Telefon

Telefon (1977 / 102 minuty)
reżyseria: Don Siegel
scenariusz: Peter Hyams, Stirling Silliphant na podst. powieści Waltera Wagera



W USA żyje wielu tzw. „uśpionych agentów”, pracujących dla radzieckiego wywiadu. Problem w tym, że oni nie wiedzą, że są agentami - kiedyś zostali zahipnotyzowani i można ich obudzić za pomocą odpowiedniego hasła. Notes z nazwiskami tych agentów trafił w ręce pewnego psychopaty, który z tylko sobie znanych powodów postanowił za pomocą telefonu „obudzić” tych agentów, wykorzystać ich do własnych celów chyba tylko po to, aby wywołać wojnę. Jak na ironię przyszłość USA zależy od agenta KGB, który zostaje przysłany w celu zlikwidowania przestępcy.

Fabuła filmu jest absurdalna, co zauważyli twórcy komedii Naga broń, umieszczając w niej podobny motyw (agenci, którzy nie wiedzą, że są agentami) - oba filmy mają nawet jedną bardzo podobną scenę (demonstrowanie, na czym polega „budzenie agenta”). Twórcy filmu Telefon potraktowali jednak temat poważnie, jakby ostrzegając przed konfliktem amerykańsko-radzieckim. Twórca Brudnego Harry'ego, Don Siegel, stworzył tym razem subtelny thriller szpiegowski - mimo iż nie brakuje zabijania to jest to film prawie bezkrwawy, pozbawiony gwałtowności i nadmiernej przemocy. Reżyser potrafi stworzyć trzymające w napięciu sceny i, co najważniejsze, potrafi utrzymać napięcie aż do samego końca. Finałowa rozgrywka jest bardzo dobrze zrealizowana, jak również wiele innych wcześniejszych scen. Pomysłowy jest także epilog, sugerujący że mógłby powstać sequel, a Grigorij Borzow mógł zostać bohaterem kina akcji lat 80. - tak się jednak nie stało, chociaż Charles Bronson kontynuował karierę w kolejnej dekadzie. 

Główny bohater filmu Siegela nie pracuje sam, pomaga mu bardzo ładna i sympatyczna agentka. Mimo to  Grigorij Borzow nie myśli o tym, aby pójść z nią do łóżka. Ważniejsze jest dla niego wykonanie misji, a dopiero później będzie mógł sobie pozwolić na przyjemności. Charles Bronson i Lee Remick tworzą znakomity duet, zostali świetnie dobrani do swoich ról (mimo że Bronson nie wygląda na Rosjanina), ale pod względem aktorskim to nie są trudne role. Aktorzy musieli się dobrze prezentować na ekranie, bez nadmiernego wyrażania emocji - np. w scenie, kiedy Lee Remick w przebraniu pielęgniarki musi zabić człowieka to nadal zachowuje wdzięk i urok. Nawet Donald Pleasence, idealnie sprawdzający się w rolach psychopatów, nie zachwyca, ale to jest raczej wina scenarzystów, którzy nie rozwinęli tej postaci - aktor ma monotonną rolę, polegającą na ciągłym dzwonieniu przez telefon i obserwowaniu ludzi.

Na pewno jest to bardzo udany film sensacyjny, dobrze wyreżyserowany, nie pozbawiony efektownych eksplozji oraz trzymających w niepewności momentów oczekiwania. Film pokazujący, że w latach 70.  oprócz  bezwzględnych policjantów w stylu Harry'ego Callahana i brutalnych mścicieli w stylu Paula Kerseya było jeszcze miejsce dla ludzi działających w starym stylu, pozbawionym zbytniej brawury.

0 komentarze:

Prześlij komentarz