Złodziej z Bagdadu

The Thief of Bagdad (1940 / 106 minut)
reżyseria: Ludwig Berger, Michael Powell, Tim Whelan
scenariusz: Miles Malleson, Lajos Biró

Kiedy zbliżała się wojna w Europie i Brytyjczycy przygotowywali się do walki z Niemcami brytyjska ekipa filmowa pod kierownictwem węgierskiego emigranta Alexandra Kordy rozpoczęła przygotowania do realizacji filmu, który miał być ucieczką od brutalnej wojennej rzeczywistości. Korda sięgnął po egzotyczną baśń, która została już przedstawiona na ekranie w epoce kina niemego (Złodziej z Bagdadu Raoula Walsha z 1924). Tamten film zachwycał niezwykłymi efektami, które Korda zamierzał zrealizować na nowo, tym razem jednak w kolorze i z dźwiękiem. Udało mu się zachwycić widzów i krytyków, o czym świadczą 3 Oscary przyznane za warstwę wizualną: za scenografię, zdjęcia oraz efekty specjalne - w tej ostatniej kategorii przyznawano wówczas Oscary zarówno za efekty wizualne jak i dźwiękowe. Efekty wizualne zrobione są sprawnie metodą zwykłego nakładania na siebie kilku ujęć i w dzisiejszych czasach mogą powodować raczej uśmiech niż zachwyt.

Twórcy filmu zabierają widzów w fascynujący świat, gdzie wszystko jest możliwe. To były czasy, kiedy profesja złodzieja była wyjątkowo niebezpieczna, bo gdy złodzieja złapano to obcinano mu ręce. Ten świat bywa okrutny i niesprawiedliwy, ale jedno jest pewne - i tak na końcu zwyciężą pozytywne wartości: dobro, rozwaga i miłość. Głównymi bohaterami są: młody złodziej Abu oraz książę Ahmad, który zakochuje się w córce perskiego sułtana. Obaj zaprzyjaźniają się i muszą połączyć siły, by pokonać zło. Przeżywają wiele niesamowitych przygód, padają ofiarami magii i poznają wschodnie krainy, kryjące mroczne tajemnice. 

Naiwne efekty w połączeniu z banalną opowieścią o walce dobra ze złem nie ogląda się już z zainteresowaniem, ale zdjęcia i scenografia wyglądają imponująco, ponieważ trudno się domyślić, że film kręcono w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych - Bagdad wybudowano na pustyni Mojave w Kalifornii. Film jest bardzo egzotyczny, pełen niesamowitych przygód, ze staroświecką, ale bardzo dobrą i pasującą do wschodniego (arabskiego) klimatu muzyką Miklosa Rozsy. Nie zabrakło humoru, jak np. w scenie, w której jeden z głównych bohaterów przedstawia się: „Jestem Abu złodziej, syn Abu złodzieja, wnuk Abu złodzieja”. A w pierwszej części filmu jest nawet retrospekcja, metoda niezbyt często wówczas wykorzystywana, w tym filmie dodająca tajemniczości i napięcia.

Efekty specjalne związane są głównie z lataniem: mamy więc latającego konia, latający dywan i latającego olbrzyma z długim warkoczem. Ciekawie wygląda scena walki z dużym pająkiem, scena uwolnienia dżina z butelki (czarny dym przypominający tornado zmienia się w olbrzyma) oraz chyba najlepiej wykonana sekwencja, w której Abu o mało co nie zostaje rozdeptany przez olbrzyma. Bardzo zręcznie zrobione jest przenikanie się dwóch ujęć, np. w scenie zamiany człowieka w psa i odwrotnie. Niedopracowana jest scena z latającym koniem - nie ma on skrzydeł i jego bieganie w powietrzu wygląda śmiesznie. Pełne przepychu pałace, zatłoczone targowiska, barwne kostiumy i dekoracje wyglądają niezwykle widowiskowo i aż trudno uwierzyć, że film ma aż 70 lat. Świetnie wykorzystano w filmie właściwości Technicoloru, który w tamtych czasach był czymś nowym i poza Wielką Brytanią i USA nikt nie używał tej technologii.


Nie wiem co robił na planie każdy z licznych reżyserów, ale na pewno duży wpływ na całość mieli bracia: Alexander, Zoltan i Vincent Korda, ten ostatni odpowiedzialny za scenografię, przy której pomagał William Cameron Menzies (projektował scenografię do niemej wersji Złodzieja z Bagdadu z 1924 roku). Natomiast Zoltan Korda pracę przy tym filmie potraktował jako rozgrzewkę przed realizacją innej baśni Księga dżungli (Jungle Book, 1942), którą zrealizował już samodzielnie jako reżyser - należy dodać, że to bardzo udana i chyba najlepsza ekranizacja Księgi dżungli Rudyarda Kiplinga.

Złodziej z Bagdadu to solidnie przygotowane widowisko „miecza i magii”, w którym jednak więcej jest czarów niż walk na miecze. Ten film to przede wszystkim ciekawostka, którą można obejrzeć, by zobaczyć, jakie efekty wizualne robiono dawno temu, kiedy nie używano jeszcze komputerów. Filmy z gatunku fantasy zaczęto traktować poważnie dopiero w latach 80., ale omawianej produkcji Alexandra Kordy należy się szacunek za to, że stała się wzorem dla niektórych filmowców i animatorów (np. Raya Harryhausena, współtwórcę Zmierzchu tytanów z 1981 roku). W klasyku Kordy jest wszystko, co powinno być w dobrym fantasy, a zdjęcia trikowe wyróżniają się pomysłowością, a nie jakością. Chociaż film się już bardzo zestarzał to oglądając go dziś nadal zwraca się uwagę na efekty, gdyż ewidentnie widać, że są one największą atrakcją, reszta (łącznie z obsadą) schodzi na dalszy plan.

I chociaż, jak na początku napisałem, film miał być ucieczką od wojennej rzeczywistości to chyba nie bez znaczenia jest fakt obsadzenia w roli największego złoczyńcy (wezyra Jaffara) niemieckiego aktora, Conrada Veidta, pamiętnego z roli zawziętego majora Strassera w Casablance (1942). W roli tytułowego złodzieja wystąpił Hindus o pseudonimie Sabu - to chyba pierwszy hinduski aktor o międzynarodowej sławie. Nie mogło w filmie zabraknąć postaci kobiecej (księżniczki), w którą wcieliła się June Duprez, znana z wcześniejszego filmu Zoltana Kordy Cztery pióra (The Four Feathers, 1939). Natomiast w roli księcia Ahmada wystąpił debiutant, John Justin. Ten film to klasyk i jeden z najlepszych filmów z cyklu Arabian Nights (Baśnie tysiąca i jednej nocy).

1 komentarze:

  1. Oglądne na pewno. Mam nie wielką nadzieje, że miłość która pojawi się (jak by mogło jej zabraknąć? :) ) między głownym bohaterem a kobietą będzie w miare zjadliwa.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń