Nie taki straszny jak go malują, czyli o filmach Ingmara Bergmana


Ingmar Bergman (1918-2007) przez wiele lat pracował na to, by stać się symbolem ambitnego kina. Prawie każdy zna to nazwisko i wie, z jakim kinem się kojarzy. Ale nie każdy oglądał jego filmy, obawiając się trudnych, męczących dla przeciętnego widza artystycznych wizji. Ja także przez wiele lat omijałem jego filmy szerokim łukiem. W końcu postanowiłem się przełamać i zmierzyłem się z twórczością skandynawskiego mistrza kina. Na razie obejrzałem co najmniej dziesięć filmów Bergmana, większość pochodzi z wczesnego okresu jego twórczości i muszę przyznać, że moje obawy były bezpodstawne. Bergman potrafił przykuć uwagę widza, potrafił zaintrygować, sprowokować do rozważań. Kolejność tytułów chronologiczna.

Deszcz pada na naszą miłość (Det regnar på vår kärlek, 1946)
Bergman dopiero zaczynał karierę i szukał drogi, którą mógłby podążyć. Ten film jeszcze nie wskazuje na to, by reżysera interesowała droga artystyczna. Film jest raczej banalną opowieścią o perypetiach miłosnych dwojga młodych ludzi. Mężczyzna wyszedł z więzienia i może wkrótce tam wrócić, jeśli zostanie oskarżony o kradzież i napaść na urzędnika, kobieta zaszła w ciążę, a ojciec dziecka gdzieś zniknął. Doskwiera im samotność i bieda, a mimo to kupują... dom, co sprowadza na nich większe problemy. Tytułowy deszcz oznacza oczywiście przeszkody w dążeniu do celu - do małżeństwa i założenia rodziny. W Hollywood zrobiono by z tego pewnie komedię romantyczną, ale u Bergmana humoru jest niewiele - to film obyczajowy, który z czasem przeradza się w dramat sądowy. Z filmu wynika jedna oczywista prawda - zanim podpiszesz umowę, najpierw ją dokładnie przeczytaj. W filmie pojawia się ciekawy pomysł - gdyby 1 rok podzielić przez 13 miesięcy to każdy miesiąc trwałby 28 dni.

Okręt do Indii (Skepp till India land, 1947)
Tytuł sugeruje egzotyczną przygodę, ale nazwisko reżysera mówi samo za siebie - to nie będzie film przygodowy, tylko dramat psychologiczny o trudnych związkach uczuciowych. Relacje mężczyzna-kobieta, ojciec-syn, mąż-żona, matka-syn, żona-kochanka, z których najciekawszy jest motyw konfliktu ojca z synem. Kobieta na pokładzie okrętu to zły znak i ten przesąd się sprawdza - z powodu kobiety dochodzi do poważnego konfliktu w rodzinie. Ojciec, kapitan okrętu, zaczyna tracić wzrok, nie tylko w sensie dosłownym - nie widzi, że przez swoje zachowanie może doprowadzić do rozpadu własnej rodziny. Birger Malmsten, który w poprzednim filmie Bergmana zagrał amanta tym razem wcielił się w „bestię” - garbatego marynarza, syna kapitana, zakochanego w pięknej (kwestia gustu) kobiecie. Pragnie on pozbyć się garbu, w metaforycznym sensie, oczywiście. W porównaniu do opisanego wyżej filmu Deszcz pada na naszą miłość ten film ma lepiej skonstruowane postacie, a relacje między nimi budzą większe emocje.

Letni sen (Sommarlek, 1951)
Wszystko co dobre, szybko się kończy. Popularna i ceniona tancerka baletowa tęskni za swoją dawną miłością, a pewien odnaleziony pamiętnik jeszcze bardziej przypomina jej najszczęśliwsze chwile w swoim życiu, spędzone u boku ukochanego. Widz zastanawia się, co mogło się stać, że oni nie są już razem, co ich rozdzieliło, dlaczego żyje ona z mężczyzną, którego nie kocha. Podobnie jak główny bohater późniejszego i bardziej znanego filmu Tam gdzie rosną poziomki, główna bohaterka Letniego snu ma wrażenie, że zmarnowała swoje życie, a jej marzenia nigdy się nie spełniły. Czy ucieczka we wspomnienia czegoś ją nauczy czy będzie tylko stratą czasu? Smutna i przygnębiająca historia opowiedziana za pomocą długich retrospekcji, ciekawych obserwacji psychologicznych i przejmującego aktorstwa Maj-Britt Nilsson, aktorki o smutnych oczach, ale ładnym uśmiechu, która jest wiarygodna zarówno w roli zakochanej i energicznej optymistki jak i kobiety zrezygnowanej, samotnej i nieszczęśliwej.

Wieczór kuglarzy (Gycklarnas afton, 1953)
W cyrku jest jak w życiu - są klauni, kuglarze, akrobaci i ludzie, którzy za pomocą bata wymuszają posłuszeństwo. Ludzie zakładają kostiumy i maski, by udawać kogoś innego - by choć na chwilę zapomnieć o problemach tego świata. Jedni marzą o spokoju i niezależności, inni szukają wrażeń i przygód. Wszystkich jednak coś łączy - każdy chce być kochany i szanowany, każdy chce się wzbogacić. Nikt nie chce zostać zdradzony ani upokorzony, a tego właśnie doświadcza główny bohater filmu - dyrektor cyrku. A scena pojedynku na pięści w końcówce filmu ewidentnie sugeruje, że pomiędzy przedstawieniem a prawdziwym życiem różnica jest niewielka. Początek filmu nie jest zbyt obiecujący, ale im bliżej końca tym lepiej. Świetne aktorstwo Åke Grönberga w roli dyrektora cyrku i Harriet Andersson w roli jego kochanki.

Uśmiech nocy (Sommarnattens leende, 1955)
Dosłownie przetłumaczony tytuł powinien brzmieć Uśmiech nocy letniej, co wskazuje na podobieństwa do szekspirowskiej komedii Sen nocy letniej. Już w czołówce pisze, że jest to „komedia romantyczna Ingmara Bergmana”, więc pojawiający się od czasu do czasu humor jest tu zamierzony. Film spełnia swoją rolę, gdyż jest zarówno zabawny jak i romantyczny. Bergman nie byłby sobą, gdyby jednak zrezygnował z psychologicznych i refleksyjnych momentów. Film jest lekki i optymistyczny, ale momentami również gorzki i melancholijny. Najbardziej mnie rozbawiła scena, w której hrabia, właściciel być może jedynego w okolicy samochodu, chwali się, mówiąc: „Kiedy droga na to pozwalała pędziliśmy z prędkością 30 kilometrów na godzinę”. Po obejrzeniu filmu przypomniały mi się słowa Alfreda Hitchcocka: „Miłość to partia kart, w której wszyscy oszukują: mężczyźni, by wygrać, kobiety, by nie przegrać”. W filmie Bergmana świetna jest obsada. Eva Dahlbeck i Gunnar Björnstrand tworzą znakomity duet 'starych przyjaciół'. Pełna energii Harriet Andersson jest przekonująca jako seksowna i uwodzicielska pokojówka. Ulla Jacobsson w sposób sugestywny wcieliła się w rolę młodej żony, która czuje się niekochana. W pamięć zapada również Jarl Kulle w roli dumnego arystokraty, który walczy zarówno o żonę, jak i kochankę.

Siódma pieczęć (Det sjunde inseglet, 1957)
Ujęcie przedstawiające dwóch ubranych na czarno osób, odgrywających partię szachów na tle zachmurzonego nieba, zapisało się w historii kina i kojarzy się z tym właśnie filmem. Przebiegły anioł śmierci o niepokojąco białej twarzy i pełen wątpliwości rycerz toczą strategiczny pojedynek, próbując przechytrzyć się nawzajem. Akcja rozgrywa się w średniowieczu, rycerz wraca z wyprawy krzyżowej i zastanawia się nad sensem życia oraz nad istnieniem Boga i diabła. Towarzyszy mu giermek, który raczej w Boga nie wierzy, ale potrafi odróżnić dobro od zła i nie potrzebuje do tego przykazań bożych. Czasy były wtedy trudne: pełno było fanatyków religijnych, którzy palili na stosie osoby, podejrzewane o kontakty z diabłem, a oprócz tego ludność niszczyła pewna tajemnicza zaraza. Rycerz, którego nawiedziła śmierć nie chce umrzeć, zanim nie dowie się, co czeka go po śmierci. Zupełnie tym się nie przejmują inni ważni bohaterowie filmu - pewien aktor i jego żona. Humor ich nie opuszcza, chociaż dla nich życie też nie jest łatwe - aktorzy w tamtych czasach byli wyśmiewani i potępiani (nie to co dzisiaj, kiedy to aktorzy są idolami). Symbole religijne (np. wyprawa krzyżowa), filozoficzne refleksje (o życiu, o śmierci, o Bogu), łączenie komizmu (anioł śmierci jako drwal) z dramatem (palenie na stosie, zaraza), liczne metafory (np. gra w szachy, motyw podróży), rozmowy o sztuce (o teatrze, poezji, malarstwie), treści metafizyczne oraz fantastyczne wizje połączone z brutalną rzeczywistością. Jest tu wszystko, co charakteryzuje twórczość Bergmana, nic więc dziwnego, że film uznawany jest za najlepszy w jego karierze. Ciekawe są tu niektóre kwestie wypowiadane przez aktorów, takie jak np. Miłość to najczarniejsza zaraza albo Życie jest jak wyboista droga.

Tam, gdzie rosną poziomki (Smultronstället, 1957)
Road movie po szwedzku - podróż samochodem okazuje się podróżą w przeszłość, do czasów dzieciństwa i młodości. Stary profesor ma sen, który przypomina mu o zbliżającej się śmierci. To sprawia, że zaczyna wspominać swoje życie, analizować błędy, które popełnił i zastanawiać się, czy jeszcze może być szczęśliwy. W podróży towarzyszą mu młodzi ludzie, ale stanowią oni tylko tło. Najważniejszy w tej historii jest jeden człowiek, zagrany z wyczuciem przez znanego reżysera Victora Sjöströma. Odwiedzane okolice, gdzie dawniej mieszkał oraz towarzyszący mu młodzi ludzie przypominają mu dzieciństwo i młodość oraz kobietę, która była jego pierwszą miłością i poślubiła jego brata. Czas mija bardzo szybko i człowiek, którego życie ułożyło się inaczej niż by chciał ma na starość wrażenie, że zmarnował najlepsze lata życia. Ale jest już za późno by cokolwiek naprawić, można tylko mieć nadzieję, że własne dzieci nie popełnią tych samych błędów i będą szczęśliwsze. Film przepełniony nostalgią za minionymi czasami, dialogi są bardzo dobre, nie brakuje też rozważań na temat istnienia Boga - np. jeden z bohaterów mówi do drugiego: „kiedy byłeś mały wierzyłeś w świętego Mikołaja, teraz wierzysz w Boga”. Wbrew pozorom nie jest to taki smutny film, jak można by przypuszczać. Moim zdaniem jest to najlepszy film Bergmana z tych, które oglądałem.

Źródło (Jungfrukällan, 1960)
Na podstawie XIV-wiecznej ballady Bergman zrealizował przejmujący dramat o pozornym milczeniu Boga. Młoda dziewczyna zostaje zgwałcona i zamordowana, mordercy zdejmują z niej suknię i udają się w dalszą podróż. Pechowo trafiają jednak do domu rodziców zabitej dziewczyny. Napięcie rośnie jak w najlepszych thrillerach, ale przez cały czas widać rękę Bergmana, który za pomocą symboli (na czele z tytułowym nieskalanym źródłem) opowiada o religii, moralności i naturze człowieka. Wybitny, prowokujący do myślenia dramat psychologiczny. Świetny moralitet o zbrodni i zemście, o kryzysie wiary i odkupieniu win. Można go odczytywać na wielu poziomach interpretacyjnych. Wkrótce Wes Craven w oparciu o fabułę filmu zrealizował horror Ostatni dom po lewej (1972) pozbawiony bergmanowskiego artyzmu, ale za to wzbogacony o sporą dawkę brutalności.

Jak w zwierciadle (Såsom i en spegel, 1961)
Z właściwym sobie wyczuciem i kunsztem szwedzki filmowiec opowiada o kobiecie chorej psychicznie, czekającej na boskie objawienie. Ona i trzech mężczyzn o odmiennych charakterach spędza wakacje na małej wyspie Fårö niedaleko Gotlandii. Bawią się całkiem nieźle, choć doświadczają też bolesnych zdarzeń, które przypominają o nieuleczalnej chorobie bliskiej im osoby imieniem Karin. Ten film to w istocie filozoficzna wykładnia dotycząca miłości i związanego z nią problemu wiary w Boga. Jak zwykle bez niepotrzebnego sentymentalizmu i patosu Bergman prezentuje ciekawy psychologiczny problem, unikając przesadnego fatalizmu i zbyt dosadnego pokazywania choroby psychicznej. Umieszczenie akcji na wyspie sugeruje wprawdzie wyobcowanie bohaterów, ale w dużej mierze jest to optymistyczna opowieść o uczuciach i budującej sile miłości. W filmie wystąpiła zaledwie czwórka wykonawców (wśród nich znany także za granicą Max von Sydow), a zdjęcia Svena Nykvista tworzą nastrój odpowiedni do stylu skandynawskiego mistrza.

Fanny i Alexander (Fanny och Alexander, 1982)
Ostatni kinowy film Bergmana. Reżyser przedstawia dwa różne światy. Jeden przypomina teatr - jest luksusowy, barwny, radosny, pełen przepychu, każdy ma dużą swobodę i może się zabawić. Drugi świat przypomina więzienie - jest mroczny, ponury, w oknach są kraty, drzwi zamykane są na klucz. Panuje tu surowa dyscyplina i zasady, których nieprzestrzeganie może być bolesne. Dwoje dzieci, Fanny i Alexander, po śmierci ojca zmieniają otoczenie, w nowym domu czują się osamotnieni i niekochani. Film momentami angażuje, ale są też sceny na kiepskim poziomie, które miały pewnie wskazywać na dziecięcy sposób myślenia (scena z wujkiem i jego 'fajerwerkami'). Film jest niepotrzebnie przeciągnięty do trzech godzin, ale podobno istnieje jeszcze dłuższa, telewizyjna wersja. Sporo jest dialogów, a przecież ta historia opowiada się sama za pomocą obrazów - zdjęcia, scenografia i kostiumy wiele mówią o fabule i bohaterach, świetnie pokazano kontrast pomiędzy jednym światem a drugim. Nie powinienem się czepiać, bo przecież tacy artyści jak Bergman nigdy nie schlebiali gustom publiczności - ich celem było sprowokować do dyskusji i do myślenia. W tym filmie to się udało.

Postscriptum:

* Recenzja filmu Źródło
* Oglądałem jeszcze Szepty i krzyki (Viskningar och rop, 1972) i jak na razie jest to jedyny film Bergmana, który mi się nie podobał.

0 komentarze:

Prześlij komentarz