Dziwacy i samotnicy czyli o filmach Tima Burtona


Trudno znaleźć prostą i jednoznaczną definicję kina postmodernistycznego, ale kiedy mowa o takim kinie to od razu przychodzi mi na myśl twórczość Tima Burtona (ur. 1958) - reżysera filmów oryginalnych i dziwacznych, którego  filmy są tak zakręcone, że trudno określić gatunek, jaki reprezentują. Opowiadanie fabuły jego filmów jest bez sensu, bo nie ona jest najważniejsza. Fabuła jest dla Tima Burtona pretekstem do zabawy konwencjami różnych gatunków, tworzenia niezwykłych postaci i fascynujących światów, które potrafią wymyślić tylko ludzie o nieprzeciętnej wyobraźni. Oto 10 filmów Tima Burtona, niektóre są lepsze, niektóre gorsze, ale wszystkie można określić jako wzór filmowego postmodernizmu.

Sok z żuka (Beetle Juice, 1988)
Oklepany temat duchów i nawiedzonego domu został przez Tima Burtona przedstawiony w zaskakująco oryginalnej formie. Nieżyjące małżeństwo próbuje przystosować się do życia po śmierci. Przezabawna komedia grozy pełna efektownych pomysłów, zwariowanego humoru i niezwykłych postaci, jak postać szalonego bioegzorcysty, granego przez Michaela Keatona. Zderzenie świata ludzi ze światem duchów powoduje chaos, ale jest to chaos kontrolowany, balansujący na granicy kiczu i dobrego smaku, ale tej granicy nie przekraczający. Nawet jeśli nie lubi się tych aktorów (takich jak np. Alec Baldwin i Geena Davis) to film można polubić za oryginalność, szaleństwo i dobrą zabawę. Niektóre pomysły są tak oryginalne, szalone i nieprzewidywalne, że chyba żaden inny reżyser by ich nie wymyślił - np. nietypowe włączenie do filmu piosenek Harry'ego Belafonte'a: Banana Boat Song i Shake Señora. Oprócz piosenek jest w filmie świetna muzyka Danny'ego Elfmana, ale film ten jest przede wszystkim ucztą dla oka.

Batman (1989)
Znany z komiksu i kiczowatej wersji z lat 60., Batman to jedyny w swoim rodzaju bohater, który dzięki gadżetom i sile fizycznej, nie mający jednak kosmicznych mocy jak Superman, podejmuje walkę z przestępczością i korupcją w mrocznym miasteczku, przypominającym Metropolis z niemego arcydzieła Fritza Langa. Znany z poprzedniego filmu Tima Burtona, Michael Keaton tym razem w podwójnej roli - jako superbohater działający w nocy w przebraniu człowieka-nietoperza i jako biznesmen Bruce Wayne, ukrywający tajemnicę z przeszłości, która może być przyczyną jego przemiany w Batmana. Najbardziej zaskakuje jednak Jack Nicholson w roli demonicznego i jednocześnie groteskowego Jokera. Muzyka Danny'ego Elfmana i warstwa wizualna tworzą niezwykłe widowisko pełne mroku i grozy. Doskonałe przełożenie komiksowej stylistyki na język filmu. Burton nie popełnił błędów infantylnej wersji z 1966 roku (z której pochodzi m.in. wyjątkowo tandetna akcja z rekinem).

Edward Nożycoręki (Edward Scissorhands, 1990)
Twórczość Tima Burtona nie byłaby taka sama bez Johnny'ego Deppa, a ten film jest na to dowodem. Postać Edwarda Nożycorękiego to jedna z najbardziej dziwacznych postaci w historii kina, a Johnny Depp jest w tej roli idealny, bo nawet z kamienną, bladą twarzą wygląda na zagubionego i samotnego, wyrażając emocje bez słów. Tim Burton realizował wcześniej mroczne filmy z elementami grozy i makabry, ten także mógł być taki, gdyż człowiek z nożycami zamiast rąk mógłby zrobić wiele szkód i dokonać wielu krwawych morderstw. Jednak Edward jest inny, on cierpi z tego powodu, że nie może nikogo dotknąć, nie zamierza się jednak buntować przeciwko ludziom, nawet jeśli ci ludzie są obłudni i podstępni. Piękna, wzruszająca bajka, która uczy tolerancji i szacunku dla różnych odmieńców i outsiderów.


Powrót Batmana (Batman Returns, 1992)
Film jeszcze bardziej mroczny i bardziej brutalny od poprzedniej części przygód Batmana. Mimo to nie zabrakło groteski i humoru. Tym razem do osobliwych, burtonowskich postaci dołączają Kobieta-Kot i Pingwin. Michelle Pfeiffer i Danny De Vito doskonale wcielili się w te postaci - pokazali talent komediowy i zdolność do transformacji. Tim Burton udowadnia, że jeszcze nie stracił zapału do pracy i po raz kolejny tworzy mroczną wizję miasta, wyjętego z najgorszego koszmaru, w którym ludzie posiadają najgorsze cechy charakteru. Zbrodnie, korupcja, walka o władzę to tematy bliskie świata, w którym żyjemy i chociaż na swojej drodze na pewno nie spotkamy Człowieka-Pingwina to powinniśmy się strzec ludzi tak okrutnych i bezwzględnych, wyglądających zwyczajnie, jak Christopher Walken w roli Maxa Shreka, szanowanego,  ale mającego złe zamiary, biznesmena.

Ed Wood (1994)
Edward D. Wood Jr to amerykański reżyser o podobnych ambicjach, co Roger Corman. Obaj zresztą zaczynali karierę w latach 50. przy filmach fantastycznych. Jednak Ed Wood nie doczekał się sławy takiej jakiej sobie wymarzył i nie pomogła mu w tym nawet współpraca z gwiazdorem przedwojennych filmów grozy, Belą Lugosim. Burton nie unika kiczu, stosując go równie często co Ed Wood, ale jednak stosując go bardziej umiejętnie, z większym wyczuciem i humorem, w przeciwieństwie do Wooda, u którego kicz był niezamierzony i wynikał z nieudolności twórców, nie tylko Wooda. Aby stworzyć dobry film musi być zgrana ekipa i zaangażować się w projekt powinien każdy, a nie tylko reżyser. Filmy Edwarda Wooda były najgorsze dlatego, że poza reżyserem nikt solidnie nie przyłożył się do pracy. Wprawdzie był jeszcze doświadczony Bela Lugosi, ale nawet dwie osoby to za mało, by stworzyć dobry film. Dzieło Burtona jest hołdem dla dwóch zapomnianych twórców, którzy kochali kino, niestety bez wzajemności. Film o tym, że obok mistrzów kina społeczeństwo musi znaleźć sobie jakichś wyrzutków, z których może się ponabijać dla własnej satysfakcji i lepszego samopoczucia, bo kiedy człowiekowi coś się nie uda to chce się wyżyć na kimś innym, uznawanym powszechnie za gorszego.

Marsjanie atakują! (Mars Attacks!, 1996)
Różnica pomiędzy kinem hollywoodzkim a kinem burtonowskim jest taka jak między filmami Dzień Niepodległości i Marsjanie atakują! Oba filmy powstały  w tym samym roku, oba podejmują podobną tematykę i oba są hołdem dla kiczowatych filmów o kosmitach z lat 50., ale jednak te filmy wyraźnie się różnią. Dużym atutem filmu Burtona jest pełna gwiazd obsada - aktorzy, na czele z Jackiem Nicholsonem w podwójnej roli, odgrywają swoje role w sposób pastiszowy i ironiczny. Taka gra aktorska idealnie pasuje do wizji Burtona, która przepełniona jest kiczem, pastiszem, ironią i makabrą. Reżyser częściowo parodiuje tu swój własny styl, ale niestety czasami przesadza z nadmiarem kiczu i groteski, a humor zawarty w filmie jest mało zabawny. Typowy przerost formy nad treścią - efektowne, ale pozbawione sensu.

Jeździec bez głowy (Sleepy Hollow, 1999)
Johnny Depp i Christina Ricci tworzą znakomity duet w tej mrocznej opowieści, która straszy za pomocą nieco już przestarzałych środków. Mimo to film jest o niebo lepszy od poprzedniego filmu Burtona (Marsjanie atakują). Tajemnica legendarnego jeźdźca, zagadkowe morderstwa, sceny dekapitacji, ponura atmosfera nieprzyjaznego obcym miasteczka na odludziu, a w centrum wydarzeń znajduje się młody policjant, który wierzy w logiczne i racjonalne rozwiązanie zagadki. Jego wiedza na nic się jednak nie przyda, jeśli sprawcą okaże się, zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców osady, legendarny jeździec bez głowy. Główny bohater ma jednak głowę na karku i zamierza doprowadzić do rozwiązania intrygi i wykrycia sprawców odpowiedzialnych za to całe zamieszanie. Film o tym, że w żadnej, nawet w beznadziejnej sytuacji, nie należy tracić głowy.


