scenariusz i reżyseria: Lê Văn Kiệt
Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl
Dużą rolę w rozwoju kina
wietnamskiego odgrywa cenzura, a jak powszechnie wiadomo, cenzura hamuje
rozwój i nie sprzyja nowym trendom. Wybitny ponoć film Ròm
(2019, reż. Tran Dung Thanh Huy) po zdobyciu głównej nagrody na
festiwalu w Pusan został zablokowany przez organy cenzorskie i podobnego
losu mogła doświadczyć Furia w reżyserii Le-Van Kieta. Powodem
była kontrowersyjna tematyka – porywanie dzieci w celu handlu organami.
Udało się jednak nie tylko doprowadzić do lokalnej dystrybucji, która
przyniosła największy w historii kina wietnamskiego sukces kasowy, ale
też przepchnąć tę produkcję do międzynarodowego obiegu*.
Do
Polski trafiła za sprawą organizatorów festiwalu Pięć Smaków, zapisała
się w historii także jako pierwszy film wietnamski pokazywany w
amerykańskich kinach (chociaż tylko w ograniczonej dystrybucji). Dzieło
zostało nawet zgłoszone do rywalizacji oscarowej, ale trudno uwierzyć,
by dano mu szansę konkurowania z Joon-ho Bongiem (Parasite) i Pedro Almodóvarem (Ból i blask).
Tym bardziej, że zamiast innowacyjnego w formie i oryginalnego w treści
interwencyjnego dramatu powstało standardowe kino akcji. Nie otwiera
oczu na problemy, o których byśmy nie wiedzieli, zapewnia „tylko” 100
minut efektownej rozrywki.
Oryginalny tytuł brzmi Hai Phượng i jest to imię głównej
bohaterki granej przez Ngô Thanh Vân (vel Veronica Ngo). To matka, która
na utrzymanie córki zarabia jako egzekutorka długów, a więc ktoś, kto w
filmach odgrywa zazwyczaj rolę czarnego charakteru. Dla swojej córki
jest surowa i nie broni jej nawet w obliczu oskarżeń o próbę kradzieży.
To powoduje rodzinny konflikt, który prowadzi do dramatycznej sytuacji.
Dziewczynka ucieka i pozbawiona opieki, staje się łatwym celem dla
przestępców. Matka niczym tygrysica, której zabrano potomstwo, udaje się
w pogoń i z całą swoją drapieżnością próbuje wyrwać to, co do niej
należy. Porównanie do tygrysicy nie jest przypadkowe – zostało
zaczerpnięte z filmu.
Z pewnością nie można zarzucić filmowi tego, że jest bezrefleksyjny. Taki zarzut można było postawić Uprowadzonej
(2008, reż. Pierre Morel), która mimo sporej dawki emocji przedstawiała
bohatera kroczącego do celu niemal jak cyborg – bezrefleksyjnie. W
filmie Le-Van Kieta nie brakuje przestojów podkreślających dramat
bohaterki, która zaczyna zdawać sobie sprawę, że to, co się stało, jest w
dużej mierze jej winą. Nie chodzi tylko o tę sytuację z próbą
kradzieży, ale i o całe jej życie – ucieczkę z domu, bunt przeciwko ojcu
i w efekcie tego fascynacja złem, gangsterskim stylem życia, sztukami
walki pomagającymi nie w obronie, lecz w demonstrowaniu własnej
wyższości. Jest tu więc potencjał na kino głębsze od klasycznego kina
akcji ze stajni Luca Bessona.
Tym większa szkoda, że fabuła podąża ścieżkami wydeptanymi setki razy. I
twórcy tego nie ukrywają, czego przykładem może być scena w szpitalu, w
której pada tekst: „Oglądasz amerykańskie filmy?”, po czym następuje
fragment z udawaniem zakładnika jak w amerykańskim (bądź francuskim)
filmie sensacyjnym. Zgodnie z regułami tego typu filmów rola policji
została zmarginalizowana, ale nie można powiedzieć, że policjanci
okazali się nieprzydatni. Gdy bohaterka zjawia się na komisariacie,
zostaje najpierw potraktowana typową biurokratyczną gadką, ale ta wizyta
nie okaże się bezcelowa. Dzięki dokumentom zdobytym na komisariacie
trafia na właściwy trop i poznaje rozmiary problemu, jakim jest handel
ludzkimi organami.
