reżyseria: Freddie Francis
scenariusz: Jimmy Sangster na motywach powieści Josephine Tey pt. Brat Farrar
Każdy kto lubi klasyczne kino grozy z pewnością kojarzy wytwórnię Hammer, specjalizującą się w barwnych opowieściach o potworach. Ale nie każdy wie, iż w tym brytyjskim studiu powstawały również znakomite czarno-białe thrillery psychologiczne, takie jak Krzyk strachu i Paranoja. Świetnie skonstruowane intrygi i postacie to dzieło Jimmy'ego Sangstera, czołowego scenarzysty wytwórni, za reżyserię odpowiadali zaś początkujący filmowcy: Seth Holt i Freddie Francis. Ten drugi miał już doświadczenie jako operator - jego czarno-białe zdjęcia do filmu Synowie i kochankowie (1960) zostały nagrodzone Oscarem. Jako reżyser odniósł sukces realizując filmy grozy dla dwóch kompanii: Hammer i Amicus. Paranoja z 1963 to nie tylko wielkie osiągnięcie tego twórcy, ale też aktora Olivera Reeda.
Simon i Eleanor Ashby to paranoicy, których rodzice zginęli w katastrofie lotniczej, a brat popełnił samobójstwo skacząc z urwiska. Minęło już wiele lat od tych tragicznych wydarzeń, a jednak czas nie wyleczył ran. Rany zaognią się jeszcze bardziej, gdy do posiadłości powróci ich brat Tony - ten sam, który rzekomo popełnił samobójstwo. Nie wszyscy jednak wierzą w tak nagły powrót „zmarłego” brata - podejrzewają mistyfikację, bo w grę wchodzi spora suma pieniędzy do podziału. Simon nie chciałby się z nikim dzielić, jest zachłanny i egoistyczny. Najchętniej zamknąłby siostrę w domu wariatów, a brata zabił. Autorzy filmu przedstawiają tu dwa odmienne typy paranoi. Eleanor jest najgroźniejsza dla siebie, gotowa jest za przykładem brata skoczyć z urwiska i po prostu zniknąć. Z kolei Simon to jej całkowite przeciwieństwo - odrażający, agresywny, często pijany i wzburzony, groźny dla otoczenia, w tym także swoich bliskich.
Mimo iż nie mamy tu do czynienia z tradycyjnym kryminałem ani typowym filmem grozy to udało się uzyskać bardzo wysokie napięcie. Głównie dzięki kapitalnemu scenariuszowi, który zawiera bardzo ciekawy pojedynek osobowościowy. Trudno przewidzieć komu co strzeli do głowy. Scenarzysta zręcznie bawi się motywami charakterystycznymi dla różnych gatunków. Na wstępie sugeruje opowieść o duchach, potem wyczuwa się intrygę mającą doprowadzić Eleanor na skraj obłędu i w efekcie zamknięcie jej w szpitalu psychiatrycznym. Jest także niestandardowy wątek miłosny. Dlaczego niestandardowy? Bo z podtekstem kazirodczym. Nie należy tego filmu wrzucać do szuflady z napisem „tanie horrory”, bo takie klasyfikowanie niesłusznie obniża wartość tej znakomitej (choć niskobudżetowej) produkcji.
Simon i Eleanor Ashby to paranoicy, których rodzice zginęli w katastrofie lotniczej, a brat popełnił samobójstwo skacząc z urwiska. Minęło już wiele lat od tych tragicznych wydarzeń, a jednak czas nie wyleczył ran. Rany zaognią się jeszcze bardziej, gdy do posiadłości powróci ich brat Tony - ten sam, który rzekomo popełnił samobójstwo. Nie wszyscy jednak wierzą w tak nagły powrót „zmarłego” brata - podejrzewają mistyfikację, bo w grę wchodzi spora suma pieniędzy do podziału. Simon nie chciałby się z nikim dzielić, jest zachłanny i egoistyczny. Najchętniej zamknąłby siostrę w domu wariatów, a brata zabił. Autorzy filmu przedstawiają tu dwa odmienne typy paranoi. Eleanor jest najgroźniejsza dla siebie, gotowa jest za przykładem brata skoczyć z urwiska i po prostu zniknąć. Z kolei Simon to jej całkowite przeciwieństwo - odrażający, agresywny, często pijany i wzburzony, groźny dla otoczenia, w tym także swoich bliskich.
Mimo iż nie mamy tu do czynienia z tradycyjnym kryminałem ani typowym filmem grozy to udało się uzyskać bardzo wysokie napięcie. Głównie dzięki kapitalnemu scenariuszowi, który zawiera bardzo ciekawy pojedynek osobowościowy. Trudno przewidzieć komu co strzeli do głowy. Scenarzysta zręcznie bawi się motywami charakterystycznymi dla różnych gatunków. Na wstępie sugeruje opowieść o duchach, potem wyczuwa się intrygę mającą doprowadzić Eleanor na skraj obłędu i w efekcie zamknięcie jej w szpitalu psychiatrycznym. Jest także niestandardowy wątek miłosny. Dlaczego niestandardowy? Bo z podtekstem kazirodczym. Nie należy tego filmu wrzucać do szuflady z napisem „tanie horrory”, bo takie klasyfikowanie niesłusznie obniża wartość tej znakomitej (choć niskobudżetowej) produkcji.
Słówko „tani” jest często używane zamiennie ze słowami „mierny” i „niestaranny”, ale do kinematografii niezbyt to pasuje, gdyż wiele filmów niskobudżetowych nie odstaje poziomem od dzieł głównego nurtu. Gdy w hollywoodzkich produkcjach historycznych znani aktorzy za gigantyczne stawki odgrywali dekoracyjne i niewymagające role to właśnie w kinie mniejszego kalibru można było znaleźć świetne kreacje nieznanych szerzej młodych aktorów. Na przykład Janette Scott, która występowała w filmach już od dziecka. Gdy miała 12 lat zachwyciła krytyków rolą tytułową w filmie No Place for Jennifer (1950), w którym zagrała dziewczynkę cierpiącą z powodu rozwodu rodziców. Karierę aktorską zakończyła jeszcze przed 30-ką, ale zdążyła zabłysnąć m.in. u boku Lancastera i Douglasa w filmie Uczeń diabła (1959). W Paranoi bezbłędnie odegrała neurotyczną osobowość, przekonująco ukazując nie tyle obłęd co raczej przerażenie tym, że faktycznie może być paranoiczką. Uroda delikatnej blondynki pięknie kontrastuje z jej nerwowym zachowaniem.
W roli jej brata Simona wystąpił Oliver Reed. Chociaż miał mniejsze doświadczenie to producenci mu zaufali powierzając do zagrania dosyć niewdzięczną rolę. Jego występ mocno zapada w pamięć - jak na taki mały film to naprawdę wielka rola. Hammer wcale nie potrzebował Christophera Lee czy Petera Cushinga, bo miał do dyspozycji innych świetnych aktorów, którzy z odpowiednią ekspresją potrafili odegrać różne stany emocjonalne i psychiczne. Już pierwsze pojawienie się Olivera Reeda na ekranie wzbudza niepokój. Bo na słowa kapłana „W tragicznych okolicznościach utracił oboje rodziców i jedynego brata” spogląda w kamerę i delikatnie się uśmiecha. Nie wygląda na osobę pogrążoną w żalu i smutku, raczej na kogoś kto skrywa mroczną tajemnicę. Z czasem rośnie awersja do tej postaci, a jego niekontrolowane wybuchy gniewu wzbudzają autentyczną trwogę. Być może Reed marnował talent w tanich filmach grozy, ale na pewno nie w tym.
Ze względu na czarno-białe zdjęcia Paranoja nie wygląda jak standardowa pozycja z repertuaru Hammera. Utrzymane w mrocznej tonacji fotografie kładą nacisk na poczucie paranoi, izolacji i bezradności. Ten film to atrakcyjny, stonowany thriller utrzymany w gotyckiej atmosferze, pełen psychologicznego suspensu. Po sukcesie Psychozy (1960) takie skromne produkcje były bardziej pożądane przez widzów niż spektakularne widowiska w Technicolorze. W Paranoi jest wszystko, co być powinno w dobrym filmie, szczególnie w thrillerze: interesująca historia nie pozbawiona zwrotów akcji, frapujące i emocjonalnie rozchwiane postacie, pierwszorzędne aktorstwo, klimatyczne ujęcia i senna atmosfera. Nieprzeciętny spektakl o dojrzewaniu szaleństwa w cieniu przeżytej traumy, o psychologicznej wojnie i chorobliwym pożądaniu. Co sprawiło, że ten klejnot brytyjskiego kina został niemal całkowicie zapomniany? Nieważne - istotne jest to, że wciąż można go oglądać i zachwycać się nim tak samo jak 50 lat temu.
