Poszukiwacze

The Searchers (1956 / 119 minut)
reżyseria: John Ford
scenariusz: Frank S. Nugent na podst. powieści Alana Le Maya

John Ford uznawany jest za kodyfikatora westernu - swoimi filmami, realizowanymi już od 1917 roku, tworzył reguły rządzące tym gatunkiem. Wykreował mitologię, która stała się źródłem inspiracji dla licznych filmowców. Ford znał osobiście ludzi związanych z prawdziwym Dzikim Zachodem (w tym słynnego szeryfa Wyatta Earpa), więc korzystając z wiarygodnych źródeł przetwarzał realistyczne obrazy Dzikiego Zachodu w taki sposób, by w miarę przystępnie zaprezentować widzom problemy, z jakimi borykali się wtedy ludzie. Poszukiwacze to zaskakujące kino jak na tego twórcę - tak jakby na przekór wszystkim Ford zrealizował obraz polemiczny wobec westernu klasycznego, którego sam był przecież głównym reprezentantem.

W 1939 roku John Wayne zabłysnął w Dyliżansie tego samego reżysera - zagrał w nim przestępcę, który staje po stronie sprawiedliwości. Czasy jednak się zmieniły, porządni obywatele stali się zgorzkniałymi antybohaterami męczącymi się w dusznej cywilizacji. I ten stan rzeczy odzwierciedla John Ford w Poszukiwaczach - naturalnie przy pomocy ulubionego aktora Johna Wayne'a. Grany przez niego Ethan Edwards to były konfederacki żołnierz, który po latach uciążliwych bitew musi znów stanąć do walki - tym razem z Indianami z plemienia Komanczów, którzy w brutalny sposób burzą szczęście jego rodziny. Aby odzyskać równowagę i wewnętrzny spokój wyrusza na poszukiwanie bratanicy porwanej przez Komanczów. Ethan jest człowiekiem na wskroś przeżartym nienawiścią do Indian - słońce Teksasu tak go oślepia, że błądzi po omacku na pustkowiu między dziką naturą a cywilizacją.

Charakterystyczna architektura Monument Valley na granicy Arizony i Utah perfekcyjnie buduje atmosferę niepokoju i symbolizuje zagrożenia czające się na bohaterów. Specyficzne czerwone skały, puste niezamieszkane obszary i rozgrzane do czerwoności krajobrazy zwiastują niebezpieczeństwo bardziej wymownie niż indiańskie znaki dymne oraz pokazują człowieka jako istotę kruchą wobec sił natury. Te rozległe pustkowia mówią także o samotności głównego bohatera, który nie ma po swojej stronie nikogo - stracił najbliższą rodzinę, nie ma także domu, w którym mógłby zamieszkać na stałe. Jest typem podróżnika, który większą część życia spędził w siodle i wciąż szuka dla siebie miejsca. Nawet gdy skończyła się wojna secesyjna nie wrócił od razu do domu, przez kilka lat przemierzał Zachód - tylko Bóg wie w jakim celu. W trakcie poszukiwania bratanicy towarzyszy mu młody Martin Pawley, mający domieszkę krwi indiańskiej - również jest on człowiekiem niezłomnym, gotowym poświęcić wiele lat, by odnaleźć zaginioną kuzynkę, bo tylko doprowadzenie tej sprawy do końca może mu przynieść ulgę i spokój ducha.


Pod względem scenariusza ten film cechuje się prostotą, nie wykraczając poza schematy gatunku, lecz Ethan Edwards jest postacią złożoną i to jego postawa i czyny decydują o tym, że film wyróżnia się na tle wielu innych westernów lat 50. John Wayne otrzymał niełatwe zadanie - miał wzbudzić sympatię i zrozumienie dla bohatera o rasistowskich poglądach, którego przepełnia bezgraniczna nienawiść do Indian. Wayne podołał wyzwaniu - Ethan w jego interpretacji to rozgoryczony i wiarygodny antybohater, który stopniowo traci cierpliwość i nadzieję, a jego wściekłość coraz bardziej się nasila. Dzięki kreacji Duke'a widz nie potępia głównego bohatera, ale stara się zrozumieć, co czuje ten zaprawiony w bojach kawalerzysta. Czy naprawdę chce odnaleźć zaginioną córkę brata czy może chce tylko zabijać Indian, a porwanie bratanicy jest dla niego pretekstem do wojny?