Duża ryba (Big Fish, 2003)
Po nieudanym remake'u Planety małp, zgodnie uważanym za najsłabszy film Burtona, reżyser dość szybko podniósł się po tym upadku i ponownie odzyskał szacunek widzów. Duża ryba to olśniewająca wizualnie, pełna fantastycznych pomysłów, retrospekcja, w której łączą się różne elementy: tragizm z komizmem, realizm z fantastyką, piękno z brzydotą. Prawdziwa magia kina, w przeciwieństwie do filmu Marsjanie atakują nie ma tu przerostu formy nad treścią. To inteligentny, momentami wzruszający film familijny, w którym w niebanalny sposób pokazano relacje pomiędzy ojcem i synem. Mający ogromną wyobraźnię ojciec opowiada synowi historię swojego życia, ale nie mówi całej prawdy, stosuje ozdobniki, które uatrakcyjniają opowieść, zbliżając ją do baśni.

Charlie i fabryka czekolady (Charlie and the Chocolate Factory, 2005)
Po filmie Willy Wonka i fabryka czekolady z 1971 roku z Gene'em Wilderem powstała druga adaptacja książki Roalda Dahla, tym razem z Johnny'm Deppem. Dla tych, którzy narzekali, że Duża ryba jest zbyt słodkim filmem familijnym Tim Burton zrealizował słodko-gorzką surrealistyczną makabreskę, w której najstraszniejsze rzeczy przytrafiają się dzieciom. Imponująca jest tu scenografia tytułowej fabryki czekolady - to nie tylko fabryka, ale także oddzielny, fascynujący świat, niedostępny dla większości ludzi. Komu uda się wejść do tej fabryki nigdy już tej wizyty nie zapomni, wiele się także nauczy i zrozumie swoje błędy. Gorycz życiowych porażek nie osłodzą nawet tony czekolady i chyba taką banalną prawdę chciał przekazać Tim Burton. Zrobił to jednak w sposób niebanalny, pozbawiony nadmiernego moralizowania.

Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street (Sweeney Todd: The Demon Barber of Fleet Street, 2007)
Reżyser, który już raz dał Johnny'emu Deppowi nożyce zamiast rąk tym razem dał mu brzytwę. O ile jednak Edward Nożycoręki był potworem o dobrym sercu to Sweeney Todd jest bezwzględnym, żądnym zemsty mordercą. Oryginalność w tym filmie polega na połączeniu musicalu z thrillerem, dwóch gatunków, które do siebie nie pasują. Historia Sweeneya Todda jest dość znana - już w roku 1936 powstał film pod takim samym tytułem jak film Burtona, ale jednak wersja z 2007 jest zupełnie inna, gdyż powstała na podstawie musicalu Stephena Sondheima. Już z początkowych piosenek dowiadujemy się, że akcja rozgrywa się w Londynie. Warstwa wizualna wskazuje zaś na XIX wiek. Klimat filmu jest mroczny i ponury, piosenki są przygnębiające i smutne, a wśród ciemnych kolorów pojawiają się czerwone strumienie krwi tryskające z ludzkich gardeł pod wpływem gwałtownych ruchów brzytwą. Po tym filmie każdy facet będzie chciał się samemu golić, bo tak jest najbezpieczniej.

