Podwójny seans z Hitchcockiem

32 lata po śmierci jednego z największych geniuszy kina dwóch młodych filmowców przenosi widzów na plan arcydzieł mistrza suspensu, by pokazać go jako człowieka z krwi i kości, a nie podziwianą przez wszystkich pomnikową postać. Alfred Hitchcock żył 80 lat i aby pokazać jego osobowość można było wybrać dowolny kawałek z jego życia, co też młodzi reżyserzy uczynili. Tworzenie pełnej biografii (od urodzin aż do śmierci) w tym przypadku by się nie sprawdziło, powstałby z pewnością nudny i za długi film. Znacznie ciekawiej prezentują się filmy skupiające na pracy reżysera nad jednym ważnym dziełem filmowym. Ja bym chętnie obejrzał film o kulisach realizacji Majora Dundee i Dzikiej bandy, ale póki nikt nie wpadł na pomysł jak przedstawić na ekranie postać Sama Peckinpaha muszę zadowolić się dwoma udanymi produkcjami o Hitchcocku.

Pierwszy z nich pokazywano w kinach (także w Polsce), drugi nakręcono dla telewizji, jednak różnicy w poziomie realizacji nie widać - oba filmy solidnie i bez upiększeń pokazują upór, arogancję i obsesje mistrza. W latach 1959-64 Hitchcock zmagał się z kryzysem twórczym i małżeńskim, ale mimo tego udało mu się nakręcić trzy znakomite dzieła, które nadal po latach świetnie się ogląda: Psychoza (1960), Ptaki (1963) i Marnie (1964). Tego ostatniego jeszcze nie widziałem, ale skoro w napisach końcowych pisze, że Marnie uważana jest za ostatnie arcydzieło reżysera to trudno w to nie wierzyć. Na temat brytyjskiego twórcy powstało wiele anegdot i plotek, w których pewnie jest jakieś ziarno prawdy. Wywiady z aktorami potwierdzają, że był to człowiek, z którym trudno się pracowało - potrafił męczyć aktorki powtarzaniem w nieskończoność ujęć, członków ekipy katował zaś niewybrednymi żartami. Ale dla widzów na zawsze pozostanie geniuszem, bo jedno jest pewne - nakręcił tak wiele znakomitych dzieł, że nie da się zaprzeczyć iż miał talent i znał gusta publiczności, a jego pomysły nierzadko wyprzedzały epokę, w której tworzył.

Na planie Psychozy

Hitchcock (2012 / 98 minut)
reżyseria: Sacha Gervasi
scenariusz: John J. McLaughlin na podst. książki Stephena Rebello pt. Alfred Hitchcock and the Making of Psycho

Nawet po 30 latach pracy, mimo wielu sukcesów artystycznych i kasowych na koncie, Hitchcock nie był filmowcem, któremu szefowie wielkiej wytwórni mogliby zaufać i powierzyć pieniądze na kolejny projekt. Twórca zasłynął z tego, że obok komercyjnych porażek (takich jak Zawrót głowy) realizował też cieszące się powodzeniem filmy rozrywkowe (takie jak Północ, północny zachód). Nie od dziś wiadomo, że krawaciarze z Hollywood zawsze są mili i chętni do współpracy, gdy kręci się rozrywkę dla mas, a wszelkie artystyczne eksperymenty spotykają się z ostrożnością i krytyką. Chociaż filmografia reżysera związana jest głównie z tematyką zbrodni to Hitchcock nie zamierzał kręcić podobnych filmów - wierzył, że zbrodnię można pokazać na wiele sposobów, a ekranizacja Psychozy Roberta Blocha miała być nowatorskim spojrzeniem na bohatera thrillerów czyli psychopatycznego mordercę.

