemnośc. Nie wiem, czy na YT tego nie ma, ale gdyby nawet, to oglądanie w wersji włoskiej może byc uciążliwe - tu dialog jest bardzo istotny. Ja mam wersję z angielskimi napisami.

    OdpowiedzUsuń
  24. ... a tak z zupełnie innej beczki : widziałeś arcydzieło Briana Singera ,, Usual Suspects''? Jeśli tak, to wskocz na blog Himmlera, który w ostatniej recenzji dojebał spoilerem stulecia.
    Daj mu to do zrozumienia ( Ty to zrobisz taktownie, ja nie potrafię ).
    Nie chodzi o tego kretyna, ale ktoś może sobie doszczętnie spierdolic przyjemnośc oglądania tego majstersztyku.

    OdpowiedzUsuń
  25. Oglądałem "Usual Suspects" i domyślam się o jaki mega spojler może chodzić, ale nie znam użytkownika o nicku Himmler :) Chociaż zaraz ... chodzi ci chyba o Salon Filmowy MN i wpis pt. "Keyser Soze był miłym facetem" :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Reichsfuhrer SS Heinrich Himmler jest(już teraz) tylko jeden...

    OdpowiedzUsuń
  27. Weż Ty się zaloguj na kinomaniaku. Tysiące filmów do oglądania za darmo : ,, Kobieta Diabeł'' Shindo, ,, Król Nowego Jorku'' Ferrary,
    ,, Cena Strachu'', ,,Cruising'' i ,, Życ i Umrzec w LA'' Friedkina,
    ,,Dom Przy Cmentarzu'' Fulciego, ,,Chato's Land'' i ,, Szeryf'' Winnera, ,,Rio Conchos'' Douglasa,,,Krwawy Romeo'' Medaka , ,,Hunting Party'' Metforda , ,, Diabeł'' Żuawskiego, tak na powierzchowny rzut okiem...

    OdpowiedzUsuń
  28. Jestem zalogowany na kinomaniaku i już kilka filmów na tej stronie obejrzałem, ostatnio jednak oglądam tam głównie seriale ("Deadwood", "Spartakus: Krew i piach", a wcześniej także "Hatfields & McCoys").

    OdpowiedzUsuń
  29. Z nowych seriali westernowych, to jest tam też ,, Hell on Wheels'' (akcja wokół budowy kolei żelaznej), bardzo mi to polecano.
    No i mają już ,, Last Stand''Kim Jee Wona z Arnoldem, biografię Phila Spectora z Pacino i... ,,Draculę 3D'' Darka. Trzeba będzie się w końcu zmierzyc z tym koszmarem.

    OdpowiedzUsuń