Film można uznać za zapowiedź antywesternu - podgatunku, który na dobre zawojował kina dopiero w latach 60. I co ciekawe, to właśnie Ford stworzył pierwszy prawdziwy antywestern, radykalnie zrywający z mitologią gatunku - tym filmem jest Człowiek, który zabił Liberty Valance'a (1962). Natomiast dwa lata później w Jesieni Czejenów (1964) reżyser uczynił Indian pozytywnymi bohaterami, pokazując ich jako ofiary bezdusznej polityki Stanów Zjednoczonych, która zabraniała czerwonoskórym swobodnie poruszać się po terytorium amerykańskim. To wcale jednak nie oznacza, że Ford zmienił swoje nastawienie do Indian. Po prostu wiedział on, że Indianie Indianom nierówni, bo np. Komancze to wojownicy gotowi zabijać nawet kobiety i dzieci, a Czejenowie to przede wszystkim ofiary ekspansji białych osadników. I filmy Forda nie są prezentacją osobistych poglądów reżysera, lecz ambitną interpretacją amerykańskiej historii.


John Ford nie marnował czasu ani taśmy filmowej - każde ujęcie jest w filmie ważne, każdy gest i słowo wypowiedziane przez aktorów jest istotne dla zrozumienia bohaterów i historii, w którą się uwikłali. Reżyser korzysta przy tym nie tylko z dostępnych plenerów, ale także z przestrzeni poza kadrem, by wzmocnić wymowę dzieła. Jest to szczególnie widoczne w ostatnim ujęciu - kamera z wnętrza domu filmuje Wayne'a, który zatrzymuje się na progu, po czym zawraca w stronę otwartej, oświetlonej słońcem przestrzeni. Mało który western ma tak sugestywne, a jednocześnie wieloznaczne zakończenie. Sporo jest także innych bardzo wymownych sekwencji, np. gdy Ethan z nieopanowaną wściekłością strzela do bizonów albo gdy bezcześci indiański grób, strzelając w oczy umarlakowi. Świadczą one dogłębnie o tym, jak bardzo ten bohater zżerany jest przez nienawiść, która osłabia jego czujność i nadwyręża umysł.

W przeciwieństwie do Dyliżansu podróż w Poszukiwaczach kształtuje tylko niektóre ludzkie charaktery. Ethan Edwards pozostaje wciąż tym samym zgorzkniałym i samotnym człowiekiem co na początku. Po przegranej wojnie z Jankesami spragniony jest zwycięstw, ale odwet na Komanczach nie przynosi mu satysfakcji. Zdobył skalp wodza Blizny, ale jego żądza krwi nie została zaspokojona. Tak więc nadal pozostaje poszukiwaczem. Jednak jego towarzysz Martin Pawley ulega przemianie - czuje się spełniony i gotowy, by rozpocząć nowe życie. Wcześniej traktował swoją dziewczynę z dystansem, bronił się przed założeniem rodziny, bo zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw jakie czyhają na kobiety i dzieci podczas nieobecności mężczyzn. Przez pięć lat podróży dojrzewa, zaczyna dostrzegać znaczenie rodziny w życiu człowieka.


Obok świetnych ról męskich (John Wayne, Jeffrey Hunter, Ward Bond) jest jeszcze znakomita Vera Miles. Rola niecierpliwej, nieco histerycznej Laurie to zresztą jedna z najlepszych ról tej aktorki znanej z występów u Forda i Hitchcocka. Fragmenty, gdy czyta list od ukochanego nasycone są humorem i ironią, rozładowują nieco napięcie, osłabiają czujność widza, ale pokazują również że podróż jest uciążliwa nie tylko dla poszukiwaczy, ale też dla tych, którzy na nich czekają w czterech ścianach domu. Atrakcją jest także występ Natalie Wood w roli 15-letniej Debbie - jej pierwsze pojawienie się na ekranie, gdy prezentuje skalpy zabitych Amerykanów, to kluczowy fragment filmu, a złowieszcza muzyka Maxa Steinera podkreśla jakim szokiem dla bohaterów jest ten moment. Kobiety tylko pozornie znajdują się na drugim planie, bo to wokół nich toczy się akcja i bez nich Dziki Zachód z pewnością nie byłby taki dziki i agresywny.

