reżyseria: Giulio Petroni
scenariusz: Franco Solinas, Ivan Della Mea
Giulio Petroni nie był płodnym filmowcem - 14 filmów w ciągu 30 lat to nie jest imponujący wynik. Ale miłośnicy włoskich westernów zapamiętają dwa obrazy, które zrealizował. Pierwszy to kino zemsty czystej wody Śmierć jeździ konno, drugi to dramat rewolucyjny Viva Tepepa. W roku 1968 zanotowano gwałtowny spadek popularności spag-westów, także i zapał twórców zaczynał słabnąć. Ale Tepepa nie miał być typowym westernem, tylko historyczno-wojennym dramatem o rewolucji, która odegrała ważną rolę w historii Meksyku. Reżyser przy okazji zadał pytania o sens takich zrywów, bo jak pokazuje historia one zazwyczaj nie powodują zmian na lepsze, tylko przyczyniają się do eskalacji przemocy i niepotrzebnego rozlewu krwi.
Głównymi bohaterami opowieści są angielski lekarz i meksykański rewolucjonista. Obaj spotykają się pierwszy raz w życiu, a jednak gringo pała wielką nienawiścią do rebelianta. Z retrospekcji odbiorca dowie się dlaczego lekarz pragnie zabić Jesusa Marię Morana, zasłużonego żołnierza z armii Francisco Madery. Moran alias Tepepa to typ bojownika i patrioty, który walczy nawet po dojściu do władzy swojego lidera. Bo nie podobają mu się reformy wprowadzone przez rząd. Jego zdaniem rewolucja niczego nie zmieniła, więc należy ją kontynuować. Na przeszkodzie stoją bezwzględny pułkownik Cascorro oraz doktor Henry Price. Ten pierwszy doprowadził do aresztowania Tepepy i skazania go na śmierć, ten drugi uratował go przed egzekucją po to, by własnoręcznie zabić.
Film ukazuje całe spektrum problemów jakie niesie ze sobą zbrojna rewolucja. Nieufność, zdrada, wątpliwości pojawiają się nawet wśród przyjaciół. Napady, gwałty, morderstwa i egzekucje są na porządku dziennym. Ludzie tracą ręce i stają się bezużyteczni. Giną niewinne kobiety, a ojcowie zabijani są na oczach synów. Można się mścić, ale trudno wskazać, kto jest naprawdę winny takiej sytuacji. W ogniu bitwy nie ma podziału na dobrych i złych, każdy chce przetrwać by zobaczyć na własne oczy skutki wojny. By ocenić, czy walka miała sens, czy coś zmieniła na lepsze. Czy w ogóle zwycięstwo okupione licznymi ofiarami można nazwać sukcesem? W przypadku rewolucji w Meksyku z pewnością nie można mówić o sukcesie - tu zawsze dochodziło do konfliktów interesów. Politycy, wojskowi, włościanie mieli różne priorytety, więc nie mogło dojść między nimi do porozumienia.'
Nie jest to film przepełniony akcją, ale nie musi taki być, bo i tak dochodzi do gigantycznej „eksplozji”. Obywatel Kane spotyka Cuchillo, hollywoodzki monumentalizm zderza się z włosko-hiszpańskim szaleństwem (follia italiano-spagnolo), wzniosłe ideały rewolucji mieszają się ze zwykłymi ludzkimi dramatami, a klasyczne kino zemsty koegzystuje z politycznym thrillerem. Scenariusz napisał Franco Solinas, wybitny włoski pisarz specjalizujący się w historycznych i politycznych tematach (Kula dla generała, Bitwa o Algier - za ten drugi nominacja do Oscara). Historia skonstruowana jest perfekcyjnie, sporo tu ciekawych, zaskakujących dla widza niespodzianek i zbijających z tropu zagrywek. Nie ma uporczywego patosu, który jak jakaś epidemia opanował kino od Ameryki aż po Azję, na szczęście omijając tereny Włoch i Hiszpanii.
Orson Welles, gdy grał rolę czarnego charakteru na drugim planie potrafił bez większego wysiłku ukraść show (przykładem jest Trzeci człowiek), ale na planie filmu Petroniego nie było już tak łatwo. Obsadzony w tytułowej roli Tomas Milian to twardy zawodnik, którego niesprawiedliwie potraktowała historia i dziś pamiętają o nim tylko fani włoskiego kina gatunkowego. Tych coraz więcej przybywa, ale wciąż jest ich mało. Oglądając Miliana w roli Tepepy przychodzi do głowy tylko jedna myśl: „Co za charyzma?” Idealny przywódca, który ani przez chwilę nie traci pewności siebie i doskonale wie czego chce. Welles, choć też gra cholernie stanowczego przywódcę to nie ma w sobie tej iskry, zatracił ją wraz z wiekiem i przybywającymi kilogramami. A swoje kwestie wymamrotał bez przekonania.
Odkryciem Giulio Petroniego był John Steiner, mało znany brytyjski aktor, któremu powierzono główną rolę. Wygląd jasnowłosego efeba i powierzchowność angielskiego dżentelmena wskazują, że mamy tutaj jednoznacznie pozytywną postać - przeciwnika rewolucji pragnącego tylko wyrównać rachunki nawet kosztem własnego życia. Ciekawszą postać, moim zdaniem, zagrał pochodzący z Wenezueli José Torres, którego fani spag-westu mogą kojarzyć (razem z Tomasem Milianem wystąpił we wszystkich westernach Sergia Sollimy, we wspomnianym na początku Śmierć jeździ konno również można go zobaczyć). Już chyba nie muszę wspominać o urokach Almerii, nie muszę chyba też mówić o muzyce, bo tak na dobrą sprawę nie jest to muzyczne arcydzieło. To wprawdzie utwór Morricone, ale czegoś tu zabrakło, być może boskiego głosu Eddy Dell'Orso. Niemniej jednak film to pozycja obowiązkowa dla fanów gatunku.
Orson to tu sprawia wrażenie , jakby zaliczył zmułę po haszu i tak go trzyma przez cały film. Co do Tomasa Miliana, to on się strasznie postarzał i to już dawno temu . Niejeden gwiazdor włoskich exploitów może się formą pochwalić - Merenda, Nero, Dallesandro, Testi, Saxon, Gemma ( przed nagłą śmiercią ) - wciąż trzymają się zajebiście jak na swój wiek, nawet Silva mimo sędziwych lat , zachował dawny błysk i aż tak się nie zmienił.
OdpowiedzUsuńA z Milianem czas obszedł się bezlitośnie . Nie tak dawno przypomniałem sobie ,, Revenge'' Scotta z 90' . Patrzę, w obsadzie Tomas Milian. Jak się pojawił, szczena mi opadła - wyliniały , smutny gostek z wąsami , pucołowaty na twarzy, w pod krawatem i w garniaku , w oczach pustka ... uosobienie banału i everymaństwa - nie mogłem uwierzyć, że to on , z tego dawnego kozaka nic nie zostało.
A to było 25 lat nazad, teraz to jest siwiuteńki dziadzio emeryt. W życiu byś go nie poznał.
Tego się właśnie obawiałem, dlatego wolę oglądać go w starych filmach niż szukać nowszych produkcji z jego nazwiskiem w obsadzie. Ale szykuje się pewien interesujący projekt, o którym pewnie słyszałeś. Enzo Castellari realizuje film "Keoma Rises", gdzie Milian gra postać o nazwisku Cuchillo, a w obsadzie są także Franco Nero, John Saxon, Bud Spencer, Fabio Testi, George Hilton i Gianni Garko. Może wkrótce się przekonamy, kto z nich jest w formie, a kto nie :)
UsuńTo będzie taka laurka dla weteranów. Sympatyczna , nostalgiczna... Problem w tym, że ci ludzie nie dostają już poważnych ról , choć powinni, ich się już wyjebało na śmietnik. Pozostawia się im tylko takie właśnie klepanie się na wzajem po plecach, jak ten projekt. Castellariego to też dotyczy, a przecież to jest gość w mega formie , dalej potrafi zrobić pojebany film z klasą ( ,, Carribean Bastards'' ) Zapracował sobie na tę formę. Widziałem archiwalne materiały jak szkoli kaskaderów do jakiegoś spag westu... tych upadków nigdy nie zapomnę. Ten gość wyssał kino akcji z mlekiem matki .
OdpowiedzUsuńA jeszcze wracając, do Twojej recenzji ;
OdpowiedzUsuńZ owym ,, follia'' to w tym wypadku gruba przesada, ,, Tepepa'' to film raczej wyważony . Swoją drogą znacznie ustępujący ,, Quien Sabe'' , który miał lepszą story i bardziej krwistych bohaterów . Czegoś tu zabrakło , dawno widziałem, ale pamiętam swój niedosyt.
No i są też tacy miłośnicy gatunku, którzy pamiętają też ,, Night of the Serpent'' z 69' , zapomniany w ciul , ale całkiem niezły filick z Luke'em Askew ( jedyna rola w SW ) , Chelo Alonso, Luigi Pistillim i Magdą Konopką . Askew gra rewolwerowca alkoholika, który stoczył się w rynsztok i wegetuje na permanentnej bani w jakimś meksykańskim kurwidole - wypisz wymaluj spaghetti westernowe ,, Pod Wulkanem'' :-D Trudny do zdobycia , na YT nie sprawdzałem, może jest.
Petroni zrobił jeszcze czwarty SW , dość wysoko oceniany ,, A Sky full of Stars for a Roof'' 68' z Gemmą, którego nie widziałem.
"Quien Sabe" lepsze, ale według mnie - nie aż tak znacznie. Bohaterowie i fabuła zarówno w jednym jak i drugim przypadku - fascynujący, a story pełna jest zaskakujących zwrotów akcji. Ja nie odczułem niedosytu, jedynie w muzyce zabrakło mi szaleństwa, film ma w sobie (prawie) wszystko to, co lubię w spaghetti westernach.
UsuńTen film z Gemmą jest na YT, "Night of the Serpent" też jest, ale z rosyjskim lektorem. O tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=h91DFrz5NZQ
Uwielbiam znajdować na Twoim blogu takie perełki. Tytułu nie znam, ale obsada przegenialna, także zapisuję sobie
OdpowiedzUsuń