scenariusz i reżyseria: Caroline Link na podstawie powieści Stefanie Zweig
Jak zauważa jeden z bohaterów filmu, Niemcy to kulturalny kraj - kraj Goethego i Schillera. Jak to więc możliwe, że do władzy w Niemczech doszli naziści i wielu ludzi musiało uciekać z kraju, by przetrwać prześladowania. Na przykładzie niemiecko-żydowskiej rodziny świetnie widać ten bezsens wojny. Ponieważ pochodzą z Niemiec uważani są za wrogów większości europejskich narodów, ponieważ są Żydami nawet w swoich rodzinnych Niemczech nie mogą czuć się bezpiecznie. Uciekają więc do Afryki, mają szczęście, że wyjeżdżają tuż przed wybuchem wojny, gdyby zwlekali dłużej mogliby już nie mieć okazji uciec.
Afryka często była tłem dla romantycznych historii miłosnych lub egzotycznych przygód. Dla niemieckiej reżyserki Caroline Link podróż do Afryki, a konkretnie do Kenii, stała się symbolem ucieczki od cywilizacji, wojny, uprzedzeń rasowych. W Kenii bohaterowie znajdują nowy dom, który zapewnia im bezpieczeństwo, ale jednak cały czas marzą o tym, by wrócić do Niemiec, które są przecież ich ojczyzną, tam mają krewnych, znajomych, przyjaciół. Cały czas żyją w niepewności, nie wiedzą co się dzieje w ich kraju, co się stało z ich bliskimi.

Nie widziałem zbyt wielu dobrych filmów niemieckich. Jak Niemcy próbują sił w kinie rozrywkowym to wychodzi z tego straszny kicz (jak osławiona seria Winnetou, realizowana od 1962 roku), ale dramaty obyczajowe (lub wojenne) osadzone w ważnych dla Niemców czasach są już zrobione bez zarzutu (Most [1959], Stalingrad [1993], Good Bye Lenin! [2003], Sophie Scholl - ostatnie dni [2005]). Na koniec należy zadać sobie pytanie: Czy film Nigdzie w Afryce zasłużył na Oscara, którego zdobył w 2003 roku, pokonując m.in. chińską superprodukcję Hero? Moim zdaniem nie zasłużył bardziej niż Hero, ponieważ film Caroline Link niczym widza nie zaskoczy, nie dostarczy emocji ani nie wzruszy. To solidne kino obyczajowe, dobrze zrealizowane, pokazujące wojnę z innego niż znamy punktu widzenia. Film nie jest nudny mimo 140 minut projekcji i braku scen akcji - to jest duża sztuka przytrzymać widza przed ekranem tak długo, opowiadając prostą historię o zwykłej rodzinie.
Do recenzji się niestety nie ustosunkuję, bo nie znam tego filmu, ani Pani reżyserki. powiem tylko, że zachęciłeś mnie :-) O, i mnie też się bardzo podobało "Hero" :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ja postaram się w najbliższym czasie zobaczyć, bo recenzja naprawdę zachęcająca. pozdrawiam. ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Niemcy swoimi filmami nie zachwycają, ale np. wspomniany przez Ciebie "Good Bye Lenin!" jest już obrazem bardzo dobrym i przyjemnym, o dziwo! "Nigdzie w Afryce" nie widziałam, ale postaram się to nadrobić, może w dalszej przyszłości. Filmy, o Afryce są dziś bardzo na topie, tym bardziej ze względu na zainteresowanie widzów Mundialem, ta kraina chyba nigdy nie przestanie zachwycać i intrygować. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSuper napisane. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń