reżyseria: James Wan
scenariusz: Chad Hayes, Carey Hayes
James Wan wziął na siebie niełatwe zadanie - przestraszyć widzów, którzy tyle już widzieli, że nic nie jest ich w stanie zaskoczyć. A jednak reżyserowane przez niego filmy (Piła, Naznaczony, Obecność), mimo iż nie pokazują niczego nowego, są w stanie sprawić by widz podskoczył w fotelu. W horrorze pt. Obecność poznajemy małżeństwo Warrenów zajmujące się zjawiskami nadprzyrodzonymi. To autentyczne postacie, których makabryczne relacje nieraz inspirowały filmowców (np. Stuarta Rosenberga, reżysera filmu The Amityville Horror z 1979). Tym razem demony karmią się strachem siedmioosobowej rodziny, która nieświadoma zagrożenia wprowadza się do nowego domu kupionego na aukcji. Tylko ich pies wyczuwa obecność niewidzialnych intruzów.
Reżyser nie omieszkał wspomnieć już na początku, że to film oparty na faktach. I jakaś cząstka prawdy na pewno tkwi w tej historii, ale w duchy i demony człowiek uwierzy dopiero wówczas gdy zobaczy je na własne oczy lub wyczuje ich obecność, ich oddech za plecami. Horrory nie wymagają racjonalnego wyjaśniania dziwnych zjawisk - w świecie horrorów duchy i demony po prostu istnieją i nie ma na to rady, a walka z nimi naznaczona jest bólem, cierpieniem i strachem. W filmie Jamesa Wana demon jest wyjątkowo złośliwy i brutalny - chce zabić całą rodzinę, nawet najmłodsze dzieci. Lorraine i Ed Warrenowie, którzy są doświadczonymi łowcami duchów, będą mocno wstrząśnięci tym, co zobaczą i czego doświadczą.
Lorraine jest jasnowidzką - to nie tylko dar, ale i przekleństwo - osłabia ją, niszczy, mnoży koszmary. Jest jednak gotowa ponieść ryzyko, by pomóc ludziom, którzy zginęliby bez jej wsparcia. Wierzy że Bóg obdarzył ją wyjątkowymi zdolnościami w tym celu, aby nieść pomoc potrzebującym. Scenarzyści stworzyli bardzo interesującą postać, którą mogła uwiarygodnić tylko zdolna aktorka, umiejąca pokazać zarówno obsesyjny lęk jak również hart ducha. Wybór padł na Verę Farmigę, która spisała się wyśmienicie. Reszta obsady też czuje się nieźle w klimacie kina grozy, ale to wspomniana aktorka wzbudza największe uznanie, a widz podziela fascynacje i obawy granej przez nią bohaterki.
Kamera Johna Leonettiego pokazuje ciekawe ujęcia z różnych kątów, by dom
Perronów uczynić miejscem złowieszczym i mrocznym, gdzie ukrywa się
prawdziwe Zło. Jak przystało na porządny film grozy najstraszniejsze
rzeczy dzieją się w nocy, gdy ciemność spowija wnętrza budynków i
wszelkie odgłosy budzą wtedy niepokój. Można zamknąć oczy albo zatkać
uszy, lecz Zło i tak nie ucieknie, a strach jeszcze bardziej wzrośnie. Autorom filmu doskonale udało się zestawić niedowiarków z tym co nadnaturalne, pochodzące z innego świata. Z jednej strony mamy normalną wielodzietną rodzinę, z drugiej - tajemnicze siły, które pragną rozbić ten związek. A pośrodku jest dwoje sympatycznych, ale uważanych powszechnie za dziwaków małżonków, którzy wszelkimi dostępnymi środkami próbują wyrwać obcą rodzinę z mocno zaciśniętych diabelskich szponów. Tak jak w Egzorcyście zostają tu zadane pytania o istnienie Boga i Diabła. I tak jak w tamtym filmie okazuje się, że Diabeł istnieje, zaś dowodem na istnienie Boga jest poświęcenie człowieka dla zupełnie obcych ludzi.