Najlepsze, moim zdaniem, filmy Tima Burtona:
1. Edward Nożycoręki
2. Duża ryba
3. Powrót Batmana
4. Jeździec bez głowy
5. Batman

9 komentarze:

  1. Niewątpliwie, jeden z moich ulubionych twórców, dlatego cieszę się, że postanowiłeś podsumować jego najważniejsze filmy. U mnie, pierwszy na liście również jest Edward - uwielbiam ten film za to, że oprócz rozrywki, jest również genialną lekcją - lekcją tolerancji, jak sam słusznie zauważyłeś. Obnażając ułomności małomiasteczkowych społeczności, Burton idealnie sportretował osamotnienie człowieka przez wzgląd na jego "inność". Nie popadając w patetyczny ton, bez wątpienia, stwierdzam, że jest to jeden z najważniejszych filmów w historii kina. Cieszę się, że wspomniałeś również o "Dużej rybie" - większość znających najważniejsze filmy Burtona, nie widziało tego filmu i jest to duży błąd, bo jak dla mnie jest to niewątpliwie jedno z najlepszych dzieł, jakie udało się Burtonowi stworzyć.
    Ogólnie mówiąc, to Twoje podsumowanie pokazało, jak wiele filmów Burton stworzył, które już należą do klasyki, albo przynajmniej są filmami, których nie wypada nie znać. Takie filmy, jak "Sok z żuka", "Batman", czy nawet słabszy "Marsjanie atakują", za każdym razem ogląda się dobrze, a na pewno są to filmy, które większość z widzów widziała kilkakrotnie. Wspaniały człowiek i artysta z tego Burtona, mam nadzieję tylko, że uda mu się zatrzeć kiepskie wrażenia po najnowszej "Alicji...", jakimś nowym dobrym filmem. Liczę na to!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tim Burton nie należy do moich ulubionych twórców, ale oglądałem znaczną większość jego filmów, więc postanowiłem zrobić takie zestawienie. Te 10 filmów to nie tylko jego najważniejsze filmy, ale to wszystkie filmy Burtona, które widziałem. Wprawdzie oglądałem jeszcze "Planetę małp", ale szybko wyrzuciłem ją z pamięci. Pozostałych jego filmów (tj. "Alicja..." i "Gnijąca panna młoda") jeszcze nie widziałem. Chociaż, jak wspomniałem, nie należy on do moich ulubionych twórców, to te pięć filmów, które wymieniłem na końcu uważam za bardzo dobre i chętnie do nich wracam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Filmy Burtona od zawsze cieszą się moim uznaniem.Bogata scenografia w połączeniu ze specyficzną wyobraźnią Burtona, tworzą coś wspaniałego i niezwykłego!

    OdpowiedzUsuń
  4. O, zmieniło się tu! W tamten poniedziałek miałam egzamin z teorii filmu i historii kina:) Miazga! Kino postmodernistyczne to wg "uczonych" Derek Jarman przede wszystkim:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie wielki, wybitny twórca! Niestety niedoceniony choćby przez Akademie, ale z tego co wiem jemu na tym nie zależy... Wyobrażacie sobie, np.: Harrego Pottera spod znaku Burtona! Byłby majstersztykiem... Z niecierpliwością czekam na kolejne jego filmy... Krążyły plotki, że ma zrobić animowaną Rodzinę Addamsów! Moja pierwsza piątka wygląda tak:

    1. Batman
    2. Powrót Batmana
    3. Ed Wood
    4. Edward Nożycoręki
    5. Duża Ryba

    I ta jego obsada... Ciągle świetna. Helena Bohnam Carter, Johnny Depp, Michael Keaton, Christopher Lee, Alan Rickman, genialny Martin Landau i nieżyjący Vincent Price!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnie filmy Burtona są mocno takie sobie - może poza sweeney todd (chociaz ten ostatni osobiscie mi nie zbyt podpadl do gustu).

    Natomiast produkcje z lat 90 i koncowki lat 80tych... - klasyka.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam!
    Zgadzam się z Twoją klasyfikacją najlepszych filmów Burtona- Edward Nożycoręki zdecydowanie na szczycie, a ostatnio obejrzany przeze mnie Sweeney Todd poza świetnym mrocznym klimatem trochę słabszy niż reszta jego filmów.. poza tym mam także sentyment do Eda Wood'a i Jeźdźca bez Głowy ;)
    Pozdrawiam i zapraszam na swojego bloga http://filmowypamietnik.blogspot.com/2011/09/midnight-in-paris-coz-po-tym-filmie-az.html?showComment=1317114530268#c6547946819811335073

    OdpowiedzUsuń
  8. dla mnie:

    1.Sweeney Todd
    2. Duża Ryba
    3. Ed Wood
    4. Gnijąca panna młoda
    5. Mroczne Cienie

    i przegenialny Vincent, krótkometrażówka (z numerem 1)

    OdpowiedzUsuń