scenariusz i reżyseria: Gregor Jordan
Infiltrowanie gangsterskiego świata, jakie z nutą sarkazmu i czarnego humoru przedstawili niegdyś Martin Scorsese, Quentin Tarantino i Guy Ritchie, znalazło swoje odzwierciedlenie na drugim końcu świata - w dalekiej Australii. Natura kryminalistów jest parszywa niezależnie od kraju i taki sam brak skrupułów cechuje złoczyńców w Australii, Wielkiej Brytanii i USA. Partnerska rozgrywka Gregora Jordana to gra, która toczy się o wysoką stawkę, a pieniądze i spluwy posuwają ją do przodu. Gangster Pando proponuje 19-letniemu chłopakowi imieniem Jimmy prostą robotę polegającą na dostarczeniu sporej sumki pieniędzy pod konkretny adres. Gdy jednak forsa zostaje ukradziona przez dwóch dzieciaków, Jimmy wpada w gigantyczne tarapaty. Decyduje się dokonać z kumplami napadu na bank, by spłacić dług lokalnemu gangsterowi, zanim skończy się cierpliwość tego bezwzględnego kryminalisty i wpadnie on w szał zabijania.
Film w sposób zachowawczy i niewyszukany ukazuje jak szybko może zmienić się ludzkie życie. Jedna decyzja podjęta pod wpływem impulsu powoduje, że u jednej osoby powoli zaciska się pętla na szyi. W wyniku nieprzemyślanego i egoistycznego czynu można wiele zyskać, ale ktoś inny może wiele stracić. W filmie Jordana ukazane są także inne fragmenty szarej rzeczywistości, takie jak napad na bank oraz tragiczny w skutkach wypadek samochodowy, które dobitnie pokazują, że pozbawione hamulców dążenie człowieka do osiągnięcia celu może prowadzić do samozniszczenia i przypadkowych, zupełnie niepotrzebnych ofiar. Bo śmierć często bywa bezsensowna i czasem trudno ją przewidzieć. Australijski twórca w swoim kryminalnym thrillerze nie pokazuje niczego nowego, czego byśmy nigdy wcześniej nie widzieli w filmach, ale mimo tego udało mu się wykreować naprawdę rzetelny i nieprzewidywalny film gangsterski. Bohaterowie są zdesperowani i aby nie skończyć w jakiejś dziurze z kulą w głowie stosują wszelkie środki, by przetrwać i przy okazji zyskać coś dla siebie. Na scenę napadu na bank trzeba długo czekać, ale gdy się pojawia to po prostu szczęka opada. Jak na moment kulminacyjny przystało jest to scena niezapomniana i trzymająca w napięciu.
Każdy w swoim życiu natrafia na skrzyżowanie dróg, gdzie musi wybrać, którą drogą pójść dalej. Bohater recenzowanego filmu, Jimmy, ma do wyboru trzy uliczki. Może podążyć własną drogą, która może okazać się ślepą uliczką i trzeba będzie zawrócić. Do wyboru ma także drogę zbrodni, z której nie ma powrotu oraz uliczkę, którą może uciec razem z dziewczyną jak najdalej od kłopotów. I tu dochodzimy do wątku, który jeszcze bardziej podkreśla chęć wydostania się Jimmy'ego z tego bagna. Pojawia się urocza dziewczyna z prowincji o imieniu Alex, podróżująca z aparatem fotograficznym, próbująca w swoich zdjęciach uchwycić piękno tego świata - czasem jej się to udaje, czasem nie. Rolą Alex debiutowała na dużym ekranie hipnotyzująca jak zawsze Rose Byrne, występująca tu w blond peruce. W sumie to nie wiem, jaki jest naturalny kolor jej włosów - najczęściej w filmach była brunetką, w Bogini roku 1967 miała rude włosy, natomiast w Partnerskiej rozgrywce jest blondynką. Przez 13 lat od premiery filmu Jordana nic nie straciła ze swojego uroku i chociaż grała zróżnicowane postacie to w każdej wypadła naturalnie, jakby grała poniekąd samą siebie. W recenzowanym filmie dziewczyna grana przez Rose nie jest jakąś zbyt skomplikowaną postacią, ale aktorka potrafiła ją ożywić i sprawić, że jest to postać wiarygodna, mimo pozornej niewinności jaka się kryje pod tą blond peruką.
Film zaliczany jest do gatunków takich jak kryminał, thriller i dramat gangsterski, więc jak łatwo się domyślić jest to przede wszystkim męskie kino, w którym można znaleźć wyraziste męskie kreacje aktorskie. Nieżyjący już niestety Heath Ledger zagrał tu Jimmy'ego - naiwnego, wierzącego w ideały młodzieńca, który przyjmuje robotę proponowaną przez lokalnego gangstera i poznaje drugą stronę medalu. Uważając gangstera za uczciwego i rozsądnego człowieka przyjmuje proponowaną przez niego pracę, wierząc że
znajomość z tak ważnym, budzącym respekt bossem, którego wszyscy się boją,
wpłynie pozytywnie na jego przyszłość i karierę. Jednak trudno
czasem wymagać od losu, aby wszystko szło gładko po czyjejś myśli. Heath Ledger dość szybko po tym filmie został zwerbowany przez Hollywood, bo niewątpliwie posiadał aktorski talent i charyzmę. Teraz filmy z jego udziałem ogląda się inaczej, wiedząc że nigdy więcej nie zagra już w żadnym filmie. W roli gangstera Pando wystąpił mający już wówczas spore aktorskie doświadczenie Bryan Brown. To właściwy człowiek na właściwym miejscu - odtwarzany przez niego kryminalista budzi respekt i strach, jest nieprzewidywalny, stanowczy i podminowany, trudno go sobie podporządkować.
Partnerska rozgrywka to znakomity kryminalny thriller, któremu ciężko cokolwiek zarzucić. Scenarzysta i reżyser przygotował bardzo porządnie zrealizowaną historię, w której każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Jest trochę ekscytującej sensacyjnej akcji, są wzruszające momenty dramatyczne, jest prosty wątek miłosny, a od czasu do czasu pojawia się rozbrajający i zaskakujący humor. Ja otrzymałem więcej niż oczekiwałem i dlatego znalazłem dla filmu trochę więcej czasu, by poświęcić mu parę akapitów. Ale obok solidnie wykonanej pracy Gregora Jordana mamy w filmie przekonujące aktorstwo, zaś na wyróżnienie zasługuje trójka wykonawców: Heath Ledger, Bryan Brown i Rose Byrne. Australijska produkcja Two Hands nie powinna rozczarować przede wszystkim miłośników przewrotnych opowieści gangsterskich, realizowanych przez Scorsese'go, Tarantina czy np. Ritchiego. A kojarzący się ze Ścieżką strachu Coenów niepokojący prolog genialnie wprowadza w klimat mocnego kina gangsterskiego, w którym najpierw się strzela lub bije, a potem zadaje pytania. W jednym stu minutowym filmie zmiksowano elementy rzeczywistości z surrealizmem, tragedii z czarną komedią, historii miłosnej z szorstkim kryminałem. Wyszedł z tego całkiem zgrabny i niegłupi kinowy spektakl, w którym bohaterowie poznają brutalną stronę życia.
Australijczycy raz na jakiś czas potrafią dać Światu naprawdę niezłe filmy, utrzymane w podobnych klimatach. Chociażby "Animal Kingdom". Może nie mieliśmy tam do czynienia z kinem typowo gangsterskim, ale swojego rodzaju kryminał wyszedł z tego ciekawy i oryginalny.
OdpowiedzUsuńO tym filmie nawet nie słyszałem, ale z tego co patrzę na FW, to raptem 300 głosów, więc kino to raczej mało znane. Często jednak zdarza się, że zapomniane zostają naprawdę znakomite produkcje. Dobrze więc, że ją tu znalazłem:) Dodaję na listę "do obejrzenia".
Pozdrawiam
Nie oglądałem "Animal Kingdom", ale faktycznie na Antypodach powstaje czasem coś wartościowego. No i wychowani w Australii aktorzy w ostatnich latach zyskali międzynarodową sławę (Russell Crowe, Guy Pearce, Hugh Jackman, Nicole Kidman, Cate Blanchett, Geoffrey Rush, Eric Bana).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.