Odtwórczyni głównej roli,
Veronica Ngo, odnosiła duże sukcesy jako piosenkarka specjalizująca się w
popowo-tanecznych klimatach. Była również modelką pozującą do
kalendarzy i modowych magazynów. Poza granicami swojego kraju ta
40-letnia aktorka jest rozpoznawalna dopiero od niedawna – zagrała w Bright (2017) z Willem Smithem i The Last Jedi
(2017), w postprodukcji jest film Spike’a Lee z jej udziałem, wkrótce
zobaczymy ją także u boku Charlize Theron. W Wietnamie już od dekady
jest jedną z najpopularniejszych aktorek. Niejednokrotnie występowała w
filmach akcji i nawet jeśli nie trenowała od dziecka sztuk walki,
została doskonale do tego przygotowana na planie filmowym. Azjatyckie
szkoły walki są najlepsze na świecie, ale jeśli ktoś nie ma odpowiednich
predyspozycji i zbyt łatwo poddaje się po każdej porażce, to żadna
szkoła nie uczyni z niego wojownika. Wietnamską sztukę walki określa się
powszechnie skrótem Vovinam i ma ona charakter hybrydowy – łączy różne
techniki pochodzące z innych kultur. Podobnie zresztą jak scenariusz
filmu, gdzie mamy to, co najlepsze w azjatyckich martialach, połączone z
tym, co cieszy się popularnością w Europie i USA.
Do sukcesów Veroniki Ngo należy także zwycięstwo w pierwszej edycji wietnamskiego Tańca z gwiazdami.
Ten fakt wbrew pozorom ma duże znaczenie w kontekście omawianej
produkcji, bo filmowe sceny walk mają wiele wspólnego z tańcem. Jedno i
drugie potrzebuje choreografii, odpowiedniego rytmu i tempa – gdy
zawodnik nie nadąża, każdy obserwator zauważy fuszerkę. Tutaj sekwencje
walk stoją na wysokim poziomie, a montaż i sposób filmowania nie są
tylko popisówką, lecz pozwalają docenić umiejętności protagonistki i jej
przeciwników oraz kreatywność realizatorów. Zabrakło tylko kreatywności
na dopracowanie scenariusza.
Podróż
rozwścieczonej Hai Phượng do Sajgonu została świetnie opowiedziana
wizualnie, szczególnie w drugiej połowie, gdy ma miejsce brawurowy
pojedynek na dachu pociągu. Wrażenie robią ruchy kamery, mroczna
kolorystyka, sceny kaskaderskie i energiczne walki wręcz. A także
nietracąca ducha walki Veronica Ngo wcielająca się w rolę
zdeterminowanej matki. Dla niej ta ekstremalna sytuacja to coś więcej
niż walka o odzyskanie córki. To próba udowodnienia sobie i innym, że
mimo wad jest wartościowym człowiekiem, bo potrafi walczyć już nie tylko
dla kasy, ale i w słusznej sprawie. Aby w przyszłości jej córka mogła
powiedzieć, że jest z niej dumna.
___________________
* Informacje ze wstępu recenzji, dotyczące wietnamskiej cenzury, zostały zaczerpnięte z prelekcji przed seansem, wygłoszonej przez Marcina Krasnowolskiego, jednego z organizatorów festiwalu kina azjatyckiego Pięć Smaków, w ramach którego film można było obejrzeć w Polsce na dużym ekranie.
___________________
* Informacje ze wstępu recenzji, dotyczące wietnamskiej cenzury, zostały zaczerpnięte z prelekcji przed seansem, wygłoszonej przez Marcina Krasnowolskiego, jednego z organizatorów festiwalu kina azjatyckiego Pięć Smaków, w ramach którego film można było obejrzeć w Polsce na dużym ekranie.
___________________
Korekta: Sandra Popławska
Korekta: Sandra Popławska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz