ZMĘCZONA ŚMIERĆ. 100 lat od premiery ekspresjonistycznej baśni

tytuł oryginalny: Der müde Tod
data premiery: 6 października 1921
czas trwania: 97 minut
reżyseria: Fritz Lang
scenariusz: Fritz Lang, Thea von Harbou

Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl

Jednym z najciekawszych zjawisk w dziejach kina jest niemiecki ekspresjonizm. Omawiając historię kinematografii, nie sposób zapomnieć o ogromnym wpływie, jaki ten nurt wywarł na reżyserów i w ogóle na wszystkie aspekty techniczne związanie z kinem. Powszechnie znane i doceniane amerykańskie czy europejskie filmy dużo zawdzięczają niemieckim ekspresjonistom. A jednak masowa publiczność może znać wielkie osiągnięcia nurtu jedynie ze słyszenia i z książek filmoznawczych. Nie należą już do chętnie oglądanych. Bo arcydzieła gatunku powstawały w epoce kina niemego, a produkcje z tamtego okresu interesują już tylko garstkę pasjonatów. Z okazji okrągłej setnej rocznicy premiery jednego z klasyków ekspresjonizmu postanowiłem złożyć hołd dawnym czasom kina, gdy eksperymentowano z formą wizualną i techniką opowiadania historii. Współcześnie te produkcje mogą się wydawać naiwne i nieprzekonujące, ale wciąż imponują jako niewyczerpane źródło inspiracji.

Wychowany w rodzinie praktykujących katolików Fritz Lang, szukając inspiracji, sięgał do swoich snów, fantazji, ale też biblijnych rozważań o miłości, życiu i śmierci. Jednakże przygotowując (wraz z Theą von Harbou, późniejszą żoną) scenariusz Zmęczonej śmierci (1921), czerpał w dużej mierze z hinduizmu. Wyznawana głównie na Półwyspie Indyjskim religia dostarczyła mu fascynującej opowieści o Sawitri i Satjawanie, parze kochanków, która wzajemną miłością i oddaniem pokonuje „boga zmarłych” (w hinduizmie zwanego Jamą). W Indiach nakręcono ponad 30 filmów opartych na tej legendzie, ale świat poznał tę mityczną opowieść dzięki filmowi Fritza Langa. Już w 1922 roku dzieło trafiło do USA za sprawą Douglasa Fairbanksa, który – jako producent i gwiazdor – wykorzystał niektóre pomysły (np. latający dywan) w Złodzieju z Bagdadu (1924, reż. Raoul Walsh).

Tajemniczy człowiek z miną znudzonego wędrowca (Bernhard Goetzke) zatrzymuje na drodze powóz, którym podróżuje kobieta (Lil Dagover) wraz z ukochanym (Walter Janssen). W sercach i duszach młodych ludzi panuje radosna, słoneczna atmosfera, ale jedno z nich jeszcze nie wie, że znajduje się na etapie „jesieni życia”. Napotkany wędrowiec to Mroczny Żniwiarz – wykonuje on rozkazy samego Boga, eliminując ze świata żywych tych, których czas się skończył. Zmęczony swoim powołaniem mężczyzna odwiedza lokalnych notabli, by zakupić przycmentarną ziemię. Stawia na niej potężny mur bez żadnej bramy wejściowej, co tylko podsyca fascynację przybyszem. Gdy dziewczyna po zniknięciu narzeczonego stoi przy murze, jej oczom ukazuje się przerażający pochód dusz – ludzie, w tym ci, których znała, idą jak zaprogramowane maszyny w kierunku przeznaczenia. Kobieta nie może pogodzić się ze stratą, więc próbuje odwrócić zdarzenia, igrając z potężną „boską” siłą.

Czy istotnie miłość jest silniejsza niż śmierć? Tak mówią Biblia i wiele innych moralizatorskich źródeł. Ale Fritz Lang mówi, że to tylko czysta fantazja, a kino jest właśnie na fantazjach zbudowane. Śmierć jest zjawiskiem fascynującym, tak samo jak i życie. Człowiek stara się mocno go trzymać, nawet gdy jest ono przygnębiające. Nie odda dnia, godziny ani oddechu komuś innemu. Bo każdy powinien żyć własnym życiem, akceptując także jego kres. Warto więc oswoić się z myślą o śmierci, bo ona i tak wkrótce zapuka do naszych drzwi i nie zdołamy się przed nią ukryć.


Omawiana produkcja Fritza Langa ma szkatułkową kompozycję, możliwe że zaczerpniętą z Nietolerancji (1916) Davida W. Griffitha. W tamtym filmie współczesna historia przeplatała się z wydarzeniami z dawnych epok – ze starożytnego Babilonu, z Judei czasów Chrystusa i z wojny religijnej w XVI-wiecznej Francji. W Zmęczonej śmierci reżyser też przedstawił kilka opowieści w jednym, wspólnym tematem czyniąc jednak nie nietolerancję, lecz miłość i śmierć, a konkretniej – nieuchronność śmierci, nawet w obliczu tak silnego uczucia jak miłość. Trzy poszczególne nowelki umieszczone w ramach głównej fabuły zostały zaprezentowane jako „historie trzech świateł” (bo światło świecy symbolizuje ludzkie życie). Akcja pierwszej historii rozgrywa się podczas Ramadanu w jednym z państw muzułmańskich na Bliskim Wschodzie. Druga przenosi widza na czas karnawału w Wenecji. Natomiast trzecia to efektowna fantazja na temat cesarskich Chin.

Styl opowieści ukierunkowany jest na romantyczną baśń i w takim gatunku spełnia swoje zadanie znakomicie. Widać tu pomysłową i spójną wizję reżysera, potrafiącego mroczną fabułę zaprezentować za pomocą adekwatnych obrazów i stosownej atmosfery. Fritz Lang studiował architekturę i malarstwo, ale miał też do dyspozycji profesjonalną ekipę techniczną, bez której filmowy ekspresjonizm nie byłby tak ekspresyjny. Wśród operatorów był mistrz nastrojowego oświetlenia Fritz Arno Wagner, wsławiony rok później pracą przy Nosferatu – symfonii grozy (1922, reż. F.W. Murnau). Nad scenografią pracowało trzech czołowych niemieckich artystów: Hermann Warm (nowelka arabska i wenecka), Robert Herlth (opowieść chińska) i Walter Röhrig (historia „niemiecka”, stanowiąca ramy całej baśni).

Sensacją były zdjęcia trikowe, szczególnie te obecne w pełnej magii opowieści chińskiej – to one w pierwszej kolejności zachwyciły Amerykanów, którzy zapragnęli je powtórzyć lub nawet przebić pod względem pomysłowości (przykładem jest wspomniany wyżej Złodziej z Bagdadu). Ale sam klimat i aura wokół Śmierci w ludzkiej postaci też przyciągały uwagę – dalekim echem tej fascynacji jest wizerunek Śmierci przedstawiony przez Ingmara Bergmana w Siódmej pieczęci (1957). Sugestywnie w filmie Langa prezentują się postacie na czele z Ponurym Żniwiarzem w interpretacji Bernharda Goetzkego (aktor zagrał też we wczesnym, zaginionym filmie Alfreda Hitchcocka Orzeł górski z 1926 roku). Odtwórczyni głównej roli kobiecej, Lil Dagover, miała w swoim dorobku także koprodukcję polsko-niemiecką August Mocny (1936, reż. Paul Wegener), gdzie wcieliła się w postać metresy polskiego króla, Aurory von Königsmarck.


Film początkowo nie zdobył przychylności krajowych krytyków ze względu na jego egzotykę – nie wyglądał wszakże jak film niemiecki. Ale Fritz Lang, który porzucił szkołę na korzyść podróżowania po świecie, od początku zdradzał fascynację egzotyką i tajemniczością Wschodu i nigdy tych zainteresowań nie porzucił (dowodem na to są adaptacje Indyjskiego grobowca i Tygrysa z Esznapuru – odpowiednio z 1921 i 1959 roku). Zmęczona śmierć została najpierw doceniona we Francji, gdzie pokazywano ją pod tytułem Les trois lumières (Trzy światła), a następnie film trafił do Wielkiej Brytanii jako Destiny (1924). Amerykańską edycję zatytułowano Between Worlds (1924), a cztery lata później wydano film ponownie jako Beyond the Wall. Dalsza kariera Langa nieco przyćmiła to wczesne osiągnięcie reżysera, tym bardziej że już podobnego filmu nie nakręcił.

I choć mam wrażenie, że to inne dzieła tego twórcy – tj. Doktor Mabuse (1922), Metropolis (1927) i M – morderca (1931) – darzone są większą estymą oraz częściej i wnikliwiej są omawiane przez filmoznawców, to jednak Zmęczona śmierć bez wątpienia zasługuje na miano szczytowego osiągnięcia niemieckiego ekspresjonizmu. Jest to również właściwy początek owocnej kariery jednego z najwybitniejszych filmowców, z równą wprawą radzącego sobie później nie tylko w niemieckojęzycznej kinematografii, ale także w Hollywood. Omawiany stuletni produkt stanowi doskonały popis ludzi o nieograniczonej wyobraźni i wirtuozerskim rzemiośle, ale też przykład ówczesnych możliwości technicznych, pochodzący w dodatku z kraju, który nie kojarzy się z efektownym kinem. Takie gatunki jak horror i fantastyka wiele zawdzięczają niemieckim „przeterminowanym produktom”, takim jak ten będący tematem niniejszego tekstu.

korekta: Kamila Regel

0 komentarze:

Prześlij komentarz