Głównym bohaterem Psychozy jest inspirowany postacią Eda Geina morderca mający obsesję na punkcie swojej matki, przebierający się w jej ciuchy i podglądający kąpiącą się pod prysznicem klientkę jego motelu. Nic dziwnego, że film o tak kontrowersyjnej treści spowodował konflikt reżysera z cenzorami i producentami, którzy obawiali się jawnego potępienia przez amerykańskie społeczeństwo i dbające o etykę legiony przyzwoitości. Bo nawet gdy film posiada wartość artystyczną i jest mistrzowsko wyreżyserowany to te zalety mogą być niezauważalne w zestawieniu z kontrowersyjną tematyką i amoralnym bohaterem jakim był Norman Bates. Paradoksalnie, gdy oczy świata skierowane były na Hitchcocka i jego Psychozę, po drugiej stronie Atlantyku inny brytyjski filmowiec nakręcił jeszcze bardziej szokujący i wojerystyczny dreszczowiec - mowa o Podglądaczu (1960) Michaela Powella. Hitchcock jednak, mimo iż w życiu prywatnym nie umiał się powstrzymać przed robieniem głupstw, tworząc film potrafił zachować umiar, by nie przekroczyć granic dobrego smaku.

Dużo miejsca w filmie Gervasiego zajmuje skomplikowana relacja między korpulentnym reżyserem, a jego żoną. Alma Reville to niespełniona scenarzystka, która przez 30 lat wspierała męża w pracy zawodowej, pomagała mu wybierać tematy, podsuwała pomysły do scenariuszy, ale marzyła też, by choć na chwilę wyjść z cienia męża i zrobić coś dla własnej satysfakcji. Dlaczego jest znana tylko jako żona Hitchcocka, a nie jako utalentowana scenarzystka? Czyżby całą swoją energię włożyła w karierę małżonka, nie robiąc zupełnie nic dla siebie? Jak to możliwe, że przetrwali ze sobą tak wiele lat, mimo iż Hitch był egoistą, gburem i hipokrytą, żądającym od kobiet całkowitego poświęcenia, nie dającym nic w zamian? W filmie ukazany jest zaledwie wycinek jego biografii, ale i tak na tej podstawie można wiele wywnioskować i wyrobić sobie zdanie na temat mistrza suspensu.


Film Gervasiego pokazuje Hitchcocka jako człowieka zafascynowanego postacią mordercy Eda Geina. Aby zrozumieć tego pozbawionego sumienia psychola próbuje nie tylko zainscenizować jego zbrodnie, ale i poznać jego motywy postępowania oraz wejść głęboko w psychikę mordercy. A kryzys w małżeństwie i podejrzenia o zdradę jeszcze bardziej pogłębiają jego frustrację i sprawiają, że staje się psycholem na planie filmowym. Widać to szczególnie podczas kręcenia sceny morderstwa pod prysznicem, gdy dźgając aktorkę nożem-rekwizytem doprowadza ją do autentycznego strachu, a tym samym powoduje również uczucie grozy u widzów oglądających film na dużym ekranie. Debiutujący reżyser słusznie uznał, że najsłynniejsza scena Psychozy powinna mieć odpowiednik w postaci solidnie przygotowanego 'making of'. W biografii obserwujemy zresztą nie tylko kulisy realizacji tej sceny, ale i reakcje widzów w kinie na ten fragment. A Hitchcock czekający ze zniecierpliwieniem na reakcje widzów to ironiczny żart twórców, że publiczność też potrafi dostarczyć suspensu i emocji.

Sacha Gervasi robiąc ten film nie miał zamiaru zaskakiwać publiczności, lecz chciał jedynie przybliżyć sylwetkę znanego reżysera, przy okazji dając jego żonie Almie Reville upragnione pięć minut sławy, jakich nigdy nie doświadczyła. O poziom wyżej windują tę produkcję pierwszorzędne kreacje Anthony'ego Hopkinsa i Helen Mirren, udana jest także charakteryzacja i dobór niektórych aktorów, chociaż i tak w Scarlett Johansson trudno mi dostrzec Marion Crane, czyli popisową rolę Janet Leigh. Nie potrafię sobie wyobrazić lepszego filmu o Alfredzie Hitchcocku - ten biograficzny spektakl pokazuje słynnego filmowca jako niepozbawionego wad geniusza, który cechował się nie tylko talentem, umiejętnościami i perfekcją, ale przede wszystkim uporem, dzięki czemu kręcił to co chciał. Bez tego uporu, a także niepohamowanego szaleństwa, nie powstałyby takie arcydzieła jak Psychoza, które okazały się przełomowe, inspirujące i ponadczasowe. Film zatytułowany Hitchcock jest z pewnością lepszym i bardziej angażującym obrazem niż rozgrywająca się w podobnym okresie biograficzna produkcja Mój tydzień z Marilyn (2011).

