Ernest Borgnine (1917-2012)

Zmarły kilka dni temu syn włoskich imigrantów Ernest Borgnine był aktorem o wyrazistej fizjonomii, którego trudno pomylić z kimś innym. Sprawdzał się zarówno w roli zwykłego, szarego obywatela unikającego przemocy jak i bezwzględnego twardego osobnika szukającego kłopotów. Uosabiał idealnie postacie stanowczych i nieustępliwych podoficerów i oficerów, groźnych bandytów jak również szukających pracy i społecznego awansu pechowców i nieudaczników. Dzięki aktorskim umiejętnościom potrafił sprawić, by jego twarz wyrażała sadystyczne skłonności, bezradność wobec silniejszego przeciwnika, stanowczość i trzymanie się określonych reguł lub też inne, potrzebne do wykreowania postaci cechy charakteru i stany emocjonalne. Był aktorem wszechstronnym, dobrze radził sobie w rolach dramatycznych, komediowych, majestatycznych, był przekonujący jako postać pozytywna lub czarny charakter, zaś charyzmatyczna osobowość pozwalała mu błysnąć nie tylko w małych rolach, lecz również na pierwszym planie.

Występował w prawie wszystkich gatunkach (z wyjątkiem musicali) - od dramatów i westernów poprzez filmy akcji i wojenne kończąc na produkcjach telewizyjnych (np. serial Doborowa jednostka z lat 60-tych). Reżyserzy chętnie z nim współpracowali, a np. Robert Aldrich obsadzał go wielokrotnie w swoich filmach. Potrafił przyćmić resztę obsady, nawet odtwórców głównych ról. Z Parszywej dwunastki (1967) można go nie zapamiętać, ale wystarczy obejrzeć pierwsze 10 minut filmu, by się przekonać, że nawet epizodyczna rola w jego wykonaniu to majstersztyk. Zagrał tu postać stanowczego generała Sama Wordena, który ceni wojskową dyscyplinę, lecz potrafi być wyrozumiały i stopniowo usunąć się w cień, by z dystansu obserwować manewry, mające przygotować oddział do wykonania misji. Jego śmiech z początku filmu i lekki uśmiech w dalszej części są najlepszym podsumowaniem filmu, w którym wojna nie jest dramatem lecz zabawą i przygodą dla twardych mężczyzn. Postać generała Wordena aktor grał również w trzech telewizyjnych sequelach Parszywej dwunastki, zrealizowanych w latach 80-tych.

Z ról westernowych na uwagę zasługują występy w dwóch filmach Delmera Davesa: Rancho w dolinie (1956) i Złoczyńcy (1958). W pierwszym zagrał bogatego ranczera, który przyjmuje pod swoje skrzydła bezrobotnego kowboja. Między kowbojem a zarządcą rancza dochodzi do konfliktu. Ernest Borgnine zagrał tu osobę wyjątkowo naiwną, którą łatwo manipulować i doprowadzić do upadku. Z powodu zazdrości o kobietę i nacisków ze strony nieuczciwego pracownika pozwala on by emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Nieco bardziej myślący, lecz równie porywczy i impulsywny był w kolejnym filmie Davesa pt. Złoczyńcy. Wcielił się w nim w postać przestępcy, który po wyjściu z więzienia w Yumie próbuje żyć z dala od kłopotów. Jego impulsywny charakter daje o sobie znać, gdy widzi u miejscowych brak szacunku dla meksykańskich dziewcząt. Jednak w prawdziwe kłopoty, grożące mu powrotem do Yumy, wpada przez przyjaciela, który namawia go na kradzież złota z kopalni i sprzedaż go za odpowiednią cenę.

Jako Dutch w Dzikiej bandzie

W czasach, gdy klasyczne westerny przestały już dominować na ekranach kin, Borgnine trafił na reżysera, który do swojego brutalnego antywesternu potrzebował aktorów „dzikich i nieokrzesanych”. Ostatecznie ten charakterystyczny aktor idealnie wpasował się w zaprezentowaną przez Sama Peckinpaha w Dzikiej bandzie (1969) wizję gwałtownego i nikczemnego przedłużenia Teksasu, zwanego gdzieniegdzie Meksykiem. Dutch to przestępca, który mimo wielu życiowych doświadczeń jest przerażony i zszokowany wyjątkowym okrucieństwem Meksykanów. Końcowa strzelanina wskazuje zaś, że choć życie już zbrzydło nieokrzesanym bandytom to zachowali jeszcze resztki honoru i godności, zaś przyjaźń i lojalność to nie są dla nich tylko puste słowa.

Ciekawą rolę Ernest zagrał w przygodowo-historycznym widowisku pt. Wikingowie (1958). Doskonale pokazał charakter postaci Ragnara, starego lecz pełnego energii wikinga, będącego dumnym ojcem walecznego Einara i jednocześnie okrutnym złoczyńcą i postrachem mórz. Widać u niego radość z powodu wychowania odważnego, zręcznego i bystrego syna, widać również gotowość do walki i śmierci z mieczem w dłoni. I właśnie dzięki takim energicznym i przebojowym aktorom jak Kirk Douglas i Ernest Borgnine, pokazujących przed kamerą dzikość charakteru oraz skłonność do brawury i szaleństwa, ten wspaniały film o nordyckich rozbójnikach do dzisiaj wzbudza podziw i uznanie oraz wywołuje emocje.

Jako Ragnar w Wikingach

Nawet kiedy wpisany był na siódmym lub dalszym miejscu w czołówce można było liczyć, że zaprezentuje wysokiej klasy aktorstwo. Najlepszym tego przykładem są filmy Czarny dzień w Black Rock (1955) i Stąd do wieczności (1953). W tym pierwszym zagrał typa spod ciemnej gwiazdy, który prowokuje przybyłego do miasteczka jednorękiego weterana wojennego. Nie dając mu spokoju w końcu dostaje solidną nauczkę - kilka mocnych ciosów wykonanych jedną ręką hamuje jego poczynania, powoduje że zanika jego pewność siebie i ten pozujący na twardziela facet nieoczekiwanie okazuje się zupełnie słaby i bezsilny. Niezapomnianą kreację stworzył również w antywojennym dramacie Stąd do wieczności. Chociaż piątka innych aktorów zdobyła oscarowe nominacje za ten film to do najbardziej pamiętnych momentów należą sceny z udziałem podłego sierżanta Jamesa 'Fatso' Judsona. Ten ujawniający sadystyczne skłonności podoficer wykorzystuje swoje stanowisko, by tępić wszelkie przejawy buntu, niesubordynacji, braku dyscypliny. Borgnine w ciągu około 15 lat przeszedł drogę od sierżanta do generała, ale wraz z przebiegiem lat zmieniał się też charakter granych postaci, od porywczych i niezbyt inteligentnych osiłków do nieco bardziej poczciwych mężczyzn, chowających coraz głębiej nienawiść i ochotę do bijatyk.

Inne ciekawsze role Erniego Borgnine'a pochodzą m.in. z adaptacji sztuk telewizyjnych Paddy'ego Chayefsky'ego: Marty (1955) i Kosztowny związek (1956). W pierwszym zagrał postać szukającego zrozumienia i akceptacji rzeźnika Marty'ego Pilettiego, w drugim był mężem Bette Davis, zarabiającym na życie jako taksówkarz. Poza tym zagrał porucznika marynarki w filmie wojennym Torpeda poszła! (1958), porucznika policji walczącego z gangsterami w filmie Płać lub giń (1960), przenikliwego złodzieja w filmie Podział (1968), będącym zapowiedzią nurtu blaxploitation. W następnych latach wystąpił m.in. w roli gburowatego policjanta w Tragedii Posejdona (1972), sadystycznego konduktora we Władcy północy (1973), zawziętego szeryfa w Konwoju (1978), rozmownego taksówkarza w Ucieczce z Nowego Jorku (1981) oraz sierżanta policji, partnera tytułowego bohatera włoskiej komedii Atomowy glina (1980). Popularność u nowego pokolenia widzów zyskał dzięki roli Dominica Santiniego w serialu Airwolf z lat 80-tych.

Jako 'gruby' Judson w Stąd do wieczności

W najlepszym okresie kariery, od lat 50-tych do 70-tych, zdarzyło mu się zagrać wiele banalnych, niegodnych jego talentu ról, ale dzięki takim twórcom jak Zinnemann, Daves, Sturges, Fleischer, Aldrich i Peckinpah stworzył też kilka znakomitych, wyrazistych kreacji, o których fani starego kina będą pamiętać jeszcze długo po jego śmierci. Choć nie został gwiazdą pierwszej wielkości i nie brał za role milionowych honorariów, to mógł się pochwalić zdobyciem najbardziej prestiżowej nagrody filmowego świata czyli Oscara. Tę nagrodę dostał za rolę rzeźnika w filmie Delberta Manna pt. Marty. Miał więc ogromne szczęście, że jedyna w karierze nominacja zamieniła się w statuetkę. Ze Spencerem Tracy'm przegrał w walce wręcz, rozegranej w Black Rock, lecz pokonał Tracy'ego bez użycia przemocy, na ceremonii oscarowej. Nie oszczędzał się, grając w filmach do końca życia. I mając 95 lat przeszedł do wieczności, tak jak niektórzy bohaterowie jego filmów.

11 komentarze:

  1. Świetny aktor, co więcej napisać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez dość długi czas myliłam Enrnesta z Nickiem Brimble, który grał Małego Johna w "Robin Hood: Książę złodziei" :)
    Ale głównie go pamiętam z serialu "Airwolf".
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały aktor, obdarzony charakterystyczną twarzą (skarb dla aktora), mimiką, kto go raz zobaczył, zapamiętał go na dłużej, albo nawet na całe życie. Można nie pamiętać wielu tytułów jego filmów, ale się wie, że taki aktor jest i z przyjemnością wita się go zawsze na ekranie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pana Ernesta zawsze się świetnie ogląda, ale jak dla mnie jego nieco rubaszny charakter i poczciwa aparycja sprawiają, że nie do końca pasuje do ról drani. W "Dzikiej Bandzie" to widać - wszyscy główni bohaterowi są świetnie zagrani, ale on jest jakby najmniej spośród nich wiarygodny...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale on tam nie miał byc jakimś szczególnym draniem. Dutch, to taki typ wyluzowanego bandziora z klasą, jak Pike. Zaś Borgnine, jak przyszło co do czego, potrafił bardzo przekonująco zagrac na prawdę grożnego typa. W ,, Emperor of the North Pole '' Roberta Aldricha był złym konduktorem w pociągu, który biega po dachach wagonów i poluje na pasażerów na gapę ( akcja dzieje się w latach Wielkiego Kryzysu, wielu ludzi bez kasy podróżowało w ten sposób w poszukiwaniu pracy). Jak takiego dorwał, rozwalał czachę młotkiem i wyrzucał z pędzącego pociągu w przepaśc. Suczy syn w każdym calu, Ernest świetnie oddał jego nieludzką zawziętośc. W finale stacza krwawy i brutalny pojedynek na śmierc i życie z Lee Marvinem - królem jazdy za free.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobry patent z tym złym konduktorem, muszę to zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobry film.
    Co do wiekowych aktorów, którzy grają non stop, wypada wyróżnic George'a Kennedy'ego ( rocznik 1925) i Maxa von Sydowa ( r. 1929).
    Z żyjących, choc pozostających od lat na zasłużonej emeryturze wybitnych i jedynych w swoim rodzaju aktorów - Henry Silva ( r. 1928). Oby w dobrym zdrowiu żył jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też muszę zobaczyć "Emperora" Aldricha. Widziałem kiedyś fragmenty na niemieckiej telewizji, zainteresowały mnie, więc szukałem przez jakiś czas tego filmu, potem jednak o nim zapomniałem i dopiero śmierć Borgnine'a mi przypomniała o istnieniu tego zapomnianego klasyka ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dosyc dawno to widziałem, jeszcze w czasach wypożyczalni kaset VHS ( film był często spotykaną pozycją). Też przydałoby się przypomniec , podobnie, jak ,, Konwój'', tam Ernest był po prostu wielki. Zwłaszcza w scenie, kiedy kierowcy trucków darli z niego łacha przez walkie-talkie wiedząc, że on wszystko słyszy w wozie patrolowym. Jakie on wtedy miny robił, to masakra! Niby, że trzyma fason, ale widac było, że mu ciśnienie wali na maxa. To było tym zabawniejsze, że zagrał to nader oszczędnie, bez szarży.

    OdpowiedzUsuń
  10. dzięki za notkę, dzięki za wspomnienie wielkiego aktora
    scoutek

    OdpowiedzUsuń