Hatfields & McCoys - wojna klanów (1863–1891)

Hatfields & McCoys (2012)
czas trwania: 290 minut - 3 części po około 100 minut
reżyseria: Kevin Reynolds
scenariusz: Ted Mann, Ronald Parker na podst. fabuły Billa Kerby'ego i Teda Manna

W 1863 roku, gdy toczyły się jeszcze walki pomiędzy jankesami i konfederatami, na pograniczu Zachodniej Wirginii i Kentucky rozpoczął się trwający wiele lat zatarg pomiędzy dwoma rodzinami, podczas którego wielu ludzi zginęło próbując wyrównać rachunki. Przez ćwierć wieku nikomu nie udało się przeciąć tego łańcucha zbrodni. Gdy ginął jeden z Hatfieldów w odwecie musiał zginąć McCoy, a potem kolejny Hatfield i kolejny McCoy. Ojcowie i matki stracili swoich synów, a synowie i córki stracili swoich braci - w takim świecie zdecydowanie łatwiej jest pielęgnować nienawiść, złość i chęć zemsty niż zdecydować się na ugodę i zawieszenie broni. Te wydarzenia rozegrały się we wschodniej części Stanów Zjednoczonych, w pobliżu gór Appalachów, gdzie panowała suwerenność i każdy próbował sam rozwiązać swoje problemy, co kończyło się rozlewem krwi.

Dwóch Kevinów, Reynolds i Costner, pracowali razem niemal od samego początku swoich filmowych karier - komedią Fandango (1985) obaj zdobyli wielką popularność, stopniowo ją umacniając (Robin Hood - książę złodziei, 1991), lecz zaliczając po drodze także i bolesne upadki (Wodny świat, 1995). Rozstali się w nie najlepszych stosunkach, ale po 17 latach znów połączyli siły, tym razem jednak realizując produkcję dla mało popularnej stacji telewizyjnej History - trzyczęściowy miniserial, który w niczym nie ustępuje wielu znakomitym współczesnym filmom kinowym. Trwający niemal 5 godzin film Reynoldsa to doskonały western o długim konflikcie, który od zniewag i słownych utarczek zmienił się w wielką kampanię oszustw i morderstw. Dwaj przyjaciele z czasów wojny secesyjnej, Anse Hatfield zwany „Diabłem” i Randall McCoy nie mogą normalnie żyć, bo ich krewni, kuzyni i synowie postępują nieostrożnie i bezmyślnie, powodują awantury, które okazują się iskrą wywołującą pożar. Nienawiść i agresja stopniowo napełniają serca ojców rodzin, a celem ich życia staje się pomszczenie krzywd wyrządzonym bliskim.

Jedną z zalet miniseriali jest to, że można lepiej rozbudować charaktery postaci niż w filmie kinowym. W produkcji Reynoldsa niewielu jest pozytywnych bohaterów, większość to wielowymiarowe postacie, po których można się spodziewać zarówno rozsądku jak i okrucieństwa. W jednej scenie Anse Hatfield mówi, że gdyby puścił płazem zabójstwo kuzyna, nawet nielubianego, to znaleźliby się następni, którzy zabijaliby Hatfieldów. Dlatego aby obronić honor rodziny i odstraszyć wrogów należy wziąć w ręce broń, zjednoczyć się i strzelać do każdego kto postawi stopę na ich terenie. Zdecydowanie prościej nafaszerować wrogów ołowiem niż podać im rękę na zgodę. Nienawiść może człowieka zgubić, ale może też go wzmocnić, dodać sił i odwagi. Przy okazji wychodzi na jaw, że równie okrutną i niewybaczalną zbrodnią, porównywalną ze zdradą i zabójstwem jest miłość do córki największego wroga. A w filmie nie brakuje takich melodramatycznych zagrań jak romans Hatfielda z dziewczyną należącą do rodziny McCoyów. Ten romans to jeden z wielu punktów kulminacyjnych filmu, które zaostrzają konflikt i powodują, że w Wirginii Zachodniej i Kentucky rozpętuje się piekło.


Obsadę miniserialu stanowią zarówno starzy wyjadacze jak Kevin Costner, Bill Paxton, Tom Berenger i Powers Boothe jak również młodsze pokolenie próbujące zaistnieć w świadomości fanów dobrego kina, np. Jena Malone, Andrew Howard i Matt Barr. Wielu aktorów zapada w pamięć, genialnie dostosowując się do brudnej, zimnej, ohydnej i dzikiej scenerii powojennej Ameryki w XIX wieku, gdzie zadomowiły się ludzka głupota i ślepa nienawiść, a wraz z nimi śmierć, chaos, rozpacz i zwątpienie. Powers Boothe w roli sędziego Hatfielda próbuje być sprawiedliwy, chciałby zakończyć tę wojnę jak najszybciej i jest jednym z najbardziej pozytywnych bohaterów filmu, jednym z nielicznych, których nie zeżarła jeszcze zawiść i chęć zemsty. Świetną rolę zagrał niezbyt dotąd znany szerszej publiczności Andrew Howard jako „Zły” Frank Phillips, agent Pinkertona mający z Hatfieldami porachunki i dążący do schwytania lub zabicia wszystkich mężczyzn z tej rodziny. Sporo w tym westernie ciekawych postaci i świetnych ról, a Kevin Costner zagrał tu jedną ze swoich najlepszych kreacji aktorskich - „diabła wcielonego”, którego kule nie dosięgają, kara za dezercję omija, a serce i duszę wypełnia ból, gniew i żądza odwetu. Jego przeciwnik, grany przez Billa Paxtona Randall McCoy, także nosi w sobie urazę i wstręt do gatunku ludzkiego, a liczne tragedie, które go spotykają powoli niszczą jego psychikę i umysł.


Miniserial Kevina Reynoldsa to rewelacyjna propozycja filmowa dla widzów spragnionych dobrze opowiedzianych historii rozgrywających się na Dzikim Zachodzie. W tym pięciogodzinnym filmie dzieje się sporo, bohaterowie bezustannie zaskakują swoim postępowaniem, fale przemocy zalewają ekran, aktorzy tworzą wielowymiarowe postacie, scenarzyści przybliżają autentyczne wydarzenia, zaś reżyser angażuje odbiorców w dramatyczną, brutalną rozgrywkę, zmuszając do dokonania wyboru: po czyjej stronie stanąć? Nawet Bóg nie wie, którą rodzinę powinien wesprzeć, więc żadne modlitwy nic tutaj nie zdziałają. Obserwatorom nie zamieszanym w konflikt pozostaje jedynie  bierne obserwowanie rozwoju wypadków, co też dostarcza masę emocji i jest pretekstem, by zadać pytanie: do jakich jeszcze niegodziwości rasa ludzka jest zdolna? A niektórzy ludzie to rozpętane żywioły, których nie sposób powstrzymać przed czynieniem zła i powodowaniem licznych szkód.


Od dawna nie było tak dobrego i tak wciągającego westernu, dawno nie było tak interesującego pojedynku dwóch wyrazistych osobowości - dwóch twardych facetów, których wojna i rodzinne animozje zmieniły w rozszalałe bestie. Ten telewizyjny film jest doskonałym przykładem na to, że telewizja w równym stopniu co kino może opowiadać pasjonujące historie mające korzenie w rzeczywistości, w dawno minionych czasach. Niewiele tu miejsca na rozrywkę, bo każda impreza może skończyć się tragicznie, gdy nad dwoma rodzinami krąży bogini niezgody. Jest w tym filmie jedna zabawna scena, gdy bohaterowie sądzą się o świnię, szybko przeradza się ona w farsę, a potem w burzliwą wymianę zdań, od której już niedaleka droga do tragedii i wojny. Burzliwe dzieje Hatfieldów i McCoyów rzadko były prezentowane na ekranie (m.in. w filmie telewizyjnym z 1975 z Jackiem Palance'em w roli głównej), a teraz dzięki trzyczęściowej produkcji z Costnerem widzowie mają szansę poznać tę ciekawą i pozornie nieprawdopodobną historię. To naprawdę świetna rzecz, którą warto polecić nie tylko widzom gustującym w westernach, ale też fanom dobrych wstrząsających dramatów. Warto jeszcze dodać, że autorem zdjęć jest polski operator Artur Reinhart (pracował wcześniej z Reynoldsem przy Tristanie i Izoldzie), można w tej produkcji znaleźć również świetne dialogi („Broń jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. W odróżnieniu od sędziów i prawników”).

20 komentarze:

  1. O właśnie, swego czasu byłam mocno zainteresowana tą produkcją, widziałam nawet piąte przez dziesiąte pierwszy odcinek (chyba? Ten, w którym syn Hatfielda traci oko?), potem brak czasu, w końcu tytuł kompletnie wyleciał mi z głowy. Widzę, że warto obejrzeć, na pewno spróbuję nadrobić podczas Świąt.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja o tym filmie dowiedziałem się dopiero niedawno, najpierw zobaczyłem plakat w magazynie Film, zapowiadający emisję w AXN, potem zauważyłem ten tytuł wśród nominacji do Złotego Globu (nominowany został w dwóch kategoriach: za najlepszy miniserial lub film telewizyjny oraz za rolę Costnera), wcześniej zdobył wiele nagród Emmy, ale wtedy jakoś nie zwróciłem uwagi na tę produkcję. Z pewnością warto obejrzeć ten film (bo jest to zdecydowanie film, a nie typowy serial), jest to produkcja na bardzo wysokim poziomie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A to ja muszę obadac i to obowiązkowo. Zwłaszcza, że czytałem artykuł o tej iście szekspirowskiej waśni nad Tug Fork River. A poza tym obejrzałem niedawno pierwszy sezon ,, Deadwood'' - gdzie Ian McShane wreszcie otrzymał rolę na miarę swego talentu - i jakiś porządny , naturalistyczny westernowy serial z dziką frajdą znowu bym wciągnął.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja obowiązkowo muszę obadać "Deadwood".
    Tę historię o Hatfieldach i McCoyach poznałem dopiero dzięki filmowi Reynoldsa, wcześniej o tym konflikcie nie słyszałem. I dopiero teraz dowiedziałem się, że jedna z moich ulubionych komedii, "Rozkosze gościnności" Bustera Keatona, nawiązuje do tej szekspirowskiej waśni. W tej komedii klany nazywają się Canfield i McKay, co ewidentnie wskazuje na inspirację tym słynnym konfliktem.

    OdpowiedzUsuń
  5. ... tak jeszcze a propos Kevina Reynoldsa ; on zrobił też zajebisty film wojenny ,, Beast of War'' o Ruskich w Afganistanie. Jason Patrick gra młodego sołdata, który wpada w łapy mudżahedinów , przechodzi na ich stronę i razem ruszają, by rozpierdolic czołg najnowszej generacji ( tytułową bestię), który jest największą zmorą Afgańców. Dowodzi nim wcielona bestia ( George Dzundza ), były komandir Patricka. Super widowisko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś widziałem ten film, ale jedyne co z niego pamiętam, to scenę jak czołg rozjeżdżał człowieka (chyba że mi się coś pomyliło i jest to scena z innego filmu :D).

    OdpowiedzUsuń
  7. Takiej sceny nie mogło tam zabraknąc :D Charakterystycznym motywem było ,,spotkanie'' bohatera z mudżahedinami. Już go mieli zarezac, kiedy on wypowiedział słowo, oznaczające w języku Pasztu gościa. A według ich surowych obyczajów prawo gościnności jest święte i respektowane nawet wobec wroga. To mu ocaliło życie i z czasem zakumplowali się. Też dawno widziałem i pamiętam wyrywkowo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chyba też widziałem ten film (też bardzo dawno). Jak przez mgłę pamiętam niektóre sceny. W jednej Patricowi pękły okulary i zrobili widok z pierwszej osoby. Było tak fajnie widać świat przez te pęknięte szkła. Pamiętam też scene jak Patric pomaga Afgańczykom panzerfausta naprawić. Jeszcze fajny motyw był jak siedzieli po nocy w czołgu i wykryli coś na radarach(?) i zaczeli na ślepo walić ze wszystkiego, a o poranku się okazało, że to jakiś zwierz. :)

    Nieźle podjarany tym filmem byłem, ale teraz to nie wiem czy by mi się spodobał. Jason Patric to jest qrwa wyjątkow drażniący aktor - zwłaszcza w Speed 2. A parę miesięcy temu widziałem ponownie, klasyk mojego dzieciństwa, Twajlajt before Twajlajt was... The Lost Boys - i tam też strasznie drażni.

    OdpowiedzUsuń
  9. Koleś faktycznie nie jest jakimś orłem, ale co najmniej dwie bardzo sensowne role zaliczył : ,, From Dusk till Dawn III '' i ,, After Dark, My Sweet'' ( czarny kryminał wg Jima Thompsona ).
    ,, Bestię...'' zapamiętałem, jako angażujący , brutalny i solidny obraz, a jak na film o Ruskach zrobiony przez Jankesów - nie obciążony jakimiś rażącymi głupotami, czy ignorancją.

    OdpowiedzUsuń
  10. Trójkę From Dusk till Dawn widziałem kiedyś (dawno, nawet nie pamiętam jak Patric tam gra) w TV. Raczej mnie nie oczarowała. Pamiętam, że wygląda jakby osadzili oryginalny film Rodrigeza w kingowskim świecie The Dark Tower. After Dark, My Sweet nie widziałem - brzmi fajnie.

    Ja też ciepło wspominam Bestię. Wyjdę na mistrza truizmów, ale w sumie to (powiedzmy) zabawne, że Amerykanie kiedyś kręcili filmy, w których przedstawili mieszkańców tamtych rejonów jako takich sympatycznych tubylców (vide Rambo III), a teraz... no sam wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  11. Taka polityka. Osama też był wtedy spoko gościem , agenci CIA szkolili afgańskich partyzantów, dostarczyli im kilkaset Stingerów.
    Talibowie się pojawili już po wyjściu sowietów i wszczęli totalną wojnę z bojownikami od szejka Masuda ( którego zajebali kilka dni przed atakiem na WTC ). Świat jest pojebany, z resztą zawsze był - teraz ja odbieram pas mistrza truizmów :D

    OdpowiedzUsuń
  12. "Bestia" to z pewnością wartościowy film, szczególnie jeśli zestawi się go z nakręconym w tym samym czasie "Rambo III", który także opowiada o Ruskich w Afganistanie (zresztą Daniel już wspomniał o tym filmie). Ja tam na polityce się nie znam, więc powiem jeszcze parę słów na temat Reynoldsa. Ten twórca uważany jest za rzemieślnika do wynajęcia, realizującego filmy bez większych ambicji, jednak jak na rzemieślnika to nakręcił bardzo mało filmów, a po 2000 roku zrobił zaledwie dwa filmy kinowe. Wygląda na to, że on starannie wybiera scenariusze, nie kręci wyłącznie dla kasy, przyjmując tylko najciekawsze propozycje.

    OdpowiedzUsuń
  13. Właśnie jestem po dwóch częściach. Bardzo dobry serial. Ale jakby nieco tendencyjny, Hatfieldowie są ukazani w lepszym świetle - choc to oni pierwsi przelali krew i to bezsensownie( Tom Berenger rulez,
    dawno takiego rasowego zbója nie widziałem ). No nic, wypowiem się, jak obejrzę całośc.

    OdpowiedzUsuń
  14. Postać grana przez Costnera wydaje się tutaj najbardziej rozsądna i zapewne dlatego jego rodzina wzbudza większą sympatię. Z kolei bohater grany przez Paxtona jest wymęczony walką z jankesami, ma żal do całego świata, że gnił w jankeskiej niewoli i stopniowo popada w szaleństwo, dlatego trudno go polubić.

    OdpowiedzUsuń
  15. Diabeł Anse jest bezwzględny, ale sprawiedliwy, do tego ma jaja i zmysł taktyczny. Nawet jego dezercja nie nosi znamion tchórzostwa, a wyłącznie zdrowego rozsądku. Randall McCoy to typ fanatyka, który ewoluuje w otępiałego buca i bigota, wyręcza się innymi a w chwili próby okazuje się śmierdzącym tchórzem ratującym dupę kosztem swojej żony i dzieci. Diabeł Anse z czasem robi się coraz bardziej ponury i zrezygnowany, ale za tym stoi gorzka mądrosc i nabyta umiejętnośc spojrzenia poza własny horyzont ( fantastyczna scena z synem na rybach ).
    Synowie McCoya to cienkie bolce, które kozaczą na maxa tylko wtedy, gdy jest ich kilku na jednego, są buńczuczni, jak przeciwnik się nie broni i jest bez szans, a jak dostają zbiorowy wpierdol od tego ,, jednego'' - grają nieczysto.
    Syn Hatfielda , lowelas Johnse sprawia wrażenie najbardziej ludzkiego typa w całym tym towarzystwie, popełnia błedy, ale na przekór wszystkiemu stara się ocalic jakąś normalnośc. Nie jest typem fightera i mordercy ale bynajmniej nie jest tchórzem.
    Pewnie to nie tendencyjnośc, tylko po prostu zadośc prawdzie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ładnie to podsumowałeś, trudno z tym polemizować :) O filmie można zresztą dużo pisać, bo po seansie sporo przemyśleń pozostaje w głowie, bohaterowie są zróżnicowani, a wydarzenia pełne goryczy, będące przestrogą - pokazują do czego może prowadzić niezdrowa nienawiść. Trudno przejść obojętnie obok tej produkcji.

    OdpowiedzUsuń
  17. Produkcja na medal, do tego momentami z niezłym jajem. Parę ujaranych tektów, typu ,, Hey Cap, We,ve got a REAL McCOY ! '', albo ,,Wieszanie przygłupa, to zły omen'' ( nie wiedziałem :D )Dobre było, jak na końcu prawnik McCoyów - typ śliski a szpetny - wreszcie sobie dupę znalazł, z jeszcze bardziej baranim nosem, niż jego. Cała ta scena jest doskonała - raz dwa przechodzi w gwałtowną, asymetryczną rozpierduchę, z lekkim mrugnięciem w stronę ,,Unforgiven'' - Zły Frank bohaterem pulpowych ,,dime novels''.
    Chyba to w Rumunii kręcili, dużo rumuńskich nazwisk ekipiarzy z second unit, no i pejzaż wybitnie karpacki.

    OdpowiedzUsuń
  18. ... też w bieżącym roku powstała jeszcze jedna wersja tej historii, pełnometrażowa , wydana od razu na DVD : ,, H & Mc Bad Blood''. Wyreżyserował to Fred Olen Ray - enfant terrible kina niskobudżetowego ( ,, Hollywood Chainsaw Hookers'' ). Diabła Anse'a gra Jeff Fahey ( Planet of Terror ), a Randalla McCoya Perry King (Class 1984 ). Na imdb chłoszczą to niemiłosiernie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tytuł powinien raczej brzmieć Hatfieledowie VS. McCoyowie, to "&" niezbyt ma się do sytuacji :> Czyli rozumiem te wydarzenia oparte są na faktach? Szok. Dla mnie ten film jest po prostu wstrząsający. Niemniej uważam, że rodzinę McCoyów przedstawiono nieco bardziej negatywnie niż Hatfieldów - może dlatego, że tym drugim poświęcono więcej uwagi. Powinno być pół na pół, żeby widz nie trzymał żadnej ze stron - żeby nie było "bardziej dobrych" czy "bardziej złych". Ale i tak mi się podoba, dzięki za rekomendacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, to "&" sugeruje, że to jakaś spółka prowadząca działalność gospodarczą :) A film świetny, zgadzam się. I cieszę się, że udało mi się namówić przynajmniej dwie osoby do obejrzenia tej wspaniałej produkcji (oprócz Ciebie także Simply obejrzał film po ukazaniu się mojej recenzji :D). Hatfieldowie faktycznie wydają się bardziej rozsądni, wzbudzają większą sympatię, no i widz bardziej im kibicuje.

      Usuń