reżyseria: Sylvester Stallone
scenariusz: Dave Callaham, Sylvester Stallone
Wiedziałem czego należy się spodziewać po tym filmie, ale i tak jestem zaskoczony, bo tak porządnie wykonanej akcji się nie spodziewałem. Nawiązując do klasycznych filmów o najemnikach w stylu Psów wojny (1980) Stallone przedstawił prostą historię wzbogaconą o widowiskowe eksplozje i brutalne pojedynki pomiędzy twardymi i niemłodymi już facetami. Dynamiczna i efektowna akcja jest największą, by nie powiedzieć jedyną, atrakcją filmu, więc film przypadnie do gustu raczej tylko fanom kina akcji. Bohaterami są ludzie zbliżający się wieku emerytalnego, którzy nie wyobrażają sobie, by mogli siedzieć bezczynnie w otoczeniu żony i dzieci - urodzili się wojownikami i chcą umrzeć w walce.
Już na samym początku filmu możemy się przekonać, co potrafią tytułowi bohaterowie. Jest to zespół zgrany (z jednym wyjątkiem), który posiada niezwykłe umiejętności. Mają mnóstwo energii, są odważni i silni, potrafią posługiwać się różnymi rodzajami broni, nie opuszcza ich humor i szczęście. Kiedy nie wykonują zadania to wyglądają na sympatycznych facetów, z którymi każdy chciałby pójść na piwo, ale kiedy wkraczają do akcji to nie zawahają się zabić każdego, kto wejdzie im w drogę. Jak na twardzieli przystało noszą tatuaże i jeżdżą eleganckimi motorami. Wkrótce otrzymują bardzo niebezpieczne zadanie - mają zlikwidować dyktatora z Ameryki Południowej. Dyktator jest jednak tylko figurantem, a rządzi pewien okrutny handlarz narkotyków. Bohaterowie najpierw dokonują rozpoznania terenu, podając się za ornitologów (podobnie jak we wspomnianych wyżej Psach wojny), ale wkrótce mają podjąć decyzję, czy wykonać tę misję. Odpowiedź jest oczywista, ale motywacje bohaterów nie są do końca jasne - z początku chodzi o pieniądze, ale z czasem to się zmienia. Zwykle w filmach o oddziałach straceńców zawsze ktoś z najemników musiał zginąć, by bardziej udramatyzować akcję, ale Stallone nie stosuje tu tego chwytu. Oni są naprawdę niezniszczalni jak każdy pozytywny bohater filmów sensacyjnych.
Humor w tym filmie nie jest jakoś szczególnie wyszukany i zabawny, ale ewidentnie widać, że aktorzy nieźle się bawią, żartują sobie z bohaterów kina akcji, także z siebie samych. Sly Stallone ugania się za młodą Latynoską, Jason Statham próbuje odzyskać swoją dziewczynę, Jet Li żartuje ze swojego niskiego wzrostu, Dolph Lundgren sam nie wie, czy chce być dobry czy zły, a Eric Roberts udaje twardziela, zaś w finale zasłania się dziewczyną zamiast stanąć do walki twarzą w twarz z prawdziwym twardzielem. Obsada nie została zmarnowana, każdy ma tu coś do powiedzenia, każdy z tych bardziej znanych aktorów, bo np. niezbyt popularny Gary Daniels jest prawie zupełnie niewidoczny. W pamięci pozostaje zabawna scena w kościele, w której spotykają się współwłaściciele sieci restauracji Planet Hollywood, czyli Sylvester Stallone, Bruce Willis i Arnold Schwarzenegger, którzy w latach 80. i 90. uchodzili za najpopularniejszych gwiazdorów kina akcji.
Niezniszczalni to film, w którym efekty pirotechniczne zrealizowano w starym stylu lat 80. na planie filmowym, a nie w studiu z komputerem i blue boxem. Prawdziwe kino akcji tylko w takim wydaniu ma jakiś sens. Przemoc jest tu krwawa, noże są niezwykle ostre i w niektórych rękach są bardzo niebezpieczne, kule świszczą dookoła i dziurawią ludzi jak sito, trup ściele się gęsto, krew leje się strumieniami, eksplozje powodują ogromne zniszczenia, a pięści i nogi też potrafią wiele zdziałać. W filmie znalazła się nawet scena torturowania kobiety. Bez wątpienia to film dla ludzi o mocnych nerwach. Stallone jako reżyser i scenarzysta wie, czego oczekują widzowie i potrafi spełnić te oczekiwania. Kiedyś próbował sił w ambitniejszym kinie (Staying Alive, Over the Top), ale szybko zdał sobie sprawę, że nie radzi sobie z nim dobrze - jego żywiołem jest akcja i film Niezniszczalni jest tego najlepszym dowodem. Polubiłem ten film i jego bohaterów już od pierwszych minut aż do samego końca.
mnie jakoś nie ciągnie do tego filmu wiec raczej sie nie wybiorę. Ewentualnie może poczekam na DVD. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńStallone 64 lata :)
OdpowiedzUsuńJa tam jestem ciekaw Niezniszczalnych. W środę może udam się do kina. Tylko nie jestem pewien na co, bo mam spore zaległości w premierach.
Ja mam zazwyczaj jakiś rodzaj awersji do tego typu rozrywek napakowanych testosteronem i składających się głównie z wybuchów.
OdpowiedzUsuńAle w przypadku tego akurat filmu pomysł wyjściowy wydaje się ciekawy- zebranie całej ekipy ikon kina akcji współczesnego i z lat 80-90 i tym samym wspólne złożenie hołdu samemu gatunkowi, który powoli wymiera (albo już umarł?).
Twoja recenzja z każdym zdaniem przekonywała mnie bardziej do tego filmu. Może nie w kinie, ale prędzej czy później obejrzę sobie to na pewno ;)
pozdrawiam
To dobry znak, że udało Ci się polubić bohaterów filmu - dla mnie to zawsze nieodzowna zaleta :) "Niezniszczalnych" mogłabym obejrzeć jedynie dla Mickeya Rourke'a, ale jakoś mi się nie spieszy. Przyznaję, że to nie moje kino, choć Stallone oglądałam w większości jego ekranowych popisach, bardzo lubię Rocky'ego, a co ważne Sylwek był współscenarzystą tego filmu (i trzeba przyznać, że scenariusz był naprawdę świetnie napisany). Tu jest podobnie, a do tego Stallone wcielił się także w reżysera - kolejny plus. Pewnie zobaczę, ale już nie na dużym ekranie :)
OdpowiedzUsuńWidziałam jedynie zwiastun tego filmu i do kina raczej się nie wybiorę, ale na pewno kiedyś obejrzę, bo te kilka minut zapowiedzi sprawiło, że szeroko się uśmiechnęłam. Jakby ten film był właśnie kinem z przymrużeniem oka.
OdpowiedzUsuńA skoro piszesz, że jest dobrze zrobiony, nie odpuszczę. Tylko jeszcze nie teraz. Chyba że jest to bardzo kinowy obraz, dużo lepiej wygląda na dużym ekranie?