Ze względu na czarno-białe zdjęcia Paranoja nie wygląda jak standardowa pozycja z repertuaru Hammera. Utrzymane w mrocznej tonacji fotografie kładą nacisk na poczucie paranoi, izolacji i bezradności. Ten film to atrakcyjny, stonowany thriller utrzymany w gotyckiej atmosferze, pełen psychologicznego suspensu. Po sukcesie Psychozy (1960) takie skromne produkcje były bardziej pożądane przez widzów niż spektakularne widowiska w Technicolorze. W Paranoi jest wszystko, co być powinno w dobrym filmie, szczególnie w thrillerze: interesująca historia nie pozbawiona zwrotów akcji, frapujące i emocjonalnie rozchwiane postacie, pierwszorzędne aktorstwo, klimatyczne ujęcia i senna atmosfera. Nieprzeciętny spektakl o dojrzewaniu szaleństwa w cieniu przeżytej traumy, o psychologicznej wojnie i chorobliwym pożądaniu. Co sprawiło, że ten klejnot brytyjskiego kina został niemal całkowicie zapomniany? Nieważne - istotne jest to, że wciąż można go oglądać i zachwycać się nim tak samo jak 50 lat temu.
Ollie nie marnował talentu w horrorach, w badziewiu nigdy nie zagrał . I za każdym razem był niesamowity.
OdpowiedzUsuńBodajże w Encyklopedii kina pod red. T. Lubelskiego można przeczytać, że marnował talent w tanich horrorach.
UsuńZamiast powtarzać za kimś rzucone na odpierdol się teksty, lepiej samemu sprawdzić w jakich horrorach Ollie grał w latach 60' i 70' i jak w nich wypadł ( potem spadł na pozycje aktora drugoplanowego, to brał, co dawali ) . Z całym szacunkiem, ale założę się , że Lubelski w życiu nie widział ,, The Curse of Werewolf'' ,, The Shuttered Room'' ani ,, Burnt Offerings'' ( ,, Paranoiac'' pewnie też nie ) , tylko taj jebnął na wiwat , jak wielu innych filmoznawców traktujących popularne gatunki jak gówno z definicji . Ale czasy się zmieniły i już od dawna nie ma problemów z dotarciem do starych tanich filmów grozy i zweryfikowaniem ,,kompetencji'' takich autorytetów ( Skwarów, Miczków, et consortes ) .
OdpowiedzUsuńNotkę nt. Olliego Reeda w tej encyklopedii napisał Andrzej Kołodyński. Wydał on m.in. takie publikacje jak "Film grozy" (1970) i "Sto filmów brytyjskich" (1975), więc wydawał się wiarygodnym źródłem. Ale to prawda, że czasem jak się czyta niektóre teksty filmoznawców to ma się wrażenie, że wielu filmów nie widzieli, zakładając że popularne gatunki (w szczególności horrory) są niewiele warte.
UsuńPrzeczytałbym sobie coś z tego. Widziałem, że większość można znaleźć na allegro (chociaż w podniszczonym stanie)
UsuńKołodyński to jest jeszcze inna para kaloszy. Znam doskonale jego ,, Seans z Wampirem'' 1986 ,, dziedzictwo Wyobrażni'' 89' i ,, 100 filmów brytyjskich'' , posiadam wszystkie trzy . W ,, Seansie...'' jest masa dobrych rzeczy, ale są też koszmarnie irytujące głupoty ( nie przeważają , na szczęście ) . On w pewnych kwestiach jest wiarygodny, a w innych kompletnie - pozostając przy ,, Seansie z Wampirem''.
OdpowiedzUsuńA z resztą pal sześć, Ollie nawet po pijaku kasował aktorsko cale zastępy trzeżwych, jak świnie kolegów po fachu. I tu nie trzeba być od razu znawcą, wystarczy para oczu :D
Kołodyński mnie swego czasu wpienił tekstem o filmach Jeana Rollina, proponując reżyserowi kierowanie sex shopem zamiast kręcenia kolejnych obrazów :D
UsuńAle fakt faktem, jak mało który filmoznawca pisał dużo i dobrze o filmach grozy.
Zapowiada się ciekawie, chętnie obejrzę.
OdpowiedzUsuń