Na planie Ptaków i Marnie

Dziewczyna Hitchcocka / The Girl (2012 / 91 minut)
reżyseria: Julian Jarrold
scenariusz: Gwyneth Hughes na podst. książki Donalda Spoto pt. Spellbound by Beauty: Alfred Hitchcock and his Leading Ladies

Po ukończeniu 60 lat Hitchcock mógł odejść w chwale jako jeden z najwybitniejszych mistrzów reżyserii w historii kina, lecz będące w schyłkowym okresie klasyczne kino hollywoodzkie nadal kusiło go, by stworzyć coś jeszcze bardziej przerażającego, co przebije popularnością Psychozę. Wybór padł na filmową adaptację opowiadania Daphne Du Maurier o odwecie natury, a konkretnie o inwazji ptaków na małe miasto nad zatoką. Chociaż już wcześniej reżyser korzystał z fotografii trikowej tym razem znaczna część filmu miała powstać w postprodukcji - aktorzy mieli być tylko tłem dla efektów specjalnych, które stanowiły główną atrakcję widowiska. Pozornie ten film wydawał się jeszcze większym szaleństwem niż Psychoza i gdyby nakręcił go mniej utalentowany reżyser mogło by powstać tandetne widowisko pozbawione emocji i napięcia. Ale Hitchcock po raz kolejny udowodnił, że ma rację.

Polski tytuł filmu Jarrolda jest bardzo trafny, ponieważ Tippi Hedren na zawsze została zapamiętana jako dziewczyna Hitchcocka, nie odnosząc sukcesów w filmach innych reżyserów. Młoda kobieta pracująca wcześniej jako modelka otrzymuje niezwykłą szansę - aktorski debiut w prestiżowej produkcji u jednego z najpopularniejszych reżyserów wszech czasów. Przyjmuje propozycję naiwnie wierząc, że to początek wielkiej kariery. Już na starcie rzucona zostaje na głęboką wodę i aby się utrzymać na powierzchni musi wykazać się silną wolą i determinacją. Ze zdumieniem odkrywa, że ten sławny filmowiec jest prostakiem, brutalem i dewiantem. Tippi Hedren zagrała w dwóch filmach Hitcha, ale już na planie pierwszego z nich została doprowadzona do rozpaczy, nerwicy i psychicznego załamania. W filmie Jarrolda jest świetna scena podsumowująca napiętą relację reżysera z aktorką - gdy Hitchcock zarzuca debiutantce, że jest lodowata i oziębła, ona mu odpowiada: „Przyjąłeś żywą kobietę i zrobiłeś z niej posąg”.

Sacha Gervasi w swojej wersji wziął na warsztat sławną scenę prysznicową, u Juliana Jarrolda są zaś dwie perełki związane z 'making of' - pierwsza pokazuje jak kręcono scenę w budce telefonicznej, druga przedstawia kulisy realizacji sekwencji na strychu, która kosztowała aktorkę wiele nerwów, gdyż kręcono ją przez pięć dni z udziałem prawdziwych ptaków. Można to rozumieć dwuznacznie - albo jako dążenie reżysera do największego autentyzmu i maksymalnej grozy, albo jako zemsta na aktorce za odrzucenie jego zalotów i urażenie męskiej dumy. Tak jak i dwuznacznie można rozumieć określenie 'bird', które w mowie potocznej oznacza kobietę. Zrealizowany dla BBC film okazuje się bardziej odważny w portretowaniu Alfreda Hitchcocka niż zrecenzowana wyżej produkcja kinowa. Sławny reżyser opowiada wulgarne dowcipy, które ani trochę nie są zabawne oraz żąda od Tippi Hedren wdzięczności, a co za tym idzie seksualnego oddania. Gdyby ten film powstał w latach 70, za życia Hitchcocka, mógłby wywołać sporo szumu, dziś może wywołać niesmak i zażenowanie. Nie zmieni to jednak wizerunku Hitchcocka, który nadal pozostanie genialnym filmowcem, bez którego historia kina wyglądałaby zupełnie inaczej, bardziej ubogo i mniej ciekawie.


Za rolę Melanie Daniels w Ptakach Tippi Hedren otrzymała Złoty Glob w kategorii 'najbardziej obiecujący debiut'. Jednak rola u Hitcha okazała się dla niej przekleństwem - reżyser stworzył tę gwiazdę, ale i ją unicestwił na dobre. W porównaniu do Hopkinsa Toby Jones wypadł blado, w dodatku Hitchcock w jego wykonaniu wygląda przy Tippi Hedren na krasnoluda, a w rzeczywistości był od niej wyższy. Znacznie lepiej pod względem aktorskim i wizualnym prezentuje się Sienna Miller, powiedziałbym że jest nawet lepsza niż oryginał, bo Tippi nie zachwyciła mnie aktorstwem, zaś na temat Sienny Miller nie potrafię wykrzesać żadnych słów krytyki. Odniosłem wrażenie, że aktorka jest bardziej podobna do Grace Kelly niż do gwiazdy Ptaków, ale to jeszcze bardziej uwiarygodniło obsesje głównego bohatera na punkcie 'lodowatych' i seksownych blondynek.

Dziewczyna Hitchcocka to film, który może zainteresować widzów zafascynowanych klasycznym okresem hollywoodzkim i jej głównymi przedstawicielami. Twórcy nie kreują tu pomnika słynnego reżysera, ale dodając odrobinę pikanterii pokazują historię człowieka pełnego wad, który wykorzystuje swoją wysoką pozycję, by manipulować ludźmi, rządzić nimi, doprowadzać do łez i rozpaczy, dawać nadzieję i potem brutalnie ją odbierać. Hitchcock nie różni się tu od Normana Batesa ani od tych atakujących ptaków, bo wykorzystując nadarzającą się okazję sprawia ludziom ból i opętany szaleństwem wysysa życie z niespodziewających się zagrożenia osób. Być może gdyby nie został reżyserem byłby mordercą. Czy Hitchcock naprawdę był taki można się tylko domyślać, ale dzięki takim filmom istnieje pretekst, by spróbować poznać bliżej tę nieprzeciętną osobowość chociażby oglądając i analizując jego filmy, których nakręcił mnóstwo.

Postscriptum

To co zwraca uwagę w obu filmach to prawdziwa magia kina polegająca na tym, że na ekranie kinowym sekwencje wyglądają zupełnie inaczej niż podczas etapu zdjęciowego. Oszczędność czasu i pieniędzy, lepsze warunki pracy oraz lepsza jakość obrazu i dźwięku najlepiej charakteryzują pracę w atelier. Jazda samochodem w Psychozie, scena z budką telefoniczną w Ptakach czy choćby przechadzka po peronie w Marnie powstały w warunkach studyjnych i zostały ukształtowane w wyniku montażu i innych postprodukcyjnych zabiegów. Hitchcock był mistrzem inscenizacji obdarzonym wyobraźnią, co widać w przepięknych wizualnie filmach w jego reżyserii. Chałturzenie w telewizji nie osłabiło jego pozycji, a nawet przyczyniło się do jego wielkiego sukcesu, bo Psychoza została sfilmowana przez telewizyjnego operatora Johna L. Russella z użyciem typowych dla małego ekranu środków wyrazu (dekorator wnętrz George Milo, który pracował także przy kolejnych filmach Hitcha, również został przeniesiony z telewizji).

Podsumowując - jeden i drugi film o Hitchcocku to wyśmienita, choć doprawiona odrobiną pikanterii, filmowa uczta, na którą warto poświęcić swój czas. Nieznani dotąd reżyserzy tworząc własną wersję biografii legendarnego filmowca inaczej rozłożyli akcenty, skupiając się na różnych aspektach osobowości Hitcha. Nie jestem rozczarowany, bo nie oczekiwałem po tych produkcjach zbyt wiele, a jednak mają one w sobie coś co każe zastanowić się nad fenomenem mistrza filmowego thrillera. Z jednej strony miał słabość do blondynek i psychopatycznych morderców, z drugiej strony - pozostał wierny żonie i nakręcił wiele arcydzieł. Bo nawet będąc w kryzysie twórczym i małżeńskim potrafił stworzyć wspaniałe i ponadczasowe widowiska. Te dwa filmy, które przenoszą widza na plan trzech jego ostatnich arcydzieł, świetnie się uzupełniają i są doskonałym wprowadzeniem do mistrzowskich dokonań tego wielkiego brytyjskiego artysty.

7 komentarze:

  1. Też nie widziałem ,,Marnie'', pasowałoby obejrzec, bo tam ponoc Hitch też ostro eksperymentuje z kolorem, jak w ,,Vertigo''.
    Ten Toby Jones, to jest jakiś ponury żart, ludzi od castingu to powinni do kopalni uranu posłac , żeby się z czasem do niego upodobnili. Z reżyserów, to on mógłby co najwyżej Henryka Klubę zagrac :D
    Czytałem kiedyś o tych dowcipasach Hitcha : kiedy wydawał wytworne przyjęcie , ustawiał w salonie pufy z zamontowanym mechanizmem - gdy ktoś na takiej usiadł ( ktoś bardzo dystyngowany,bo tylko tacy byli zaproszeni), pufa wydawała dżwięk głośnego pierdnięcia. Widząc kompletnie skonsternowaną minę swej ,,ofiary'', Hitch z niesmakiem kręcił głową, cedząc półgębkiem:
    - Fuj, co za maniery, no kto by pomyślał...:D
    A o Samuelu, to sam bym coś hardkorowego obejrzał, albo poczytał. Już podczas kręcenia ,,Majora Dundee'' pan reżyser za kołnierz nie wylewał, Hestona tak w którymś momencie podkurwił, że go gonił z szablą po planie.
    Najciekawsze opowieści o Peckinpahu zapodaje jego długoletnia asystentka ( od ,,Nędznych Psów'' do ,, Żelaznego Krzyża'') i kochanka Katy Haber . Najlepsze było, jak Samuel laski zarywał - tak mniej więcej w stylu chłopaków za ,, Straw Dogs'' :D

    OdpowiedzUsuń
  2. W lutowym numerze FILMU jest artykuł "Alfabet Alfreda H." i jest tam mowa o jego poczuciu humoru, obok tych dowcipasów, o których wspomniałeś pisze tam jeszcze coś takiego: "Z rekwizytorem założył się, że ten nie odważy się spędzić nocy przykuty do kamery w ciemnym studio. Dla kurażu podał mu kieliszek brandy z dosypanym środkiem przeczyszczającym. Rano znaleziono nieszczęśnika w kałuży ekskrementów." :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A najlepsze jest to, że Hitch wyglądał tak poważnie i statecznie ,że nikt by go o taką jazdę w życiu nie posądzał. A tu proszę...:D
    Dla mnie to świadczy przede wszystkim o tym, że był cały czas młody duchem.

    OdpowiedzUsuń
  4. niedawno sobie zrobiliśmy krótki maraton hiczkokowy. Jego filmy się nie zestarzały, co odkryliśmy z nijakim zdumieniem. Nadal świetnie się je ogląda!

    OdpowiedzUsuń
  5. Póki co widziałem tylko obraz Gervasiego i niestety bardzo mnie rozczarował. Może to dlatego, że miałem zbyt wygórowane oczekiwania? A może dlatego, że nie dowiedziałem się z niego o Hitchu niczego nowego? Nie wiem, w każdym bądź razie mnie znacznie bardziej przekonał Mój tydzień z Marilyn. A Dziewczynę Hitchcocka muszę jak najszybciej nadrobić!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się, że oba filmy są smacznym widowiskiem (choć "Dziewczyna Hitchcocka" moim zdaniem dużo lepsza) - znakomity klimat końcówki lat 50-tych i 60-tych, wyraziste postacie i masa nawiązań do trzech słynnych dzieł Alfreda. Ja tam w obu tych produkcjach wyczułam magię kina dawnych lat (którą wprost ubóstwiam), ale wielbiciele efektów komputerowych na pewno będą zawiedzeni - i dobrze, bo w końcu nakręcili coś dla antyfanów nowoczesnej technologii w filmach, w końcu im (między innymi mnie) też się coś od kina należy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po dłuższym zastanowieniu również uważam "Dziewczynę Hitchcocka" za film lepszy, z tego względu że twórcy bardziej się skupili na pracy Hitchcocka w studiu filmowym, nie zaś na wątku obyczajowo-rodzinnym jak w przypadku filmu Gervasiego.

      Usuń