Poszukiwacze to w zgodnej opinii wielbicieli westernów najlepszy film Johna Forda. Reżyser korzystając z symboli gatunku doskonale zrewidował amerykańską przeszłość prezentując bohaterów niespokojnych, zirytowanych bezcelowym błądzeniem po nieprzyjaznych terytoriach. Nie ma w tym filmie wiele akcji, gdyż większość scen dynamicznych rozgrywa się poza kadrem. Ford doszedł do wniosku, że film wywoła większe wrażenie, gdy niektóre sytuacje pozostawi się sferze domysłów. I miał rację - liczne niedomówienia dodają filmowi napięcia, sprawiają że niektóre czyny bohaterów zaskakują. Można analizować charaktery postaci, lecz nigdy tak naprawdę nie pozna się, co nimi kieruje, co wpływa na ich charakter i co sprawia, że zachowują się inaczej niż zachowałby się każdy cywilizowany człowiek. Świetny western, który nie pozostawi nikogo obojętnym - dosłownie od pierwszego do ostatniego ujęcia ten film jest solidnie zaplanowany, daje do myślenia, prowokuje do dyskusji i analiz, zachwyca stroną wizualną i aktorstwem.

7 komentarze:

  1. No, rzadko sięgasz po mainstreamowe produkcje, zwykle starasz się wyszukiwać bardziej niszowe lub mniej znane Westerny :). Dla mnie "Poszukiwacze" to jeden z najwybitniejszych filmów. Nie tylko o Dzikim Zachodzie, ale wogóle. Tak jak napisałeś zachwyca zarówno pod względem wizualnym, jak i aktorskim. Mimo prostego scenariusza, jest naszpikowany barwnymi postaciami na każdym możliwym planie, oraz scenami, które niesamowicie precyzyjnie oddają wyobrażenie ludzi o obyczajach i życiu na pograniczu. To wszystko jest jedyne w swoim rodzaju, nawet jak na Johna Forda, który przecież do takich szegółów obyczajowych przykładał zawsze ogromną wagę. Nie mogę się jednak zgodzić z Tobą co do oceny samego Eathana. Ten człowiek przechodzi największą przemianę ze wszystkich bohaterów, a scena gdy bierze na ręce "indiańską" Debbie i mówi do niej "Wracajmy do domu" jest tego najlepszym przykładem. Ponoć Ford chciał za pomocą Eathana Howksa pokazać wszystkim jaką sam przeszedł przemianę - i chyba musię udało, bo począwszy od "Poszukiwaczy" wszystkie późniejsze jego filmy coraz bardziej rewolucjonizowały gatunek. Film godny polecenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście to jest kwestia interpretacji, możesz mieć rację, ale ja odebrałem inaczej tę postać. Ethan sprowadził do domu Debbie, ostatnią osobę z rodziny, jaka mu została przy życiu. Jego brat i bratowa zginęli w masakrze, a bratanica stała się Indianką, nadal więc pozostaje rozgoryczony i samotny, bez rodziny i własnego domu.

      Usuń
  2. "Poszukiwaczy" oglądałem już tak dawno temu, że jak przez mgłę pamiętam fabułę tego filmu. Pamiętam tylko poszukiwanie młodej dziewczyny...i to chyba niestety wszystko. Ale film jest bardzo dobrze oceniany, więc warto będzie sobie przypomnieć ten film.

    P.S. Nominowałem Cię do zabawy "5 Filmów w Moim Wieku". Po więcej informacji zapraszam do mnie na bloga!

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój wpis dotyczący filmów z '84 czytałem dziś rano i choć jeszcze wtedy nie byłem zaproszony do tej zabawy zacząłem się zastanawiać nad piątką filmów z mojego rocznika. Dzięki za nominację ;)

      Usuń
    2. Wczoraj w nocy, jak publikowałem wpis, to nie wiedziałem jeszcze czy mogę kogoś dalej nominować, ale jak nasza Roztargniona Sowa, czyli Clover sama mi to podsunęła, to z chęcią zaprosiłem do tej zabawy kilka osób;) W tym także i Ciebie:) Z niecierpliwością czekam na Twoje typy!

      Usuń
    3. Mam już swoje typy, ale przynajmniej trzy z nich chciałbym raz jeszcze obejrzeć, gdyż widziałem dawno.

      Usuń
  3. cenne stwierdzenie, że Ford dostrzegał różnice pomiędzy konkretnymi plemionami Indian - praktycznie we wszystkich analizach Indian grupuje się w jednym worku i później pojawiają się niekonsekwencje. Zabawne, że widzowie nie potrafią uwierzyć, że autor obrazu dostrzegał kilka odcieni szarości, a nie jedynie czerń i biel...

    OdpowiedzUsuń