Obecność to świetny horror, którym autorzy zdają się mówić, że wokół nas istnieją zjawiska niewyobrażalne i upiorne, które w najmniej spodziewanym momencie mogą zaatakować najsłabsze jednostki oraz sceptyków. Wiadomo że nie należy wierzyć we wszystko (Warrenowie np. nie wierzą w wampiry), ale zanim z kogoś się zadrwi należy zbadać sytuację. James Wan okazał się znakomitym badaczem niezwykłych zjawisk i zagrożenie w jego filmie tylko pozornie wydaje się nierealne. W pewnym momencie wyczuwa się oddech demona, sfilmowane wydarzenia potęgują niepokój, a strach osiąga najwyższy stopień. Reżyser podszedł profesjonalnie do zadania - dzięki doskonałemu wyczuciu i znajomości reguł gatunku stworzył posępny klimat, nie psując go krwawymi efektami ani głośną muzyką. Akcja filmu toczy się na początku lat 70. i ten film gdyby powstał w tamtych latach byłby godnym przeciwnikiem dla Egzorcysty (1973) Williama Friedkina. Ale i we współczesnym kinie, gdy trudno znaleźć porządny film grozy, dzieło Jamesa Wana trafia do czołówki najlepszych w swoim gatunku.
Popieram, świetna produkcja strasząca umiejętnie zbudowanym klimatem i fajnie odtworzoną historią. Bardzo lubię takie klasyczne historie z serii "przyjechali i straszyło", a, kurczę, ten schemat naprawdę ciężko odtworzyć bez popadania we wtórność albo kombinatorstwo. James Wan jest na ten moment moim ulubionym twórcą w gatunku.
OdpowiedzUsuńŻałuję tylko, że nie zdążyłam złapać Insidious 2 kiedy leciało w kinach :/
Strach się bać. To ja oczywiście spasuje, bo ostatni akapit choć może być dla niektórych zachętą, dla mnie wręcz przeciwnie - demoniczna tematyka potrafi nieźle namieszać w głowie i wolę trzymać się z daleka od sił nieczystych. Nawet Vera Farmiga mnie nie przekona ;)
OdpowiedzUsuńMasz talent - Twój tekst zaciekawił mnie bardziej niż film :-). I chociaż sam horror niespecjalnie mi się podobał - może dlatego, że bardziej przekonują mnie Azjaci w tym gatunku - to recenzję czytało mi się świetnie.
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
UsuńA Azjatów lubię, ale nie za horrory :-)
Obejrzałam, mniej doceniam, ale pierwsza połowa rzeczywiście jest dobra. Tylko potem jakoś tak... No nie wiem, napięcie o tyle spada, że dużo wiadomo, wszystko robi się mniej tajemniczo-straszne na rzecz przechodzonego wyginania twarzy w strasznych grymasach. Ale jaka obsada zacna! Verę Farmigę mogę oglądać nawet w reklamach proszków do prania, reszta też daje radę, aż miło obejrzeć.
OdpowiedzUsuńNadal, dla mnie najlepszymi horrorami pozostają takie tytuły jak "Sierociniec", "Lśnienie", na swój sposób "Krzyk", chociaż na pewno nie są to najstraszniejsze filmy. Do Wesa Cravena mam odwieczną słabość.
"Sierociniec" też mi się podobał, chociaż bliżej mu do dramatu niż horroru. "Krzyk" oglądałem jeszcze w latach 90, wtedy zrobił na mnie ogromne wrażenie i więcej do niego nie wróciłem, ponieważ dość dobrze go pamiętam, tożsamość morderców także zapadła w pamięć.
UsuńDo "Lśnienia" nie mogę się przekonać, wolę pierwowzór literacki. Ostatnio słyszałem, że King napisał kontynuację tej książki.
Jeszcze nie oglądałem i w sumie to do końca nie wiem, czy obejrzeć chcę. mam jakąś wewnętrzną blokadę przed oglądaniem współczesnych horrorów i jakąś niechęć, która odrzuca mnie, zanim w ogóle będe miał okazję film obejrzeć. W zasadzie z "ostatnich" typowych horrorów zadowolił mnie w jakimś stopniu jedynie wspominany tu już "Sierociniec". Co prawda czepiałem się go przy Twojej recenzji, bo pozostawiał niedosyt, ale miał klimat, straszył i miał historię - a to najważniejsze. W zdecydowanej większości jednak współczesne horrory zupełnie do mnie nie trafiają. "Obecności" mimo wszystko na razie w planach nie mam, ale zachęcony Twoją opinią być może kiedyś dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńMiałam straszną blokadę przed zobaczeniem tego filmu, nawet nie wiem dlaczego. Jednak pewnego dnia włączyłam, zobaczyłam i nie żałuje. Film godny polecenia. Budowane napięcie, dobra gra aktorska i idealnie nakręcone sceny sprawiły,że moje serce czasami stawało, by zaraz potem bić tak szybko,że jest to nie do opisania. Zgadzam się z Tobą i polecam film! ;)
OdpowiedzUsuń