Terrifier 3 (2024 / 125 minut)
scenariusz i reżyseria: Damien Leone
Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl
Tym razem akcja toczy się w okresie świąt Bożego Narodzenia. W sekwencji otwierającej dziewczynka oczekująca przyjścia Świętego Mikołaja otrzymuje prezent, jakiego nie mogła się spodziewać. Przebrany w strój Mikołaja klaun-morderca (David Howard Thornton) wkrada się do domu z siekierą i dokonuje masakry na jej rodzinie. Mocne rozpoczęcie mające przygotować widzów na to, z jakim rodzajem kina mają do czynienia. Wkrótce powracają też inne postacie znane z poprzednich części – ofiara z jedynki Victoria Heyes (Samantha Scaffidi), pełniąca tym razem funkcję drugiego antagonisty oraz odratowane z masakry w dwójce rodzeństwo: Sienna Shaw (Lauren LaVera) i jej młodszy brat Jonathan (Elliott Fullam).
Seans omawianego filmu to przede wszystkim idealna propozycja dla miłośników horrorów opartych na wylewaniu hektolitrów krwi i wymyślaniu coraz to obrzydliwszych scen tortur. Art the Clown nie przypadkiem nosi imię, które w języku angielskim oznacza sztukę – jego morderstwa są tak zaprojektowane, by miały w sobie coś artystycznego, by można było zostawić pod nimi autorski podpis. W związku z tym śmierć wygląda jak wybawienie, ale to też tylko pozory, skoro wiadomo, że w tym świecie istnieje dziewiąty krąg Piekła – męczarnia nie ma więc końca. Jak na razie nie widać też końca serii – już wiadomo, że Terrifier 4 znajduje się w fazie przedprodukcyjnej, bo i prognozy dotyczące frekwencyjnego sukcesu trójki wyglądają obiecująco.
Niewątpliwą zaletą serii jest rozbudowa cyrku, którego gwiazdą jest klaun Art, a jego przełożonym najpewniej sam diabeł. Zwiększanie budżetu z filmu na film sprawiło, że surowość i minimalizm – tak bardzo uwielbiane przez miłośników kina klasy B i obecne w części pierwszej – musiały ustąpić miejsca wizualnej rozpuście. Ale to dążenie do czegoś większego i lepszego, co przebije poprzednika, dobrze koresponduje z postacią klauna, a więc kimś z definicji niepoważnym i skłonnym do przesady. Praca z większym budżetem ujawniła też progres w reżyserskim warsztacie Damiena Leone. Przy poprzednich częściach ogarniał efekty specjalne i makijażowe wraz z kierownikiem produkcji Philem Falcone, a w trójce otrzymał wsparcie profesjonalnych pracowni zajmujących się makijażem protetycznym. Leone mógł się lepiej przyłożyć do pracy z tekstem i aktorami, ponieważ efektami specjalnymi zajęły się dwie ekipy wyspecjalizowane w halloweenowej charakteryzacji. Pierwsza to grupa Jasona Bakera, właściciela Callosum FX Studio, gdzie głównym konsultantem jest legenda w branży Tom Savini (nawiasem mówiąc, Savini zaliczył cameo w tym filmie). W skład drugiej ekipy wchodzili m.in. Heather Albert i Ryan Keith Ward z Tinsley Studio oraz założyciel tej firmy Christien Tinsley (efekt maltretowania Jezusa w Pasji [2004] to jego dzieło).
Popis dla artystów od make-upu jest tutaj spory, bo Art the Clown jest nieprzewidywalny, jeśli chodzi o sposoby zadawania bólu i użycie narzędzi. Używa siekiery, młotka, piły łańcuchowej, broni palnej, pistoletu na ciekły azot, a nawet materiałów wybuchowych, co już wymagało zatrudnienia pirotechnika. Jego ofiarą może być każdy – mężczyzna, kobieta, dziecko, osoba irytująca i niesympatyczna, jak również najbardziej niewinna istota pod słońcem. Klaun nie ma szczególnych upodobań co do miejsca swoich morderczych rytuałów – może być sypialnia, łazienka, centrum handlowe, cokolwiek. Dotychczas wydawało się, że pozostaje konsekwentny jak Michael Myers, gdyż atakował podczas Halloween, ale w nowej odsłonie postanowił zabawić się w Grincha, by popsuć klimat uwielbianych przez dzieci świąt. Co jednak bardziej istotne – wprowadzenie świątecznej atmosfery jest całkiem sensownym posunięciem i ma swoje uzasadnienie w scenariuszu, który podąża biblijnym tropem. Sienna Shaw jest nie tylko slasherową final girl, lecz także aniołem z armii Boga – jedynym, który może pokonać najokrutniejszego z demonów.
Tendencja wzrostowa jest obecna także u aktorów. Odtwórczyni roli Sienny, Lauren LaVera, otrzymała tu więcej do zagrania niż w poprzednim filmie, doszedł wątek radzenia sobie z traumą, który aktorka potrafiła skutecznie sprzedać. Na jej korzyść wpłynęła też dobrze napisana relacja z kuzynką Gabbie (w tej roli 12-letnia Antonella Rose) – jest między nimi ekranowa chemia, o wiele lepiej działająca niż relacja z bratem Sienny Jonathanem. Nie zawiedli również antagoniści – Vicky i Art (Samantha Scaffidi & David Howard Thornton). Ona miała trudniejsze zadanie, bo nałożona na nią charakteryzacja była bardziej skomplikowana i w dużym stopniu utrudniała poruszanie się, nie mówiąc o grze aktorskiej. Za to klaun Art wydaje się wcale niezmęczony rolą, bawi się nią i bawi też widzów. Ten rozrywkowy aspekt najlepiej sprawdził się w scenie z udziałem dwóch mistrzów drugiego planu – Daniela Roebucka w roli św. Mikołaja i Clinta Howarda (brata Rona H.) w roli jego kompana od kieliszka.
Jak dowodzi wiele filmów epatowanie przemocą i przekraczanie granic filmowego ekstremum prowadzi w stronę groteski i absurdu, a nie podwyższenia poziomu strachu. Omawiany threequel nie jest wyjątkiem, ale ta groteskowość jest w pełni zamierzona i kontrolowana. Przemoc sama w sobie jest czymś absurdalnym i w serii Terrifier zostało to podkreślone coraz większą ingerencją sił nadprzyrodzonych i coraz wyższym poziomem obrzydliwości. To, co warto podkreślić, bo współcześnie zdarza się nieczęsto, to dominacja efektów praktycznych w stylu lat 70. i 80., jakie tworzył Tom Savini. Jeśli ktoś jeszcze nie opuścił tego cyrku to przede wszystkim dlatego, by zbliżyć się do dziewiątego kręgu piekła, gdzie nie ma już żadnych świętości.
________________________________
Terrifier 3 wchodzi do regularnej dystrybucji w Polsce (za sprawą Monolith Films) równocześnie z premierą światową – dnia 11 października. Natomiast od 24 do 31 października więcej filmowych wrażeń czeka miłośników kina gatunkowego w trakcie 10. edycji Splat!FilmFest.
________________________________
korekta: Alicja Szalska-Radomska
0 komentarze:
Prześlij komentarz