Dotyk zła

Touch of Evil (1958 / 110 minut)
reżyseria: Orson Welles
scenariusz: Orson Welles na podst. powieści Whita Mastersona Badge Of Evil

Umiejętności Wellesa w tworzeniu niesztampowych, nowatorskich filmów są niepodważalne, ale niewiele jest jego aktorskich kreacji zasługujących na zachwyt i pochwały. Welles często przyjmował role dla pieniędzy by sfinansować własne projekty, które odstraszały hollywoodzkich producentów zbyt radykalnym odejściem od standardowych reguł rządzących filmowym językiem. Jego autorskie filmy nie cieszyły się powodzeniem publiczności, szczególnie w Stanach, bo akurat w Europie zostały uznane za arcydzieła. Paradoksalnie, europejskie dzieła Wellesa z lat 60. nie były zbyt udane, więc mimo konfliktów z hollywoodzkim środowiskiem to właśnie amerykańskie filmy uczyniły z niego prawdziwego artystę, wizjonera i mistrza kina. Dotyk zła miał początkowo kręcić ktoś inny, ale za namową Charltona Hestona zatrudniono twórcę Obywatela Kane'a (1941). Reżyser rozpoczął pracę od zniszczenia scenariusza i napisania własnego. I tak ze szmirowatej opowieści kryminalnej narodził się film wyjątkowy, intrygujący, kontrowersyjny.

Dotyk zła opowiada o zdeprawowanym gliniarzu, który szczyci się niezawodną intuicją w tropieniu przestępców. Jednak by kogoś aresztować należy szukać śladów i dowodów winy, sama intuicja nie wystarczy. Potężnej postury gliniarz nie ma ochoty bawić się w mozolne śledztwo - jeśli uważa że ktoś jest winny, bo np. ma motyw i sposobność, to podrzuca mu dowody i delikwent jest ugotowany na amen. Hank Quinlan, bo tak ów gliniarz się nazywa, cieszy się powszechnym szacunkiem, więc nikt nie ośmieli się oskarżyć go o oszustwo. Tylko osoba z zewnątrz, meksykański policjant Mike Vargas, sprzeciwia się bezpardonowym działaniom Quinlana. Obaj stróże prawa próbują więc podważyć wiarygodność swojego adwersarza, a Quinlan by nie stracić reputacji gotów jest złamać wszelkie zasady przyzwoitości. Największą ofiarą tej męskiej rozgrywki okazuje się kobieta, Susan Vargas - nie spodziewająca się zagrożenia żona uczciwego gliny mimowolnie staje się pionkiem w grze o honor, renomę i prawdę.

Orson Welles w żadnym innym filmie nie wypadł tak rewelacyjnie jak w roli Hanka Quinlana - parszywego kapitana policji z doczepionym sztucznym nosem, który jeszcze bardziej nadaje mu wygląd dwulicowego, odrażającego typa. W interpretacji tego aktora to nie jest wcale człowiek wzbudzający respekt, ale żałosna istota, w której niewiele pozostało ludzkich odruchów. Pełen jest pychy i rasowych uprzedzeń, a prawda niewiele jest dla niego warta. Mimo wysokiej pozycji w branży (a może właśnie z jej powodu) jest człowiekiem samotnym i nielubianym. Powoli wyłania się z niego ktoś bardziej ludzki - ktoś, kto stracił ukochaną osobę i stał się przez to wrakiem człowieka. Istnieje przypuszczenie, że zło ujawniło się w nim pod wpływem dramatycznych przeżyć. Gdyby Vargas również przeżył tragedię (np. śmierć żony) pewnie też stałby się zgorzkniałym i brutalnym antybohaterem. Gdyby powstał prequel tego filmu to Quinlan mógłby w nim być w pełni pozytywną postacią.

Chociaż Welles zdominował ekran swoją osobowością i posturą nie był jednak narcystycznym typem, więc dał szansę także innym aktorom. Charlton Heston wypadł całkiem przyzwoicie w roli zawziętego i praworządnego policjanta z wydziału narkotyków, choć w roli Meksykanina trudno go zaakceptować. Bardzo udaną rolę do swojego dorobku dopisała Janet Leigh - grana przez nią Susan to kobieta bezgranicznie oddana swojemu mężowi, ale w starciu z jego profesją okazuje się istotą kruchą i bezwolną. Bardzo prawdopodobne, że Janet Leigh, a szczególnie jej sceny w motelu zainspirowały Alfreda Hitchcocka do obsadzenia jej w Psychozie, gdzie udowodniła że nawet rola ofiary morderstwa  może być ponadprzeciętną kreacją. Drugi plan w Dotyku zła też wyróżnia się niezwykłymi osobowościami, ale na szczególne wyróżnienie zasługuje występ Marleny Dietrich w roli cygańskiej wróżki i prawdopodobnie jedynej osoby, która szanuje Quinlana mimo jego szorstkiego charakteru.

Życie pełne jest niespodzianek, a niektóre z nich kształtują ludzką mentalność i temperament. Bo zło istnieje w każdym z nas, czeka tylko na moment by wybuchnąć. Ten fatalizm i przygnębienie udało się doskonale pokazać na ekranie, co jest zasługą wybitnego operatora Russella Metty'ego (parę lat później zdobył Oscara za barwne zdjęcia do Spartakusa). Świat w obiektywie tego mistrza kamery jest zniekształcony, a cienie rzucane przez bohaterów sugerują dwoistą naturę mieszkańców. Żadne światło nie jest w stanie oświetlić tej rzeczywistości w taki sposób, by wprowadzić tu choć odrobinę ciepła, radości i nadziei. W równym stopniu co scenariusz Wellesa zdjęcia Metty'ego opowiadają ponurą historię o złu, nienawiści i cierpieniu, które kierują poczynaniami ludzi, przyczyniają się do ich wzlotów i upadków.

Od dawna wiadomo, że jednym z ważniejszych etapów w realizacji filmu jest montaż, który potrafi zmienić koncepcję reżysera. Dotyk zła nie jest pierwszym filmem Wellesa, który przemontowano bez jego wiedzy. Jednak po latach udało się przywrócić pierwotny zamysł reżysera - trwający 110 minut film zmontowany w 1998 roku przez Waltera Murcha to kino autorskie bardzo bliskie wizji Orsona Wellesa (wersja z 1958 trwała 95 minut, a montowali ją Virgil W. Vogel i Aaron Stell). Nie tylko jednak montaż odróżnia wizję Wellesa od hollywoodzkich standardów, ale i sposób prowadzenia kamery. Sfilmowana w jednym ujęciu scena otwierająca film to majstersztyk - kunszt reżysera i profesjonalizm operatora kreują tu aurę posępnego miasta, gdzie trudno przewidzieć skąd przyjdzie zagrożenie i w jakiej postaci. Dalsze fragmenty potwierdzają, że każdy może być zwiastunem zła i śmierci - gangsterzy, narkomani jak również policjanci. Pełne napięcia są szczególnie sceny w motelu znajdującym się na odludziu. Porządku pilnuje tylko nierozgarnięty stróż nocny - może jest upośledzony a może tylko udaje, by pozostać poza wszelkim podejrzeniem a jednocześnie uniknąć zbędnych pytań.

Welles w swoim filmie obnaża korupcję i oszustwa jakich dopuszczają się policjanci. Mający legalną władzę są w stanie zniszczyć życie i karierę każdego, kto stanie im na drodze. Akcja filmu rozpoczyna się od beztroskiej przejażdżki samochodem, która kończy się eksplozją - incydent ma miejsce na pograniczu amerykańsko-meksykańskim. I od tej pory obserwujemy pełen napięcia konflikt dwóch postaw. Amerykanin jest tu postacią zdecydowanie negatywną, zachowującą się w sposób skandaliczny, zaś obywatel Meksyku nie został jeszcze całkowicie przesiąknięty złem, ale ma w sobie gniew i determinację, by tę sprawę doprowadzić do końca. W pewnym momencie zagadka morderstwa schodzi na dalszy plan ustępując miejsca ekscytującej rozgrywce pomiędzy dwoma twardymi policjantami. Dotyk zła to łabędzi śpiew nurtu czarnego kryminału, zapoczątkowanego Sokołem maltańskim (1941), ale akurat ten łabędzi śpiew fascynuje i uwodzi. Widać tu rękę wizjonera, który wierzy w swoje pomysły i nie schlebia oczekiwaniom publiczności.

Fabuła tak naprawdę nie jest tutaj istotna, ważne są tylko poszczególne motywy łączące się w jedną nierozerwalną całość. Tematykę zbrodni i ludzkiej podłości Welles wykorzystał już chociażby w Damie z Szanghaju (1947), ale niezbyt mu się udał ten film (przynajmniej w moim odczuciu). Dotyk zła prezentuje się znacznie lepiej głównie dzięki eksperymentalnym zabiegom reżysera, które uszlachetniają tradycyjną kryminalną fabułę o skorumpowanych policjantach, nędznych złoczyńcach, zadymionych spelunkach, mrocznych ulicach i obskurnych motelach. W warstwie wizualnej pojawiają się nawiązania do niemieckiego ekspresjonizmu, co oczywiście w gatunku noir nie jest nowością, bo przecież tworzyli go niemieccy filmowcy, których ukształtował ekspresjonizm (Fritz Lang, Billy Wilder, Robert Siodmak, Otto Preminger). Wśród amerykańskich czarnych kryminałów mam innych ulubieńców, ale Dotyk zła bez wątpienia godny jest uwagi, bo to nie tylko żelazny klasyk gatunku, ale przede wszystkim genialny przykład na to, jak opowiedzieć historię nie za pomocą dialogów, intrygi i akcji, lecz obrazów, oświetlenia i rozplanowania obiektów w kadrze.

1 komentarze:

  1. Mój ulubiony Welles. Masa niesamowitych scen, ten moment jak się Quinlan złamał i zaczął wódę walic ( i ten byczy łeb na ścianie ;D)mógł po latach zainspirowac Nikitę Michałkowa do podobnego wątku w 'Cyruliku Syberyjskim'. Welles fantastycznie ograł ten swój smalec, robiąc z niego dodatkowy środek wyrazu, jak póżniej Brando.
    W Europie zrobił dwa na prawdę ciekawe filmy; 'Falstaffa' ( Chimes at Midnight ), który uchodzi za jego najwybitniejszą ekranizację Szekspira i 'Proces' wg Kafki.

    OdpowiedzUsuń